Miało pójść łatwo: przyjazny Kościołowi katolickiemu PiS zmieni prawo, zakon zgodnie z przyjętą praktyką otrzyma 99 proc. zniżki i oblaci będą mogli budować na Łyścu swoje centrum pielgrzymkowe. Nieoczekiwanie z wnioskiem o kupno działek na Łysej Górze zwrócił się inny Kościół.
Równo rok temu pisaliśmy o rozporządzeniu wydanym przez Radę Ministrów, pozwalającym na wykrojenie ze Świętokrzyskiego Parku Narodowego trzech działek na szczycie Łyśca o łącznej powierzchni 1,3447 ha. Protestowały wtedy liczne instytucje i organizacje, dowodząc, że ten skrawek ziemi jest niezwykle cenny zarówno pod względem przyrodniczym, jak i historycznym i że musi być chroniony.
Działki miały być jednak prezentem dla oblatów – zakonu, który rezyduje w klasztorze należącym niegdyś do benedyktynów. Oblatom, którzy nazywają przedsięwzięcie „reintegracją Świętego Krzyża” oraz „sprawiedliwością dziejową”, teren klasztoru nie wystarczy. Roszczą sobie prawa do ziemi, dawnego szpitalika i zachodniego skrzydła dawnego klasztoru, gdzie mieści się budynek zawiadywany przez ŚPN. Zakon chciałby organizować odpusty i zjazdy, więc potrzebuje więcej przestrzeni, by pomieścić tysiące pielgrzymów.
Wartość mchów i kamieni
Już teraz obserwujemy kilkutysięczne pielgrzymki motocyklistów pędzące z rykiem silników na szczyt Łyśca przez środek Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Co tam się będzie działo, gdy powstanie całe centrum pielgrzymkowo-turystyczne? A to raptem 1,35 ha: mchy, porosty, ptaki i przedchrześcijański wał kultowy.
czytaj także
Dla rządzących skarb musi być jednak ze złota, żeby miał jakąś wartość. Mchy, drzewa i kamienie niewiele znaczą, bo nie pasują do opowieści o Panu Historii, dzięki boskiej woli którego powstała katolicka od zarania dziejów Polska. Pewnie dlatego podstawą do wydzielenia tych działek miała być, jak przekonywali pisowscy politycy, utrata wartości przyrodniczych i kulturowych. Czego się nie ceni, to się traci, więc po zagrabieniu terenu przez oblatów i rozjechaniu go koparkami, wyasfaltowaniu i postawieniu centrum pielgrzymkowego wszelkie wartości przyrodnicze i kulturowe z pewnością zostaną utracone.
Mimo protestów środowisk eksperckich, w tym Polskiej Akademii Nauk, Państwowej Rady Ochrony Przyrody i Rady Naukowej Świętokrzyskiego Parku Narodowego, a także sejmowej komisji prawniczej i 23 organizacji, Mateusz Morawiecki rozporządzenie podpisał. A oblaci podziękowali. „Jeszcze raz chciałbym podziękować wszystkim oblatom za wsparcie. Całemu Rządowi, Panu Premierowi, Radzie Ministrów, Ministrom Klimatu i Środowiska, począwszy od Pana Kowalczyka, który podjął pierwsze starania w 2019 r., a skończywszy na aktualnej Minister Środowiska Pani Annie Moskwie” − napisał o. dr Marian Puchała.
W maju 2022 roku wysłali zaś do starostwa ofertę zakupu tych działek, wartych teraz 3,268 mln zł. Bo działki nagle, jak donosi kielecka „Gazeta Wyborcza”, potaniały. W 2019 roku tylko dwie z trzech działek warte były jeszcze 5 mln 447 tys. zł. Cuda się najwyraźniej dzieją na Łyścu, bo kiedy w całym kraju ceny ziemi rosną, tam spadają. Oblaci wnioskują o sprzedaż bez przetargu i z 99-proc. bonifikatą. Gdyby im się to udało, za bezcenne 1,35 ha zapłaciliby zaledwie około 32 tys. zł.
NIK też nic
Procedury trwają. Tymczasem 30 września 2022 roku Najwyższa Izba Kontroli opublikowała informację o wynikach kontroli procesu legislacyjnego, który doprowadził do wydzielenia działek z obszaru ŚPN. NIK stwierdził, że podstaw do wyłączenia nie było, bo teren nie utracił swojej wartości. Zwrócił też uwagę na nieprawidłowość przeprowadzenia konsultacji społecznych i inne błędy, a włączenie w obręb parku enklawy o powierzchni 62,5 ha lasu pod Grzegorzowicami uznał za niebezpieczny precedens, który daje wygodny pretekst do wymiany terenów bardziej wartościowych na mniej cenne. Ostatecznie NIK wniósł o ponowne włączenie w granice ŚPN działek wciąż stanowiących własność państwa.
W latach 90. w społeczną potęgę Kościoła wierzyło tylko środowisko „Gazety Wyborczej” [rozmowa]
czytaj także
Raport NIK nie wywarł jednak na rządzących oczekiwanego wrażenia. W sumie trudno się dziwić – mamy rok wyborczy, a energia, z jaką oblaci zbierali podpisy wśród zmanipulowanych parafian, każe nie lekceważyć kościelnych możliwości. Piszę tak śmiało, że zostali zmanipulowani, bo oficjalny przekaz ojca doktora Mariana Puchały jest zwyczajnie kłamliwy, kiedy pisze on, że „wielkie środowiska naukowe Kielc, Warszawy i Krakowa również swoimi podpisami wydały stosowne rekomendacje, w których zaznaczały, że zgadzają się z nami i popierają nasze starania”. Znaczące środowiska naukowe, jak pisałam wyżej, protestowały.
W odpowiedzi na interpelację poselską Anity Sowińskiej i Andrzeja Szejny z Lewicy, którzy pytali, czy rząd wypełni postanowienia NIK, wiceministra w Ministerstwie Klimatu i Środowiska Małgorzata Golińska powtórzyła wszystkie poprzednie opinie rządu PiS, jasno dając do zrozumienia, że raport NIK niewiele ją obchodzi.
Już wydawało się, że sprawa przegrana, że oblaci, cieszący się najwidoczniej sympatią władz („w Urzędzie Marszałkowskim, Starostwie, u Pana Wojewody. Wszystkie te konsultacje były bardzo pomyślne dla nas” – pisali), zaraz dopną transakcji. A wtedy do gry weszli rodzimowiercy.
Dwa Kościoły
Rodzimy Kościół Polski od początku uczestniczył w protestach przeciw wykrawaniu działek z ŚPN. Protestuje też przeciw innym aktom zawłaszczania historii Polski przez Kościół rzymskokatolicki, na przykład kiedy z okazji 1050 rocznicy chrztu Polski na Ślęży odbywały się uroczystości kościelne z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy.
− Byliśmy na miejscu, podkreślając, że nie jest to miejsce w jakikolwiek sposób związane z rocznicą chrztu Polski. Ślęża była przedchrześcijańskim obiektem kultu nie tylko Słowian, ale i Celtów, jest to więc oczywista próba zawłaszczenia tego sanktuarium − mówi rodzimowierca Ratomir Wilkowski.
− Jest umowny podział na religie objawione, gdzie pojawia się jakiś prorok albo mesjasz, i religie naturalne, które wykształciły się na danym terenie, razem z grupą kulturową od początku jej dziejów. Te ostatnie opierają się na zmysłowej i pozazmysłowej obserwacji otaczającego nas świata. Natura jest bardzo ściśle związana z tożsamością i wierzeniami słowiańskimi. Łysa Góra, Ślęża, Święta Góra w Polanowie, góra Chełmska na Pomorzu – te wszystkie miejsca szczególne były i są miejscami kultu. Wszystkie najstarsze chrześcijańskie sanktuaria zostały ustanowione na miejscu dawnych słowiańskich w celu ich wyparcia. Symbolem regionu świętokrzyskiego są zloty czarownic. To zostało w pamięci − wyjaśnia Wilkowski.
Rodzimy Kościół Polski zdecydowanie odżegnuje się od wszelkich ruchów faszyzujących i nacjonalistycznych, a także od mitotwórców Wielkiej Lechii. W ich systemie wartości człowiek nie jest panem świata, ale jego elementem, wcale nie ważniejszym niż inne, a podstawową jednostką organizacyjną są gromady − to system demokratyczny.
czytaj także
Teraz rodzimowiercy zdecydowali, że nie będą dłużej bezradnie patrzeć na niemoc kolejnych instytucji, ale że zagrają w grę według zastanych reguł.
− Jesteśmy zarejestrowani od 1995 roku jako Rodzimy Kościół Polski, ale jako grupa istniejemy dłużej, a naszymi poprzednikami było Święte Koło Czcicieli Światowida − opowiada Wilkowski. − Według konstytucji mamy takie sama prawa jak Kościół rzymskokatolicki, choć wiadomo, że cieszy się on szczególną przychylnością aktualnie rządzących − mówi.
Na czym polega pomysł rodzimowierców? Na skorzystaniu z równego prawa związków wyznaniowych i Kościołów. 13 stycznia 2023 roku złożyli wniosek o umożliwienie nabycia przez Rodzimy Kościół Polski trzech działek na szczycie Łyśca z uwzględnieniem przysługującej Kościołom 99-procentowej bonifikaty.
Powołali się na artykuł 25 ust. 2 konstytucji, który mówi, że „władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Chęć zakupu tego terenu uzasadnili tym, że Kościół rodzimy nawiązuje do wierzeń Słowian, dla których Łysiec, czyli Łysa Góra, był obiektem kultu na długo, zanim pojawił się tu Kościół chrześcijański. „Mamy zdecydowanie większe podstawy odwoływać się do sprawiedliwości dziejowej i domagać się zadośćuczynienia za zniszczone i przejęte w procesie chrystianizacji pierwotne, etniczne miejsca kultu” − piszą w uzasadnieniu wniosku.
Przypominają też, że Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów nie ma podstaw do roszczeń zwrotu nieruchomości, ponieważ w 1819 roku abp Franciszek Malczewski dekretem skasował opactwo na Świętym Krzyżu, a ziemie wraz z budynkami sprzedano Królestwu Polskiemu. Państwo nie może więc zwrócić Kościołowi katolickiemu czegoś, co już od niego nabyło. Bezzasadność roszczeń uznała też w 2002 roku Komisja Majątkowa.
− Spadek wartości działek w ciągu trzech lat o dwa miliony to coś, przy czym powinna zapalić się czerwona lampka, a tu jeszcze oblaci występują o 99-procentowy rabat, czyli chcą to zakupić za 1 procent wartości. To jest przedwyborczy prezent. Gdyby nie było innej oferty, oblaci nabyliby ten teren na drodze bezprzetargowej. Jest szansa, że dzięki naszej inicjatywie uda się nie dopuścić do zaniżenia jego wartości i przejęcia go za bezcen.
Państwo przeciw obywatelkom
Jest to też okazja do nagłośnienia i podniesienia energii wokół tej sprawy, która wydawała się już przesądzona, a odwoływać można by się było co najwyżej do zawłaszczonej prokuratury i Trybunału Konstytucyjnego. Teraz w środowisku aktywistyczno-przyrodniczym widać więcej nadziei i entuzjazmu. To przecież kolejna w ostatnich latach sytuacja, kiedy obywatelki i obywatele organizują się, żeby robić to, do czego powołane jest państwo: pilnować interesu publicznego.
czytaj także
Co rodzimowiercy zamierzają zrobić z działkami, gdyby udało im się je zakupić?
− Chcielibyśmy, żeby został przywrócony wcześniejszy, chroniony stan tego obszaru.
Czy miałoby się to odbyć na drodze włączenia go ponownie do ŚPN?
− Docelowo tak, ale czy od razu? Musielibyśmy mieć pewność, że park tego zaraz z powrotem nie odda. Przekazanie musiałoby być warunkowe, na przykład poprzez zapis notarialny, że te tereny nie będą znów wydzielane albo przekazywane oblatom w dzierżawę. Może się i tak zdarzyć, że ŚPN nie będzie zainteresowany odzyskaniem działek. Działamy w porozumieniu z kieleckim Stowarzyszeniem Społeczno-Przyrodniczym M.O.S.T., które skupia przyrodników, psychologów i nauczycieli z regionu świętokrzyskiego, realizuje projekty badań i ochrony przyrody, zajmuje się edukacją przyrodniczą. W porozumieniu z nim i innymi instytucjami i organizacjami wypracujemy sposób, który pozwoli zachować walory przyrodnicze tego terenu − mówi Ratomir Wilkowski.
czytaj także
Tymczasem rodzimowiercy zorganizowali zbiórkę i mobilizują obywatelki i obywateli w mediach społecznościowych.
− Teraz, kiedy o kupno działek wnioskują dwa podmioty − tłumaczy Wilkowski − wybranie przez starostwo jednego z nich będzie jawnym uprzywilejowaniem i mamy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Starostwo może też próbować podzielić działki i dwie dać jednemu oferentowi, a pozostałą drugiemu. Może też ogłosić przetarg i dopuścić inne podmioty, nie tylko związki wyznaniowe. A przy cenie wywoławczej będącej ułamkiem rzeczywistej wartości znajdzie się z pewnością znacznie więcej chętnych na ten obszar.
− Liczymy na mobilizację środowisk przyrodniczych, instytucji, organizacji i społeczeństwa, bo to nasz wspólny interes, żeby tak cenne przyrodniczo i kulturowo miejsce nie przepadło. Ono należy do nas wszystkich − mówi Wilkowski.