Świat

USA: 50 lat odbierania prawa do aborcji

Trump obiecał, że mianowani przez niego sędziowie zniosą w Ameryce prawo do aborcji – i wygląda na to, że dotrzymał słowa, choć już od dawna nie rządzi. Amerykańska prawica nie może uwierzyć w zwycięstwo, jakie sobie wywalczyła – kosztem praw i życia kobiet.

O tym, że obalenie Roe vs. Wade – wyroku, który w 1973 roku przyznał Amerykankom nieograniczone prawo do aborcji w pierwszym i częściowo w drugim trymestrze ciąży – może zostać „przegłosowane”, a prawo do przerywania ciąży zniesione, wiadomo było od roku 2020, odkąd konserwatyści zyskali większość w Sądzie Najwyższym. Pytanie brzmiało: czy mają czelność to zrobić? Oraz: kiedy to się stanie?

Nie wiemy nawet, czy przeciek z Sądu Najwyższego był, u swoich źródeł, przypadkowy, czy celowy. Prawica twierdzi, że winny jest z pewnością jakiś lewicowy urzędas w kancelarii jednego z trzech liberalnych sędziów, bo tylko lewak mógłby się dopuścić podobnego bezeceństwa. Ubolewają, że Amerykanie będą odtąd patrzyli na Sąd Najwyższy jako na instytucję czysto polityczną, a jego reputacji nie da się uratować. Demokraci mają inną teorię: dokument ujawniono, bo jeden z konserwatywnych sędziów „zmiękł” i próbował się wycofać – w tej interpretacji opublikowanie poufnego szkicu miałoby utrudnić sędziom takie „rozmyślenie się”.

Amerykę czeka wielki spór o aborcję. Co warto o nim wiedzieć?

Nie można też wykluczyć, że dokument został przypadkowo pozostawiony w jakiejś toalecie albo w Starbucksie. Niemniej, w końcu szkic nadciągającej decyzji sądu trafił do reporterów z przedsiębiorstwa medialnego „Politico” – jednego z najważniejszych medialnych graczy w Waszyngtonie.

Nie ma wątpliwości, że 98-stronicowy dokument jest autentyczny – również dlatego, że ideowo, językowo i ideologiczne odzwierciedla głębokie przekonanie prawicy nie tylko o tym, że aborcja jest niemoralna, ale również, że decyzja w sprawie Roe vs. Wade jest po prostu wadliwa z prawnego punktu widzenia. Sam szkic, napisany przez konserwatywnego sędziego Sama Alito, to mokry sen prawicy. „Too good to be true” – stwierdzili w redakcji intelektualnego przyczółka prawicy, magazynu „National Review”. Słowem, nawet prawica nie może uwierzyć, że zwycięstwo, o które walczyły pokolenia konserwatystów, może być tak blisko.

Oś argumentu konserwatywnej większości w Sądzie jest następująca: nie może być konstytucyjne prawo, które nie zostało uwzględnione w tekście samej konstytucji – ratyfikowanym, przypomnijmy, w 1788 roku, ani nie jest zakorzenione w długiej tradycji narodu. Ten rodzaj czytania konstytucji to tzw. oryginalizm, promowany przez zmarłego konserwatywnego sędziego Antonina Scalię, a obecnie już przez większość w Sądzie Najwyższym. W samym założeniu takie podejście jest krytyką roli, jaką Sąd Najwyższy odgrywa w historii USA od połowy XX wieku, będąc siłą bardziej liberalną niż sam Kongres. Przypomina się na przykład, że to nie demokratycznie wybrani przedstawiciele wyborców, ale mianowani przez prezydentów sędziowie znieśli w 1954 roku segregację rasową w szkołach, wydając decyzję w słynnej sprawie Brown vs. Board of Education.

Wszystko, co chciałaś wiedzieć o aborcji, ale dziadersi woleli, żebyś nie pytała

Scalia powiedziałby, a za nim powtarza teraz sędzia Alito, że kwestia aborcji nie powinna być rozstrzygana w Sądzie Najwyższym, lecz w Kongresie lub w kongresach poszczególnych stanów. To z kolei związane jest z tendencją do umniejszania roli władz federalnych, jaka charakteryzuje, przynajmniej na poziomie ideologicznym, typowy amerykański konserwatyzm, który często woli pozostawiać decyzje poszczególnym stanom.

W 1973 roku, gdy aborcja faktycznie stała się prawem konstytucyjnym, kontrowersji było mniej niż obecnie. Aborcja była legalna w Stanach Zjednoczonych przez pierwsze 70 lat istnienia kraju; poszczególne stany zaczęły wprowadzać przepisy antyaborcyjne w latach 60. XIX wieku. Aborcja nie była tematem dyskutowanym ani politycznie zapalnym. Pierwsza poważna organizacja „pro-life”, National Right to Life Committee, powstała w 1967 roku w ramach organizacji katolickiej. Środowiska ewangelickie – religijny trzon Ameryki i fundament republikańskiego establishmentu – nie były zainteresowane tematem. Pierwsza wielka akcja przeciwko aborcji została zorganizowana dopiero w odpowiedzi na przyjęte już prawo, jakie zapanowało po wyroku w sprawie Roe vs. Wade.

Statystyki pokazują, że ówczesna decyzja Sądu była odpowiedzią na prawdziwy kryzys w ochronie zdrowia i liczbę kobiet trafiających do szpitala po próbie nielegalnej lub samodzielnie przeprowadzonej aborcji. To właśnie z tamtych lat w Ameryce pochodzi symbol metalowego wieszaka.

Warto podkreślić, że w 1973 roku Sąd Najwyższy bynajmniej nie składał się z hipisów: sześciu spośród dziewięciu sędziów należało do republikańskiego establishmentu, pięciu z nich było głęboko konserwatywnych. Decyzja została podjęta stosunkiem głosów 7 do 2, a do jej uzasadnienia sąd wykorzystał 14. poprawkę do Konstytucji z 1986 roku. Zgodnie z przyjętym prawem aborcja w pierwszym i drugim semestrze stała się sprawą prywatną do rozstrzygnięcia między kobietą a jej lekarzem. Wtedy właśnie rozpoczęła się w Ameryce wielka kampania antyaborcyjna, a po drugiej stronie uformował się ruch symbolicznie związany z najaktywniejszą organizacją walczącą o prawa kobiet do aborcji w USA, Planned Parenthood.

W 1992 roku Sąd Najwyższy po raz kolejny zabrał głos w kwestii aborcji. Wyrok w sprawie Planned Parenthood vs. Casey stanowił pewien kompromis między liberałami a konserwatystami – z którego nikt nie był i nie jest, jak się okazuje, zadowolony. Od tamtego czasu konserwatywne stany mają prawo regulować prawo do aborcji w drugim trymestrze ciąży, choć konstytucyjne prawo kobiety do aborcji zostało utrzymane. Tutaj kluczowa była fraza undue burden – „zbędne utrudnienia”, których stany nie powinny czynić kobietom, a pytanie o to, co stanowi taką nieuzasadnioną, niepotrzebną trudność, do dzisiaj jest przedmiotem dyskusji.

Konserwatywne stany walczą z aborcją na różne sposoby – albo narzucając klinikom aborcyjnym wygórowane wymagania, albo wprowadzając szereg dodatkowych kroków, które muszą wykonać kobiety, zanim usuną ciążę, na przykład badania ultrasonografem i wysłuchania bicia serca płodu. Te postępujące szykany doprowadziły do tego, że w stanach takich jak Teksas czy Mississippi nie ma już ani jednej kliniki, w której można usunąć ciążę, a dla wielu kobiet w USA podróż do innego stanu to jak wyprawa do innego kraju.

Alabama – stan, w którym zgwałcona 11-latka może być uwięziona i zmuszona do porodu

Jeśli ktokolwiek z amerykańskiej konserwy powątpiewał, czy zawieranie paktu z diabłem, czyli z Donaldem Trumpem, w 2016 roku, miało sens, teraz już tych wątpliwości nie ma. Opłaciło się. Trump dał Ameryce trzech konserwatywnych sędziów, z których najmłodsza Amy Coney Barrett (matka siedmiorga dzieci) ma dopiero 52 lata. Będzie więc orzekać przez najbliższe 30 lat. Konserwatyści mają w sądzie pięć głosów i nie potrzebują nawet sędziego Robertsa, mianowanego przez prezydenta George’a W. Busha, który obecnie uchodzi wręcz za ideologiczny „środek”. Trump obiecujący w kampanii, że jego sędziowie obalą Roe vs. Wade, nagle jawi się im jako prorok.

A czego chcą Amerykanie? Nawet prawica przyznaje, że ponad 70 proc. Amerykanów chce zachować prawo do aborcji. Można oczywiście wchodzić w szczegóły – poparcie dla aborcji drastycznie maleje, gdy mowa jest o zaawansowanej ciąży.

Sąd pod prąd. Skrajna konserwatystka na miejsce Ruth Bader Ginsburg

Jeśli Sąd Najwyższy faktycznie obali wyrok w sprawie Roe vs. Wade, jakaś połowa stanów bardzo szybko zdelegalizuje aborcję w praktyce, na przykład ograniczając taką możliwość do pierwszych ośmiu tygodni ciąży. Trudno jednak się spodziewać, by po takim przytłaczającym zwycięstwie armia Chrystusowa nie poszła dalej. W niektórych kręgach już teraz mówi się o tym, że na podstawie 14. poprawki do konstytucji (która zakazuje m.in. pozbawiania życia bez wyroku sądu) należy przyznać status osoby płodowi od momentu poczęcia. To oczywiście uczyniłoby każdą aborcję przestępstwem, za które kobieta i lekarz mogliby odpowiadać jak za zabójstwo.

Ale nie rozpędzajmy się. Wszak, jak zgodnie podkreślają – z różnych powodów – lewica i prawica, mamy przed sobą dopiero szkic.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij