„Eastern” Piotra Adamskiego upstrzony różnymi wątkami – od feminizmu, przez zabawę gatunkową, aż po ilustrację Baumanowskiej retrotopii – jest nieoczywistą propozycją w polskim kinie artystycznym.
Jak nietrudno zgadnąć po nazwie, eastern to odpowiedź krajów bloku wschodniego na amerykańskie westerny. Ich akcja nie toczyła się na bezbrzeżnych preriach poprzecinanych głębokimi kanionami i zadymionymi saloonami, tylko wśród jałowych stepów położonych gdzieś pomiędzy Europą a Azją. Wspólny mianownik gatunków pozostał jednak ten sam: w obu tkwił wyraźnie zarysowany konflikt, pełnokrwiści bohaterowie walczący ze złem i mnóstwo awantur.
czytaj także
Nad Wisłą nie ma co jednak szukać przykładów easternów, choć nietrudno wyobrazić sobie – nawet odpowiednio przerysowany – film akcji na prowincji, skąd ostatni autobus odjeżdża jeszcze przed zachodem słońca, a krwawe kłótnie rozstrzygają się przy akompaniamencie wywrotowego neofolku. Rodzimi scenarzyści poszli jednak w stronę mafijnej sensacyjności przy wtórze silników szybkich samochodów i wybuchów: mogliśmy zasmakować tego w przypadku Kilera, Pitbulla albo Ślepnąc od świateł. Na tle takich horyzontów Eastern – nomen omen! – jawi się jako hołd oddany nieco zaśniedziałemu gatunkowi, choć robi to w niestandardowy, upstrzony zaskakującymi paradoksami i niedopowiedzeniami sposób.
Nieoczywiste podejście Piotra Adamskiego do kreowania rzeczywistości widać już na etapie portretowania przestrzeni. Z jednej strony to nowoczesna Polska, być może w 2030 albo 2040 roku. Zamknięte osiedla, elektryczne hulajnogi oraz segwaye, idealnie przystrzyżone trawniki, wyprasowane koszule na torsach biznesmenów i meble w stylu kolonialnym. Kilka kilometrów dalej, często w granicach tej samej miejscowości, następuje wolta o 180 stopni, istny zwrot w stronę westernowej scenografii.
Stacje benzynowe, na których można kupić naboje do pistoletów, tawerna w szczerym polu, gdzie wewnątrz króluje przaśna boazeria, a wreszcie tandetne plakaty zapraszające do odwiedzenia safari unaoczniają drugą stronę świata, który pozornie znamy, a jednak tkwi w nim coś osobliwego. Idąc za koncepcją Zygmunta Baumana, można stwierdzić, że to mały wycinek rodzimej retrotopii, czyli ponowoczesnej utopii okraszonej nostalgią za minionymi czasami. Z jednej strony konsekwentnie płynie nurtem innowacji, polepszania jakości życia i luksusu, z drugiej wraca do tradycyjnych, rodzinnych wzorców, przyzwyczajeń i rozrywek. Ucieczka do symboliki z przeszłości i gęstwina osobliwych rytuałów (wspólne palenie papierosów nad grobem zmarłego, mycie nóg jako znak uniżenia) sygnalizują chęć powrotu do autorytarnego, paternalistycznego ładu świata. Najsilniej unaocznia się on w kodeksie moralnym, którym kierują się bohaterowie Easternu.
System, który legalizuje posiadanie broni i nakazuje postępowanie zgodnie z zasadą krwawej zemsty, jest bezwzględny i nie ma od niego wyjątków. Adamski, mocno zainspirowany albańskim prawem zwyczajowym Kanun, przeszczepił jego specyfikę do polskich realiów. Pomysł uzupełnił kolejną, tym razem płciową transgresją. Postaciami, które muszą zmierzyć się z dylematami moralnymi towarzyszącymi jego przestrzeganiu, nie są mężczyźni (jak najczęściej dzieje się w tego typu filmach), ale dwie młode kobiety. Wielopokoleniowy konflikt z głów rodzin przenosi się na reprezentantki zwaśnionych familii. Klara Kowalska (w tej roli znakomita, debiutująca na ekranie Paulina Krzyżańska) zabiła zgodnie ze swoją powinnością syna Nowaka, zatem zgodnie z założeniem to ona zostanie dorwana w następnej kolejności.
Zabójczynią niepokornej nastolatki ma stać się nieco starsza Ewa (Maja Pankiewicz). Bohaterka nie kwapi się jednak do szybkiego wymierzenia sprawiedliwości, bo wie, że sama niedługo później stanie się ofiarą. Tragiczny konflikt i zetknięcie się z sytuacją graniczną, kiedy od następnego przewrotu w życiu dzieli ją kilkanaście metrów i jeden strzał, wyzwala w niej nieposkromioną chęć ucieczki od nieuchronnego losu.
czytaj także
Zdaje się jednak, że to nie fabularny punkt kulminacyjny, urwany zresztą w dość przypadkowym momencie, leżał w głównym obszarze zainteresowań reżysera. Cechą wyróżniającą Eastern na tle innych rodzimych produkcji jest za to jego zauważalna wielowątkowość. Film trwa niewiele ponad 75 minut (za jego produkcję odpowiada Studio Munka specjalizujące się w krótszych formach i dokumentach), dlatego mnogość tematów dotkniętych przez Adamskiego może imponować. Na pierwszy ogień nośnych motywów wysuwa się przywołany już feminizm. Tandem aktorek – grających bezkompromisowo, surowo – przypomina nieco steatralizowane figury z twórczości Michaela Hanekego, chociaż przywodzi też na myśl skojarzenia z wykreowanymi przez Ridleya Scotta przyjaciółkami Thelmą i Louise. Dziewczyny przytłoczone patriarchatem manifestują jednocześnie młodzieńczą, niepokorną siłę, której mogłyby pozazdrościć im inne filmowe postacie.
Twórca obecnej jeszcze na ekranach polskich kin premiery zabiera także głos w sprawie brutalizacji współczesności oraz banalizacji przemocy już od lat dziecięcych. Klara, młodsza z bohaterek, ogląda w telewizji (znów nawiązanie do Hanekego, tym razem do Funny Games albo Siódmego kontynentu) rozszarpujące się zwierzęta. W jej oczach obserwujących krwawe, organiczne potyczki nie widać nawet cienia przerażenia ani zakłopotania. Jedna z pierwszych scen Easternu, w której nad zmarłym nastolatkiem pochylają się jego bliscy i lekarz bezrefleksyjnie wypisujący akt zgonu, jest z kolei bliska fetyszyzowaniu obrazów śmierci. Ta zaś krąży bliżej ludzi niż kiedykolwiek wcześniej – mieszkańcy suburbii beztrosko maszerują z karabinami, wymyślnymi atrybutami pieczołowicie składowanymi w piwnicach.
Charlie LeDuff: Sorry, ale to nie jest najbardziej szalony czas w historii Ameryki
czytaj także
Jest wreszcie Eastern interesującym komentarzem do okresu późnego kapitalizmu. Trudno jednoznacznie go scharakteryzować, bo to, czym zajmują się bohaterowie należący do wyższej klasy średniej i jak dorobili się wielkopowierzchniowych domów, pozostaje zagadką. Wiadomo zaś, że za niecałe pół miliona złotych konflikt między rodzinami może zostać zażegnany. Po zatwierdzeniu transakcji enigmatyczny notariusz-demiurg anuluje obowiązek wendety. Nikt nie musi mieć już krwi na rękach, czego świadectwem pozostaje moment wypicia przez obie strony kieliszka wódki z kropelką… krwi. Duże pieniądze, które teoretycznie zapewniają stabilizację i spokój, nie zawsze okazują się jednak wystarczającym zabezpieczeniem. Grodzone osiedla-fortece nie chronią dostatecznie przed nieuchronną koleją rzeczy.
Debiut fabularny Piotra Adamskiego stanowi w końcu odważny jak na polskie warunki eksperyment formalny. Podczas zeszłorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych nie był pokazywany w konkursie głównym, ale znalazł się w programie sekcji Panorama Kina Polskiego. Teraz trudno znaleźć go w większych multipleksach i nie powinno to dziwić – Eastern sadowi się raczej na peryferiach mainstreamu, sięgając po motywy z kultury popularnej, ale mając w sobie wiele z arthouse’u. Zdjęcia Bartosza Nalazka (Pollywood, serial Artyści) niosą ze sobą niepokojącego ducha czołowego reprezentanta greckiej nowej fali Jorgosa Lantimosa, zwłaszcza jego Kła albo Zabicia świętego jelenia. Ascetyczne kadry, powolne najazdy kamerą, studium ludzkiego ciała i jego ruchu, a wreszcie znakomite sceny ze zwierzętami, trochę w stylu głośnego Safari Ulricha Seidla – wszystko to składa się na klimat, który zostawia widza z wieloma przemyśleniami, w stanie satysfakcjonującego dyskomfortu.
Seidl: Zaglądam do austriackich piwnic. Kiedy wy otworzycie swoje?
czytaj także
Jedyne, czego tu brakuje, to poszerzenie pola widzenia i uzupełnienie pewnych wątków mogących lepiej zaprezentować widzowi świat na ekranie. Nie wiadomo, jakie są korzenie obowiązującego tam systemu, tajemniczy pozostają inspektorzy kontrolujący przestrzeganie prawa. Z drugiej strony, może to właśnie w tych niedomówieniach kryje się istota współczesnej, nadchodzącej znienacka dystopii, o której pojawieniu możemy się nawet nie dowiedzieć?
**
Stanisław Bryś – dziennikarz kulturalny i publicysta. Student organizacji produkcji filmowej i telewizyjnej w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach i sztuki pisania na Uniwersytecie Śląskim.