Gospodarka

Reforma podatkowa szansą dla UE

Fot. KPRM CC0

Proponowane przez Polskę nowe unijne podatki i walka z europejskimi rajami podatkowymi nie tylko zwiększyłyby wpływy budżetowe krajów UE i samej Wspólnoty, ale też ograniczyły wiele negatywnych zjawisk, takich jak spekulacja na rynkach finansowych, emisja CO2 spowodowana globalnym handlem czy optymalizacja podatkowa.

Raz na jakiś czas luty ma 29 dni, Polska wygrywa z Niemcami w jakąś grę zespołową, a polscy oficjele mówią sensownie na tematy ogólnoeuropejskie. Luty tego roku był więc niezwykły podwójnie, bo raz, że miał 29 dni, a dwa, premier Mateusz Morawiecki na unijnym szczycie wyszedł z sensowną propozycją reformy Unii Europejskiej. Podczas negocjacji kolejnej perspektywy budżetowej Polska zaproponowała wprowadzenie trzech ogólnoeuropejskich podatków, które już wcześniej kilkakrotnie pojawiały się na forum unijnym – mowa o podatku cyfrowym, podatku od śladu węglowego oraz od jednolitego unijnego rynku.

Polskie oczekiwania w tym zakresie premier powtórzył w sejmowym przemówieniu na początku kwietnia, dokładając przy tym jeszcze jeden podatek – od transakcji finansowych. Przypomniał również o konieczności likwidacji rajów podatkowych, których na terenie UE działa sobie kilka.

Podatki do gruntownej reformy

W sytuacji globalnej pandemii koronawirusa, która szczególnie dotknęła kraje południa UE, zwiększenie środków zgromadzonych w unijnym budżecie staje się sprawą kluczową. Nie tylko z perspektywy walki z samą epidemią, ale też odbudowy gospodarek po lockdownie oraz przygotowania się na ewentualny nawrót choroby czy inne katastrofalne zjawiska, których w nadchodzących latach możemy się spodziewać mnóstwo: susze, powodzie, wichury i tak dalej.

Unia Europejska jest w trakcie obecnego kryzysu atakowana z lewa i prawa za swoją bierność. Nie będzie jednak aktywna podczas nadchodzących zawirowań, jeśli nie wyposaży się jej w uprawnienia, instytucje do realizacji dodatkowych kompetencji, a także w niezbędne środki pieniężne. Zmiany podatkowe, proponowane między innymi przez Morawieckiego, mogą przynajmniej zapewnić jej to trzecie. Dodatkowych wpływów budżetowych potrzebują też same państwa członkowskie – i z dokładnie tych samych powodów.

Część wpływów z zaproponowanych podatków trafiałaby do kas krajowych, jednak ich wprowadzenie będzie skuteczne tylko wtedy, gdy zrobią to wszystkie państwa równolegle. Skuteczne wprowadzenie podatku cyfrowego w Europie będzie wymagało na przykład współpracy wszystkich państw członkowskich, nawet jeśli wpływy z niego zostawałyby ostatecznie w poszczególnych państwach.

Opodatkować cyfrowych gigantów

To właśnie podatek cyfrowy wzbudza ostatnimi czasy największe kontrowersje. Jak dobrze pamiętamy, decyzję o zawieszeniu prac nad jego polskim odpowiednikiem obwieścił nam wiceprezydent USA Mike Pence. Wiele innych krajów Europy i świata nie było tak strachliwych (albo tak zależnych politycznie i wojskowo od USA) i wprowadziło go lub właśnie wprowadza u siebie. Zrobiła tak pod koniec ubiegłego roku Austria, która zdecydowała się na obciążenie pięcioprocentową stawką obrotów reklamowych w sieci wygenerowanych przez podmioty mające obroty wyższe niż 25 mln euro w kraju i 750 mln euro globalnie. Pracują nad nim także Czechy, w których wyniesie on pięć lub siedem procent. Na Dalekim Wschodzie podatek cyfrowy wprowadziły już Singapur i Malezja.

Warufakis: Google – a co my z tego mamy?

Podatek cyfrowy obciąża przychód, a nie dochód, co ma uniemożliwić manipulacje kosztami przez korporacje, które, mając swoje oddziały na całym świecie, mogą to robić stosunkowo łatwo. Problem w tym, że akurat w działalności cyfrowej, znacznie słabiej związanej z fizyczną lokalizacją niż tradycyjna działalność produkcyjna, możliwe jest także obniżanie przychodów generowanych w danym kraju. Przykładem jest Polska. Według raportu AdEx 2018 rynek reklamy cyfrowej nad Wisłą osiągnął wartość 4,5 mld zł, a ponad połowa rynku należy do Google’a i Facebooka. Problem w tym, że w 2018 roku Google zadeklarował 382 mln zł przychodów, a Facebook 52 mln zł, co w sumie nie daje nawet połowy miliarda. Można więc założyć, że duża część przychodów reklamowych tych dwóch gigantów trafiła do spółek-córek zarejestrowanych poza Polską.

Mazzucato: Precz z cyfrowym feudalizmem!

czytaj także

Jednym z wariantów tego podatku rozpatrywanym przez OECD jest więc opodatkowywanie przychodów tylko u samego źródła – czyli w miejscu głównej rezydencji podatkowej danej korporacji. Dopiero po opodatkowaniu przychodów podatkiem cyfrowym w miejscu głównej rezydencji wpływy byłyby rozdzielane pomiędzy poszczególne państwa na podstawie wolumenu sprzedaży. Gdyby podatek cyfrowy wprowadzono w całej UE, wpływy byłyby zatem opodatkowane najpewniej w Irlandii. To oczywiście nie byłoby tak skuteczne jak wprowadzenie podatku cyfrowego na całym świecie albo przynajmniej w całej OECD, ale na pewno skuteczniejsze niż wprowadzanie go w pojedynczych państwach.

Oclić ślad węglowy

Kolejna propozycja zakłada już wzrost wpływów budżetowych samej Unii Europejskiej. Mowa o podatku od śladu węglowego, który jest w istocie cłem nakładanym na te towary z importu, których wytworzenie wiązało się z emisją dużej ilości dwutlenku węgla do atmosfery. Główne uzasadnienie tego podatku jest takie, że duża część produkcji została wyprowadzona do krajów spoza Europy, co spowodowało również przeniesienie emisji CO2. Wszyscy żyjemy jednak na tej samej planecie, więc przeniesienie emisji do krajów rozwijających się nie pomaga walczyć z kryzysem klimatycznym. Skoro przedsiębiorstwa emitujące CO2 na terenie UE są obciążone opłatami za emisje, to nie ma powodu, żeby podobna danina nie obciążała także produktów z importu, których wytwarzanie również generuje dwutlenek węgla.

OECD wykazuje emisję CO2 w krajach członkowskich na dwa sposoby. Metoda „production-based” pokazuje ilość CO2 wyemitowaną w danym kraju, natomiast metoda „demand-based” pozwala obliczyć ilość realnie skonsumowaną. Kraje OECD generalnie są importerami dwutlenku węgla netto, co oznacza, że realnie konsumują go więcej, niż fizycznie emitują. Rekordzistką jest Szwajcaria, która emituje pięć ton CO2 na głowę rocznie, ale konsumuje aż dwanaście ton. W UE rekordzistką jest Szwecja, która także emituje pięć ton per capita, ale konsumuje osiem ton. Znaczna różnica w emisji i konsumpcji ma miejsce także chociażby w Finlandii (osiem ton wyemitowanego CO2 na głowę i dziesięć ton skonsumowanego) czy Niemczech (dziewięć i jedenaście ton). Polska w 2015 roku wyszła praktycznie na zero – ilość wyemitowanego i skonsumowanego CO2 wyniosła w obu przypadkach około ośmiu ton.

Nie ma darmowych obiadów, czyli co trzeba wiedzieć o śladzie węglowym [wyjaśniamy]

Problem jest więc realny, a nie wydumany przez obrońców polskiego węgla. Wprowadzenie cła od importowanych produktów obciążonych śladem węglowym nie tylko zwiększyłoby wpływy budżetowe UE (o ile trafiałyby one do wspólnej, a nie krajowej kasy), ale też zwiększyłoby atrakcyjność różnego rodzaju produktów wytwarzanych lokalnie, w krajach UE. To zaś mogłoby zmniejszyć globalne emisje CO2, gdyż ograniczyłoby transport międzynarodowy. A przecież transport towarów jest jednym z kluczowych źródeł emisji CO2.

Podatek Tobina

Morawiecki proponuje także wprowadzenie na terenie UE podatku od transakcji finansowych (FTT). Ten rodzaj podatku zaproponował już wiele lat temu noblista z ekonomii James Tobin, dlatego bywa on nazywany jego nazwiskiem. Widząc, że inwestycje na rynkach finansowych zaczynają mieć coraz krótszą perspektywę zwrotu, a kapitał finansowy przemieszcza się po globie zupełnie swobodnie, co prowadzi do powtarzających się krachów finansowych, szczególnie w krajach rozwijających się, ekonomista zaproponował obciążenie każdej transakcji na rynku finansowym niewielkim podatkiem – niższym od jednego procenta.

Euroobligacje lekarstwem na kryzys? [wyjaśniamy]

Podatek ten był już omawiany na szczeblu unijnym. Pod koniec 2018 roku Francja i Niemcy zaapelowały, by wprowadzić FTT do końca 2021 roku. Podatek ten na terenie UE miałby mieć stawkę między 0,2 a 0,3 procent wartości transakcji, a płaciłyby go jedynie podmioty o kapitalizacji wartości przewyższającej miliard euro, więc drobni inwestorzy nie byliby nim dotknięci. Był on zresztą na poważnie brany pod uwagę jeszcze w czasach szefowania KE przez Jose Manuela Barroso – wpływy do unijnej kasy szacowano wtedy na 57 miliardów euro. Głównym przeciwnikiem tego rozwiązania była Wielka Brytania, której londyńskie City jest jednym z ważnych globalnych centrów finansowych – ale, jak już wiemy, ten problem sam się niedawno rozwiązał.

Głównym przeciwnikiem podatku Tobina rozwiązania była Wielka Brytania, ale ten problem sam się niedawno rozwiązał.

Wprowadzenie podatku od transakcji finansowych nie tylko zwiększyłoby więc wpływy budżetowe UE o znaczną kwotę, ale też ograniczyło zjawisko krótkiej sprzedaży. Gdyby każda transakcja finansowa była obciążona bardzo niewielkim podatkiem, nieopłacalne stałyby się krótkie transakcje, zawierane masowo, by zarobić na niewielkiej różnicy w wycenach. Podatek ten mógłby pochłaniać dużą część zysku, jeśli nie cały. A to zwiększyłoby stabilność systemu finansowego.

Zlikwidować unijne raje podatkowe

Podatek od jednolitego rynku, nazywany czasem podatkiem od korporacji, jest jak na razie niesprecyzowany, jednak wiąże się z innym problemem, na który Polska zwraca uwagę już paru dobrych lat. Mowa o unijnych rajach podatkowych, które funkcjonują bez większych przeszkód, choć ich praktyki fiskalne prowadzą do drenowania budżetów większości pozostałych członków UE.

Bardzo dobry raport w tej sprawie opublikował na początku tego roku kierowany przez Piotra Araka rządowy think-tank Polski Instytut Ekonomiczny, który w krótkim czasie wyrósł na jedną z najlepszych instytucji tego typu w Polsce. Tym istotniejszy, że został napisany po angielsku i oficjalnie zaprezentowany podczas szczytu w Davos. Autor raportu Tax unfairness in the European Union, (Niesprawiedliwość podatkowa w UE) Jakub Sawulski, znany czytelnikom „Krytyki Politycznej” z książki Pokolenie 89, dowodzi, że sześć państw UE – Irlandię, Holandię, Cypr, Belgię, Maltę i Luksemburg – należy zaklasyfikować do grona rajów podatkowych. Umożliwiają one korporacjom praktyki optymalizacyjne, które zmniejszają wpływy budżetowe innych państw o miliardy euro.

Okazuje się, że 80 procent zysków wyprowadzonych z krajów UE trafia do innych krajów UE: właśnie do wyżej wymienionych sześciu. Holandia dzięki tego rodzaju praktykom uzyskuje aż 30 procent swoich wpływów z CIT, Luksemburg 54 procent, a Irlandia 65 procent. Z drugiej strony, Niemcy z powodu optymalizacji podatkowej tracą 22 procent swoich wpływów z CIT, Węgry i Francja po 20 procent, a Włochy, Szwecja i Hiszpania po kilkanaście procent. Tak, te same Włochy i Hiszpania, które obecnie łakną pieniędzy jak kania dżdżu.

Sawulski wskazuje kilka rozwiązań, które mogłyby pomóc rozwiązać tę sytuację. Przede wszystkim, kraje dopuszczające nadmierną optymalizację podatkową powinny trafić na unijną czarną listę rajów podatkowych – nie ma powodu, żeby się na niej nie znajdowały, skoro spełniają kryteria.  A Komisja Europejska powinna otrzymać prawo nakładania sankcji na członków Wspólnoty, którzy się na tej liście znajdą. Powinno się także wprowadzić unijny podatek minimalny od korporacji płacony w krajach, w których firma prowadzi działalność, określany na bazie jednakowej dla wszystkich podstawy opodatkowania. A także nałożyć na korporacje obowiązek raportowania o rozwiązaniach podatkowych, które stosują w innych krajach członkowskich.

Ile płacimy za raje podatkowe?

Okazuje się więc, że polski rząd potrafi przemawiać na forum unijnym ludzkim głosem i wspierać sensowne rozwiązania. Nowe podatki i walka z unijnymi rajami podatkowymi nie tylko zwiększyłyby wpływy budżetowe krajów UE i samej Wspólnoty oraz wprowadziły większą sprawiedliwość podatkową, ale też ograniczyły wiele negatywnych zjawisk, takich jak spekulacja na rynkach finansowych czy emisja CO2 spowodowana globalnym handlem. A wzmocnienie finansowe UE oraz solidarność podatkowa bez wątpienia przysłużyłyby się integracji europejskiej, którą w wyniku epidemii COVID-19 może czekać największy kryzys w historii. Gdyby Polska znana była w Europie z forsowania sprawiedliwości podatkowej, a nie z wchodzenia w wieczne spory z KE i TSUE, to byłoby wspaniale.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij