Zmiana klimatu może przynieść do Europy i Ameryki epidemie chorób, które nigdy nie były tu znane lub od dawna nie występowały – malarii, żółtej febry, dengi i wirusa Zika.
GENEWA. Infrastruktura niszczona przez ekstremalne zjawiska pogodowe, braki żywności będące efektem suszy – istnieje wiele zagrożeń klimatycznych, do których ludzkość musi się pilnie przygotować. Jest jednak taka dziedzina, w której zmiany klimatyczne niosą bezsprzecznie największe ryzyko, a mimo to najrzadziej się o niej mówi: ludzkie zdrowie.
Gdy dochodzi do katastrofy naturalnej, śmiertelne żniwo powodzi, głodu czy zawalonych budynków to tylko początek listy ofiar: choroby i dolegliwości, które są ich następstwem, niosą czasem o wiele większe szkody. W miarę jak rośnie globalna temperatura i poziom mórz, wzmaga się również częstotliwość i intensywność katastrof naturalnych. Wraz z nimi rośnie zaś ryzyko śmiertelnych epidemii i chorób endemicznych.
Jak poważne jest to ryzyko, mogliśmy się ostatnio przekonać w Mozambiku. Cyklon Idai doprowadził tam w marcu do epidemii cholery – odnotowano już niemal siedem tysięcy zachorowań. Klęski żywiołowe przynoszą też nasilenie często ignorowanych chorób endemicznych: w rok po powodziach, które dziewięć lat temu zdewastowały Pakistan, zanotowano 37 milionów zachorowań na malarię, biegunkę oraz ostre infekcje dróg oddechowych i skóry. Podobnie było na Wyspach Salomona w 2014 roku: powódź w stolicy kraju spowodowana tropikalnym sztormem wywołała plagę chorób biegunkowych, która rozszerzyła się na pięć innych prowincji nieobjętych kataklizmem.
czytaj także
Najlepszą obronę przed takim spustoszeniem zapewnia prężny system podstawowej opieki zdrowotnej, jednak w klimatycznej agendzie nie poświęca się mu dużo miejsca. Jest to poważne niedopatrzenie, ponieważ systemy ochrony zdrowia są szczególnie wrażliwe na kryzysy środowiskowe wynikające ze zmiany klimatu lub innych czynników. Według najnowszego badania Światowej Organizacji Zdrowia 84 procent spośród 94 krajów poddanych ocenie nie jest przygotowanych, by wykrywać wybuchy epidemii i reagować na nie.
Śmiertelne żniwo powodzi czy głodu to tylko początek listy ofiar: choroby, które są ich następstwem, niosą czasem o wiele większe szkody.
Zaniedbanie tworzenia systemu odpornego na tego typu wydarzenia nie tylko uniemożliwia szybkie reagowanie na sytuacje kryzysowe, ale także podkopuje długofalową skuteczność podstawowych procedur medycznych. Pogłębia to słabości systemu i zagraża populacji, której ma on służyć. W wielu przypadkach ci, którzy prawdopodobnie najdotkliwiej odczują konsekwencje zmiany klimatu – na przykład osoby biedne – mają już i tak najgorszy dostęp do rzetelnej i efektywnej podstawowej opieki zdrowotnej, łącznie z zupełnie podstawowymi świadczeniami.
Postępująca zmiana klimatu sprawi, że konsekwencje takich uchybień będą coraz boleśniejsze i będą się potęgowały w połączeniu z innymi globalnymi trendami, takimi jak chociażby urbanizacja.
Oczekuje się, że do 2050 roku dwie trzecie światowej populacji będzie zamieszkiwać tereny miejskie – to o dwa i pół miliarda więcej ludzi niż dzisiaj. Tak szybka urbanizacja – częściowo napędzana przez ubóstwo, konflikty oraz właśnie zmiany klimatu – będzie zwiększać ryzyko wybuchu epidemii i chorób endemicznych. Wyższa gęstość zaludnienia sprzyja rozprzestrzenianiu zakażeń, a zwiększone zanieczyszczenie i wzrastające obciążenie sieci sanitarnych może prowadzić do chorób dróg oddechowych (takich jak zapalenie płuc) czy chorób biegunkowych (zakażenie rotawirusowe i cholera).
Nie jest to zmartwienie tylko krajów rozwijających się. Przewiduje się, że w nadchodzących dekadach globalny wzrost temperatury przyspieszy powrót pewnych wektorów chorób, takich jak komar egipski, również na wielu obszarach Europy i Ameryki Północnej, a nawet spowoduje rozprzestrzenianie się ich na nowe regiony, tak odległe jak Kanada. To może doprowadzić do odrodzenia się żółtej febry – choroby, która kiedyś była powszechna w USA i niektórych częściach Europy. Możliwe są również epidemie dengi i wirusa Zika. Bazując na danych Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, można sądzić, że połączenie zmian klimatycznych i wzrostu populacji spowoduje ryzyko wystąpienia dengi u dodatkowych 6 miliardów ludzi do 2080 roku.
Bez skutecznej podstawowej opieki zdrowotnej odpowiedź na sytuacje kryzysowe zawsze będzie reaktywna, kosztowna i nieskuteczna. Na szczęście istnieje już system, który potrafi zapewnić usługi zdrowotne na odpowiednim poziomie: mowa o programach szczepień, które obejmują więcej osób niż jakakolwiek inna procedura zdrowotna. Ponad 80% dzieci na całym świecie – włącznie z tymi z najbiedniejszych krajów świata i żyjących w najbardziej wymagających warunkach – ma obecnie dostęp do rutynowych szczepień, które chronią je przed chorobami takimi jak błonica, tężec czy krztusiec.
czytaj także
Programy szczepień – które z pewnością powinny być rozszerzone tak, by obejmowały wszystkie dzieci – mogą służyć za fundament, na którym można budować podstawową opiekę zdrowotną. Są zakorzenione w lokalnych społecznościach, opierają się na sprawnym łańcuchu dostaw, wyszkolonym personelu, monitoringu danych, nadzorze epidemiologicznym oraz rejestrach medycznych. Opierając się na takim systemie, o wiele łatwiej wykonać kolejne interwencje medyczne, z których skorzystają zarówno jednostki, jak i szersze grupy społeczne, na przykład dostarczyć suplementy odżywcze czy zaoferować programy profilaktyki antymalarycznej.
czytaj także
Nawet jeśli ludzkości uda się zapobiec wzrostowi średniej globalnej temperatury o więcej niż 2 stopnie Celsjusza powyżej poziomu sprzed epoki industrialnej, wciąż będziemy musieli przygotować się na dramatyczne nasilenie kryzysów zdrowotnych związanych z klimatem. Rozszerzanie i wzmacnianie podstawowej opieki zdrowotnej jest efektywnym – również ekonomicznie – sposobem, by zwiększyć odporność na nadchodzące wyzwania.
**
Seth Berkley jest prezesem międzynarodowej organizacji Gavi, the Vaccine Alliance.
Copyright: Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Marzena Badziak.