W jury jednej z najważniejszych nagród dziennikarskich – Grand Press – na 14 jurorów są dwie kobiety. Prawie pół tysiąca dziennikarek i dziennikarzy podpisało list apelujący, by to zmienić. Dostali odpowiedź. Niezbyt satysfakcjonującą.
Prawie pół tysiąca dziennikarek i dziennikarzy podpisało list apelujący, by w jury jednej z najważniejszych nagród dziennikarskich – Grand Press – zasiadało więcej kobiet. Na 14 jurorów są dwie kobiety. Podpisałam i ja.
Na apel odpowiedział Andrzej Skworz, redaktor naczelny magazynu „Press”, które to pismo jest inicjatorem nagrody: „Będzie to [więcej kobiet w jury] możliwe tylko wtedy, jeżeli zaczniemy się wspólnie domagać szerszej reprezentacji kobiet na kierowniczych stanowiskach w największych mediach informacyjnych i opiniotwórczych. To w tych gremiach co roku szukamy jurorów do Grand Press”.
czytaj także
Sprawdźmy zatem fakty.
Kto pełni funkcję kierowniczą w medium, które właśnie czytacie? Agnieszka Wiśniewska. Redaktorką naczelną portalu Krytykapolityczna.pl jest kobieta. Kto zasiada w jury Grand Press? Sławomir Sierakowski. Może organizatorzy nagrody chcieli docenić papierowy magazyn „Krytyka Polityczna”? Może. Ale nawet tam naczelnym nie jest Sierakowski, tylko Julian Kutyła. Zresztą, papierowy kwartalnik „Krytyka Polityczna” nie ukazuje regularnie (dzięki ministerstwu kultury, które odmawia mu dotacji). Jako była wicenaczelna KP głęboko wierzę w pozagrobowe oddziaływanie papierowej „Krytyki”, jednak siła rażenia portalu (prowadzonego przez Agnieszkę Wiśniewską) jest bez wątpienia kilka razy większa i portal ten lepiej kwalifikuje się do kategorii „medium opiniotwórcze”.
Świat się zmienia, redakcje też – redakcją Krytyki Politycznej dowodzi kobieta, ale do jury „Press” wybiera mężczyznę.
Z przypadku KP można wyciągnąć wniosek pozytywny (redaktor Skworz nie dostrzega, że można): są wyjątki. Jak widać, można trafić do jury, nie pełniąc funkcji kierowniczej w redakcji (tak jak nie pełni jej Sławomir Sierakowski). Czemu zatem nie zrobić wyjątku i nie zaprosić kilku kobiet, które nie kierują redakcjami, ale zespołami w ramach tych redakcji? Albo są wydawczyniami? Albo mają niekwestionowany dorobek nagradzany wcześniej przez jury?
czytaj także
Autorki listu słusznie zauważają w odpowiedzi redaktorowi Skworzowi: „czy samo deklarowanie zasady o szukaniu jurorów wyłącznie wśród kierowników nie jest w danych realiach pogłębianiem tej choroby? Sankcjonowaniem przestarzałego porządku? Nie ma Pan wpływu na wybór zarządów polskich mediów, ale na wybór kapituły najważniejszego medialnego konkursu tak. Tym samym to właśnie Pan ma wyjątkową możliwość i szansę, by przyczynić się do przełamania krzywdzących stereotypów i uprzedzeń wobec kobiet”.
Ale na to też jest gotowa odpowiedź. Kobiety po prostu nie chcą być w jury. Bo są zajęte. „Będąc w jury Grand Press, trzeba bowiem poświęcić kilkadziesiąt godzin zgłoszonym do konkursu materiałom i to tuż przed końcem roku” – pisze Skworz. Jak wiadomo, mężczyźni zajęci nie są. I nie są przepracowani. Zwłaszcza, kiedy zajmują „kierownicze stanowiska w największych mediach informacyjnych i opiniotwórczych”. Zostajesz redaktorem naczelnym i siup – masz więcej czasu na takie fanaberie, jak zasiadanie w jury ważnej dziennikarskiej nagrody. Naprawdę?
Argument z „zajętości” był popularny przez dziesiątki lat. Kobiety miały być zbyt zajęte, żeby głosować, zbyt zapracowane, żeby kandydować, żeby zajmować się polityką i zajmować wysokie stanowiska. One robią poważniejsze rzeczy i nie chcą tracić czasu na konfitury. Taki seksizm w wydaniu lukrowanym.
Zapytał mnie kiedyś prowadzący programu w dużej stacji informacyjnej, w którym czasem goszczę: „Co ja mam zrobić? Zapraszam te kobiety, zapraszam, a one nie przychodzą”. Zaproś jeszcze raz.
Nie mam lepszej rady niż: starajmy się. I kobiety, i mężczyźni. Wszyscy jesteśmy więźniami tej samej kultury, która sufluje nam odpowiedzi. Kobiety popadają w syndrom oszustki, o czym pisała na tych łamach Veronika Pehe: „Nie znam się, nie nadaję, nie mam nic do powiedzenia”. To coraz rzadziej prawda – coraz więcej kobiet wie, że są kompetentne i coraz chętniej dzielą się wiedzą i swoimi opiniami. Ale w jakimś stopniu problem dalej istnieje. I dlatego: trochę więcej wysiłku, panie i panowie.
czytaj także
Kobiety częściej muszą mówić „tak”, „chcę”, „zgadzam się”. Ale mężczyźni muszą dawać szanse. Nie zrażać się jedną odmową. Przysłać wcześniej pytania, bo kobiety lubią być przygotowane (tak robią producentki, z którymi współpracuję w telewizji, i jestem im za to bardzo wdzięczna). Dostosować termin posiedzenia jury, jeśli w obradującym składzie trafią nam się dziennikarki, które są jednocześnie matkami (pytanie, czy w jury nie ma też ojców i czy oni nie mają konkurencyjnych obowiązków).
Kluby dżentelmentów nadal istnieją i jeśli mężczyźni chcą pogadać przy fajce i whisky, mogą to nadal robić. Ale ważne społeczne instytucje to nie loże facetów.
Jest rok 2017. Naprawdę skończmy już z wymówkami.