Świat

Zwalniając na drodze, uderzasz w Putina i ratujesz klimat

Przesiądź się na rower, przykręć kaloryfer i nie pędź tak szybko w trasie, a zmniejszysz zapotrzebowanie na rosyjskie: ropę, gaz i węgiel. Ale czy to wystarczy, by zatrzymać wojnę w Ukrainie i kryzys klimatyczny, pytamy prof. Szymona Malinowskiego.

„Inne »jutro« jest możliwe. »Jutro« bez Putina i pozostałych kopalnianych dyktatorów. »Jutro« wolne od sprzyjających wojnom i nieprzyjaznych dla klimatu paliw kopalnych. Solidarność z narodem ukraińskim musi oznaczać koniec finansowania wojennej machiny Putina. Stańcie razem z nami i zakończcie wspieranie paliw kopalnych. Nasza wspólna, lepsza przyszłość tego wymaga” – takimi słowami ukraińscy aktywiści wraz z przedstawicielami Greenpeace Polska zwrócili się do światowych decydentów z apelem o zatrzymanie rosyjskiej inwazji i katastrofy zagrażającej planecie.

Cztery działaczki na rzecz klimatu z Ukrainy, Polski, Węgier i Niemiec ruszyły z kolei w minionym tygodniu do Brukseli, gdzie odbył się szczyt Rady Europy. Aktywistki spotkały się z Przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, od której domagały się podjęcia zdecydowanych kroków w stronę uniezależnienia się krajów Starego Kontynentu od wysokoemisyjnych źródeł energii, i przypomniały, że w ciągu ostatnich czterech tygodni wojny w Ukrainie państwa należące do Wspólnoty zapłaciły samej Rosji aż 19 miliardów euro za importowane: gaz, węgiel i ropę.

Zyski ze sprzedaży tej ostatniej – jak informuje Polski Instytut Ekonomiczny – „tylko do państw Unii to ok. 10 proc. centralnego budżetu Federacji Rosyjskiej”. To między innymi stąd Putin ma pieniądze, by mordować Ukraińców i niszczyć ich domy. Obecnym w stolicy Belgii liderom nie starczyło jednak odwagi na to, by odciąć się od sponsorowania zbrodniczych działań rosyjskiego prezydenta.

O bierność polityków martwią się też naukowcy, którzy wskazują na oczywisty związek wojny z kryzysem klimatycznym i wzajemne napędzanie się tych dwóch dramatów poważnie zagrażających ludzkości. Bez embarga na rosyjskie surowce nie da się uratować Ukrainy i całej planety, ale to – piszą eksperci interdyscyplinarnego zespołu doradczego do spraw kryzysu klimatycznego przy prezesie Polskiej Akademii Nauk – nie oznacza, że naszą energetykę mają od teraz wspierać dostawcy z innych krajów. Konieczne jest przyspieszenie transformacji, która zerwie ze spalaniem paliw kopalnych całkowicie.

„Niebezpieczny zakręt historii, na którym znalazł się świat, nie może być pretekstem do zahamowania transformacji energetycznej, gdyż bez niej kryzys jeszcze się pogłębi” – czytamy w komunikacie naukowców, którzy alarmują, że działać należy tu i teraz. Jak? O tym mówi dziesięciopunktowy plan opublikowany przez Międzynarodową Agencję Energetyczną (IEA).

Ile bomb musi spaść, byśmy zrozumieli, że świat rządzony przez ropę, gaz i węgiel oznacza zniszczenie?

„Kilka postulatów Polska już spełnia: nie zawieramy nowych kontraktów z Rosją, jesteśmy bliscy zastąpienia rosyjskiego gazu gazem norweskim i mamy duże zapasy gazu w celu zwiększenia odporności rynku” – piszą eksperci.

Ale pozostałe działania, jak rozwój odnawialnych źródeł energii wciąż nie mogą doczekać się realizacji. O ile jednak budowa elektrowni jądrowych czy wiatrowych na morzu wymaga czasu, o tyle inne kroki, jak choćby ograniczenie prędkości na drogach czy obniżenie temperatury we wnętrzach można podjąć natychmiast i bez większych trudności. Rządy wciąż tego nie robią, ale lokalni włodarze i kierowcy czy wszyscy obywatele – mogą zacząć zmiany już teraz.

Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze wskazuje, że „miasta odpowiadają za zużycie 72 proc. energii pierwotnej (energii wytwarzanej przez elektrownie i konsumpcja paliw i gazu), […] a więc mają ogromny wpływ nie tylko na sytuację polityczną na świecie, ale również na klimat”. Dlatego aktywiści opracowali na podstawie rekomendacji IEA czteromiesięczny plan na uniezależnienie Warszawy od rosyjskiej ropy i zachęcają do włączania się w nie również samych mieszkańców stolicy (i nie tylko).

Osoby zmotoryzowane oprócz ograniczenia prędkości mogą na przykład korzystać z benzyny produkowanej w Polsce, co oznacza omijanie ON i LPG importowanych ze Wschodu. Najlepszym rozwiązaniem jest jednak całkowita rezygnacja z poruszania się autem. Zbliża się wiosna, więc kto może, warto, żeby przesiadł się na rower. Mniejsze zużycie paliwa to mniej kasy dla Putina i mniej emisji gazów cieplarnianych. To, że na tylnej szybie samochodu nakleicie napis „Rosyjski okręcie wojenny, pie*dol się”, niczego nie zmieni. A niekupowanie paliwa – owszem.

Czy jednak nasze indywidualne wybory zrujnują Rosję na tyle, by wycofała swoje wojska? Między innymi o tym rozmawiamy z prof. Szymonem Malinowskim.

Paulina Januszewska: Wojna w Ukrainie zdominowała debatę medialną kosztem katastrofy klimatycznej, ale tej ostatniej Putin przecież nie odwołał. Pojawiają się wręcz głosy, że rosyjska inwazja znacząco pogłębi kryzys, z jakim mierzy się planeta. Zgadza się pan z taką tezą?

Szymon Malinowski: Nie jestem w stanie określić dokładnie i z całą pewnością, jakie skutki dla klimatu przyniesie wojna w Ukrainie. Ważniejsze pytanie, które powinniśmy sobie w tej chwili postawić, brzmi: „jak zareagujemy na wojnę w dobie kryzysu klimatycznego?”. Opcje są dwie: będziemy dalej uzależniać naszą energetykę od paliw kopalnych, tyle tylko, że z innych niż dotychczas źródeł, często z krajów, których władze – podobnie jak Putin – mają krew na rękach. Albo odpowiemy przyspieszeniem transformacji energetycznej. To zadanie jest wciąż przed nami.

„Kraje mogą być tak pochłonięte wypełnianiem luki w podaży paliw kopalnych, że zaniedbają politykę ograniczania zużycia paliw kopalnych lub będą ją hamować” – powiedział sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych, António Guterres. A jakie są pana prognozy?

Obawiam się, że zwycięży krótkowzroczność. Szansę na zmiany zmarnowaliśmy już podczas wybuchu pandemii koronawirusa. Wówczas liczyliśmy na to, że wirus okaże się początkiem przekształceń gospodarczych i społecznych w takim kierunku, który ograniczyłby zużycie energii i konsumpcjonizm, a w efekcie nie szkodziłby dalej klimatowi. Ubiegły rok dobitnie pokazał, że były to płonne nadzieje, bo odnotowaliśmy rekordowy wzrost emisji gazów cieplarnianych, za wszelką cenę dążyliśmy do powrotu tak zwanej normalności i zamknęliśmy się na wszystkie potrzeby, z wyjątkiem tych krótkookresowych.

Sierakowski: Jeszcze nigdy trzecia wojna światowa nie była tak blisko

Ale po eskalacji rosyjskiej agresji w Ukrainie w UE nastąpił chyba jakiś zwrot w kwestii energetyki?

To za mało. Mamy sytuację nadzwyczajną, w której nakładają się na siebie kryzys zdrowotny, humanitarny, klimatyczny, bioróżnorodności i która wymaga zastosowania adekwatnych, również nadzwyczajnych rozwiązań. Nie widzę, by podejmowano takie działania. W związku z tym szansa na pozytywne i szybkie zdławienie zagrożeń, przed którymi stajemy, wydaje mi się niewielka. Wprawdzie narzędzia potrzebne nam do przetrwania znajdują się w granicach możliwości, ale wymagają czegoś, co wydaje się nie do przeskoczenia: zmian mentalnych w funkcjonowaniu i zbudowaniu nowych narracji w podejściu do zagrożeń.

Co dokładnie ma pan na myśli?

Wyobraźmy sobie na przykład taką narrację, w której przyznajemy, że jesteśmy surowcowo zależni od Rosji i nie da się w jeden dzień zerwać z paliwami kopalnymi, ale może w takim razie uwolnijmy energetykę wiatrową na lądzie, wprowadźmy szybsze postępowanie dla energetyki jądrowej i wiatrowej na morzu, wdrażajmy rozwiązania energooszczędnościowe. Przyjmijmy też, że na kilka miesięcy może być potrzebne racjonowanie paliwa czy gazu, niedziele czy co drugi dzień bez samochodu, żeby jak najskuteczniej zdusić wojenną bestię. Już dziś możemy wprowadzić pewne drobne wyrzeczenia, żeby móc zmierzyć się zarówno z Putinem, jak i z kryzysem klimatycznym. Problem w tym, że jako społeczeństwo nie potrafimy zgodzić się nawet na tak niewielkie niewygody, jak rzadsze czy wolniejsze poruszanie się autem. Pamięta pani, jak zaczynała się pandemia?

Rzadko kto brał ją na poważnie.

To prawda. Ludzie bez trudu przemieszczali się po świecie, zabrakło reakcji na samym początku. Gdyby wówczas odcięto Wuhan i Chiny od świata, prawdopodobnie nie mielibyśmy kryzysu na skalę globalną. Nie stać nas na szybkie i adekwatne reagowanie na tego typu wydarzenia. Nie potrafimy, nie mamy struktur, a przede wszystkim nie stworzyliśmy narracji i przykładów, które przekonywałyby społeczeństwo, że wyjątkowe rozwiązania, jak tymczasowe ograniczenie swobody podróżowania, są konieczne, a ich skutki przekładają się na długofalowe bezpieczeństwo i więcej wolności.

Ale słyszymy przecież teraz, żeby samodzielnie walczyć z reżimem Putina, przykręcając kaloryfer w domu, przemieszczając się po mieście rowerem. Załóżmy, że duża część społeczeństwa to zrobi. Czy tak uda nam się zaszkodzić rosyjskiej gospodarce, biorąc pod uwagę fakt, że surowce ze wschodu zasilają głównie gospodarstwa domowe i samochody?

Takie działania mogą pomóc, ale na pewno nie będą skuteczne bez decyzji systemowych. Moim zdaniem bardziej efektywne będą rozwiązania ekonomiczne, czyli nakładanie odpowiednich podatków, ceł, podnoszenie kosztów importu, co oczywiście nie może się odbywać bez zastosowania osłony społecznej. Inną opcją mogą być działania przymusowe, które zakazują korzystania z węgla, ropy czy gazu albo wprowadzają ograniczenia ich zużycia. Przykładem, że można, jest ostatnio wprowadzony zakaz importu węgla z Rosji.

To, o czym pani mówi, jest bardzo ważne z punktu widzenia budowania świadomości społecznej, natomiast nie sprawi, że szybko zakończymy wojnę i zatrzymamy zmiany klimatu. Nie dostrzegam jednak żadnej dyskusji w przestrzeni publicznej na ten temat. Nie słyszę: zgódźmy się na te wysokie ceny paliw, zastanawiając się nad ewentualną redystrybucją i działaniami osłonowymi, to pomoże przestawić naszą energetykę na nowe, nieemisyjne tory i zwiększyć energooszczędność. Taka narracja w ogóle się nie przebija, a jeśli nawet mówimy o transformacji i przerzuceniu cywilizacyjnej zwrotnicy w inną stronę, zazwyczaj odkładamy to na wieczne później/nigdy lub jesteśmy gotowi jedynie na niewielkie przesunięcia.

Bana na rosyjską ropę dały już Wielka Brytania i USA. Czy odważy się Europa?

A nie uważa pan, że przede wszystkim brakuje woli politycznej, która zawsze będzie barierą dla zmian? Trudno wyobrazić sobie rząd czy polityka, który powie swojemu wyborcy, że ten musi z czegoś zrezygnować albo płacić wyższe podatki.

Szczerze mówiąc, uważam, że głównym problemem jest brak odwagi cywilnej, ale też strach przed podawaniem prawdziwych informacji i realnych prognoz. To nie jest tylko kwestia podejścia klasy politycznej. Cały system komunikacji społecznej i medialnej nie działa tak, jak powinien, bo nikt nie chce powtarzać nieprzyjemnych informacji i robi wszystko, by trwać w aktualnym systemie, a nie go zmieniać.

Nie wierzy pan w dobre intencje mainstreamowych mediów, które klimatowi zrobiły nawet odrębne rubryki na głównych stronach?

Przede wszystkim uważam, że dziś wszędzie mówienie prawdy jest towarem deficytowym i nawet w komunikacji dotyczącej zmian klimatu wolimy upiększać i pudrować informacje niż powiedzieć, że jest fatalnie albo wprost skrytykować osoby czy instytucje odpowiedzialne za ten stan rzeczy lub bierność wobec niego.

Poda pan jakiś przykład?

Zamiast mówić „nieemisyjne” czy „niskoemisyjne źródła energii”, mówimy o „zielonej” lub „odnawialnej energii”. Problem w tym, że pod tymi ostatnimi hasłami rozumie się między innymi wycinanie zielonych lasów. To w pewnym sensie jest oksymoron, bo potrzebujemy nieemisyjnych źródeł energii. Jeśli wytnę kawał lasu pod wiatraki czy farmę fotowoltaiczną, to mamy do czynienia z odnawialną energią? Jeśli spalam biomasę, to z pożytkiem dla klimatu? No nie. Kiedyś bardzo modne były biopaliwa, które wyrządziły same szkody, a teraz budujemy sobie zaplecze energetyczne w postaci biomasy i biogazu, które wcale „bio”, w sensie konieczności zachowania bioróżnorodności nie są.

Czyli uchwaloną niedawno taksonomię unijną, zezwalająca inwestować w gaz jako zielone czy też przejściowe w procesie dekarbonizacji paliwo, uważa pan za greenwashing?

Taksonomia zawiera pewien tryb środków, który udało się przemycić osobom świadomym tego, że gaz nie jest dobrym rozwiązaniem. Aby mógł być traktowany jako zielony, musi spełniać określone warunki fizyczne, które w praktyce są nie do zrealizowania. Diabeł tkwi w szczegółach i liczbach, a nie w zaklęciach, których używamy. Ktoś zrobił tam dobrą robotę i postawił bardzo zaporowe wymagania dla gazu. Kłopotem jest natomiast niejasna dyskusja wokół energetyki jądrowej i to, że kształt taksonomii jeszcze nie jest ostateczny.

Zależność od rosyjskiego węgla i gazu zgotowała nam dwie katastrofy: klimatyczną i wojenną

Ale taksonomia opisuje atom jako zielone źródło.

Niestety są środowiska i państwa członkowskie, które blokują jego rozwój. Tymczasem atom to jedyne stabilne nisko- lub nieemisyjne źródło, które powinno znaleźć się w miksie energetycznym. Tak, jak każde źródło, ma on swoje zalety i wady, ale właśnie po to stosujemy połączenie różnych źródeł, by zapewnić sobie bezpieczeństwo i stabilny system energetyczny.

Nie możemy opierać się na zapewnieniach, że za jakiś czas skonstruujemy nie wiadomo jak ekologiczne i przyjazne klimatowi baterie czy inne rozwiązania, bo – po pierwsze – nie mamy tyle czasu, a – po drugie – pewności, że takie technologie faktycznie powstaną i że będą miały mały ślad środowiskowy. Zanim to się wydarzy, emisje gazów cieplarnianych mogą nas zniszczyć, dlatego, gdy słyszę, że ktoś mówi na przykład: atom tak, ale za kilka, kilkanaście lat w technologiach jeszcze nieistniejących, to załamuję ręce. Zamiast używać tego, co już mamy, często od dziesięcioleci, dywagujemy o całkowicie niepewnych rozwiązaniach. Takie opowieści zachęcają jedynie do robienia różnego rodzaju prowizorek (np. wielkie inwestycje w gaz jako „paliwo przejściowe”), a nie podejmowania realnych i skutecznych działań.

Czyli jakie powinny być nasze priorytety w najbliższym czasie?

Te same, o które postulujemy od lat. Musimy naciskać na rząd, by odblokował tanią w utrzymaniu i możliwą do finansowania z różnego rodzaju rozproszonych kapitałów energetykę wiatrową na lądzie, przyspieszył z uruchomieniem wiatraków na morzu i elektrowni atomowych. Należy bezzwłocznie zadbać o oszczędność energii, termomodernizację budynków, budować alternatywy dla indywidualnej motoryzacji. To nie są postulaty wzięte z kosmosu, wymagające eksperymentalnych technologii, lecz szybkiego tempa wdrażania zmian. Wojna doskonale nam to uświadomiła, bo Putin nie bawi się w półśrodki. My też nie możemy.

**

prof. Szymon Malinowski jest fizykiem atmosfery, autorem portalu Naukaoklimacie.pl, dyrektorem Instytutu Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz przewodniczącym zespołu doradczego ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie Polskiej Akademii Nauk.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij