Świat

Czy to jest koniec solidarności z Białorusią?

Tak, Białorusinom nie udało się pokonać reżimu, ale z pewnością nie chcą brać udziału w wojnie w Ukrainie.

W czwartek rano, 24 lutego Rosja zaatakowała Ukrainę, wykorzystując – za zgodą Aleksandra Łukaszenki – terytorium Białorusi. I choć w Ukrainie nie ma jeszcze wojsk białoruskich (lub po prostu jeszcze o tym nie wiemy), Białoruś zgodnie z prawem międzynarodowym jest państwem agresorem, wspólnikiem Rosji w tej wojnie.

Dwa dni później, 26 lutego, byłem w Warszawie na wiecu poparcia dla Ukrainy przed ambasadą amerykańską. Kiedy obserwowałem grupę ludzi z biało-czerwono-białymi flagami skandujących „Łukaszenka to pedał”, przyłapałem się na myśleniu o tym, jak długo jeszcze można będzie obserwować tę akceptację solidaryzujących się z Ukrainą Białorusinów. Myślałem o akceptacji nie tylko ze strony Ukraińców, ale także ze strony innych narodów, zwłaszcza na terytoriach tych państw, w których obecność Białorusinów stała się szczególnie widoczna po sierpniu 2020 roku.

„Pamiętajcie, że to nie jest wojna lokalna” [rozmowa z kijowską dziennikarką]

Kiedy wieczorem 24 lutego mój dobry białoruski przyjaciel pojechał na granicę polsko-ukraińską, aby wziąć udział w ewakuacji pierwszych uchodźców, trudno było sobie jeszcze wyobrazić, jak negatywnie będą postrzegani białoruscy wolontariusze na granicy zaledwie kilka dni później. Prześladowana przez białoruskie władze gazeta „Nasza Niwa” w materiale z 1 marca zebrała kilka takich historii, opowiadających o negatywnym stosunku zarówno Ukraińców, jak i Polaków. Białoruskie tablice rejestracyjne czy niebieski białoruski paszport stały się swego rodzaju piętnem nieufności i niechęci.

Historia ta wykracza daleko poza wolontariat. Ktoś stracił pracę z powodu posiadania białoruskiego paszportu, komuś z tego samego powodu odmówiono założenia konta bankowego, komuś grożono, że jego pozwolenie na pobyt w państwie członkowskim Unii Europejskiej nie zostanie przedłużone, ktoś spotkał się z obelgami tylko dlatego, że miał nieszczęście być obywatelem Białorusi. Liczba takich przypadków jest tak duża, że pojawiła się cała oddolna inicjatywa aktywistów z Białorusi, którzy zbierają i spisują historie dyskryminacji Białorusinów i Białorusinek mieszkających za granicą – zwłaszcza na Litwie, Łotwie, w Polsce, Czechach i Niemczech, gdzie po sierpniu 2020 roku powstały silne społeczności białoruskie.

Zwracamy się do was z więzienia, które nazywa się Rosja [list]

Mnie samemu na razie nic poważnego się nie przydarzyło, doświadczyłem jedynie tego, że niektórzy znajomi Polacy przestali się ze mną witać lub zaczęli mówić przez zęby. Zauważam jednak, jak wielu Białorusinów w Polsce zaczyna robić sobie gorzkie żarty na temat tego, że rozumieją, co to znaczyło być Żydem i Niemcem w przededniu drugiej wojny światowej.

Być może najlepszym opisem tego, jak zmienił się ostatnio stosunek do Białorusinów, jest wypowiedź znanego białoruskiego pisarza Alhierda Bacharewicza, który od jesieni 2020 roku mieszka wraz z żoną, poetką Julią Cimafiejewą, w austriackim Grazu. Autor napisał:

„Kiedyś współczuli nam – »bo oni, biedni, mają Łukaszenkę«.
Potem nas wspierali – »bo oni, niezniszczalni, mają Łukaszenkę«.
Potem nas pokochali – »bo oni, odważni, mają Łukaszenkę«.
Teraz nas nienawidzą – »bo to oni, a nie my, mają Łukaszenkę«.
Wtedy o nas zapomną – »bo my mamy wolność i Europę, a oni? Mieli tylko Łukaszenkę, nic ciekawego«. […]
Okazuje się, że kochano nas i wspierano za te same rzeczy, za które dziś jesteśmy karani i pogardzani”.

W sierpniu 2020 roku, kiedy setki tysięcy Białorusinów i Białorusinek wyszły na ulice białoruskich miast, by wyrazić swój sprzeciw wobec cynicznego sfałszowania wyborów prezydenckich, spotkały się z brutalnymi działaniami władz, które ostatecznie doprowadziły do bezprecedensowych represji. W odpowiedzi Parlament Europejski, a także poszczególne kraje UE nie uznały Aleksandra Łukaszenki za prawowitego prezydenta i przystąpiły do budowania relacji ze Swiatłaną Cichanouską jako główną przedstawicielką białoruskiej opozycji. W tym samym czasie na Zachodzie pojawiła się fala solidarności z Białorusią i liczne inicjatywy (edukacyjne, finansowe, medyczne) wspierające Białorusinów, którzy ucierpieli z rąk białoruskich władz.

W dużej mierze dzięki wsparciu Rosji – a także brakowi gotowości Zachodu do bardziej aktywnej interwencji w to, co się dzieje w Białorusi – Aleksandrowi Łukaszence udało się utrzymać władzę. W Białorusi zniszczono wszystkie niezależne media (niektóre jednak nadal działają w podziemiu) i organizacje pozarządowe (niektóre z nich również nadal działają), ponad tysiąc osób uznano za więźniów politycznych, a kilkadziesiąt (jeśli nie kilkaset) tysięcy zmuszono do ucieczki z kraju.

Polska stała się jednym z tych krajów, które dały Białorusinom możliwość znalezienia schronienia. Jak informował pod koniec ubiegłego roku Stanisław Żaryn, sekretarz prasowy ministra koordynatora służb specjalnych, od sierpnia 2020 roku do 26 grudnia 2021 roku do Polski przyjechało ponad 23 tys. Białorusinów poszukujących pomocy i ochrony przed represjami w swoim kraju. Z tego 12 tys. obywateli Białorusi wjechało do Polski na podstawie wizy wydanej ze względów humanitarnych, a 3,4 tys. zadeklarowało, że chce uzyskać w Polsce ochronę międzynarodową.

I teraz, gdy Rosja rozpoczęła wojnę w Ukrainie, wykorzystując w tym celu terytorium Białorusi i jej infrastrukturę, wydaje się, że prawie wszyscy od razu zapomnieli, jak dwa lata temu cały świat podziwiał pokojowo nastawionych Białorusinów i Białorusinki, którzy mieli odwagę przeciwstawić się reżimowi Łukaszenki. Tak, Białorusinom nie udało się pokonać reżimu, ale z pewnością nie chcą brać udziału w wojnie.

Przynajmniej pośrednio świadczy o tym fakt, że w dniach 26–27 lutego, mimo wszelkich możliwych zagrożeń i gróźb ze strony władz, na ulice Białorusi wyszły tysiące ludzi, by protestować przeciwko wojnie, z czego aresztowano nieco ponad 800 osób. Białoruscy aktywiści rozpętali całą „wojnę kolejową” (podobną do „wojen kolejowych” prowadzonych przez białoruskich partyzantów przeciwko Niemcom w czasie drugiej wojny światowej), aby spowolnić rozmieszczenie wojsk rosyjskich na południu Białorusi. Jednocześnie Białorusini za granicą aktywnie angażowali się w pomoc Ukrainie na wszystkich płaszczyznach – od wolontariatu po zaciąganie się do ukraińskich legionów cudzoziemskich.

Ciche poparcie milczącej większości, czyli teraz to Rosjanie muszą się zbuntować i powstrzymać wojnę

Czy Białorusini są winni tego, że zostali pokonani w 2020 roku? Obawiam się, że nie mam odpowiedzi na to pytanie. Czy Białorusini są odpowiedzialni za to, że Białoruś stała się agresorem militarnym w 2022 roku? Prawdopodobnie tak. Choćby z tego prostego powodu, że nikt nie wybiera sobie miejsca i czasu urodzenia, a tak się złożyło, że jesteśmy Białorusinami.

Białorusin w tych mrocznych czasach przypomina skazańca z kulą przywiązaną do nogi – gdziekolwiek się udaje, wszędzie towarzyszy mu brzemię pochodzenia. I chociaż to on jest odpowiedzialny za ten ciężar, kto powiedział, że to powinno determinować stosunek innych ludzi do niego?

**

Ivan Zhyhal (ur. 1993) – historyk, filozof, eseista. Absolwent historii Europy Wschodniej na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym w Mińsku oraz filozofii kultury na Uniwersytecie Babeșa i Bolyaia w Klużu-Napoce (Rumunia). Mieszka w Warszawie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij