Świat

„Pamiętajcie, że to nie jest wojna lokalna” [rozmowa z kijowską dziennikarką]

Mieszkanki i mieszkańcy Kijowa uciekają z dobytkiem

Po ludziach, z którymi rozmawiam, widzę, że się boją, ale z drugiej strony jest też rozpacz, nienawiść, gniew. Taki konstruktywny gniew. „Co się, do diabła, dzieje?! Po co?!” – pytają. Rozmowa z Tatianą Kozak, ukraińską dziennikarką opisującą życie w Kijowie broniącym się przed rosyjską inwazją.

Jak wyglądają twoje noce?

Tatiana Kozak: Dosyć niespokojnie, ale na razie do schronu schodziliśmy tylko raz. Inaczej niż wielu znajomych, którzy nocują w metrze. To główny schron Kijowa. My do tej pory nocowaliśmy w domu, bo obserwując sytuację, doszliśmy do wniosku, że na razie jest raczej bezpiecznie. Ale jeśli będą silne ostrzały, to będziemy oczywiście schodzić do schronu. Mamy jeden w sąsiedniej kamienicy, więc niedaleko. To taka stalinka, jest tam solidny radziecki schron. Oprócz metra ludzie nocują też w piwnicach. W szkole, która jest niedaleko, też powinien być schron, chociaż tego jeszcze nie sprawdziliśmy. Od ósmej wieczorem do ósmej rano mamy godzinę policyjną, nie wolno wychodzić z domu. Staramy się wracać do domu przed zmrokiem, tak jest bezpieczniej.

Co robisz w ciągu dnia?

Prawie codziennie jeżdżę po mieście i przedmieściach, sprawdzam, co się dzieje, rozmawiam z ludźmi. Pojawiło się dużo punktów kontrolnych, na niektórych stoją wojskowi, na większości obrona terytorialna. Uważam, że to dobrze. Sprawdzają dokumenty, pytają, kim jesteś, dokąd jedziesz. Czasem te kontrole są dokładniejsze, czasem mniej.

Raz na dwa, trzy dni jeździmy po zakupy. Bierzemy dużo wody, bo woda staje się powoli towarem deficytowym. Kupujemy chleb, makaron, ryż, czyli to, co ma długą datę ważności. Dokupujemy to, co się kończy, na przykład proszek do prania. Dzisiaj stałam w kolejce po lekarstwa. Poza tym dużo pracuję, jestem cały czas w kontakcie się z dziennikarzami z Ukrainy i z zagranicy. Komentuję, udzielam wywiadów, piszę swoje teksty.

Walzer: Nasza Ukraina

czytaj także

Walzer: Nasza Ukraina

Michael Walzer

Na twoich zdjęciach widać, że ludzi na ulicach Kijowa jest niewiele. Jak wygląda życie w mieście?

Tak, ludzi jest mało. Cały czas wyjeżdżają, a ci, którzy zostali, nie wychodzą zbyt często z domu. Poza tym teraz bez samochodu niewiele można zrobić, bo transport publiczny nie działa tak jak wcześniej. Ludzie nie chodzą do pracy i jeśli nie muszą,  nie wychodzą do miasta. A jeżeli już, to właśnie do sklepu czy do apteki, gdzie cały czas widać kolejki. Tłum jest za to na dworcu kolejowym, bo ludzie szukają dróg wyjazdu z Kijowa do bezpieczniejszych lokalizacji, w zachodniej Ukrainie na przykład. I za granicę.

Pamiętasz, czy w pierwszych dniach wojny czuć było panikę wśród mieszkańców?

Muszę sobie przypomnieć… Dni zlewają się w jedno. Na początku było duże niedowierzanie, ludzie nie rozumieli, co się dzieje. Nawet nie tyle, co się dzieje, ale że TO się dzieje. To był duży szok. Jak tylko padły pierwsze strzały, ludzie ruszyli do bankomatów. Pierwszego dnia rano wracałam pociągiem do Kijowa, o szóstej rano zatrzymaliśmy się w miasteczku Kupiańsk i już tam widziałam kolejki do bankomatów.

Niektórzy zaczęli wyjeżdżać, jednocześnie sprawnie i szybko uformowała się obrona terytorialna. Punkty kontrolne nie pojawiły się od razu, dopiero po długiej godzinie policyjnej, która trwała całą pierwszą niedzielę wojny. Kiedy wyszliśmy w poniedziałek, to już działały. Ogólnie nie powiedziałabym, że była panika. Nie było tłoku, jakichś niepokojów. Niektórzy postanowili wyjechać, inni zostali. Każdy decydował samodzielnie i działał według swojego scenariusza.

Pierwsze godziny wojny. „Może to potrwać dziesiątki lat, ale wytrwamy”

Dlaczego zdecydowałaś się zostać?

Najpierw odpowiem jako obywatelka Ukrainy. Podobnie jak wielu ludzi, z którymi rozmawiam, nie widzę sensu w wyjeździe, bo nie da się wiecznie uciekać. Lepiej zostać tam, gdzie się jest teraz, i pomagać na tyle, na ile się da. A jako dziennikarka uważam, że to zbyt ważny moment dla historii kraju. Zostając, mogę pokazywać i opisywać, co się dzieje. Wojna to temat, którym blisko zajmuję się od 2014 roku, teraz nastąpiła jej kulminacja i liczę na to, że wkrótce się zakończy. Mam nadzieję, że będę mogła to zobaczyć na własne oczy.

Codziennie rozmawiasz z ludźmi w Kijowie. O czym są te rozmowy?

Nawet ci, którzy decydują się wyjechać, wierzą w to, że my, czyli Ukraina – ukraińska armia, władze Ukrainy – wytrzymamy i odeprzemy atak. Ci, którzy zostali, starają się jak najbardziej angażować. Na przykład noszą herbatę i jedzenie na punkty kontrolne. Wojskowi mówią, że są przekarmiani. Niektórzy się boją, że przytyją. (śmiech)

W obronie terytorialnej na punktach kontrolnych nie widziałam niestety zbyt wielu kobiet. Być może wykonują jakieś prace na tyłach. A mężczyźni mówią, że nigdzie stąd nie pójdą, nie ustąpią. Wojna trwa już tyle lat, czas ją zakończyć. Zwykli mieszkańcy, którzy nie angażują się za bardzo, ale zostali i starają się przetrwać, mówią, że nie mają dokąd uciekać, że po prostu nie chcą uciekać.

Boisz się?

Pierwszy raz poczułam strach, kiedy Rosjanie zaatakowali wieżę telewizyjną. Byłam w innej dzielnicy miasta i widziałam, jak te rakiety leciały. Usłyszałam dźwięk, spojrzałam w górę i zobaczyłam, jak leci nad moją głową. Najpierw jedna, a po minucie, może po pół minuty – druga. To było straszne uczucie, a jeszcze straszniejsze były efekty działania tych rakiet, które później zobaczyłam. Wtedy się naprawdę przestraszyłam.

Wcześniej było w miarę normalnie. Po ludziach, z którymi rozmawiam, widzę, że się boją, ale z drugiej strony jest też rozpacz, nienawiść, gniew. Taki konstruktywny gniew. „Co się, do diabła, dzieje?! Po co?!” – pytają. To ich napędza, daje energię.

A rozmawiacie o Rosji i Rosjanach?

Tak. Wiele osób ma krewnych w Rosji, starają się z nimi rozmawiać, przekonywać ich. Ale przyznają, że to bardzo trudne. Kłócą się z nimi. Kijowianie mówią, że Putin to niedobry człowiek – jeśli mówić delikatnie – że zwariował, że jest faszystą. Mówią też, że będzie trudno rozmawiać z Rosjanami po tym wszystkim, pojednać się. Powstała wielka przepaść w relacjach.

A co ludzie mówią o ukraińskich władzach?

Wierzą w nie. Wiele osób tłumaczyło mi, że zostali, bo wierzą w armię, w rząd. Zełenski ma poparcie przekraczające 90 proc. także dlatego, że sam został w Kijowie, nie uciekł. Daje ludziom przykład i to ich uspokaja. Prezydenci innych atakowanych miast też zostali i biorą udział w obronie, wychodzą na demonstracje razem z mieszkańcami, cały czas się z nimi komunikują. To teraz też szalenie ważne.

Zełenski nie jest bez skazy, ale to on jest dziś przywódcą wolnego świata

Jak możemy wam pomóc?

Już czujemy duże wsparcie. Trafia do nas pomoc humanitarna, a Europa przyjmuje uchodźców. Płyną też dostawy broni, co jest bardzo ważne. Skoro NATO nie chce się mieszać do tej wojny, to potrzebujemy wsparcia w postaci broni, bo rosyjska armia jest liczniejsza. Po prostu trzeba robić to, co już robicie, tylko jeszcze bardziej.

Bardzo ważne, żeby pamiętać, że to nie jest wojna lokalna. To nie jest wojna rosyjsko-ukraińska. Rosja próbuje zdeptać wartości demokratyczne i zaprowadzić otwarty faszyzm, z którym rzekomo walczy. To bardzo ważne, żeby społeczeństwa i przywódcy w Europie i na całym świecie o tym pamiętali i podejmowali działania z tą świadomością. Chodzi o wspólne dobro. Dobro Ukrainy to teraz dobro całego świata.

**
Tatiana Kozak jest niezależną ukraińską dziennikarką i autorką książki Невизнані Історії. Подорож у самопроголошену реальність Вірменії, Азербайджану, Грузії і Молдови (Nieuznane historie. Podróż do samozwańczej rzeczywistości Armenii, Azerbejdżanu, Gruzji i Mołdawii, wyd. Tempora, Kijów 2021). Z Kijowa pisze bieżące reportaże o życiu w mieście, które broni się przed rosyjską inwazją.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Siegień
Paulina Siegień
Dziennikarka i reporterka
Dziennikarka i reporterka związana z Trójmiastem, Podlasiem i Kaliningradem. Pisze o Rosji i innych sprawach, które uzna za istotne, regularnie współpracuje także z New Eastern Europe. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Autorka książki „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu” (2021), za którą otrzymała Nagrodę Conrada.
Zamknij