U progu roku pańskiego 2023 na polach niemieckiej wsi Lutzerath rozegrała się epicka bitwa w błocie, podczas której federalne siły przymusu starły się z oddolnym ruchem społecznym. Wielu niemieckich żołdaków odniosło rany, a po stronie ludu bohatersko walczył między innymi bezimienny mnich, który powalił jednego z Teutonów na ziemię wspaniałą szarżą.
Można by uznać to za całkiem zabawne, gdyby nie przyczyna tych starć. Gigant energetyczny RWE postanowił wznowić odkrywkę węgla brunatnego na posiadanych terenach i wyburzyć tamtejsze domy, które zostały co prawda już opuszczone przez tubylców, jednak w międzyczasie zasiedlił je napływowy aktyw ekologiczny.
Oczywiście ekolodzy osiedli tam nieprzypadkowo. Węgiel brunatny to jedno z najbrudniejszych paliw stałych wykorzystywanych w energetyce. Jest co prawda nieco bardziej ekologiczny niż na przykład opony, jednak jego masowe spalanie w kraju, który próbuje uchodzić za forpocztę zielonej transformacji, musi budzić uzasadnioną konsternację wśród ludzi, którym te sprawy leżą na sercu.
Exxon wiedział, nie powiedział… Gigant paliwowy precyzyjnie przewidział globalne ocieplenie
czytaj także
Kremlowi znowu nie wyszło
Stopniowe odcinanie się od dostaw rosyjskich paliw kopalnych wymusiło na państwach oszczędzanie gazu, który w pierwszych miesiącach wojny osiągał zawrotne ceny. Część państw UE postanowiła więc przeprosić się z węglem. Co oczywiście nie do końca dotyczy Polski, bo ona nigdy z węglem się nie pokłóciła.
Na powrót do sieci podłączono między innymi elektrownię węglową Heyden 4 w Nadrenii Północnej-Westfalii oraz Mehrum w Dolnej Saksonii. Podobne kroki poczyniła też Holandia. Powrót do zażyłych relacji niektórych krajów UE z węglem ma potrwać „jedynie” do 30 kwietnia tego roku, a więc do końca okresu grzewczego.
Oczywiście nikt nie poszedł w tym tak daleko jak Polska, która umożliwiła spalanie węgla brunatnego w domowych piecach. Zapewne z tego powodu, że w żadnym kraju UE nie wykorzystuje się już węgla na masową skalę do spalania w domowych instalacjach.
Bezpieczna Polska bez ropy, węgla i gazu? [rozmowa z Marcinem Popkiewiczem]
czytaj także
Nawołująca do jak najszybszej dekarbonizacji Europa postanowiła więc częściowo rozmontować własną politykę klimatyczną. Główny cel stojący za tą hipokryzją jest zasadniczo bardzo słuszny. Chodzi o uniezależnienie się od rosyjskich dostaw i zwycięstwo w energetycznym starciu z Moskwą. Żeby nie polec, oszczędzanie gazu stało się absolutnie kluczowe, bo przebudowa łańcuchów dostaw tego surowca wymaga stworzenia odpowiedniej infrastruktury. Szkoda tylko, że państwa Europy nie myślały o tym wcześniej, gdy na własne życzenie uzależniały się od rosyjskiego dostawcy.
Ograniczenie zużycia gazu przebiegło całkiem sprawnie. Według danych Eurostatu w okresie sierpień–listopad 2022 UE jako całość zmniejszyła konsumpcję gazu aż o jedną piątą. O tyle samo ograniczyła konsumpcję także sama Polska. Zdecydowanie największy konsument gazu w Europie, czyli Niemcy, dokonały redukcji zużycia o jedną czwartą, Finlandia nawet o połowę. Tylko w dwóch krajach wykorzystanie gazu w omawianym okresie wzrosło – maruderami są Malta i Słowacja.
Redukcja zużycia gazu oraz ciepła zima – z rekordowo ciepłym początkiem roku włącznie – przyniosły pozytywne rezultaty. W połowie stycznia europejskie magazyny gazu są zapełnione w przeszło 80 proc. Zapasy gazu UE wystarczyłyby jej na trzy miesiące przeciętnego zużycia. Teoretycznie więc powinno go wystarczyć do końca okresu grzewczego. Energetyczna pałka, którą Kreml uderzał po głowie europejskich polityków, została więc częściowo wytrącona. Problem w tym, że odbyło się to kosztem klimatu i czystego powietrza.
czytaj także
Węgiel na zastępstwo
Wystarczy zerknąć na mapę bieżącej produkcji prądu, by się przekonać, że w Europie Środkowej węgiel płonie aż (nie)miło. Według Electricity Map 18 stycznia tradycyjnie najbardziej węglowym państwem UE była Polska, która emitowała aż 954 gramy CO2 na KWh wytworzonego prądu. Dla porównania Francja tylko 100 gramów, czyli prawie 10 razy mniej. Po około 600 gramów emitowały jednak też Niemcy i Czechy.
Produkcja energii w Niemczech była drugą najbardziej emisyjną w Europie, po Polsce. Ponad jedna trzecia produkcji energii elektrycznej 18 stycznia w Niemczech pochodziła z elektrowni węglowych, z elektrowni gazowych tylko 17 proc. Moc instalacji węglowych była wykorzystywana prawie w trzech czwartych, za to gazowych tylko w jednej trzeciej. To oczywiście nie jest zbieg okoliczności – intensywna praca elektrowni węglowych za Odrą miała na celu skompensowanie oszczędności na gazie.
Kompensację gazu węglem na mniejszą skalę prowadzi też Holandia. Bieżąca emisja Królestwa Niderlandów 18 stycznia była dwukrotnie mniejsza niż w Niemczech, jednak i tak stawiała to państwo w gronie tych bardziej węglowych gospodarek UE. W Holandii instalacje węglowe były wykorzystywane w połowie swoich mocy, a gazowe w jednej trzeciej. Mimo to gazowe odpowiadały za jedną trzecią produkcji prądu, a węglowe za jedną dziesiątą.
Społeczna, ale nie antysystemowa. Taka powinna być transformacja energetyczna
czytaj także
Kryzys energetyczny przywrócił węgiel do łask na całym świecie. Według danych Międzynarodowej Agencji Energetyki (MAE) w 2022 roku globalny popyt na węgiel przekroczył 8 miliardów ton, co było historycznym rekordem. Ostatni raz konsumpcja węgla sięgnęła 8 miliardów ton w 2013 roku. Sama Unia Europejska zużyła 478 milionów ton węgla, a więc prześcignęła nawet USA (465 mln ton). Rok wcześniej to Stany Zjednoczone zużyły 47 mln ton więcej. W porównaniu do 2020 roku popyt na węgiel w UE wzrósł o 22 proc. Oczywiście wszystkim bardzo daleko jest do Chin, które w zeszłym roku odpowiadały za przeszło połowę globalnej konsumpcji węgla.
Oszczędzić tak, żeby się nie zmęczyć
Problemem nie jest tylko konsumpcja węgla, ale też konsumpcja samego prądu. Gdyby zużycie energii elektrycznej w Europie istotnie spadło – na przykład podobnie jak gazu – to i węgla spalono by mniej. Niestety nie wszystkie państwa podeszły do sprawy ograniczania zużycia poważnie.
Z wyzwaniami klimatycznymi nie radzi sobie ani sektor publiczny, ani prywatny
czytaj także
W rezultacie oszczędności energii elektrycznej w UE były w zeszłym roku daleko niesatysfakcjonujące. Według Eurostatu w październiku 2022 roku (najświeższe dane dla całej UE) redukcja zużycia prądu wyniosła 8,4 proc. We wrześniu tylko 4,3 proc. W Polsce ten spadek wynosił odpowiednio 7,4 proc. i 3,6 proc. W Niemczech redukcja zużycia osiągnęła poziom 5 proc. we wrześniu i 8,4 proc. w październiku. Przypomnijmy, że państwa UE zobowiązały się do dobrowolnej redukcji konsumpcji prądu o jedną dziesiątą i obowiązkowej o 5 proc.
Z tego dobrowolnego zobowiązania jesienią z nawiązką wywiązała się między innymi Rumunia (spadek o 13,5 proc. w październiku) czy Słowacja (aż 18 proc.). Pięć państw w październiku nie wypełniło nawet obowiązkowej redukcji. Listopadowe dane są dostępne obecnie dla ośmiu krajów. Tylko Francja ograniczyła zużycie o więcej niż jedną dziesiątą – i to bardzo pokaźnie, gdyż nad Sekwaną redukcja sięgnęła aż 18 proc. (w październiku 13 proc.). Hiszpanie ograniczyli zużycie o niecałą jedną dziesiątą, więc powiedzmy, że można im to zaliczyć. W pozostałych krajach listopadowa korekta była kilkuprocentowa, a w Irlandii i na Malcie konsumpcja prądu wręcz wzrosła.
Oczywiście nie oznacza to jeszcze, że polityka klimatyczna UE trafiła do kosza. Według danych MAE pod względem konsumpcji węgla Europa w zeszłym roku cofnęła się do 2019 roku, a więc nie tak znowu daleko. W porównaniu do roku 2021 zużycie węgla w UE wzrosło „tylko” o 6,5 proc. Poza tym przeproszenie się z węglem, według dotychczasowych zapewnień, ma potrwać tylko do 30 kwietnia.
Dekarbonizacja Europy została jednak zatrzymana, chociaż zmiany klimatyczne nie czekają, aż ludzkość łaskawie się nimi zajmie. Kryzys energetyczny jest doskonałą okazją do daleko idącego zmniejszenia konsumpcji prądu. Zamiast tego Europa postanowiła trochę się ograniczyć, ale trochę też dorzucić do pieca. W rezultacie odchodzenie od węgla w nadchodzących latach będzie bardziej bolesne.