Unia Europejska

Soros: Milcząca większość Europy

Viktor Orbán

W majowych wyborach do europarlamentu wyborcy pokazali, że chcą strzec wartości, na których opiera się Unia. Jednak domagają się także reform unijnych instytucji – a na drodze takich reform stoi kilka trudnych przeszkód.

LONDYN. Wybory do Parlamentu Europejskiego przyniosły lepsze wyniki, niż można się było spodziewać, a to z prostego powodu, że przemówiła w nich milcząca dotąd, proeuropejska większość. Ta większość oznajmiła, że chce ocalić wartości, na których opiera się Unia Europejska, ale oczekuje też radykalnej zmiany w sposobie jej funkcjonowania. A przede wszystkim obawia się zmiany klimatu.


Wypadkową tych preferencji jest wzmocnienie partii proeuropejskich, a szczególnie Zielonych. Partie antyeuropejskie, które niczego konstruktywnego nie miały do zaoferowania, nie zdobyły tylu nowych mandatów, ilu się spodziewano. Nie są też w stanie sformować jednolitego frontu, który pozwoliłby im zyskać większy wpływ na politykę Unii.

Lewica (o włos) wygrywa z PiS-em w Europie

Jednym z unijnych mechanizmów, które wymagają zmian, jest system tzw. Spitzenkandidaten – „czołowych” kandydatów partii na stanowiska liderów największych instytucji Unii. W zamyśle system ten miał umożliwić pośrednie wybieranie przywództwa UE. W rzeczywistości, jak wyjaśnia Franklin Dehousse w pesymistycznym artykule dla serwisu „EU Observer”, okazał się rozwiązaniem gorszym, niż gdyby takiego demokratycznego wyboru nie było wcale. W każdym państwie członkowskim działają bowiem realne partie polityczne. Gdy jednak łączą się w partie ogólnoeuropejskie, rodzą się z tego sztuczne twory, które służą już tylko jednemu celowi: promowaniu politycznych ambicji ich liderów.

Partie ogólnoeuropejskie to sztuczne twory, które służą tylko promowaniu politycznych ambicji ich liderów.

Najdobitniej ilustruje to przykład Europejskiej Partii Ludowej (EPP), która w 2004 roku zdobyła dla siebie stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej i utrzymuje je do dziś. Obecny lider EPP, Manfred Weber, polityk bez żadnego doświadczenia w rządzie krajowym, wydaje się skłonny zawrzeć niemal każdy kompromis, byle tylko zachować parlamentarną większość. Nie stroni nawet od układów z węgierskim autokratą, premierem Viktorem Orbánem.

Orbán, który otwarcie gardzi europejskimi normami, a na Węgrzech stworzył państwo niemalże mafijne, jest dla Webera problemem. Niemal połowa partii wchodzących w skład EPP domagała się usunięcia Fideszu z jej szeregów. Zamiast spełnić to żądanie, Weber zdołał jednak przekonać członków EPP, by postawili Fideszowi dość łatwy do spełnienia warunek: umożliwienie Uniwersytetowi Środkowoeuropejskiemu (CEU, którego jestem założycielem) swobodnego działania na Węgrzech jako uczelni amerykańskiej.

Fidesz nie spełnił tego warunku. Ale nawet wtedy EPP go nie usunęła, a jedynie zawiesiła członkostwo Fideszu – tak, aby wliczał się do składu EPP, gdy przyjdzie do wybierania przewodniczącego Komisji. W tej chwili partia Orbána próbuje odzyskać pełnoprawne członkostwo u ludowców. Ciekawe zatem, czy Weberowi uda się znaleźć sposób, by jeszcze raz wyjść Orbánowi naprzeciw.

System wybierania Spitzenkandidaten nie opiera się na porozumieniu  międzyrządowym, dlatego łatwo go zmienić. O wiele lepszym rozwiązaniem byłoby wybieranie przewodniczącego Komisji Europejskiej w wyborach bezpośrednich, spośród kandydatów posiadających odpowiednie kwalifikacje – to jednak wymagałoby rewizji traktatów. Z kolei przewodniczącego Rady Europejskiej mogłaby nadal wybierać kwalifikowana większość państw członkowskich, tak jak to przewiduje traktat lizboński.

Reformę – wymagającą jednak zmiany traktatów – uzasadnia rosnąca legitymacja demokratyczna wyborów do Parlamentu Europejskiego. Frekwencja w ostatnich wyborach przekroczyła 50 procent – to wyraźny wzrost w porównaniu z frekwencją w 2014 roku, która wyniosła 42,6 procent. Warto przy tym podkreślić, że frekwencja wzrosła pierwszy raz od pierwszych eurowyborów w historii – w 1979 roku – w których wzięło udział 62 procent uprawnionych.

Ironią losu, akurat tym razem system wyboru Spitzenkandidaten może doprowadzić do wyłonienia kandydatów wprost znakomitych, a to za sprawą prezydenta Francji Emmanuela Macrona, przeciwnego temu systemowi z zasady. Wraz z premierem Hiszpanii Pedro Sánchezem, którego partia odniosła zwycięstwo w wyborach krajowych przeprowadzonych tuż przed europejskimi, zgodził się on poprzeć dwóch doskonałych „czołowych kandydatów” na przewodniczących Rady i Komisji.

Krajobraz po klęsce, czyli zamiast robić, zacznijcie gadać

Największym zwolennikiem systemu Spitzenkandidaten są Niemcy. Jeśli Weber tym razem przegra, Niemcy wysuną kandydaturę Jensa Weidmanna, prezesa Bundesbanku, na stanowisko prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Tyle że Weidmann nie powinien ubiegać się o to stanowisko. Powinien wręcz zostać zdyskwalifikowany ze względu na to, że przed niemieckim Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym występował przeciwko Europejskiemu Bankowi Centralnemu w sprawie skupu obligacji skarbowych na rynkach wtórnych (OMT) – operacji luzowania ilościowego, bez której nie udałoby się przezwyciężyć kryzysu strefy euro sprzed kilku lat. Mam nadzieję, że o sprzeciwie Weidmanna wobec polityki ECB usłyszy teraz więcej osób.

Niemal każdy kandydat nadawałby się lepiej na stanowisko prezesa EBC niż Weidmann. Tym bardziej, że dziś wygląda na to, że żadnej z głównych instytucji UE nie będzie przewodził ktoś z Francji. Byłoby zatem lepiej, by nie znalazł się tam również nikt z Niemiec, a stanowiska te przypadły kandydatom z innych krajów członkowskich.

Soros: Obudź się, Europo!

czytaj także

Wiele unijnych instytucji, nie tylko system Spitzenkandidat, wymaga gruntownych reform. One mogą jednak poczekać, aż się dowiemy, czy i w jakim stopniu spełnią się oczekiwania, jakie pozwala formułować wynik majowych wyborów. Za wcześnie jeszcze świętować zwycięstwo. W Unii zostało jeszcze dużo do zrobienia, zanim stanie się dobrze naoliwioną organizacją, która w pełni realizuje swój olbrzymi potencjał.

 

**
George Soros jest prezesem Soros Fund Management i Open Society Foundations.
Copyright: Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org. Tłumaczenie red.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij