Unia Europejska

Furia hiszpańskiego nacjonalizmu

Byli członkowie rządu Katalonii otrzymali długie wyroki za wydanie funduszy publicznych na organizację referendum. Przywódcy dwóch najważniejszych stowarzyszeń kulturalnych trafili do więzienia za to, że na demonstracji krzyczeli „No pasarán!”. Czy podobne represje mogą spotkać Szkotów, gdyby rozpisali kolejne niepodległościowe referendum?

Wyobraźmy sobie, że to, co właśnie wydarzyło się w Hiszpanii, wydarzyło się w Wielkiej Brytanii. Wyobraźmy sobie, że szkocki rząd ogłosił datę drugiego referendum niepodległościowego, wbrew stanowisku premiera. Wyobraźmy sobie, że referendum mimo wszystko się odbyło, a za umożliwienie zorganizowania go Ken Macintosh, obecnie przewodniczący obrad szkockiego parlamentu, został skazany na jedenaście lat więzienia. Wyobraźmy sobie, że Nicola Sturgeon została skazana na banicję w Brukseli, a połowę jej gabinetu wsadzono do więzienia na dwanaście lat, podczas gdy Sally Mapstone, przewodnicząca szkockiego stowarzyszenia kulturalnego zwanego Saltire Society, dostała wyrok pozbawienia wolności na dziewięć lat.

Dokładnie to wydarzyło się w Hiszpanii. Namaszczeni przez wyborców przedstawiciele władz i przywódcy kulturowi zostali wysłani do więzienia z perspektywą spędzenia tam długich lat za to, że starali się doprowadzić do demokratycznego rozwiązania politycznego kryzysu w Katalonii.

Katalońskie dylematy

czytaj także

Katalońskie dylematy

Michał Pawlaczyk

Przywódcy dwóch najważniejszych stowarzyszeń kulturalnych, Jordi Sànchez i Jordi Cuixart, usłyszeli wyroki więzienia za podżeganie do rewolucji. Kluczowym obciążającym ich dowodem było to, że krzyczeli „No pasarán!” – antyfaszystowskie hasło, często skandowane podczas wszelkiego rodzaju demonstracji w Katalonii. Sześcioro byłych członków rządu: Oriol Junqueras, Joaquim Forn, Jordi Turull, Raül Romeva, Josep Rull i Dolors Bassa, zostało skazanych za podżeganie do rewolucji i sprzeniewierzenie funduszy publicznych. Ten drugi zarzut odnosi się do przeznaczenia publicznych środków na przeprowadzenie referendum, które zostało zatwierdzone przez kataloński rząd. Troje innych byłych ministrów: Meritxell Borràs, Carles Mundó oraz Santi Vila, zostało skazanych również za sprzeniewierzenie funduszy oraz za „poważne nieposzanowanie władz publicznych”.

W Wielkiej Brytanii, tak jak w większości krajów europejskich, podżeganie do rewolucji już nie jest przestępstwem. Zdrada stanu nadal jest ujęta w kodeksach, ale jest mało prawdopodobne, by tych paragrafów użyto przeciwko „zbuntowanym” czy „zawszonym” Szkotom (żeby posłużyć się sformułowaniem z wiersza opublikowanego niegdyś w gazecie „Spectator”, wtedy pod redakcją Borisa Johnsona).

Ostatni przypadek oskarżenia o zdradę w Wielkiej Brytanii miał miejsce w 1946 roku, podczas procesu Williama Joyce’a, którego skazano na śmierć przez powieszenie i stracono [za prowadzenie audycji propagandowych w nazistowskiej stacji radiowej – przyp. red.]. Zarówno rządy Partii Pracy, jak i torysów sporadycznie groziły, że oskarżą o zdradę zagranicznych bojowników dołączających do oddziałów talibów czy ISIS, ale nigdy dotąd do tego nie doszło.

Być może w Wielkiej Brytanii byłoby to nie do pomyślenia. Być może.

Teraz może się okazać, że jest inaczej, ponieważ szkocki parlament będzie głosował nad propozycją drugiego referendum o niepodległości jeszcze przed końcem swojej kadencji, w maju 2021 roku. Boris Johnson, który jako premier ma w zwyczaju zagrywać kryzysem konstytucyjnym jak polityczną piłką nożną, już teraz ogłosił, że nie pozwoli na drugie referendum w Szkocji. Jeśli za piętnaście miesięcy Brytania nie będzie miała nowego premiera, Johnson może mieć okazję rozpętać drugi kryzys konstytucyjny.

Referenda? To elity sprowadziły na nas brexit i Trumpa

Kwestia Szkocji zawsze przedstawiana jest w kontekście szkockiego nacjonalizmu. Jednakże kryzys konstytucyjny, którego obecnie doświadcza Wielka Brytania, został spowodowany nagłym przyborem pozostałości nacjonalizmu angielskiego i brytyjskiego. Nasilenie się ataków o podłożu rasistowskim oraz widmo premiera, któremu najwidoczniej nie przeszkadzają jego własne otwarcie rasistowskie wypowiedzi, jest wystarczającym tego świadectwem.

Angielski nacjonalizm spuszczony ze smyczy przez brexit to jednak nie to samo, co nacjonalizm hiszpański wywołany kryzysem katalońskim. Przynajmniej na razie. Hiszpański nacjonalizm wyróżnia się siłowym, bezwzględnym egzekwowaniem zasad hiszpańskiej jedności przez państwowy aparat prawny. Ten nacjonalizm sięga korzeniami czasów generała Franco i nigdy do końca nie wypleniono go po upadku dyktatury.

Od czasów Franco nie ma litości dla przeciwników zunifikowanego państwa hiszpańskiego – które ucieleśnia Korona. Obecne nasilenie represji przypada na okres po kryzysie finansowym w 2008 roku, po protestach „indignados” (oburzonych) i kampaniach mających na celu zapobieżenie wywłaszczeniom i eksmisjom prowadzonym przez banki, prowadzonych przez ugrupowania takie jak Pah. Tak zwane „prawo knebla” dało władzom drakońskie uprawnienia, niestosowane dotąd w demokracjach liberalnych, pozwalające na postępowania karne wobec przeciwników rządu i wyczyszczenie ulic z pokojowo protestujących ludzi.

Hiszpański nacjonalizm wyróżnia się siłowym, bezwzględnym egzekwowaniem jedności przez państwowy aparat prawny.

Teraz oskarżenie o popełnienie „zbrodni nienawiści przeciwko policji” stało się chlebem powszednim dla tych, którzy publicznie mówią o przemocy, jakiej dopuszcza się policja w Katalonii. Wielu komików, artystów i ludzi muzyki zostało w ciągu ostatnich kilku lat skazanych na kary więzienia za „przestępstwa przeciwko Koronie”. Ostatniej obławie i wtrąceniu do więzienia siedmiorga protestujących pokojowo działaczy na rzecz niepodległości towarzyszył najazd policji na magazyn sztucznych ogni przygotowywanych na miejscowe święto – było to nieudaną próbą sfałszowania przez policję dowodów na posiadanie „materiałów wybuchowych”. Obławy na pokojowo protestujących aktywistów są teraz częścią codzienności i z pewnością tak pozostanie po właśnie wydanych wyrokach.

W swojej reakcji na pokojowe demonstracje państwo hiszpańskie w oczywisty sposób wymknęło się spod kontroli. Zwróćmy jednak uwagę, że to samo, co dzieje się w Hiszpanii, nakręcanej pozostałościami skrajnego państwowego nacjonalizmu, zagraża obecnie kilku innym europejskim demokracjom: Polsce, Węgrom, Niemcom, Włochom, Francji. W Anglii podobne pozostałości nacjonalizmu niemal z pewnością przyspieszą rozpad Zjednoczonego Królestwa.

Ostatni premier Zjednoczonego Królestwa

czytaj także

W Hiszpanii państwowy nacjonalizm zszedł z drogi, którą podążają demokracje liberalne. Dlatego możliwe tam jest długotrwałe osadzenie w więzieniach demokratycznie wybranych polityków zaledwie za to, że zastosowali się do życzeń elektoratu. Dlatego też musimy wysłać zdecydowany sygnał, że nie będziemy tolerować politycznych więźniów w państwach uznawanych za demokratyczne w Unii Europejskiej w XXI wieku.

 

**
Ignasi Bernat jest socjologiem i aktywistą. Wykłada na Uniwersytecie w Gironie i Uniwersytecie Surrey. David Whyte jest profesorem socjologii prawa na Uniwersytecie w Liverpoolu. Publikuje w portalu openDemocracy oraz w pismach „The Guardian”, „The Herald”, „The Age” i „Red Pepper”. Jego ostatnia książka nosi tytuł The Violence of Austerity (Pluto, 2017).

Bernat i Whyte są współautorami przygotowywanej do publikacji książki poświęconej kryzysowi katalońskiemu, zatytułowanej Building a New Catalonia: Self-Determination and Emancipation (wyd. Bella Caledonia i Lighthouse Books).

Artykuł ukazał się w serwisie openDemocracy na licencji CC BY-NC 4.0. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

Komentarz premiera Hiszpanii

Premier Sánchez: Katalonio, Hiszpanio, Europo – lepiej razem niż osobno!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij