Unia Europejska

Wasz prezydent, nasz premier? Macron rebranduje partię w reakcji na zjednoczenie lewicy

Wizja antysystemowego lewicowca Mélenchona w pałacu premierów spędza sen z powiek nie tylko prezydentowi Macronowi. Francuska lewica wyciągnęła lekcję z wyborów prezydenckich i do tak zwanej trzeciej tury, czyli nadchodzących wyborów parlamentarnych, pójdzie zjednoczona. Celem nowo powstałej „Unii Ludowej” jest zmuszenie prezydenta Macrona do wyznaczenia na premiera lidera lewicowców Mélenchona. Ten obiecuje ambitne reformy socjalne i ekologiczne.

Pierwsza tura francuskich wyborów prezydenckich była dla lewicy dużym rozczarowaniem. Wystawiła ona aż sześciu kandydatów i chociaż na ostatniej prostej Jean-Luc Mélenchon jako najsilniejszy z nich zebrał wiele głosów taktycznych, to nie wystarczyło to do przegonienia Marine Le Pen. Nacjonalistka dostała 23 proc. głosów, a lider Francji Niepokornej 22 proc. Tymczasem reszta reprezentantów lewicy zdobyła łącznie ok. 10 proc. poparcia.

Zadziałało to na lewicowych polityków jak kubeł zimnej wody i wkrótce rozpoczęły się rozmowy na temat wspólnego startu w czerwcowych wyborach parlamentarnych, nazywanych czasem trzecią turą wyborów prezydenckich.

Przewodził im Mélenchon, który od razu ogłosił, że jego zamiarem jest wprowadzenie się do Hôtel Matignon, czyli siedziby premiera. To samo mówił 5 i 10 lat temu, ale tym razem rzeczywiście ma na to szanse, bowiem pozostałe lewicowe ugrupowania są gotowe go poprzeć, aby uniknąć kolejnej kompromitującej klęski wyborczej.

Francja Niepokorna najpierw porozumiała się z ekologistami z EÉLV (Europa Ekologia – Zieloni), co ogłoszono symbolicznie 1 maja. Do powstałej w ten sposób NUPES (Nowej Unii Ludowej, Ekologicznej i Socjalnej) dołączyli niedługo później również komuniści z PCF (Francuskiej Partii Komunistycznej), a jako ostatnią ugodę zatwierdziła centrolewicowa Partia Socjalistyczna. W ten sposób po raz pierwszy od dawna główne siły lewicy staną po jednej stronie, zamiast walczyć między sobą. Historyczne precedensy istnieją i napawają optymizmem.

Do trzech razy sztuka? Jean-Luc Mélenchon walczy o drugą turę

„Lewica wielonurtowa” już w przeszłości wygrywała

Najświeższym przykładem może być „Gauche plurielle”, która wygrała wybory w 1997 i rządziła Francją przez następne pięć lat, usadawiając w Matignon socjalistę Lionela Jospina, głównego rywala Jacques’a Chiraca we wcześniejszych wyborach prezydenckich.

Tak doszło do trzeciej w historii V Republiki kohabitacji, czyli sytuacji, w której prezydent i premier reprezentują różne opcje polityczne. Przyjęło się, że w takich okolicznościach prezydent zajmuje się głównie polityką zagraniczną, a premier wewnętrzną.

Parlamentarna koalicja socjalistów, komunistów i zielonych przeforsowała dzięki temu kilka progresywnych reform, z których najbardziej znaczącą stanowiło skrócenie dnia pracy do siedmiu godzin. Pojawiały się jednak różne wewnętrzne tarcia, a jedną z przyczyn stanowił fakt, że „Lewica wielonurtowa” nie szła do wyborów jako zjednoczona siła z uzgodnionym programem. Był to bardziej pakt wyborczy, w ramach którego poszczególne partie popierały wzajemnie swoich kandydatów w różnych okręgach.

Nowa Unia Ludowa ma natomiast zamiar wygrać pod jednym szyldem, ze wspólnym programem i konkretnym kandydatem na premiera, którym jest Mélenchon. Jego związek z Macronem byłby bez wątpienia bardziej burzliwy niż ten łączący Jospina i Chiraca. Francuzi musieliby obserwować codzienną wojnę między socjalistycznym premierem i liberalnym prezydentem, ale większości wydaje się to nie przeszkadzać. Sondaże wskazują na rosnącą sympatię względem Mélenchona oraz lewicowej koalicji. Powstanie NUPES pozytywnie ocenia ponad połowa Francuzów, w tym zdecydowana większość wyborców lewicy.

Unia Ludowa, czy jedynie kartel?

Innym historycznym odniesieniem dla NUPES jest Front Ludowy, czyli koalicja socjalistów, komunistów i socjalliberałów, która rządziła Francją przez krótki okres w międzywojniu i przeforsowała wówczas szereg ważnych reform społecznych. Krytycy zarzucają jednak Unii Ludowej, że bardziej przypomina „kartel lewicy”, nieco wcześniejszy sojusz wyborczy. Brakowało mu spójnego programu, był mocno podzielony wewnętrznie, więc rząd przez niego stworzony również okazał się nieskuteczny. Czy takie obawy są słuszne?

Na pewno podzielają je niektórzy z czołowych polityków PS. Były prezydent François Hollande uznał porozumienie za nieakceptowalne, podobnie jak Bernard Cazeneuve, ostatni premier z ramienia socjalistów. Obaj twierdzą, że Mélenchon jest zbyt radykalny gospodarczo i eurosceptyczny. Przedstawiciele centrowego skrzydła Partii Socjalistycznej już teraz zapowiadają jej opuszczenie, a niektórzy myślą o samodzielnym starcie wyborczym. Byłby to poważny cios dla NUPES, bowiem przy jednomandatowych okręgach wyborczych konsolidacja głosów to klucz do zwycięstwa.

Ordynacja wyborcza była zresztą czymś, co jednocześnie utrudniało i ułatwiało negocjacje koalicyjne. Utrudniało, bo trzeba było od razu ustalić, kto w ilu okręgach (z 577) wystawi kandydatów w imieniu Unii Ludowej – mówi się, że ostatecznie Zieloni wyznaczą ok. setki, socjaliści 70, komuniści 50, a resztę wyłonią niepokorni. Ułatwiało, bo w przypadku bratobójczej walki straciłaby bez wyjątku cała lewica.

Zarzucający Unii Ludowej kierowanie się cynicznym elektoralizmem zapominają jednak o tym, że w wyniku kompromisu między poszczególnymi partiami powstają jej wspólny program oraz spójna wizja zreformowania kraju. Co prawda dominują postulaty Francji Niepokornej, ale pod naciskiem EÉLV oraz PS zmodyfikowano chociażby stosunek względem Unii Europejskiej. Według przyjętej narracji powinna ona zostać mocno zreformowana, ale dla NUPES nie ma przyszłości Francji poza UE. Być może uspokoi to lewicowców, dla których socjalny populizm Mélenchona był nie do przełknięcia właśnie ze względu na eurosceptycyzm.

Nie pozostaje nic innego niż zagłosować na Macrona

Zjednoczona lewica kontra podzielona prawica

Szczegółowy program Unii Ludowej poznamy w najbliższych tygodniach, ale podstawowe założenia już znamy. Według Mélenchona i jego sojuszników Francja zmaga się z głębokim kryzysem społecznym oraz ekologicznym, a bez pokonania jednego nie zażegna się drugiego.

Zrobić tego nie może Macron, liberalny „prezydent elit”, ani tym bardziej jego nacjonalistyczna konkurentka Le Pen. Więc sprawy ma wziąć w swoje ręce lewica. Obiecuje ona dobrobyt, planowanie ekologiczne oraz VI Republikę, z grubsza ten sam zestaw postulatów co Mélenchon podczas swojej kampanii prezydenckiej.

W pierwszej turze to nie wystarczyło, ale w „trzeciej” może być inaczej. Na ten moment to prawica jest rozbita i skłócona. Nie ma porozumienia między Le Pen i Zemmourem, w wyniku czego radykalny publicysta zamierza wystawić własnych kandydatów w niemal wszystkich okręgach, dzieląc tym samym głosy nacjonalistycznego elektoratu. Jednocześnie konserwatywni republikanie są zdemoralizowani po katastrofalnej klęsce Pécresse, wielu ich polityków nie zamierza kandydować i pojawiają się nawoływania do stanięcia po stronie obozu prezydenckiego.

Porozumienie na prawicy wydaje się odległe i prawdopodobnie pójdzie ona do wyborów rozczłonkowana, aby przybić kolejny gwóźdź do własnej trumny.

Jeśli taki stan rzeczy się utrzyma, to lewica otrzyma niepowtarzalną szansę. Sondaże wskazują, że koalicja ma znacznie większe poparcie niż podzielone ugrupowania centrowe i prawicowe Według niektórych prognoz, Unia Ludowa może liczyć na największą liczbę kandydatów zakwalifikowanych do drugiej tury wyborów parlamentarnych. W oparciu o wyniki wyborów prezydenckich oszacowano, że byłoby ich 471 na 577 okręgów, a przy wysokiej frekwencji nawet więcej. Dla porównania, Francja Niepokorna startując samotnie, mogłaby liczyć w optymistycznym scenariuszu na liczbę o ponad dwieście mniejszą.

Retusz wyborczy Macrona

Emmanuel Macron dostrzega zagrożenie i również przygotowuje się do walki o przychylny mu parlament. Właśnie co przemianował swoją partię La République en Marche na Renesans. Chce w ten sposób tchnąć nowe życie w liberalny, proeuropejski projekt, który przedstawia jako zaporę przed radykalizmami z obu politycznych stron.

Urzędujący prezydent posiada potężnego sojusznika w systemie wyborczym, który premiuje polityków centrowych, zbierających głosy lewicy przeciw prawicy i prawicy przeciw lewicy. Przez lata trzymał on z dala od władzy między innymi narodowców.

Zjednoczenie lewicy dało nadzieje na powstrzymanie formującego się we Francji duopolu neoliberalnego centrum i nacjonalistycznej prawicy. Unia Ludowa pokazuje, że wybór nie musi ograniczać się do elitarystycznego Macrona i populistycznej Le Pen – istnieje egalitarna alternatywa, bez podnoszenia wieku emerytalnego lub deportowania imigrantów. Na razie trudno ocenić, na ile obecność Mélenchona w pałacu premierów w Matignon jest realna, ale na pewno jest możliwa. A to już powinno wystarczyć, aby spędzać sen z powiek Macronowi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Student UW, publicysta Krytyki Politycznej
Student historii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij