Always Active

Necessary cookies are required to enable the basic features of this site, such as providing secure log-in or adjusting your consent preferences. These cookies do not store any personally identifiable data.

Functional cookies help perform certain functionalities like sharing the content of the website on social media platforms, collecting feedback, and other third-party features.

Analytical cookies are used to understand how visitors interact with the website. These cookies help provide information on metrics such as the number of visitors, bounce rate, traffic source, etc.

Performance cookies are used to understand and analyze the key performance indexes of the website which helps in delivering a better user experience for the visitors.

Advertisement cookies are used to provide visitors with customized advertisements based on the pages you visited previously and to analyze the effectiveness of the ad campaigns.

Unia Europejska

Laschet może zastąpić Merkel i wyznaczać Europie kurs

Fot. Wikimedia Commons/Olaf Kosinsky

Armin Laschet został nowym szefem CDU i ma duże szanse, aby stać się kandydatem chadeków na kanclerza Niemiec. Czym jego polityka może się różnić od polityki Angeli Merkel i czy „Foreign Policy” słusznie sugeruje, że powinniśmy już zacząć tęsknić za Merkel?

Armin Laschet został wybrany przez 1001 delegatów na nowego szefa CDU. Tym samym ma duże szanse, aby stać się kandydatem chadeków na kanclerza we wrześniowych wyborach do Bundestagu i zastąpić na stanowisku kanclerkę Angelę Merkel. Ale dlaczego w zasadzie powinno nas interesować, kto stoi na czele niemieckiej centroprawicy?

Bez owijania w bawełnę: bo to właśnie niemieccy chadecy wyznaczają Europie kurs. I bynajmniej nie chodzi o to, że na czele Komisji Europejskiej stoi członkini CDU Ursula von der Leyen, a liderem największej frakcji w Parlamencie Europejskim jest Manfred Weber z siostrzanej CSU. Szczególnie nominacja UvdL była wypadkiem przy pracy. Angela Merkel nigdy nie chciała ostentacyjnie obnosić się ze swoimi wpływami – i to do tego stopnia, że na stanowisko szefa komisji gotowa była wesprzeć socjaldemokratę Fransa Timmermansa.

Siła niemieckich chadeków polega na tym, że jako prawdopodobnie ostatnia w Europie partia prawdziwie ludowa (lub jak kto woli: big tent czy Volkspartei) rozsiedli się w samym środku europejskiej polityki. W połączeniu z centralną pozycją Niemiec w Unii Europejskiej sprawia to, że to ich stanowisko przesądza, czy Europa stawia żagle, czy je zwija.

Przykłady? W czasie kryzysu greckiego CDU i jej siostrzana CSU bardziej przypominały kościół św. Odpowiedzialności Fiskalnej i jej proroka „Czarnego Zera”, czyli zrównoważonego budżetu bez nowych długów, niż zwykłą partię polityczną. Dlatego cała Unia Europejska musiała zaciskać pasa. Na nic się wówczas zdawały lamenty przyduszanych fiskalnie państw południa Europy.

Pomysły wprowadzenia wspólnotowych euroobligacji traktowane były jak najgorsza herezja, do tego stopnia, że ówczesny minister finansów Wolfgang Schäuble chętniej kokietował z wizją wyrzucenia Grecji ze strefy euro niż wizją ich emisji. Następnie każdą transzę unijnej pomocy dla potrzebujących państw musiał zatwierdzić Bundestag – niezbędne do tego były oczywiście głosy frakcji CDU/CSU.

Gdy uderzył kolejny kryzys, CDU drgnęła, a wraz z nią cała Europa. W obliczu kryzysu ekonomicznego wywołanego pandemią koronawirusa Angela Merkel wraz z Emmanuelem Macronem nawiązała do zgłaszanych od lat postulatów i zaproponowała powołanie specjalnego funduszu pomocowego finansowanego przez dług zaciągnięty w imieniu całej Unii Europejskiej. Propozycja ta stała się następnie podstawą wartego 750 miliardów euro unijnego Funduszu Odbudowy. Merkel oczywiście nie zdecydowała się na ten krok wbrew swojej partii. Ta jak jeden mąż dostrzegła powagę chwili i udzieliła planom kanclerki natychmiastowego poparcia.

Te dwa przykłady z ostatnich lat pokazują, że CDU była z punktu widzenia możliwości reformowania UE partią niezbędną. I o ile do września, kiedy Niemcy wybiorą następcę Merkel, nie wydarzy się coś nieprzewidzianego, taką też pozostanie. Na starcie kampanii wyborczej chadecy z poparciem przekraczającym 36 proc. dystansują zarówno zielonych, jak i socjaldemokratów.

Zaczęło się urządzanie Niemiec i Europy na nowo. Bez Angeli Merkel

Opisana powyżej wolta w sprawie wspólnego długu pokazuje jeszcze jedną rzecz: europejski kręgosłup chadeków jest niezwykle giętki. Jak przystało na partię ojców integracji europejskiej Konrada Adenauera i wspólnej waluty Helmuta Kohla, Europa i europejskość zawsze są w centrum narracji chadeków. „Niemcy, które sobie wyobrażam, to Niemcy europejskie” – mówił na kongresie nowo wybrany przewodniczący. Problem w tym, że owa europejskość jest bardzo mglista, niedoprecyzowana i zmienna pod wpływem zewnętrznych okoliczności.

Przychylny chadekom obserwator powiedziałby, że ich nastawienie do Europy jest po prostu pragmatyczne. „Kiedy zmieniają się fakty, ja zmieniam zdanie” – mawiał w końcu John Maynard Keynes. Mając jednak odrobinę mniej dobrej woli, trzeba by stwierdzić, że chadecy co prawda zarzucili europejską kotwicę, ale łańcuch kotwiczny łączący ją z ich łajbą jest niezwykle długi. Prądy noszą ich więc raz w jedną, a raz w drugą stronę. Paradoksalnie więc partia, która finalnie decyduje o kierunku, w którym podąży Europa, sama w sprawach europejskich najczęściej bezwiednie dryfuje, a wraz z nią cała Europa – aż do momentu, w którym sytuacja na morzu zmusi ją do podjęcia jakiejś decyzji.

Armin Laschet, aktualny premier Północnej Nadrenii-Westfalii, jak być może żaden inny polityk, oprócz oczywiście samej Merkel, nie uosabia tego stanu rzeczy. Choć Friedricha Merza, swojego głównego konkurenta, pokonał nieznacznie, bo 521 do 466, to jest on wręcz modelowym politykiem współczesnego CDU: centrystą do bólu, politykiem okrągłym, bez silnych przekonań ideologicznych, konserwatystą, ale nie za bardzo, proeuropejczykiem, ale bez precyzowania, co to właściwie znaczy, jednocześnie pionierem porozumienia chadeków z Zielonymi i premierem rządzącym w koalicji z wolnorynkowymi liberałami.

Jak więc ten centrowy mindset przekładał się dotychczas na stanowiska Lascheta w sprawach międzynarodowych i czy da się z nich odcedzić istotne różnice w stosunku do Merkel?

W sprawach europejskich Laschet zdradzał odrobinę większą odwagę niż pani kanclerz. W 2011 roku nie wykluczał gotowości do opracowania europejskiej strategii fiskalno-finansowej, której częścią mogłoby być wprowadzenie euroobligacji. W czasach bardziej nowożytnych ubolewał, że Niemcy tak długo zwlekają z odpowiedzią na propozycje Macrona. To by było na tyle. Nie powala, co? Ale czy europejskie portfolio Merkel było bardziej spektakularne, gdy sama zaczynała służbę na najwyższych stanowiskach partyjnych i państwowych?

To, co być może rzeczywiście odróżnia Lascheta od Merkel, to większa pobłażliwość – a może jeszcze większy „pragmatyzm”? – wobec autorytarnych reżimów lub przywódców zdradzających takie ciągoty. Do pierwszej grupy zaliczają się Rosja i Chiny. O ile w przypadku Państwa Środka podejście Lascheta – podobnie jak Merkel – determinowane jest przede wszystkim przez pryzmat interesów niemieckiego przemysłu, o tyle w przypadku Rosji zdaje się silniej ugruntowane.

Laschet oczywiście nie zamierza przykładać ręki do zablokowania budowy Nord Stream 2. Niedługo po aneksji Krymu przestrzegał też przed popadaniem w „antyputinowski populizm”, a po zamachu na Sergieja Skripala przeprowadzonym przez rosyjskie służby – przed wyciąganiem pochopnych wniosków. W ubiegłorocznym wywiadzie dla „Handelsblatt” mówił natomiast: „Wtedy [w latach 70.], mimo napięć z totalitarnym systemem komunistycznym, tkaliśmy nici dialogu. Musimy być w stanie zrobić to samo dzisiaj. Potrzebujemy Rosji do rozwiązania wielu spraw na świecie”. Dla równowagi dodajmy jednak, że opowiadał się również przeciwko luzowaniu sankcji wobec Rosji. Niemniej prawdopodobnie z chęci przeciwdziałania tym prorosyjskim refleksom, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie tracił czasu i od razu pogratulował na Twitterze Laschetowi zwycięstwa.

Do drugiej grupy, czyli autokratów light, która zasłużyła sobie na wyrozumiałość Lascheta, możemy zaliczyć Stany Zjednoczone Trumpa i Polskę Kaczyńskiego. Laschet – w przeciwieństwie do wielu polityków w Niemczech – nie dał się ponieść antyamerykańskim emocjom. Po spotkaniu z cieszącym się w Berlinie złą sławą ówczesnym ambasadorem amerykańskim Richardem Grenellem stwierdził, że „Stany Zjednoczone są naszym najważniejszym partnerem poza Unią Europejską. Jest to wiodące państwo w świecie w sferze technologii i ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa w Europie”. Przypominał też, że konieczność zwiększenia wydatków na obronność, to nie realizacja zachcianki Trumpa, ale zobowiązanie złożone jeszcze za czasów Obamy wszystkim sojusznikom w NATO.

W sprawie Polski – podobnie jak Merkel – unikał otwartej krytyki pod adresem rządu PiS. W przedwyborczej debacie, mówiąc o łamaniu zasad praworządności, stawiał konieczność „zachowania jedności Europy” ponad sankcjami. Jako premier landu zabiegał o pogłębianie współpracy gospodarczej z Polską. Przy okazji swojej wizyty w Warszawie w 2018 roku nie szczędził też Polsce tanich komplementów, podkreślając m.in. znaczenie Solidarności i pontyfikatu Jana Pawła II dla zjednoczenia Niemiec i przezwyciężenia podziału Europy. Papieża Polaka przywołał jednak także w niezbyt miłym dla naszej prawicy kontekście – ubolewał, że katolicka Polska nie chce przyjąć uchodźców, mimo wezwań papieża Franciszka. „Może Jan Paweł II miałby większy posłuch”, spekulował.

UE zapala zielone światło na trasie do neutralności klimatycznej. Co robi polski rząd? Wciska hamulec

Czy zatem powinniśmy – jak sugeruje „Foreign Policy” – już zacząć tęsknić za Merkel? Powstrzymajmy konie. Laschetowy pragmatyzm to klasyczny mixed bag. Poza tym nie jest jeszcze kanclerzem. Ba! Nie jest nawet jeszcze kandydatem na kanclerza. A jeśli nim faktycznie zostanie, to najprawdopodobniej w koalicji z Zielonymi, którzy będą równoważyć jego wady. Do tego na razie na sprawy międzynarodowe Laschet patrzył jako polityk drugiego rzędu, a od 2017 roku jako premier landu. To perspektywa zupełnie inna, węższa niż ta, do której zmusza urząd kanclerski.

Jednego możemy być za to pewni: pod wodzą Lascheta CDU pozostanie pragmatyczną i niezbyt ruchawą partią środka, dla której zakotwiczenie w strukturach europejskich i transatlantyckich pozostanie fundamentalną wartością. Dla Polski i Europy to mimo wszystkich wad i Lascheta, i CDU wiadomość lepsza niż gorsza.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Adam Traczyk
Adam Traczyk
Dyrektor More in Common Polska
Dyrektor More in Common Polska, dawniej współzałożyciel think-tanku Global.Lab. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Studiował także nauki polityczne na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn oraz studia latynoamerykańskie i północnoamerykańskie na Freie Universität w Berlinie.
Zamknij