Ktoś, kto chronicznie kaszle, czuje się w sklepie jak trędowaty. Alergiczka boi się kichnąć na ulicy. Lęk przed wirusem prowadzi do stygmatyzacji i wykluczenia. Czy osoby chore będą teraz ukrywać swój stan?
W czasie pandemii zobaczyliśmy, jak wykształcają się nowe formy społecznej solidarności. Poza oklaskami dla pracowników służby zdrowia i plakatami wywieszanymi na balkonach sama decyzja o tym, by pozostać w domu, manifestowała zbiorową odpowiedzialność za ochronę najsłabszych. Była poświęceniem dla „dobra wspólnego”, którego dokonali wszyscy – z wyjątkiem pewnej bardzo głośnej mniejszości.
Obecnie prowadzimy badanie, w ramach którego odkrywamy postawy wobec COVID-19 i praktykowania izolacji społecznej. Pokazuje ono niestety, jak piętnowane są osoby chore albo podejrzewane o to, że mogą być nosicielami wirusa. Ta stygmatyzacja opiera się na zjawisku nazywanym w naukach społecznych „innieniem” (othering). Polega ono na tym, że pewne osoby i grupy definiujemy przez to, jak się od nas różnią, często przypisując tym odmiennościom negatywne zabarwienie. Innienie leży u podstaw tworzenia stereotypów na temat całych grup społecznych i dyskryminowania ich.
czytaj także
Większość chorób zakaźnych, jeśli nie wszystkie, w jakiś sposób wiąże się ze stygmatyzacją – właśnie dlatego, że zarażamy się przez kontakt z chorymi. COVID-19 jest chorobą nową, na którą nie ma jeszcze leku ani szczepionki, a co gorsza (w porównaniu na przykład z grypą), charakteryzuje się względnie wysoką śmiertelnością. Przez to wzmaga się jeszcze czynnik strachu, który często odpowiada za innienie. W pandemii widzimy, że piętno choroby może częściowo utrudniać działania zmierzające do jej opanowania i zwalczenia.
Jak piętnujemy kaszlących
Nasze badanie pokazuje, że zachowania, które do niedawna uchodziły za całkiem niewinne, takie jak kaszel i kichanie, teraz postrzega się jako zdarzenia znaczące, dramatyczne i wywołujące niepokój. Przykładowo jeden z uczestników naszego badania, cierpiący na chroniczny kaszel spowodowany paleniem papierosów, zgłosił nam, że podczas zakupów w sklepie czuje się traktowany jak „trędowaty”.
Inna uczestniczka badania, alergiczka, powiedziała, że wychodzi z domu „cała w nerwach”, bo boi się kichnąć w miejscu publicznym i martwi tym, co pomyślą czy powiedzą przechodnie. Wiele osób opisało bardzo mocne reakcje na to, że ktoś zakaszlał czy kichnął w przestrzeni publicznej: „To ciekawe, że przeszliśmy od grzeczności i mówienia «na zdrowie» do tego, że teraz trzeba bronić czyjegoś kaszlnięcia czy kichnięcia. Ktoś, kto kaszle, spotyka się z bardzo silną negatywną reakcją”.
„Tylko Romowie zostali odizolowani”. Równi i równiejsi w Bułgarii
czytaj także
Często reakcje te obejmują gniew wobec osób stojących zbyt blisko innych czy niestosujących się do nowych norm społecznych, jak choćby obyczaju kichania w zgięcie łokcia. Zaobserwowaliśmy też ogólną niechęć do ludzi, którzy zdaniem obserwatorów nie przestrzegają zasady utrzymywania dystansu społecznego, na przykład zbytnio zbliżają się do innych w sklepach i na ulicy. Oczywiście tam, gdzie otwarcie lekceważy się zalecenia co do dystansu i utrzymywania higieny, frustracja i gniew są zarówno zrozumiałe, jak i uzasadnione.
Istnieje też jeszcze szersza postać innienia, występująca między ludźmi kierującymi się odmiennymi interpretacjami zaleceń epidemiologicznych, a także pomiędzy tymi, którzy różnią się opiniami na temat tych zaleceń: czy są one zbyt radykalne, czy też zbyt zachowawcze. W naszym badaniu zarysował się na przykład podział na osoby, które palą się do tego, by zacząć „żyć zupełnie normalnie” tak szybko, jak to będzie możliwe, oraz te, które sądzą, że rozluźnienie przychodzi zbyt wcześnie. O osobach wykorzystujących zalecenia epidemiologiczne do swoich celów bądź je naciągających mówiono, że „nie myślą o innych” i wywołują „frustrację”.
Mury, zasieki, płoty z drutu kolczastego pod napięciem. Kronika nadchodzącej straconej dekady
czytaj także
Kończymy etap izolacji i zaczynamy ponowną integrację społeczeństwa, a zasady zachowania – co wolno, a czego nie należy robić publicznie – stają się coraz bardziej złożone. Możemy się spodziewać, że w rezultacie pojawią się nowe formy społecznego podziału i stygmatyzacji.
Społeczne skutki pandemii
Istnieje obawa, że podziały pogłębią się w miarę trwania pandemii i rozluźniania środków bezpieczeństwa. Prawdziwym problemem jest to, że oficjalnym zaleceniom często brakuje jednoznaczności. Nic więc dziwnego, że niekonsekwentna postawa władz wobec noszenia maseczek wywołuje liczne spory. Jednoznaczne zalecenia pomogłyby ograniczyć podziały społeczne poprzez zmniejszenie dezorientacji i niepewności względem do tego, co wolno, a czego nie.
Potrzeba zapobiegania nowym podziałom w społeczeństwie jest już wyraźna. Badania dotyczące poprzednich pandemii wykazały, że stygmatyzacja potrafi znacznie opóźnić wykrywanie i leczenie chorób, zniechęcać ludzi do współpracy przy odtwarzaniu sieci kontaktów z osobami zakażonymi oraz utrudnić izolację i skuteczną dystrybucję środków zapobiegających chorobie i kontrolujących jej rozprzestrzenianie. W obecnej atmosferze, przy rosnącej stygmatyzacji związanej z COVID-19, niektórzy chorzy mogą więc się wahać, czy zgłosić gdzieś swoje objawy, zbadać się na obecność wirusa albo wpisać swoje dane do aplikacji śledzącej kontakty.
Badanie przeprowadzone przez nas w maju wykazało na przykład, że jednym z pierwszych fałszywych przekonań, jakie ludzie żywili wobec aplikacji śledzących kontakty – a zarazem powodem, dla którego nie chcieli nawet zastanawiać się nad jej użyciem – było to, że apka może pozwolić użytkownikom identyfikować innych jako nosicieli COVID-19, albo wręcz ujawnić ich chorobę (choć w rzeczywistości nie jest to możliwe).
Jedna z uczestniczek badania powiedziała: „To jak wypalenie okropnego, czarnego piętna. Mogłabym spojrzeć w telefon i stwierdzić »mój znajomy, mój sąsiad ma COVID«”. Inny uczestnik uważał, że „mogłoby to spowodować przestępstwa z nienawiści, jeśli ktoś się dowie: »o, proszę, zaraziłem się od takiej a takiej osoby«”.
W tych wypowiedziach ujawniają się między wierszami uprzedzenia o COVID-19 jako czymś wstydliwym, społecznie niepożądanym i stanowiącym potencjalny powód do dyskryminacji czy wykluczenia. Ilustrują też one, w jak wielkim stopniu stygmatyzacja może utrudniać opanowanie wirusa przez państwowe programy śledzenia kontaktów.
czytaj także
Wiemy jednak co nieco o tym, jak zmniejszać stygmatyzację. Wiele można się dowiedzieć na podstawie przeszłych badań dotyczących innych chorób, takich jak pandemii grypy czy HIV/AIDS, oraz porad organizacji takich jak UNICEF czy WHO. Pomocne będzie między innymi unikanie militarnych metafor (o „wojnie” z koronawirusem czy jego „ofiarach”), dementowanie błędnych informacji o chorobie, a także zapobieganie temu, by zakażenie COVID-19 traktowano jako czyjąś tożsamość.
**
Simon Nicholas Williams jest starszym wykładowcą na kierunku „Ludzie i organizacje” Wydziału Zarządzania Uniwersytetu w Swansea.
Kimberly Dienes jest wykładowczynią Wydziału Psychologii i Zdrowia Psychicznego Uniwersytetu w Manchesterze.
Artykuł ukazał się w magazynie „The Conversation” na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.