Czytaj dalej, Świat

Obama i Springsteen: renegaci pod choinkę

Barack Obama z Bruce’em Springsteenem porozmawiali sobie o Ameryce – jaka była, jaka jest, jaka im się marzy. Jest z tego książka i podcast. Idealny prezent pod choinkę dla ciotki Libby, która też już wie, że „Black Lives Matter”.

Idealny odbiór tego dzieła ma wyglądać tak: wujo Melvin i kuzyn Kyle (obaj głosowali na Trumpa) przyjeżdżają na Święto Dziękczynienia albo na Boże Narodzenie do ciotki Libby. Ciotka ma ten feler, że jest stukniętą liberałką, ale świetnie przyrządza indyka, a poza tym rodziny się nie wybiera. Wdychając kojący zapach świątecznej szynki, ze szklaneczką dobrze zakrapianego ponczu w dłoni udają się w pewnym momencie do salonu, gdzie naprzeciw wygodnego fotela znajdują niski stolik, a na nim obowiązkowo albumy typu Zamki Toskanii albo Największe dzieła Matejki. Tam właśnie mają sobie leżeć pięknie ilustrowani Renegades. Born in the USA (Renegaci. Urodzeni w USA) Baracka Obamy i Bruce’a Springsteena.

Widząc białego kolesia z gitarą na okładce i wiedząc, że indyk będzie dochodził w piekarniku jeszcze 45 minut, Melvin i Kyle w końcu wezmą książkę do ręki, przekartkują i nie tylko zobaczą Amerykę w milionach jej twarzy, ale również ścieżkę dla siebie i ulgę dla swoich frustracji. Może się nawet wzruszą. Marzenie ciotki Libby się spełni.

Coaching zamiast polityki

Kto ich tam wie, skąd pomysł na ten projekt. Oficjalnie – z duchowej i patriotycznej potrzeby. Obama, lat 60, to oczywiście 44. prezydent Ameryki (pierwszy nie biały, a w połowie czarny prezydent tego kraju). Springsteen, lat 72, to biały koleś i wielka gwiazda rocka. Obaj panowie odnieśli ogromny sukces, także finansowy. Majątek Obamy szacuje się obecnie na 70 milionów dolarów, Springsteena – na 81 milionów. Czyli „renegaci” pełną gębą, jak z lekkim przekąsem zauważył w recenzji „Guardian”.

Książkę i podcast pomyślano jako dialog między dwoma Amerykanami. To, że jeden z nich jest czarny, a drugi biały, jest integralną częścią tego projektu, bo amerykański rasizm jest tu jednym z centralnych tematów. Natomiast nie ulega wątpliwości, że ten projekt jest co prawda krytyczną, ale jednak celebracją Ameryki: jeśli nie całej jej historii, to z pewnością kultury. Sednem tej wymiany jest zawsze przekonanie, że Amerykanie, nawet teraz, mają ze sobą coś wspólnego – jakaś taka łagodniejsza wersja amerykańskiej wyjątkowości, którą tu Obama tłumaczy jako fenomen kultury tworzonej z dziesiątków kultur.

Są dwa podejścia do amerykańskich grzechów, których istnienie autorzy wydają się brać poważnie pod uwagę, nie uciekając od tematów, takich jak seksizm czy ksenofobia Ameryki, nierozliczona epoka niewolnictwa czy agresywna polityka zagraniczna. Pierwsze to szkoła Noama Chomsky’ego: bezkompromisowo krytyczna i dla większości polityków zbyt ideowa, która proponuje nie gratulować sobie poprawy sytuacji z beznadziejnej na bardzo złą. Drugie podejście to szkoła pisarza Ralpha Waldo Emersona, a potem filozofa Richarda Rorty’ego, która upiera się, że narodowa duma jest koniecznym elementem moralnego postępu społeczeństwa.

Obama i Springsteen wyraźnie sytuują się w tym drugim obozie. W tym sensie projekt jest przeglądem kultowych amerykańskich momentów od lat circa 50., bo tutaj zaczynają się wspomnienia. Choćby niesamowita fotografia sześcioletniej czarnej Ruby Bridges eskortowanej przez białych mężczyzn do pierwszej szkoły, w której zniesiono segregację rasową – Topeka, Kansas, rok 1960. Na drugim krańcu tej opowieści jest fotografia z 6 stycznia 2021 roku, z dnia niesławnego ataku na waszyngtoński Kapitol, który w demokratycznej ikonografii funkcjonuje już trochę jak 11 września.

Obama i Springsteen poznali się w czasie kampanii prezydenckiej w 2008 roku, gdzie Bruce grał dla sprawy. Potem zagrał jeszcze na inauguracji pierwszej kadencji Obamy w Waszyngtonie i podobno spędzili ze sobą niejeden wieczór. Z pewnością nie jest to bliska przyjaźń, ale na pewno duża wzajemna życzliwość. Poza tym ponoć lubią się ich żony, Michelle i Patti, a szacunek do żon i kobiet w ogóle jest ważnym elementem projektu. Gruntownie omówiona zostaje między innymi zmiana relacji między mężczyzną a kobietą, która zaszła w czasie ich życia. Obaj rozmówcy wychowali się z dala od swoich ojców, geograficznie, ale przede wszystkim emocjonalnie, a na utrzymanie ich rodzin pracowały głównie kobiety. Sporo miejsca zajmuje temat toksycznej męskości, która wpływa na brak umiejętności formowania satysfakcjonujących związków.

Szaman, owszem, był zabawny, ale szturm na Kapitol to nie groteska

Podcast nagrano na farmie Springsteena w New Jersey, gdzie się wychował, w małym robotniczym miasteczku, które niewiele ma wspólnego z wczesnymi doświadczeniami Obamy wychowywanego w Indonezji, a potem w Honolulu, z korzeniami zarówno irlandzkimi, jak i kenijskimi. Pogodzenie się ze sobą i ze swoimi przodkami jest motywem nadrzędnym i wezwaniem tej książki. „Zmień swoje duchy w przodków” – radzą Bruce i Barack w nieco podtatusiały, ale i przyjemny sposób. Z przodkami łatwiej niż z duchami. Duchy cię nawiedzają i straszą, a przodkowie idą obok ciebie i dodają ci otuchy.

Ci przodkowie to nie tylko niewolnicy i ich posiadacze, ale również wielcy muzyki i sportu, gdzie równy wkład Afroamerykanów i białych widać lepiej; tu Bruce i Barack spędzają sporo czasu. Pojawia się więc i Motown, i Aretha Franklin, i Elvis Presley, ale także Beatlesi. Springsteen omawia też faktyczną intencję tekstu swojej najbardziej chyba znanej piosenki Born in the USA, utożsamianej zwykle z topornym amerykańskim patriotyzmem i w takim sosie serwowanej. Springsteen mówi, że napisał tekst pod wpływem lektury Urodzonego 4 lipca (książka Rona Kovica, potem film z Tomem Cruise’em) – czyli jako krytykę wojny w Wietnamie i rządu Stanów Zjednoczonych.

„To tekst o bólu, wstydzie i glorii wpisanej w amerykańską tożsamość – mówi Bruce – o facecie, który czuje się kompletnie zdradzony przez swój kraj, ale nie jest w stanie zapomnieć i przestać kochać”.

Kiedy Afrykanie nie byli czarni

czytaj także

Kiedy Afrykanie nie byli czarni

Przemysław Wielgosz

Springsteen mówi też o konieczności zbiorowego przyznania się do przemocy, która była fundamentem tego kraju (jak wytrzebienie rdzennej ludności i niewolnictwo), i o momencie, gdy jeżdżąc na rowerze po swoim miasteczku, skumał, że Afroamerykanie są traktowani jako gorsi i że nie wolno mu spędzać czasu w ich domach. Mówi o tym, jak ta wiedza przystawała do innych informacji, którymi bombardowała go kultura, gdy dorastał. Na przykład jak to możliwe, że czarni są gorsi, skoro twoim ulubionym koszykarzem jest Michael Jordan, a ulubionym aktorem Eddie Murphy?

Nagle okazało się, że niewidzialna Ameryka, dodaje Obama, pokojówki, portierzy, raperzy chcą być częścią mainstreamu, muzyki, telewizji i opowiadać własne historie. To było kłopotliwe dla „milczącej większości”, Ameryki białej i protestanckiej, dla której Amerykanin też był białym protestantem, heteroseksualnym mężczyzną z żoną, dziatwą i kawałkiem własnej ziemi.

Nie ma jednej wersji bycia Amerykaninem – przypomina Obama, wyrażając podziw i dla prezydenta z czasów wojny secesyjnej Abrahama Lincolna, i dla niedawno zmarłego czarnego aktywisty politycznego Johna Lewisa.

USA: 20 wydarzeń 2020 roku (nie licząc Trumpa)

Czy tego typu nostalgia wzruszy serce Melvina seniora lub Kyle’a juniora? Nie sądzę, mimo że wersja książkowa ma naprawdę sporo ładnych ilustracji. Nawet urocze niektóre z tych zdjęć, zwłaszcza te z flagami – myśli Melvin. Ale potem czyta, że Obama został prezydentem, żeby przybliżyć Amerykę do jej własnych ideałów – i okazuje się, że mimo dobrych chęci jest intelektualnym snobem, który dostał prezydenturę bez kolejki – po katoliku (Kennedy), ale przed może Żydem (Bernie?), no i przede wszystkim przed Melvinem.

A przecież taki Obama, ze swoim kenijskim ojcem i kenijską babką, powinien być wdzięczny, że ludzie tacy jak Melvin pozwalają mu mieszkać w tym chrześcijańskim kraju. A ciotkę Libby to naprawdę solidnie pogięło, że mając 60 lat, nabiera się na nowomodę, kupiła magnes na lodówkę z hasłem „Black Lives Matter” i używa słowa hasztag.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij