Nie ma wątpliwości, że Rosja traci w Armenii swój soft power. Ormianie są zawiedzeni postawą Federacji Rosyjskiej w kwestii Karabachu, wielu nie podoba się także inwazja Rosji na Ukrainę. Jakaś część społeczeństwa ma sympatie prozachodnie, jednak Ormianie zdają sobie sprawę z tego, że ich kraj jest zakładnikiem sojuszu z Rosją – mówi analityk Wojciech Wojtasiewicz.
Kaja Puto: Co się dzieje w Górskim Karabachu? I gdzie to w ogóle jest?
Wojciech Wojtasiewicz: Górski Karabach – zwany przez Ormian Republiką Arcach – jest ormiańską eksklawą na terytorium Azerbejdżanu. Formalnie, zgodnie z prawem międzynarodowym, jest częścią Azerbejdżanu. Jednak de facto przez ostatnie trzy dekady był parapaństwem – z własnym parlamentem, rządem, armią itd. Nie uznawało go żadne państwo na świecie, łącznie z bratnią Armenią, która je dotowała i dozbrajała.
We wtorek Azerbejdżan rozpoczął w Górskim Karabachu interwencję wojskową. Wersja Azerbejdżanu głosi, że kilka dni wcześniej doszło tam do wybuchu min, w wyniku którego śmierć poniosło kilku azerbejdżańskich cywilów i wojskowych. Miny podłożyć mieli karabachscy Ormianie.
czytaj także
24-godzinna akcja militarna Azerów poskutkowała zniszczeniem sporej części infrastruktury militarnej Górskiego Karabachu. Ostatecznie doszło do zawieszenia broni, ponieważ strona karabachska zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie tego starcia wygrać. Dysponuje o wiele mniejszymi siłami, a ponadto nie może liczyć na wsparcie Armenii. Po pierwsze dlatego, że jest to fizycznie niemożliwe, ponieważ Górski Karabach jest odcięty od Armenii, a po drugie – bo władze Armenii nie chciały konfliktu.
Jakie są źródła tego konfliktu?
Po przejęciu kontroli nad Kaukazem Południowym przez sowiecką Rosję Gruzja, Armenia i Azerbejdżan zostały włączone do Związku Radzieckiego. Górski Karabach był wówczas zamieszkany w większości przez Ormian. Decyzją Stalina stał się obwodem autonomicznym, który został włączony w granice Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Ten stan rzeczy funkcjonował niemal siedemdziesiąt lat. Ewentualne napięcia na stopie narodowościowej były tłumione przez władzę. To zmieniło się na fali pierestrojki, kiedy miejscowa ludność ormiańska zaczęła domagać się przyłączenia Górskiego Karabachu do Armeńskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Zaczęło dochodzić do pogromów i prześladowań – zarówno Ormian mieszkających w Azerbejdżanie, jak i Azerbejdżan w Armenii. W 1992 roku wybuchła wojna, która zakończyła się zwycięstwem Ormian.
W kolejnych dekadach Ormianie kontrolowali Górski Karabach oraz pas ziemi między tym parapaństwem a niepodległą już Republiką Armenii – tzw. terytoria okupowane w optyce Baku. W 2020 roku doszło do odbicia przez Azerbejdżan tego pasa ziemi oraz około jednej trzeciej terytorium Karabachu. Rozpoczęto rozmowy pokojowe, które miały doprowadzić do uregulowania stosunków armeńsko-azerbejdżańskich.
Azerbejdżan nie zgadzał się jednak na żadną formę autonomii dla Karabachu, a ponadto żądał utworzenia korytarza dla Nachiczewanu, który jest z kolei eksklawą Azerbejdżanu oddzieloną od niego kawałkiem Armenii. Nie doszło także do porozumienia w sprawie wytyczenia granicy azerbejdżańsko-armeńskiej. Dlatego ostatecznie Azerbejdżan postanowił w tym tygodniu sięgnąć po instrument militarny.
Dlaczego Karabach jest dla obu stron tak ważny?
Zarówno Ormianie, jak i Azerbejdżanie podkreślają, że byli w Górskim Karabachu pierwsi, i uważają ten region za kolebkę swojej państwowości. Dlatego ten konflikt jest tak długi i intensywny. Sam Karabach jako region nie przedstawia jakiejś szczególnej wartości. Nie ma tam nic poza złożami złota, miedzi i molibdenu.
czytaj także
Warto przy tym zauważyć, że nie jest to tylko konflikt elit politycznych. Im dłużej trwa, im więcej ofiar, tym więcej nienawiści między stronami. Oba narody są przekonane o swoich racjach. Trudno sobie dziś wyobrazić współżycie Ormian i Azerbejdżan w Górskim Karabachu. A wypędzeni w latach 90. Azerbejdżanie przynajmniej częściowo będą chcieli tam wrócić.
Czy zatem możemy spodziewać się fali uchodźstwa Ormian z Karabachu?
Tak, Azerbejdżan zapowiedział utworzenie dla nich korytarzy humanitarnych. Mówi się, że w Górskim Karabachu mieszka około 120 tysięcy ludzi, ale szacunki te nie uwzględniają Ormian, którzy wyjechali stamtąd po ostatniej wojnie w 2020 roku. Premier Armenii Nikol Paszynian zadeklarował w czwartek, że Armenia gotowa jest przyjąć tych ludzi. Z pewnością będzie to jednak ogromne wyzwanie, zważywszy na to, że Armenia nie jest bogatym krajem.
Jakaś część karabachskich Ormian – szczególnie posiadacze rosyjskich paszportów – wyjedzie pewnie do Rosji. Karabachski paszport nie był przez nikogo uznawany, dlatego Rosja dość chętnie rozdawała jego posiadaczom swoje, podobnie jak mieszkańcom Abchazji i Osetii Południowej [separatystyczne republiki, które według prawa międzynarodowego należą do Gruzji – przyp. red.].
Dlaczego Armenia tak łatwo się poddała i jak reagują na to sami Ormianie?
Nikol Paszynian stwierdził, że nie jest to wojna Armenii i że Armenia nie da się wciągnąć w konflikt z Azerbejdżanem. Można powiedzieć, że odciął się od swoich karabachskich ziomków. Nie była to jednak decyzja spowodowana cynicznym podejściem czy brakiem empatii dla nich, a raczej realna ocena własnych możliwości. Paszynian zdaje sobie sprawę, że Armenia wojnę z Azerbejdżanem by po prostu przegrała, podobnie jak było to trzy lata temu. A wówczas mogłoby dojść do zajęcia o wiele większych terytoriów armeńskich niż tylko odzyskania kontroli nad Górskim Karabachem.
czytaj także
Wielu Ormian nie akceptuje tej decyzji, dlatego trzy ostatnie wieczory na placu Republiki w Erywaniu doszło do masowych protestów, w których brało udział od kilku do kilkunastu tysięcy ludzi. Ich uczestnicy domagali się wsparcia Karabachu armeńskimi siłami i odejścia od władzy Paszyniana. Masa krytyczna nie została jednak przekroczona, warto też pamiętać, że w 2020 roku na ulicę wyszło dużo więcej ludzi i nic to nie dało. Wynika to przede wszystkim ze słabości armeńskiej opozycji, której głównymi twarzami są byli prezydenci kojarzeni głównie z korupcją, niskim poziomem życia i uzależnieniem od Rosji.
Jakie państwa wspierają Azerbejdżan, a jakie Armenię?
Azerbejdżan wspiera przede wszystkim Turcja z powodów tożsamościowych i narodowościowych. Zamieszkujące oba kraje narody należą do ludów turkijskich i chętnie powtarzają slogan: „jeden naród, dwa państwa”. Turcja od lat wspierała militarnie Azerbejdżan, sprzedając i dostarczając jej broń, a także szkoląc azerbejdżańskich żołnierzy.
Azerbejdżan kupował też broń od Izraela, który był z kolei zainteresowany przeciwdziałaniem interesom Iranu. A Iran nie wspiera wzmacniania Azerbejdżanu, ponieważ na terenie północnego Iranu mieszka mniejszość azerbejdżańska, która liczebnie przewyższa sam Azerbejdżan. Ponadto sprzeciwia się utworzeniu korytarza z Azerbejdżanu do Nachiczewanu. Utrudniłoby to Iranowi eksport towarów do Armenii, Gruzji i dalej do Rosji i Europy.
Poza Iranem sojusznikiem Armenii jest oczywiście Rosja – oba państwa należą do OUBZ (Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym), czyli postradzieckiego odpowiednika NATO. Jednak wsparcie Federacji Rosyjskiej – mimo stacjonowania na terenie Górskiego Karabachu mirotworców, czyli rosyjskich wojsk pokojowych – jest nikłe. Mirotworcy nie byli w stanie zapobiec eskalacji ze strony Azerbejdżanu. Po pierwsze ze względu na koncentracje uwagi rosyjskiej armii w Ukrainie, po drugie – ze względu na uzależnienie Rosji od Azerbejdżanu i Turcji, bo eksport do tych krajów pomaga jej omijać zachodnie sankcje, po trzecie – z powodu niechęci Rosji do rządu Paszyniana, który doszedł do władzy na fali demonstracji ulicznych – Putin tego nie lubi – a ponadto nie stroni od prozachodnich gestów.
Czy to znaczy, że Rosja traci swoje wpływy w Armenii?
Nie do końca. Rosjanie wciąż mają bazę wojskową w Giumri, kontrolują wiele kluczowych sektorów armeńskiej gospodarki, wciąż potrafią też wpływać na nastroje społeczne. Również obecne zawieszenie broni na terenie Górskiego Karabachu udało się osiągnąć z pomocą Rosji.
Z drugiej strony nie ma wątpliwości, że Rosja traci w Armenii swój soft power. Ormianie są zawiedzeni postawą Federacji Rosyjskiej w kwestii Karabachu, wielu nie podoba się także inwazja Rosji na Ukrainę. Jakaś część społeczeństwa ma sympatie prozachodnie, jednak Ormianie zdają sobie sprawę z tego, że ich kraj jest zakładnikiem sojuszu z Rosją.
czytaj także
Od wschodu graniczy z Azerbejdżanem, od zachodu – z Turcją, która nie dość, że jest sojuszniczką Azerbejdżanu, to jest też przeciwniczką Armenii. Oba państwa nie mają stosunków dyplomatycznych z powodów historycznych – chodzi o rzeź Ormian dokonaną przez Turków w latach 1915–1917. Od północy Armenia graniczy z Gruzją, a od południa z Iranem, które są jej jednymi oknami na świat.
Czy Zachód próbuje tę sytuację wykorzystać?
Media spekulują o prozachodnim zwrocie Armenii, ale to dość przesadzone tezy. Owszem, na terenie Armenii odbywają się obecnie armeńsko-amerykańskie ćwiczenia wojskowe, ale nie są one niczym nowym, bo odbywają się co rok. Erywań niedawno stał się stroną statutu rzymskiego Międzynarodowego Trybunału Karnego – który z kolei uznał Putina za winnego zbrodni wojennych w Ukrainie – jednak motywacją Armenii była możliwość pozywania Azerbejdżanu za zbrodnie wojenne, a nie zatrzymywanie prezydenta Federacji Rosyjskiej, gdyby ten zjawił się na terytorium tego kraju. Armenia wysłała też ostatnio pomoc humanitarną dla Ukrainy.
Azerbejdżan: jak szukanie alternatyw dla rosyjskiego gazu wzmacnia autokratów
czytaj także
To są drobne gesty, które oczywiście drażnią Rosję, ale Zachód nieszczególnie ma coś Armenii do zaoferowania. Przespał wojnę w 2020 roku, później próbował angażować się w proces pokojowy, jednak nie ma narzędzi, dzięki którym byłby w stanie powstrzymać agresję azerbejdżańską. Na pewno nie zdecyduje się na wysłanie żadnych wojsk. Jedyne, co może zrobić, to zastosować sankcje, jednak szczerze w to wątpię – Unia Europejska importuje z Azerbejdżanu ropę i gaz, a w kontekście sankcji nałożonych na Rosję trudno byłoby jej z tego zrezygnować.
Azerbejdżan nie osiągnął jeszcze wszystkiego, co chciał. Pójdzie dalej?
Jeśli chodzi o sam Górski Karabach, obecnie trwają negocjacje dotyczące de facto kapitulacji miejscowych Ormian. Celem Azerbejdżanu jest likwidacja lokalnych struktur państwowych. Jeśli na to karabachscy Ormianie się nie zgodzą, dojdzie do wznowienia walk. Oprócz pełnej kontroli nad Górskim Karabachem Azerbejdżan będzie żądał również korytarza transportowego do Nachiczewanu. Kto będzie sprawował nad nim kontrolę, a także jego dokładny przebieg, pozostaje kwestią sporną.
Drugą niewiadomą jest przyszłość premiera Armenii Nikola Paszyniana. W tym kontekście kluczowe jest działanie Zachodu, który powinien go wspierać. Jeśli Federacja Rosyjska poczuje możliwość jego obalenia, z pewnością przyłoży do tego rękę i postara się o jednoznacznie prorosyjskie przywództwo w Armenii.
**
Wojciech Wojtasiewicz – analityk ds. krajów Kaukazu Południowego w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.