Świat

Uczyć tylko o zwycięskich bitwach. Oto nowy program edukacyjny na Węgrzech

Protest węgierskich nauczycielek. Fot. facebook/PDSZ

„Nie zamierzam uczyć o pisarzach faszystach” – protestowały na Facebooku dziesiątki węgierskich nauczycieli, oburzonych nowym narodowym programem szkolnym. Rząd opublikował dokument w ostatnim dniu stycznia, a jego szczegółowa lektura poruszyła do żywego związki zawodowe nauczycieli, stowarzyszenia oświatowe i wiele postaci świata literackiego Węgier.

Na Facebooku nauczyciele buntowali się przeciwko wprowadzeniu do kanonu szeregu węgierskich pisarzy, których łączyły zażyłe więzi z rozmaitymi odłamami prawicowej ekstremy. W programie nie znalazł się za to Imre Kertész, jedyny węgierski laureat literackiej Nagrody Nobla, który pisał o doświadczeniach węgierskich Żydów podczas Zagłady. Program nie uwzględnia ani jednego utworu jego autorstwa, a przy okazji pomija lub spycha na dalszy plan kilkoro innych klasyków literatury.

Oburzenie nauczycieli nie dziwi. Jednak nazwiska konkretnych autorów – tych ustawionych na piedestale i tych z niego zrzuconych – nie powinny przesłaniać większych, systemowych zmian kryjących się w nowym programie nauczania. Każda z nich to kolejny etap postępującej degrengolady systemu edukacji na Węgrzech.

Konserwatywny rząd Viktora Orbána nie pierwszy raz majstruje przy fundamentach szkolnictwa. Dotąd zdołał radykalnie ograniczyć autonomię szkół, zmienił program i podręczniki, na których druk przyznał sobie monopol, dopuszczając do użytku w państwowych szkołach tylko dwa wydania.

Ta polityka przynosi efekty – testy PISA wykazują dramatyczny spadek kompetencji uczniów i uczennic. Już po dwóch latach rządów Orbána węgierska młodzież szkolna radziła sobie gorzej niż w 2009 roku we wszystkich trzech obszarach: matematyce, naukach przyrodniczych i czytaniu. Do roku 2015 wyniki te spadły jeszcze bardziej – wszystkie poza matematyką. Potrzeba było dziesięciu lat, by wyhamować ten zjazd, ale wyniki testów ustabilizowały się na poziomie znacznie poniżej 2009 roku.

W tym właśnie kontekście węgierskie władze przygotowały nowy program nauczania obowiązujący w państwowych szkołach.

Zdrajcy i bohaterowie

Jego pierwszą wersję poddano pod konsultacje społeczne już w 2018 roku. Przypadł on do gustu większości zainteresowanych organizacji zawodowych, ponieważ był wolny od ideologicznego przechyłu, a jednocześnie podejmował próbę odmłodzenia przestarzałych metod nauczania. Rząd odrzucił go jednak, uznając, że jest „nie dość patriotyczny”. Zespół ekspertów, który go przygotował, ustąpił, a na jego miejsce powołano nowy.

Z prac nad programem wykluczono też zainteresowane nim gremia, a sami autorzy programu są anonimowi. Od tej ostatniej reguły jest tylko jeden wyjątek: wiemy, kto stanął na czele zespołu przygotowującego program nauczania literatury. To Mihály Takaró, węgierski intelektualista znany z ekstremalnie prawicowych poglądów i ze skandalicznych ataków na najszerzej znanych za granicą pisarzy węgierskich, takich jak Péter Esterházy, Imre Kertész i György Spiró, których nazywa „zdrajcami” i dopatruje się u nich „antywęgierskiego” nastawienia.

Węgierski uniwersytet dołączył do „wrogów narodu”. Po co Orbanowi ta wojna?

Jeśli zatem nauczyciele matematyki i nauk przyrodniczych narzekają głównie na brak konsultacji, to najwięcej gorzkich słów mają do powiedzenia nauczyciele historii i literatury.

Przychylni władzy komentatorzy podkreślają, że celem reformy jest wzmocnienie poczucia narodowej tożsamości uczniów i zaznajomienie ich – w odpowiednich proporcjach – z wartościami indywidualizmu, tradycyjnej rodziny i narodu. Ten jawnie ideologiczny projekt ma także aspekt nieco „technokratyczny”: według ekspertów oświatowych, podsuwając uczniom gotowe wartościowanie, uniemożliwia im rozwijanie umiejętności formułowania własnych opinii. Program nakazuje na przykład, by średniowiecznych węgierskich wojów walczących z Imperium Osmańskim nazywać „bohaterami”. Prezes Stowarzyszenia Nauczycieli Historii László Miklósi zwraca uwagę, że uczniom powinno się pozwolić dojść do tej konkluzji samodzielnie, rozwijając u nich rozumienie sytuacji i wyborów życiowych w określonym kontekście historycznym.

Inny charakterystyczny przykład: nauczyciele będą teraz zobowiązani do przeprowadzenia lekcji o zwycięskich bitwach rodu Arpadów – pierwszej dynastii węgierskiej – ale nie muszą przy tym wspominać o bitwach przegranych.

Ágnes Heller o Orbánie: To nie populista, tylko tyran

Ten sam problem pojawia się w nauczaniu o literaturze: program wraca do przestarzałego, chronologicznego przeglądu dzieł literackich, który przyjął się na Węgrzech jeszcze w okresie stalinowskim, a uczniom nie pomaga ani rozumieć literatury, ani czerpać z niej przyjemności. László Arató ze Stowarzyszenia Nauczycieli Historii uważa nowy program za „chaotyczny misz-masz”, a o części dotyczącej nauczania literatury mówi, że jest „zupełnie nie do zaakceptowania”.

Edukacja, kultura i druk

Nauczyciele, uczniowie i rodzice od lat uskarżają się zgodnie, że program nauczania nadmiernie obciąża zarówno młodzież, jak i szkoły. Reforma Orbána odnosi się do tych skarg, zmniejszając nieco liczbę obowiązkowych godzin lekcyjnych w tygodniu. Jak jednak wskazują eksperci, programy wszystkich przedmiotów zostały poszerzone, a to oznacza, że uczniowie i nauczyciele będą musieli „przebijać się” przez obszerniejszy materiał w krótszym niż dotąd czasie.

Kultura obroniona przed Orbánem – na razie

Podobnie jak w przypadku przekształceń węgierskich instytucji kultury główną siłą napędową reformy programu edukacyjnego jest skrajnie konserwatywna, inteligencka część elektoratu partii Fidesz. Wyborców tych coraz bardziej niecierpliwiło, czemu dawali głośny wyraz, że pozostająca od dziesięciu lat przy władzy partia wciąż nie zdołała przejąć sektorów „strategicznie ważnych”, takich jak edukacja, kultura i druk. Rząd stara się teraz obłaskawić tę klientelę, choćby kosztem przyszłych pokoleń i wbrew nawet co bardziej umiarkowanym ministrom, którzy w nim zasiadają.

Odpowiadając na falę krytyki, rzecznicy rządu stwierdzili, że nowy program rozwiązuje wiele problemów, które nękały oświatę od lat, a pominięci w nim autorzy znajdą się w późniejszych, bardziej szczegółowych regulacjach.

Zbliżeni do rządu komentatorzy nie przegapili też okazji, by wytknąć brak patriotyzmu i zdradziecką postawę organizacji, które ośmieliły się nowy program skrytykować i które, ich zdaniem, mają za nic dobro dzieci, byle tylko zgarnąć nieco politycznych punktów. András Bencsik, redaktor naczelny prorządowego tygodnika „Demokrata”, posunął się nawet do stwierdzenia, że nauczyciele, „którzy nie szanują woli większości węgierskiego społeczeństwa, powinni odejść ze szkół”.

Biorąc pod uwagę dojmujące braki kadrowe w edukacji (już dziś na Węgrzech brakuje trzydziestu na każde sto nauczycieli), takie oświadczenie nie wróży niczego dobrego.

Liczni krytycy nowej polityki w oświacie wzywają teraz do akcji protestacyjnych i nieposłuszeństwa obywatelskiego. Jednak przez lata rząd konsekwentnie ignorował wszystkie protesty nauczycieli i można się obawiać, że ich apatię przełamać będzie teraz niezwykle trudno.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Szilárd István Pap
Szilárd István Pap
Korespondent Krytyki Politycznej w Budapeszcie
Szilárd István Pap jest politologiem, komentatorem i dziennikarzem portalu Merce.hu. Korespondent Krytyki Politycznej w Budapeszcie.
Zamknij