Świat

Naomi Klein: Populizm to nie jest brzydkie słowo [rozmowa]

Prawica bierze termin naukowy, na przykład „gender”, i wciska ludziom własną, fałszywą interpretację. To działa, bo ludzie nie wiedzą, czym ten gender jest. Dużo łatwiej porozumieć się z ludźmi, mówiąc np.: „jestem za darmową komunikacją publiczną”. Liberalne centrum z tego drwi i nazywa populizmem, ale taka właśnie musi być lewica – mówi Naomi Klein.

Hervé Kempf: Dlaczego wygrał Donald Trump?

Naomi Klein: Prawicy łatwiej dotrzeć do klasy pracującej niż lewicy czy liberałom. To powinno zadziałać na nas jak kubeł zimnej wody i unaocznić nam, jak się postrzega progresywny dyskurs: jako elitarystyczny, oderwany od rzeczywistości i pozbawiony planu na to, jak pomóc zwykłym ludziom. Zawsze wierzyłam, że jest możliwa strategia polityczna, która mierzy się zarówno z kryzysem ekologicznym, jak i z nierównościami społecznymi. Ale lewica swoją politykę klimatyczną ukształtowała inaczej. Ludzie pracujący sądzą, że takie problemy to luksus, na który ich nie stać. Widać więc wśród nich coraz większe zniechęcenie.

Socjaldemokratyczna lewica nie chce zająć się codziennymi problemami ludzi?

To jest porażka lewicy jako całości, nie tylko Partii Demokratycznej w USA – która zresztą przecież wcale nie jest lewicowa, ale reprezentuje establishment. Skrzydło Berniego Sandersa w tej partii zostało całkowicie zmarginalizowane. Gdy go zabrakło, lewica podzieliła się na niewielkie, agresywne frakcje, które walczą ze sobą nawzajem.

Nie istnieje żaden ruch o pozytywnym przekazie, który mógłby przyciągać ludzi pracy. Udało się to natomiast kampanii Trumpa: przemówiła ona do wielu lewicowców i pracowników, którym potrzebna jest jakaś nadzieja na wsparcie ekonomiczne.

Markiewka: Skoro państwo jest po prostu większą firmą, najlepiej urządzą je Trump z Elonem Muskiem

To paradoks, bo przecież Trump obraca się wśród miliarderów, choćby Elona Muska.

Partię Demokratyczną uważa się za nawet bardziej elitarystyczną niż Partia Republikańska. Ta druga jest koalicją bogatych, czasem wręcz obrzydliwie bogatych, ale też takich, którzy nie tracą kontaktu z ludźmi pracy. Na przykład Elon Musk wdaje się w rozmowy ze zwykłymi użytkownikami Twittera, podczas gdy bogaci demokraci nie rozmawiają z nikim spoza swojej bańki. W 2016 roku pisałam, że Partia Demokratyczna jest jak bankiet, na który nie zostało się zaproszonym. To superelita, która odstawia szopkę i wydaje jej się, że zwykli ludzie za nią pójdą. Tymczasem ludzie poczuli się urażeni i wykluczeni. Dlatego wybrali Trumpa.

Oczywiście, że republikanie służą interesom majętnych. Ale nie traktują pracowników z taką wyższością jak demokraci. Poza tym masowe deportacje proponowane przez Trumpa mają wymiar nie tylko rasistowski, ale i ekonomiczny. Prezydent elekt obiecuje redystrybucję dochodu do klasy robotniczej na tej samej zasadzie, na jakiej faszyści przedstawiali jako środek redystrybucyjny antysemityzm. To właśnie Trump mówi do swoich wyborców czarnych i hiszpańskojęzycznych: „Imigranci zabierają wam pracę, my się ich pozbędziemy, żeby więcej miejsc pracy było dla was”. Brzmi to strasznie, ale trzeba zrozumieć, że za taką decyzją wyborcy stoi logika ekonomiczna.

Co zostało więc lewicy i zielonym?

Trzeba zacząć od uczciwego przyjrzenia się temu, jak jesteśmy widziani. Musimy skupić się na takiej polityce ochrony środowiska, dzięki której dokonuje się również redystrybucja; takiej, która pokazuje na konkretnych przykładach, że nie trzeba wybierać między ekologią, rodziną a portfelem. Powinniśmy na przykład walczyć o darmowy lokalny transport publiczny oraz zapewnienie wszystkim dostępu do pomp ciepła, zmniejszających zużycie energii i zapewniających zarówno ogrzewanie, jak i chłodzenie. Możemy mieć takie zielone inicjatywy, które też obniżają koszty utrzymania. Potrzeba nam populizmu ekologicznego: ekopopulizmu.

Redystrybucja jest potrzebna, ale droga do niej wydaje się całkowicie zablokowana. Ludzie wiedzą o horrendalnych nierównościach, ale uważają je za coś, czego nie da się zmienić, więc popadają w fatalizm.

Najlepszym sposobem na walkę z fatalizmem są działania strategiczne. Wybrać dwie albo trzy rzeczy, na których można wygrać – i wygrać! To obudzi w ludziach nadzieję. Fatalisty nie można przekonać samą argumentacją. Trzeba pokazać, że coś jest możliwe.

Jak?

Za prezydentury Trumpa demokraci nadal będą rządzić niektórymi stanami, na przykład w Kalifornii, a także w wielkich miastach takich jak Nowy Jork. Prezydenta Bidena można krytykować w sprawach klimatu, ale udało mu się podpisać ustawę o redukcji inflacji [zakładającą m.in. rozłożone na 10 lat inwestycje w wysokości 370 miliardów dolarów na rozpoczęcie transformacji energetycznej – przyp. H.K.]. Rewolucja energii odnawialnej rozkręci się już więc na tyle, mam nadzieję, że będzie mogła trwać bez federalnego wsparcia.

Joe Biden musi odblokować te pieniądze przed końcem kadencji, tak aby projekty mogły wystartować. Niektórzy republikańscy gubernatorzy stanów już mówią, że nie chcą się pozbywać tej ustawy, bo dzięki niej otrzymają finansowanie.

„Metod Ostatniego Pokolenia nie popieram, ale…” Trzy porady dla osób publicznych

Tymczasem Trump i skrajna prawica bez oporów kłamią, a debata publiczna przestała opierać się na faktach.

Nikt nie jest wiernie pożeniony z prawdą. Wszyscy wybieramy sobie własne fantazje. Bardzo trudno znieść przyrodnicze, gospodarcze czy wojenne realia naszych czasów. Wszyscy więc żyjemy w swoich bańkach i projektujemy na przeciwników to, czego nie akceptujemy w sobie.

Jest jednak prawdą, że Partia Republikańska coraz bardziej „twórczo” podchodzi do faktów. Zbieramy żniwo strategii, którą prawica uprawia od 50 lat, niszcząc ekosystem informacyjny. Dlatego mówię o sprawach takich jak transport publiczny, ceny ogrzewania, ceny żywności i tak dalej. Im mniej będziemy się wdawać w abstrakcyjne debaty o przyczynach zmiany klimatu, tym lepiej.

Czy „populizm ekologiczny” oznacza przejęcie metod i języka oponenta, a może nawet jego bezwzględności?

Populizm to przecież nie jest brzydkie słowo.

We Francji to pojęcie stygmatyzujące. Używa się go, żeby ludzi piętnować.

Mówimy w tej chwili o polityce redystrybucji i o skłonności do tego, by wyjść ludziom naprzeciw. Lewica stała się za bardzo akademicka i elitarystyczna. Jej przekaz jest oderwany od ludzkich potrzeb. Kiedy się mówi chociażby o handlu emisjami dwutlenku węgla, to ludzie nie rozumieją, o co chodzi, a przeciwnikom łatwo zniekształcić nasze poglądy. Prawica często postępuje tak, że bierze termin naukowy, na przykład „gender”, i wciska ludziom własną interpretację. Udaje jej się to, bo ludzie nie wiedzą, czym ten gender jest. Dlatego łatwiej porozumieć się z ludźmi, używając stwierdzeń typu: „jestem za darmową komunikacją publiczną”.

Co zatem oznacza ów populizm?

Populizm musi mieć charakter redystrybucyjny, czyli stanowić bezpośrednią reakcję na ekonomiczne potrzeby ludzi. Populistą ekonomicznym jest Bernie Sanders, bo mówi o redystrybucji majątku i wzroście płac, o powszechnej opiece zdrowotnej i usługach publicznych, o rzeczach, które wprost zaspokajają ludzkie potrzeby. Centrum z tego drwi, a moim zdaniem powinniśmy przyjąć te pomysły z otwartymi ramionami. Populizm to dobra rzecz!

Na początku XXI wieku w brazylijskim Porto Alegre odbywały się Światowe Fora Społeczne. Czy można sobie wyobrazić jakąś próbę nowego otwarcia, począwszy od kwestii klimatu? Jak ożywić wielki, oddolny ruch? Czy to jednak mrzonka?

To nie jest takie zupełnie odległe marzenie. Może dojść do kolejnej mobilizacji, która przechwyci i przekieruje ludzką energię. Ludzie są wściekli. Rozumieją, że żyją w coraz trudniejszych, bardziej stresujących warunkach. Czują, że system został ustawiony przeciwko nim. Prawicowy populizm przejmuje ten gniew i skupia go na najsłabszych – na imigrantach, z których robi kozły ofiarne. Populizm lewicowy stara się przekierować tę energię przeciwko korporacjom i elitom. Ale przejmowali ją też ludzie tacy jak Steve Bannon, Giorgia Meloni czy Marine Le Pen.

Na całym świecie rośnie zagrożenie wojną. Jak sobie z tym poradzić?

Trump to jeszcze podsyci. Chce, żeby Europa więcej wydawała na zbrojenia. Ale to jest też zaproszenie dla lewicy, żeby zamiast wojen inwestować w zdrowie i mieszkania. To trudny wybór. Czy mamy produkować bomby, czy stawiać szpitale?

Naomi Klein: Pod żelazną kopułą mamy tylko siebie

Jak lewica odpowiada na to pytanie? Czy musimy zwiększać wydatki na obronność?

Nie, ale możemy inwestować w taką gospodarkę, która daje ludziom nadzieję na pokój – zawarty z planetą Ziemią i ze sobą nawzajem. Trump roztacza perspektywę świata, w którym inwestujemy w broń zaczepną i w globalną żelazną kopułę. To miałoby ochronić nasze granice przed skutkami naszej własnej polityki, przed masową migracją i tak dalej. Populistyczna lewica mogłaby zaproponować inną wizję, skoncentrowaną na wojnie ze kryzysem klimatycznym i z ekonomiczną niesprawiedliwością.

Silnikiem kapitalizmu staje się sztuczna inteligencja. Jaką lewica ma na to odpowiedź?

Musimy wskazać pęknięcia w tej koalicji skleconej przez prawicę. Ma ona wiele słabości. Jedna z nich polega na tym, że Trump już dziś mówi o inwestycjach w sztuczną inteligencję, podczas gdy kłóci się to z wypowiedziami Bannona i Nowej Prawicy o duchowym upadku kraju. Lewica nie radzi sobie jeszcze z wyrażaniem tego poczucia, że świat podlega dehumanizacji. To jest problem dla klimatu, dla praw pracowniczych, ale również problem natury duchowej. Trzeba o tym mówić więcej.

**
Naomi Klein jest wykładowczynią sprawiedliwości klimatycznej na Wydziale Sztuk Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej oraz autorką m.in. No Logo (przeł. Hanna Pustuła-Lewicka, Izabelin 2004), Doktryny szoku (przeł. Hanna Jankowska, Katarzyna Makaruk, Tomasz Krzyżanowski, Michał Penkala, Warszawa 2008) i To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat (przeł. Hanna Jankowska, Katarzyna Makaruk, Warszawa 2016).

Hervé Kempf jest francuskim dziennikarzem i pisarzem. Pracował dla licznych publikacji takich jak „Courrier International” czy „Le Monde”. Jest redaktorem naczelnym i założycielem „Reporterre”, niezależnej redakcji zajmującej się problemami środowiska naturalnego. Jego ostatnia książka Comment les riches ravagent la planète (Jak bogaci pustoszą planetę) ukazała się we wrześniu 2024 roku.

Artykuł ukazał się w ramach projektu Come Together, pierwotnie został opublikowany w magazynie Reporterre w języku francuskim. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij