Świat

Sojusznikom Rosji w Azji Środkowej ta wojna bardzo się nie opłaca

Ukraińskie wojsko broni przedmieść Kijowa

Liderzy Azji Środkowej, tradycyjnie ostrożni w kwestii polityki Rosji wobec Ukrainy, są zirytowani rosyjską agresją, ale mają związane ręce. Nie mają wpływu na ten konflikt, ale poniosą jego koszty. Spadek rubla uderzy w nich z ogromną mocą. Jednocześnie nie mogą sobie pozwolić na to, by powiedzieć wprost, że Putin dokonał napaści zbrojnej, złamał prawo międzynarodowe i w ogóle „sława Ukrainie”.

Michał Sutowski: Prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew – ten sam, któremu Putin kilka tygodni temu pomógł stłumić protesty społeczne, utrzymać władzę i pozbyć się wpływów poprzednika – odmówił Rosji wysłania wojska na wojnę z Ukrainą. Skąd taki brak lojalności?

Ludwika Włodek: Kraje Azji Środkowej są od lat bardzo ostrożne w sprawie Ukrainy. Zwłaszcza Kazachstan i Kirgistan, które mają u siebie liczne mniejszości rosyjskojęzyczne – Kirgistan ma ich kilkanaście procent, a Kazachstan na północy blisko jedną trzecią. W tej sytuacji muszą mieć z tyłu głowy, że ten sam pretekst do najazdu – „ochrona ludności rosyjskiej” – może zostać zastosowany do nich.

Ale ich relacje z Rosją są jednak przyjazne.

Nie muszą być takie zawsze. A jeśli się kiedyś pogorszą, to oni czują, że też mogą usłyszeć, że znęcają się nad swoimi Rosjanami i że trzeba ich zdenazyfikować. Z drugiej jednak strony nie mogą sobie pozwolić na to, by powiedzieć wprost, że Putin dokonał napaści zbrojnej, złamał prawo międzynarodowe i w ogóle „sława Ukrainie”!

Stowarzyszenie dziadów, którzy kradną przyszłość

A poza najazdem coś im grozi?

Przede wszystkim państwa Azji Środkowej są bardzo zależne od Rosji w codziennym funkcjonowaniu. Kazachstan związany jest z Rosją swą obecnością w Euroazjatyckiej Wspólnocie Gospodarczej, a kurs kazachskiego tenge jest silnie zależny od rubla, podobnie zresztą pozostałe waluty. Uzbekistan z kolei, choć ma własne źródła gazu ziemnego, to w kwestii sieci, wydobycia i produkcji zależy logistycznie od Gazpromu. Choćby dlatego nie mogą sobie pozwolić na otwartą wrogość.

Dużo Uzbeków i Tadżyków pracuje też w Rosji.

Tak, przy czym ze względu na fatalną sytuację ekonomiczną emigrantów zarobkowych z tych krajów jest tak wielu, że rosyjski rynek ich wszystkich nie wchłania i część pracuje także w Ukrainie. Niemniej, to wciąż mniejszość. Gospodarki obydwu krajów podwójnie w ten sposób zależą od rubla – z jednej strony jego spadek rzutuje na ich waluty i podbija i tak wysoką inflację, z drugiej – mnóstwo rodzin traci dochody z transferów od krewnych za granicą, zarabiających właśnie w rublach.

Czyli konflikt jest im bardzo nie na rękę?

Oczywiście. Niemniej prezydenci tych krajów wiedzą, że nie mogą za bardzo podskakiwać, bo krytyka Rosji uderzyłaby rykoszetem w ich obywateli. Tym bardziej że Rosja w ostatnich tygodniach wprowadziła różne ułatwienia – lotów do i z Duszanbe zrobiło się więcej. Tuż po wybuchu pandemii Rosjanie nie chcieli wpuszczać Tadżyków, bilety zrobiły się bardzo drogie. Za to teraz wysyłane są sygnały: musimy się trzymać razem, my wam pomożemy, ale wy też, jeśli nie chcecie nas wesprzeć, to przynajmniej nie krytykujcie.

I to działa?

No właśnie nie do końca. W Duszanbe była niedawno szefowa Rady Federacji Walentina Matwiejenko, która spotkała się z przewodniczącym parlamentu, synem prezydenta Emomali Rahmona, i nie uzyskała słów poparcia. A podlizywała się strasznie: że przekazuje pozdrowienia od pana Putina, który ciepło wspomina spotkanie z pańskim ojcem w grudniu… I nie dostała w odpowiedzi żadnego zapewnienia, że popieramy, że rozumiemy i tak dalej. Wyjeżdżając, powiedziała jeszcze, że każdy ma prawo prowadzić swoją politykę zagraniczną sam, co w tej sytuacji jest naprawdę dyplomatyczną porażką.

Czyli ci wszyscy sojusznicy Rosji lawirują w sprawie inwazji?

Starają się w miarę możliwości nie opowiadać wprost. Świetny przykład to rozmowa prezydenta Kirgistanu Sadyra Dżaparowa i Putina z 25 lutego. Kremlowskie media podały, że Dżaparow poparł Rosję i jest po jej stronie w konflikcie, ale oficjalny komunikat prezydenta Kirgistanu głosił jedynie, że odbyła się rozmowa. A potem sam Dżaparow skomentował to słowami, że „sprawa jest złożona”. Z kolei tuż po przemówieniu Putina w sprawie uznania niepodległości „republik” donbaskiej i ługańskiej powiedział, że „każdy suwerenny kraj może uznawać, kogo chce”.

Czyli nie wyraził sprzeciwu, ale…

Poparł Rosję w stylu: róbcie, co chcecie, ale mnie w to nie mieszajcie. A Szavkat Mirziyoyev, prezydent Uzbekistanu, nie wypowiedział się w tej kwestii w ogóle. Oficjalnie zresztą żaden kraj Azji Środkowej nie poparł niepodległości separatystycznych republik, a ich liderzy po prostu nabrali wody w usta. Kazachstan, jak już mówiliśmy, odmówił wysłania wojsk, a innych nawet o to nie proszono. Oni są bardzo zirytowani tą sytuacją, ale mają związane ręce. Nie mają wpływu na ten konflikt, ale poniosą jego koszty. No i po raz kolejny uświadamiają sobie, do czego Rosja może być zdolna.

A może mogliby mediować w konflikcie?

Kazachstan zaproponował w poniedziałek, żeby na jego terenie toczyły się rozmowy.

To jest wiarygodna perspektywa?

W tym sensie, że rozmowy w Ałmaty odbywały się już przy okazji poprzedniej wojny, po zajęciu Krymu. A mówiąc precyzyjniej: na początku tej, która od 2014 roku trwa cały czas, tylko świat się nią nie przejmował, co było jedną z głównych przyczyn obecnej agresji. Tak czy inaczej, Kazachstan to na pewno dla Ukrainy lepsze miejsce do rozmów niż na przykład Białoruś, z której leciały rakiety, a której armia już bezpośrednio przekroczyła granicę. Z kolei dla prezydenta Tokajewa to bardzo wygodna propozycja, bo po ofercie mediacji nie musi – a nawet nie powinien – komentować win czy odpowiedzialności obydwu stron.

Opowieść o rosyjskiej potędze jest na wyrost. Turcja to wie [rozmowa]

A co o tej wojnie sądzą społeczeństwa krajów, o których mówimy?

Jakoś podnosi mnie na duchu, że w Kazachstanie i Kirgistanie odbywają się całkiem spore protesty – a tam wyjście pod ambasadę to już naprawdę akt cywilnej odwagi. W Biszkeku było tyle ludzi, ile pierwszego dnia pod ambasadą Rosji w Warszawie. Z kolei w Astanie odbył się protest ekologiczny, pod hasłem za czystyj wozduch, ale ludzie przyszli z hasłami na niebiesko-żółtych planszach. Oficjalnie zgłoszony do władz miasta, a więc legalny wiec zamienił się w antywojenny. Oczywiście, to specyficzna grupa społeczna, głównie wielkomiejscy inteligenci.

A gdzie indziej?

Rozmawiałam ze swoimi tadżyckimi znajomymi, według których opinia publiczna jest bardzo podzielona, komentarze w mediach społecznościowych wypadają pół na pół za Putinem i za Ukrainą. Repertuar argumentów jest dość standardowy: pamiętajcie, że Ukraina się znęcała nad Rosjanami w Donbasie i że Putin mołodiec; druga połowa podkreśla, że napadnięto niepodległe państwo, a Grady strzelają w osiedla mieszkaniowe. Niezależne media, których trochę w Tadżykistanie zostało, choć o niewielkim zasięgu, piszą o wtorżeniju Rossii, wtargnięciu Rosji, czyli nie ma mowy o żadnej „specoperacji”, nazywają rzeczy po imieniu.

To niezależne, a te drugie?

Z kolei oficjalne media głównego nurtu w ogóle nie mówią o sprawie, a jedyny temat to ewakuacja obywateli Tadżykistanu pracujących w Ukrainie – tylko nie wiadomo właściwe, czemu mają wyjeżdżać…

Już nawet Taliban wezwał Rosję do pokojowego dialogu. Taliban

Wspomniałaś inteligencję – poglądy na ten konflikt są silnie uwarunkowane społecznie?

Moi byli studenci tadżyccy mają na profilach społecznościowych żółto-niebieskie flagi, ale oni studiowali w Polsce i naprawdę widzieli inny świat niż większość ich rodaków. Inny mój kolega z Kirgistanu pisał wręcz, że jeśli wojska jego kraju wyjadą na wojnę, to będzie wielki wstyd i swoim współobywatelom w mundurach będzie życzył śmierci – ale on z kolei przebywa na stypendium we Lwowie. Część społeczeństw regionu jest jednak silnie zsowietyzowana, dla nich Rosja to jest eldorado i wspaniały kraj, gdzie panuje większa wolność niż u nich. No i słychać też stare sentymenty – że kiedyś to się wszyscy w naszej rodzinie kochaliśmy, a teraz się kłócimy i po co to komu.

A Ukraina może być w tym regionie wzorem, jakimś punktem odniesienia? Pomysłem na to, jak przejść z ZSRR do demokracji?

Na pewno w krajach, gdzie jest większa swoboda opinii i do których dociera więcej informacji ze świata, jak Kazachstan czy Kirgistan, słychać glosy, że po co nam ta Rosja: ciągnie nas tylko w dół, spycha do świata, w którym lekceważy się prawa człowieka, rządzonego autorytarnymi, niedzisiejszymi metodami. Elity społeczne zdają sobie sprawę z odmienności Ukrainy i rozumieją manipulacje Putina.

Z oczywistych powodów mówiliśmy o Azji Środkowej w kontekście Rosji i Ukrainy, ale istotnym czynnikiem są tam też Chiny. Czy one są traktowane jako alternatywa – może bardziej przewidywalna? Podporządkuje gospodarczo, ale przynajmniej nie najedzie zbrojnie? Czy wojna z Ukrainą może zmienić nastawienie na ich korzyść?

Chiny są dla tych krajów alternatywą w tym sensie, że mają pieniądze i mają ich dużo więcej niż Rosja. Inwestują w infrastrukturę w Azji Środkowej, budują drogi i rurociągi – dużo lepiej, więcej i sprawniej niż Rosja. Jednocześnie one zawsze były tym państwem, którego się obawiano, nie tylko w XX czy XXI wieku. Chińskie zagrożenie to wątek głęboko obecny w mitologii środkowoazjatyckiej, na przykład w kirgiskim eposie Manas to właśnie Chiny są dalekim, wielkim nieprzyjacielem, bliskim są za to Dżungarzy.

Chiny Putina nie powstrzymają, ale wojna NATO–Rosja na pewno nie leży w ich interesie

A co z bezpieczeństwem? Tylko Rosja może być jego dostarczycielem? A z Chinami to lepiej handlować? Czy Rosja tego pierwszego też już nie dowozi?

Na pewno Chiny są traktowane jako bardziej racjonalne i przewidywalne, bo prowadzą spójną politykę zagraniczną, a Putin okazał się nieobliczalny. Co ważne, niektóre kraje regionu także wojskowo zależą od Chin, bo na przykład Tadżykistan ma swoją tajną bazę chińską na Pamirze, zbudowaną po to, żeby ich Chińczycy bronili przed Talibami. Do tego w ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy kraje te prowadzą z Chinami ćwiczenia wojskowe, wymierzone w zamyśle przeciw separatyzmowi i terroryzmowi. Dlatego – mimo wszystkich zastrzeżeń i niepokojów, jakie Chiny budzą – także ten kraj w przyszłości może być traktowany jako duży sąsiad, który w razie czego zrobi porządek w regionie.

**
Ludwika Włodek – socjolożka i wykładowczyni na Wydziale Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego, reporterka. Autorka książek: Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów, Wystarczy przejść przez rzekę, Andrzej Mróz. Cudowna, cudowna historia i Cztery sztandary, jeden adres. Historie ze Spisza. Za reportaże Gorsze dzieci Republiki. O Algierczykach we Francji otrzymała nominację do Nagrody im. Beaty Pawlak, w konkursie Grand Press na Książkę Reporterską Roku oraz w konkursie Travelery 2020.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij