Kiedy Romki pracują, znacząco wpływa to na ich pewność siebie. Przestają mieć podrzędną pozycję w rodzinie i stają się mocnym, równym partnerem. Zyskują w ten sposób nie tylko pewność siebie, ale również zawód czy doświadczenie. Reportaż z Peczu.
Wschodnie dzielnice Peczu dawniej zamieszkiwali ubodzy górnicy, zaś w czasach socjalizmu – nieco bogatsi górnicy. Ale kopalnię zamknięto, więc szeregi miejscowych gwarków coraz bardziej się kurczą. O dawnych czasach przypominają już tylko nazwy ulic i niektórych pomników. Miejsce to nigdy nie należało do szczególnie zamożnych, jednak w ostatnich dekadach stało się peryferiami praktycznie w każdym znaczeniu tego słowa. Mieszkańcy to głównie ubogie rodziny. Znajdują się tu slumsy, w których segregacja rasowa jest codziennością, a Romowie stanowią większość. Któż by się spodziewał, że właśnie w takim miejscu dyplomaci będą wystawać w kolejce do lokalu? Ale Kóstolda to nie jest typowa restauracja, podobnie jak jej historia, której ostatnia karta nie została jeszcze zapisana.
Z twórczynią Kóstoldy, Anną Várnai, spotykamy się nie w lokalu we wschodnim Peczu, ale w filii, która została otwarta zaledwie rok temu przy wytwornej, acz podniszczonej ulicy Király. Kóstolda to romska restauracja, która świetnie wpisuje się w krajobraz tego deptaku, pełnego sklepów pozamykanych wraz z nadejściem ery centrów handlowych. Teraz oblicze centrum kształtują głównie kawiarnie, bary, cukiernie i restauracje.
Pięć lat temu Anna Várnai – która sama jest Romką – nie wierzyła, że jest to miejsce, w którym może działać dobrze prosperująca restauracja. Za swoją działalność jako romska aktywistka otrzymała szereg nagród, wyróżnień i nominacji. Widząc, że nikt nie zajmuje się sytuacją romskich kobiet, założyła 16 lat temu stowarzyszenie Szines Gyöngyök. Poświęciła tej sprawie swoje życie, a żeby zwrócić na problem uwagę na poziomie krajowym i międzynarodowym, postanowiła użyć jako argumentu cygańskiej kuchni.
Stowarzyszenie, które stawia sobie za cel obalanie stereotypów pokutujących w romskiej społeczności i społeczeństwie jako takim, obejmuje szereg praktycznych działań i proponuje realne rozwiązania realnych problemów.
Zanim Anna założyła stowarzyszenie, działała na rzecz Romów jako wolontariuszka i zdobyła zaufanie wielu osób. Przyznaje, że pomoc społeczności romskiej wyniosła z domu i zajmuje się tym przez całe życie.
– Mój ojciec zawsze organizował pomoc dla członków naszej romskiej społeczności tam, gdzie akurat mieszkaliśmy, więc cieszył się dużym zaufaniem wśród ludzi – stwierdza. Kiedy założyła stowarzyszenie, wszyscy wokół, przedstawicieli mniejszości romskiej nie wyłączając, powątpiewali, czy przedsięwzięcie ma szansę na sukces. Ona jednak miała jasny cel: pomóc romskim kobietom i dziewczętom pokazując im, jakie mają w życiu możliwości i dowartościowując je. Na stronach internetowych stowarzyszenia próżno szukać słów „feminizm” czy „emancypacja”, a jednak to właśnie taką problematyką zajmuje się ono w najprostszej formie.
Jeden z pierwszych projektów, na które stowarzyszenie otrzymało grant, polegał na wyszukiwaniu kobiet żyjących w odizolowanych społecznościach i pomaganiu im w zdobywaniu wykształcenia. Kobietom udawało się zdobyć zawód, dyplom, niektóre otrzymały środki finansowe na założenie własnej działalności gospodarczej. Wymagało to jednak rozwiązania wielu problemów. Nawet sami autorzy przetargu mieli wątpliwości, czy przedsięwzięcie się uda i jak cały projekt będzie dokładnie realizowany. Konieczne było zorganizowanie transportu, opieki dla dzieci, trzeba było zmienić podejście uczestniczek projektu: przekonać je, że są w stanie zmienić własne życie.
Bez tego takie programy nie mają szansy na powodzenie. Zgodnie z raportem węgierskiego Głównego Urzędu Statystycznego za 2018 rok dwie trzecie Romów w wieku 18–24 lat rzuca szkołę, co oznacza, że mają w najlepszym wypadku wykształcenie podstawowe. W jeszcze gorszej sytuacji są kobiety, ponieważ oprócz aspektów wynikających z tradycji, w romskich rodzinach zazwyczaj rodzi się więcej dzieci niż w nieromskich rodzinach, co dodatkowo ogranicza ich szanse. W 2017 roku zatrudnionych było 54,6% romskich mężczyzn i 35,9% romskich kobiet. Warto dodać, że ostatnia z tych proporcji jest o 10% wyższa niż w 2014 roku, co może wynikać z kontrowersyjnego programu robót publicznych, który aktualnie jest wycofywany.
– Od początku wiedziałam, że nie będę skupiać się na jakimś konkretnym zadaniu, takim jak np. oświata. To nie o to chodzi. Z którejkolwiek strony nie próbowałam ugryźć tematu, dostrzegałam problemy wymagające rozwiązania organicznego, ponieważ jedne wynikały z drugich. Chciałam zająć się kobietami, pomóc im na drodze do lepszego życia. Jeżeli nie wiedziały, jaka jest ich rola, czego mogą oczekiwać, musiałam im pomóc iść naprzód w rozwoju potrzeb w tym zakresie, chciałam obudzić w nich samoświadomość – opowiada Várnai.
Nie wszystkim to się spodobało: podejrzewali ją o to, że będzie chciała rozbić romskie rodziny. Dlatego zorganizowała wieczorki klubowe, na które zapraszała nie tylko młode dziewczyny, ale również ich matki, a nawet głowy rodzin, mężów i ojców.
Kobiety trzeba było przekonać, że są w stanie zmienić własne życie.
– Nie chcemy ich rozdzielać, chcemy tylko, żeby kobiety miały pewne stałe oparcie duchowe i egzystencjalne, które pomogłoby im wspierać rodzinę – wyjaśnia. Pomysł na grupowe gotowanie zrodził się podczas jednego z takich wieczorków. Podczas degustacji najlepszych dań kuchni cygańskiej ktoś zasugerował, by poczęstować nimi przedstawicieli większości. Zauważyli, że podczas konferencji i lokalnych imprez komunikacja między uczestnikami natychmiast ożywiała się podczas wspólnych, tradycyjnych posiłków. W takich warunkach łatwiej było rozmawiać na poważne tematy. I tak Várnai zaczęła opracowywać ramy realizacyjne dla tego pomysłu.
Ze względu na brak finansów i doświadczenia w prowadzeniu profesjonalnych restauracji otwarcie lokalu od ręki nie wchodziło w rachubę, dlatego zwrócili się w stronę koncepcji klubu kolacyjnego. W tamtym czasie w kraju działało już sporo tego typu lokali, nie była to dla przedstawicieli tego środowiska zupełnie nieznana forma działalności. Model był korzystny również ze względu na mniej skomplikowane wymogi administracyjne, a poza tym stwarzał bardziej elastyczne warunki pracy i działalności.
Mieszkanie, w którym chcieli zorganizować klub, należało wyremontować, w czym pomógł Norweski Fundusz Inicjatyw Obywatelskich. Otrzymali zaledwie około 5 milionów forintów [ok. 65 000 złotych – red.], co wystarczyło na częściowe pokrycie kosztów remontu i wyposażenia. Jednak dzięki pracy ochotników i innym darczyńcom projekt udało się doprowadzić do szczęśliwego końca.
Romowie są najbardziej dyskryminowaną mniejszością w Europie
czytaj także
Otwarcie miało miejsce pięć lat temu. Każda reklamowana przez nich kolacja była serwowana przy pełnej sali, co nie zmieniło się do dziś. Jadali tutaj już dyplomaci, lokalni i krajowi politycy, którzy chwalili samą inicjatywę i potrawkę z kurczaka. Wśród gości są zarówno Romowie, jak i Węgrzy. Obecnie restauracja nie musi już nawet reklamować swojej oferty: rezerwacje stolików rozchodzą się na pieńku z dużym wyprzedzeniem.
– Po jakimś czasie zaczęło nas krępować to, że tak wielu osobom odmawialiśmy ze względu na brak miejsca w lokalu. Dlatego postanowiliśmy otworzyć drugi lokal – prawdziwą restaurację. Funkcjonuje na bazie spółdzielni socjalnej, dzięki czemu może działać w sposób bardziej stabilny, codziennie – wyjaśnia Várnai, która odegrała kluczową rolę w opracowywaniu jadłospisu, organizacji zespołu i w doborze składników. Chcieli oferować swoim gościom domowe smaki, które będą wyróżniać tę restaurację na tle innych. Składniki, takie jak specjalna papryka do cygańskiego leczo albo słodka papryka do potrawki z kurczaka, pochodzą od producentów, którzy gwarantują ich wysoką jakość. Ważne jest również to, że lokal podchodzi do pracownic elastycznie: mogą zmieniać miejsce i przechodzić z klubu kolacyjnego do restauracji w centrum Peczu lub odwrotnie.
– Kiedy Romki pracują, znacząco wpływa to na ich pewność siebie. Przestają mieć podrzędną pozycję w rodzinie i stają się mocnym, równym partnerem. Zyskują w ten sposób nie tylko pewność siebie, ale również zawód czy doświadczenie. To wspaniałe uczucie, kiedy dziewczyny, które zaczynały przygodę na rynku pracy u nas, spotykam później u innych pracodawców – wyznaje Várnai.
Często w Kóstoldzie toczą się bardzo poważne dyskusje, czasem na konfrontacyjne czy delikatne tematy.
– Na przykład o tym, że Romowie to odwieczny problem i odwieczny potencjał. Nie chcę tego roztrząsać. Wolę pokazać, jak jem, jak żyję, jak wychowuję dziecko, jak postrzegam świat – tak opowiada o swojej wierze. Już sama widoczność, jak twierdzą eksperci, zwiększa akceptację.
Klub kolacyjny zaangażował się w jeszcze jeden rodzaj działań. W ciągu pierwszego roku działalności jego pracownice regularnie wydawały jedzenie osobom, które nie miały za nie czym zapłacić. Nie tylko prowadzą zorganizowaną dystrybucję żywności, ale również gotują posiłki w jakości takiej, jak te podawane w restauracji. Codziennie pomagają nakarmić co najmniej 30 rodzin. Restauracja w centrum nie wyrzuca żadnych resztek jedzenia. Jeżeli jakaś żywność zostaje z obiadu, jest natychmiast przekazywana potrzebującym.
– To była moja ambicja. Miałam już dość rozdawania jedzenia w Boże Narodzenie i w inne święta. Nie jest to złe samo w sobie, ale co z pozostałymi dniami w roku? Czy wtedy ludzie nie potrzebują pomocy? Żywność dajemy każdemu, kto przyjdzie, nie pytając, czy na pewno jest tej osobie potrzebna. Myślę, że w kolejce nie stoi nikt, kto nie byłby potrzebujący – stwierdza Várnai, która ma już gotowy kolejny plan oparty na kuchni cygańskiej: w najbliższej przyszłości pragnie otworzyć szkołę gotowania. Przepisy już ma.
Komentarz Macieja Mandelta ze stowarzyszenia Nomada
W Polsce działania skierowane do Romni i Romów zarówno przez instytucje publiczne i organizacje społeczne opierają się głównie na wspieraniu edukacji dzieci i zaspokajania podstawowych potrzeb społeczności tj. dostępu do mieszkania czy opieki zdrowotnej lub społecznej. Niestety w większości przypadków działania pomocowe pomijają samych Romów. To właśnie brak wysłuchania potrzeb, rozpoznania umiejętności czy pytania o pozornie błahe sprawy jak zainteresowania i marzenia w połączeniu ze stereotypami i systemowym wykluczeniem powodują, że wielu członków społeczności romskich dryfuje na marginesie społecznym, publiczne środki są zatapiane w niemożliwych do zrealizowania programach, a nieromska większość utwierdza się w rasistowskim przekonaniu o leniwych, niezdolnych i niezasługujących na równe traktowanie cyganach.
czytaj także
Na początku lat dwutysięcznych podejmowano w Polsce i nowych krajach UE próby tworzenia romskich spółdzielni socjalnych. Wiele z nich nie przetrwało – dlaczego? Dofinansowanie było niewystarczające i na krótki czas, oprócz tego zabrakło profesjonalnego wsparcia w postaci opracowania biznes planu, strategii funkcjonowania takich przedsiębiorstw. Zapominano także o kluczowych „działaniach miękkich”: nauce pracy w zespole, umiejętnym radzenie sobie z konfliktami czy niechęcią do pracy, wynikającą z braku natychmiastowych efektów.
Zapytałem ostatnio moją koleżankę z pracy która jest asystentką rodzin romskich migrantów, pochodzącą z tej społeczności, jak jej zdaniem może wyglądać włączanie w rynek pracy Romów i Romni, których ona zna. Powiedziała, że „przydałby się taki brygadzista, który poprowadzi człowieka i wytłumaczy jak dobrze można pracować, ktoś kto nie oszuka i powie co jest napisane w umowie”.
czytaj także
Zanim jednak do tego dojdzie, należy zacząć od początku. Ludzie muszą mieć gdzie mieszkać (nie na koczowiskach, slumsach, pustostanach), mieć równy dostęp do edukacji i wsparcie socjalne – zarówno finansowe, jak i osobowe. Bez tego nie ma nawet co zastanawiać się nad biznesami czy trwałym zatrudnieniem.
Ostatnie tygodnie kryzysu nakreślają problemy z jakimi borykają się Romni i Romowie od zawsze. Wróciły nędza, głód, wyrwa w edukacji (wyobraźcie sobie jak wygląda e-learning na barakach). Osoby, które miały pracę ją straciły (bo były na śmieciówkach). Zakaz zgromadzeń uderzył także w te osoby, które żyły ze zbieractwa (np. złomu) czy żebrania w centrach miast i pod kościołami. Sytuacja jest tragiczna. Na szybki koniec kryzysu się nie zanosi, a Romowie podobnie jak np. imigranci staną się za chwilę (zresztą nie po raz pierwszy) jedną z twarzy wrogiej recesji.
**
Tekst powstał w ramach transgranicznego projektu dziennikarskiego zatytułowanego Off the beaten track, będącego wynikiem współpracy Krytyki Politycznej z n-ost, Hlídací pes, Szabad Pécs i Moldova.org. Projekt finansowany jest ze środków Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego.