Nie wiemy na razie, jaką rolę Rosja mogła odegrać w obecnej fazie sudańskiego konfliktu, ale z pewnością działalność wagnerowców i grabież sudańskiego złota przez Rosjan nie sprzyjały stabilności państwa i procesowi demokratycznych przemian.
Od soboty w Sudanie trwa coś, co wygląda jak początek wojny domowej. Siły wspierające dwóch generałów – Abdela Fattaha al-Burhana i Mohameda Hamdana Dagalo, zwanego Hemeti, będących dziś pierwszą i drugą osobą w państwie – zaczęły walczyć ze sobą w kilku miejscach Sudanu, w tym przede wszystkim w stolicy, Chartumie.
Walki mają toczyć się głównie o zdobycie kontroli nad najważniejszą siedzibą armii i innymi budynkami, jakie bierze się na ogół na cel, gdy przeprowadza się zamach stanu, takimi jak siedziba rządu, radia czy telewizji. Ta ostatnia znajduje się na razie pod kontrolą sił al-Burhana, nadaje głównie propagandowe materiały i patriotyczne hymny wojskowe.
Walki toczą się w gęsto zaludnionych mieszkalnych dzielnicach Chartumu. Ostatnie doniesienia mówią o co najmniej 200 ofiarach śmiertelnych i blisko dwóch tysiącach rannych. W swojej rezydencji zaatakowany został ambasador UE w Sudanie, ostrzelano także amerykański konwój. Światowy Program Żywnościowy ONZ wycofał się z Sudanu po tym, gdy życie straciło trzech jego pracowników.
We wtorek obaj generałowie zgodzili się na 24-godzinne zawieszenie broni, które miało pozwolić na choćby minimalne opanowanie sytuacji pod względem humanitarnym – np. zapewnić pomoc rannym i ewakuację cywilom. Miało ono zacząć obowiązywać o 17 polskiego czasu we wtorek, nie jest jednak przestrzegane przez walczące strony.
Sąsiednie państwa, Unia Europejska oraz Stany Zjednoczone wzywają zwaśnionych generałów do negocjacji. Wszyscy obawiają się, że konflikt zmieni się w regularną, ciągnącą się latami wojnę domową, która nie tylko będzie oznaczać katastrofę humanitarną – już dziś jedna trzecia ludności Sudanu zależna jest od pomocy żywnościowej dostarczanej przez międzynarodowe programy – ale może też okazać się źródłem niestabilności dla całego regionu.
czytaj także
Nieudana demokratyzacja
By odpowiedzieć na pytanie, dlaczego między dwoma generałami doszło do walk, trzeba cofnąć się co najmniej do 2018 roku. W grudniu tego roku Sudan ogarnęły protesty, spowodowane głównie drożyzną. Rządzący dyktatorsko Sudanem od 1989 roku Umar al-Baszir próbował stłumić je siłą, ale sam utracił poparcie armii, która obaliła go w wojskowym zamachu stanu w kwietniu 2019 roku, przejmując władzę w kraju. Nie powstrzymało to jednak protestów i żądań demokratycznych, cywilnych rządów. Gdy armia zorientowała się, że nie jest w stanie rządzić siłą, podpisała porozumienie z siłami demokratycznymi w czerwcu 2019 roku. Zakładało ono zaplanowany na 36 miesięcy proces demokratycznej transformacji Sudanu – nadzorować go miała rada złożona z cywilnych i wojskowych.
W wyniku wydarzeń z 2019 roku al-Burhan i Dagalo wyrośli na najważniejszych wojskowych w kraju. Obaj wywodzili się z innych części rozbudowanego aparatu przemocy, na którym swoje rządy opierał al-Baszir. Al-Burhan jest głównodowodzącym Sudańskich Sił Zbrojnych, regularnej armii. Dagalo z kolei dowodzi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF), paramilitarną milicją, która ma wspierać armię w działaniach, ale formalnie nie stanowi jej części.
RSF wywodzą się z dżandżawidów, milicji arabskojęzycznej ludności, która w pierwszej dekadzie XXI wieku znajdowała się na pierwszej linii frontu w Darfurze – zachodnim regionie Sudanu, gdzie doszło do rebelii przeciw rządom w Chartumie w proteście przeciw traktowaniu niearabskich mieszkańców regionu. Władza odpowiedziała brutalnymi represjami, obserwatorzy międzynarodowi mówią o zbrodniach wojennych, czystkach etnicznych, a nawet o „darfurckim ludobójstwie”. Dżandżawidzi realizowali tę politykę w terenie.
Al-Burhan i Hemeti nigdy nie darzyli się szczególną sympatią. Ten drugi uważał, że Al-Burhan i skupiona wokół niego elita z Chartumu patrzą na niego z góry. Mimo tarć zgodnie współpracowali w 2019 i 2021 roku – gdy armia zorganizowała kolejny zamach stanu, przerywający proces demokratycznych przemian. Czemu teraz się poróżnili?
Eksperci od regionu sugerują, że wpływ na to mogą mieć toczące się w Sudanie rozmowy na temat powrotu do procesu demokratyzacji. RSF ma się obawiać o to, co się z nią stanie w warunkach podporządkowania armii. Podobnie jak ona, milicja Hemetiego zbudowała istotne zaplecze gospodarcze, często związane z nie zawsze rejestrowanym wydobyciem i przemytem złota – Sudan jest dziś trzecim co do wielkości producentem tego metalu w Afryce. Proces demokratyzacji, zwłaszcza związany z próbą objęcia armii i RSF cywilną kontrolą, mógłby zagrozić interesom wojskowych.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia zbrodni przeciw cywilom, popełnionych w ostatnich latach przez RSF. Na milicji ciąży przede wszystkim odpowiedzialność za masakrę z Chartumu, do której doszło 3 czerwca 2019, gdy władze wojskowe użyły RSF do rozpędzenia pokojowego protestu domagającego się pełnej demokratyzacji. Zginęło wtedy 100 ludzi, 500 zostało rannych, RSF dopuszczało się gwałtów i grabieży.
czytaj także
Układanka międzynarodowa
Konflikt ma też swój wymiar międzynarodowy, a każdy z generałów ma innych regionalnych sojuszników i patronów. Al-Burhan cieszy się poparciem rządzącego twardą ręką Egiptem generała Abdela Fattaha as-Sisiego. As-Sisi postrzega dowódcę Sudańskich Sił Zbrojnych jako gwaranta bezpieczeństwa na południowej granicy Egiptu, al-Burhan ukończył zresztą egipską akademię wojskową i cieszy się szacunkiem w tamtejszych kręgach wojskowych. W przeciwieństwie do RSF, które Kair postrzega jako potencjalne źródło niestabilności w regionie. Nie wiemy, jak zachowa się Egipt, jeśli rebelia RSF zagrozi władzy al-Burhana.
Dagalo popierają z kolei Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie. RSF walczyło w Jemenie po stronie wspieranej przez saudyjską monarchię koalicji, prowadzącej wojnę ze wspieranymi przez Iran szyickimi rebeliantami Huti. Jak pisze „Financial Times”, powołując się na wysoko postawione źródła dyplomatyczne: „w ciągu ostatnich 10 lat Hameti dostał olbrzymie pieniądze od Suadów, dziś to głównie na niego stawiają w Sudanie”. Pojawiają się też głosy, że państwem, które teraz „zachęciło” RSF do buntu, miały być ZEA.
Pisząc o sytuacji w Sudanie, nie można też pominąć roli Rosji, obecnej w afrykańskim państwie od prawie dekady, głównie przez działania tzw. Grupy Wagnera. Grupa ta współpracowała już z reżimem al-Baszira, była oskarżana między innymi o to, że w okresie kilku miesięcy poprzedzających upadek dyktatora pomagała tłumić protesty przeciw jego rządom.
Mimo związków z upadłym dyktatorem wagnerowcy doskonale odnaleźli się w nowej rzeczywistości politycznej, współpracując głównie z RSF. Rosjan w Sudanie interesowało przede wszystkim jedno: złoto. Jak wykazało śledztwo dziennikarskie CNN, kryjąc się za różnymi spółkami słupami i współpracując z władzami wojskowymi, Rosjanie byli w stanie wywozić trudne do określenia ilości złota z Sudanu poza jakąkolwiek kontrolą sudańskiego banku centralnego i innych formalnie odpowiadających za to instytucji.
Jak twierdzi część znawców regionu, to ciche wsparcie Rosji mogło „zachęcić” wojskowych do zamachu stanu w 2021 roku. Nieprzejrzyste, pozbawione efektywnej demokratycznej kontroli rządy wojskowe z pewnością ułatwiają Rosjanom grabież. W lutym w Chartumie szef rosyjskiego MSZ, Siergiej Ławrow, podpisał umowę o utworzeniu rosyjskiej wojskowej bazy morskiej w Port Sudan nad Morzem Czerwonym.
Nie wiemy na razie, jaką rolę Rosja mogła odegrać w obecnej fazie sudańskiego konfliktu, ale z pewnością działalność wagnerowców nie sprzyjała stabilności państwa i procesowi demokratycznych przemian.
To nie będzie problem tylko Sudanu
Teoretycznie konflikt dwóch generałów może zakończyć się jeszcze mediacją – nie można jednak wykluczyć regularnej wojny domowej, wciągającej także sąsiednie państwa. Byłaby ona kolejną tragedią dla Sudanu. Kolejną, bo od uzyskania niepodległości w 1956 roku w kraju tym miały miejsce już dwie krwawe, długotrwałe wojny domowe. Druga, trwająca od 1983 do 2005 roku, to najdłuższy i uchodzący za jeden z najbardziej krwawych konfliktów tego typu w Afryce. Jej efektem była uzgodniona secesja południowej części kraju, która w 2011 roku dołączyła do grona niepodległych państw jako Sudan Południowy. Ciągle niezakończony tak naprawdę został konflikt w Darfurze, określany jako jedna z największych tragedii humanitarnych Afryki XXI wieku.
Mimo swoich bogactw mineralnych i rolniczego potencjału Sudan pod względem takich wskaźników jak HDI czy PKB per capita zajmuje miejsce wśród dwudziestu najuboższych państw świata – trochę lepiej wypada PKP per capita przeliczone przez parytet siły nabywczej. Z powodu takich czynników jak susze i lokalne konflikty około 3,2 miliona obywateli kraju – liczącego niecałe 48 milionów mieszkańców – jest dziś faktycznie wewnętrznymi uchodźcami.
czytaj także
Nowa wojna domowa dramatycznie pogorszyłaby więc sytuację państwa, które i tak znajduje się w tragicznym położeniu. Skutki tego odczułby cały region. Wojna domowa mogłaby spowodować nowe fale migracji, konflikt łatwo mógłby się rozlewać poza dzisiejsze granice Sudanu.
W latach 90., w czasach dyktatury al-Baszira, Sudan stał się przystanią dla Osamy bin Ladena i Al-Kaidy. To w Sudanie terrorystyczna organizacja zaplanowała swoje ataki na amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii w 1998 roku. Sudan leży na zachodnim końcu rozciągającego się na południe regionu Sahelu, gdzie radykalny islamizm jest istotnym politycznym problemem. Nikt w regionie nie chciałby, by wszedł on w polityczną próżnię, jaką może wywołać wojna domowa.
W przypadku konfliktu w Sudanie wszystkim powinno zależeć, by obie strony jak najszybciej przestały walczyć i porozumiały się w sposób, który zapewniłby ciężko doświadczonemu przez najnowszą historię państwu minimalną stabilność.