Świat

Talibowie mordują w Kabulu. Celem może być każdy

Bombę umieszcza się jak najbliżej baku, aby po wybuchu samochód stanął w płomieniach. Jest to tak proste, że może to zrobić żebrzące na ulicy dziecko. Ale to nie przypadkowy terror – to precyzyjne egzekucje.

Była niedziela, 17 stycznia. Sędzia Zakia Herawi, podobnie jak od lat, wybierała się do pracy w Sądzie Najwyższym (w Afganistanie dzień wolny to piątek). Kierowca właśnie odebrał ją z domu. Kiedy w środku jej rodzina jadła jeszcze śniadanie, rozległy się strzały. Nieznany sprawca na motocyklu najpierw postrzelił kierowcę Zakii w ramię, a następnie zamordował ją samą strzałem w głowę. Los sędzi podzieliła towarzysząca jej koleżanka Qadria Yasini. Krew zabitych kobiet z biegnącej praktycznie przez centrum Kabulu ulicy zmywali sąsiedzi. Shaharzad Akbar, przewodnicząca Afgańskiej Niezależnej Komisji na rzecz Praw Człowieka, napisała później na Twitterze, że to, co dzieje się w kraju, „przypomina regularną rzeź, a świat wydaje się tylko temu przyglądać”.

Zabójstwo sędzi Herawi i Yasini nie było odosobnionym przypadkiem, ale przejawem narastającego trendu. Od września – a więc odkąd rozpoczęły się negocjacje pomiędzy przedstawicielami talibów i afgańskiego rządu – przez cały kraj, a szczególnie stolicę, przetacza się fala zabójstw, które kryminolodzy nazywają egzekucjami (targeted killing). Giną pracownicy instytucji rządowych, aktywiści, akademicy, dziennikarze. Amerykański watchdog, Specjalny Inspektor Generalny ds. Rekonstrukcji Afganistanu, ogłosił 30 stycznia, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy w takich aktach terroru zginęło ośmiuset cywili.

Należeli do nich m.in.: Fereshteh Kohestani, aktywistka na rzecz praw kobiet, Yusuf Rashid, szef afgańskiej Fundacji na rzecz Wolnych i Uczciwych Wyborów, Rahmatullah Nikzad, przewodniczący Unii Dziennikarzy w Ghazni, Fardin Amini, prezenter Ariana TV, Malala Maiwand, dziennikarka telewizyjna z Nangarharu, Elyas Dayee, korespondent radia Azadi, Yama Siavash, były prezenter Tolo TV, czy Rafiullah Siddiqui, dyrektor Khorshid TV. A to tylko niewielki wycinek długiej listy ofiar.

Talibowie negocjują, ale do czasu. Czy w Afganistanie wróci islamski emirat?

Do większości ataków dochodzi w godzinach porannego szczytu. Mahbubullah Mohebi, zastępca gubernatora Kabulu, także był w drodze do biura, kiedy wraz ze swoim sekretarzem zginął w wybuchu ładunku przyczepionego do ich samochodu. To druga, oprócz strzałów, najpowszechniejsza metoda egzekucji, bardziej wyrafinowana niż przydrożna bomba. Tzw. lepkie bomby to broń niemal doskonała – tania, łatwo dostępna i precyzyjna. Magnetyczne ładunki wybuchowe, które „przyklejają się” do metalu, były częstym narzędziem zabójstw w późniejszym okresie amerykańskiej okupacji Iraku, zanim rozpanoszyły się w afgańskiej stolicy. Bombę umieszcza się jak najbliżej baku, aby po wybuchu samochód stanął w płomieniach. Zamachowcy detonują ładunek zdalnie lub za pomocą ustawionego wcześniej czasomierza. Nie przyczepiają bomb sami: robią to rękoma żebrzących na ulicach dzieci. W chaotycznym ruchu drogowym Kabulu nie trzeba zresztą wiele, by niezauważenie przyczepić bombę do pojazdu. W obliczu biedy i głodu, jakie cierpią Afgańczycy, nietrudno też znaleźć osoby gotowe się tego podjąć.

„W większości przypadków w przyczepianie bomb magnetycznych byli zaangażowani młodzi mężczyźni, którzy robili to za niewielką opłatą” – powiedział Rahmatullah Andar, rzecznik Generalnej Dyrekcji Bezpieczeństwa Narodowego, afgańskiej agencji wywiadowczej. Chłopcy myjący szyby samochodów, handlarze czy żebracy są zatrudniani także do innych zadań – obserwują potencjalny cel ataku i zbierają informacje na temat jego codziennej rutyny.

Fala zabójstw wyraźnie sygnalizuje zmianę strategii. Ataki nie są obliczone na jak największą liczbę ofiar; nie mają też zdobyć sprawcom rozgłosu w postaci nagłówków w zagranicznych mediach. Zamiast tego wprowadzają atmosferę strachu i niepewności, zmuszają ludzi do izolacji, pogłębiają i tak powszechne już problemy Afgańczyków ze zdrowiem psychicznym. Każde wyjście z domu, w tym to konieczne, jak do szkoły czy pracy, budzi poczucie zagrożenia. Każdy samochód to potencjalna śmierć. Coś tak prozaicznego jak utknięcie w korku – o co w tym mieście wyjątkowo łatwo – staje się źródłem niewyobrażalnego stresu i napięcia. Nową rutyną Kabulczyków jest pobudka na huk eksplozji, bo dwa, trzy wybuchy dziennie to od kilku miesięcy standard. Wielu mieszkańców porównuje obecną sytuację do toczącej się w latach 90. wojny domowej.

– Afgańczycy nie doświadczają takiej fali zabójstw po raz pierwszy – mówi Habib Khan, założyciel Afghan Peace Watch. – W latach 90. mudżahedini wspierani przez pakistański wywiad także brali sobie za cel intelektualistów. Nie jest to więc zupełnie nowa sytuacja. Takie zabójstwa są psychologicznie bardziej wyniszczające niż np. wybuchy bomb w centrach handlowych. Ludzie, zwłaszcza wykształceni, czują się potencjalnym celem ataku.

Mieszkańcy Kabulu robią wszystko, by uniknąć nagłej śmierci. Najbardziej zgubna jest rutyna – stała trasa dojazdu z domu do pracy, wychodzenie o podobnych godzinach każdego dnia. To jednak coś, czego tym najbardziej narażonym – jak urzędnikom – trudno uniknąć. – Nie używam już swojego służbowego samochodu, w ogóle nie chcę, żeby kierowca po mnie przyjeżdżał. Paradoksalnie najbezpieczniej czuję się w taksówkach, bo są anonimowe i mogę je w każdej chwili zmienić. Ale codziennie boję się o swoje życie – mówi wysoki rangą urzędnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych. – Po ostatnich atakach w ogóle staram się więcej chodzić, mniej jeździć. Przyczepienie bomby do samochodu to kwestia kilku sekund.

Talibowie odżegnują się od części ataków, przyznając się jedynie do morderstw przedstawicieli rządu czy służb bezpieczeństwa. Twierdzą jednak, że nie zabijają dziennikarzy czy aktywistów. Zabiullah Mujahid, talibski rzecznik, powiedział Reutersowi, że talibowie atakują wyłącznie „te osoby, które walczą z nimi na polu bitwy lub spiskując przeciwko nim w rządowych gabinetach”. Pojęcie „powiązanie z rządem” stało się jednak niezwykle luźne. W październiku zginął Yusuf Jan, pracownik zatrudniony do uzupełniania paliwa w policyjnych samochodach. Giną także kierowcy czy sekretarze politycznych decydentów. To przeraża mieszkańców najbardziej – świadomość, że celem może być każdy.

Nocami myślę o Kabulu [reportaż]

Wiceprezydent Amrullah Saleh – były szef wywiadu, który odpowiada za bezpieczeństwo w stolicy – uważa, że ukierunkowane zabójstwa nasiliły się, ponieważ bojownicy wierzą, że w razie schwytania zostaną uniewinnieni. Ma to być pokłosiem zwolnienia w ubiegłym roku przez afgański rząd pięciu tysięcy talibskich więźniów. „Rozwiązanie jest takie, że ci, którzy są aresztowani, powinni zostać powieszeni” – napisał na Facebooku.

Zabójstwa, niezależnie od tego, kto za nimi stoi, są na rękę talibom i ich propagandzie, osłabiając i tak niewielkie już zaufanie do rządu. Politycy nie potrafią was ochronić – brzmi przekaz. Zamknięci w swoich ufortyfikowanych biurach, są daleko od ludzi i ich problemów, nie potrafią zapewnić im bezpieczeństwa, nie potrafią ochronić nawet własnej stolicy. W istocie porażki afgańskiego wywiadu są w ostatnim czasie dość spektakularne: dość wymienić atak rakietowy na Kabul pod koniec listopada. Do miasta strzeżonego jak twierdza, obwarowanego checkpointami i wojskiem, udało się wwieźć na ciężarówce wyrzutnię rakietową. – Nigdy w moim życiu sytuacja nie była tak zła – mówi Samim, taksówkarz. – Kiedy wychodzimy rano z domu, nigdy nie wiemy, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczymy rodzinę. Żyjemy w ciągłym strachu, że możemy zginąć w każdej chwili.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jagoda Grondecka
Jagoda Grondecka
Iranistka, publicystka i komentatorka ds. bliskowschodnich
Dziennikarka, iranistka, komentatorka ds. bliskowschodnich. W 2020 roku została laureatką nagrody medialnej Pióro Nadziei.
Zamknij