Świat

Jeśli nie wiesz, że masz się bać, życie toczy się normalnie

Mam 16 wiadomości: od znajomych Syryjczyków, Afgańczyków, Jemeńczykow.

O atakach w Paryżu dowiedziałam się dopiero w sobotę wieczorem. W piątek po dziewiątej trwał jeszcze obiad. W przestronnej kaplicy ewangelickiego kościoła siedzieliśmy przy stolikach na stołkach albo na podłodze, rozkoszując się smakiem syryjskiej kuchni, próbując wyczuć nutę soku z granatu i tamaryndu i odróżnić pustynny handakuk od kardamonu.

Handakuk to przyprawa przywieziona prosto z Jordanii przez Mallake. Handakuk pachnie miętą, smakuje bazylią, nie da się go pojąć. Syryjka Mallake pachnie jaśminem, mówi świetnie po angielsku, tłumaczy nam świat, który zostawiła za sobą. Jest w Berlinie od miesiąca, po czternastu miesiącach rozłąki z mężem znowu są razem, mieszkają w domu dla uchodźców prowadzonym przez chrześcijańska organizację. Ciałem bezpieczni, nieustannie uciekają myślami w niebezpieczne strony, w których pozostali obcy, ale bliscy wspólnotą losu Syryjczycy. Tak potrzebne jest, by czasem myśleć tylko o ryżu i garnkach, by czasem pogawędzić z nowymi sąsiadami, tymi z uchodźczego przytuliska, tymi z gwarnej ulicy berlińskiej, wielokulturowej dzielnicy Neukölln.

W ten piątek przyszło pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt osób. Polacy, Niemcy, Syryjczycy, Somalijczycy, Bośniacy. Muzułmanie, chrześcijanie, ateiści, żydzi. Uchodźcy, imigranci, Niemcy od zawsze. Rodziny z dziećmi, starzy hipisi, brodaci hipsterzy, dwie homoseksulne pary, bezrobotni, menadżerzy, studenci, panie z kościelnego kółka, członkowie syryjskiej opozycji, islamski duchowny. Msakaa, frekeeh, sati zbai, mansaf from Daraa… Potraw, które przez sześć godzin gotowaliśmy w wielokulturowym tyglu, nie nauczyłam się nawet poprawnie wymawiać. Zbytnio skupiłam się na przyprawach dodawnych nie do ryżu, sosu z bakłażana czy jagnięciny, ale do opowiadanych historii; przyprawach ostrych, rozpalających krew. Często padało słowo terroryści, Państwo Islamskie… Choć syryjski chirurg Saleh denerwował się, gdy nazywaliśmy je islamskim: „Oni nie wiedzą nic o islamie. Nie pozwolę szastać wiarą w imię siania nienawiści i śmierci. W imię Boga to można walczyc o prawa człowieka, a nie mordować i okaleczać niewinnych”.

Mohammad i Mallake
Mohammad i Mallake

Nie wiedzieliśmy jeszcze o Paryżu. Nie musieliśmy, by wywołać temat. Wybuchy, bomby, lęk, śmierć nad kubkiem kawy, na placu zabaw, na spacerze to codzienność zapomnianych rzeczywistości.

Mohammad mówił, że w jego rodzinnych stronach jest już lepiej, bo dziennie spadają tylko trzy czy cztery bomby, więc da się żyć. Tak donoszą rodzice, którym zdrowie nie pozwoliło opuścić wioski. Panie z kościelnego kółka obiecały się pomodlić o bezpieczeństwo jego rodziny do Jezusa. Mohammad podziękował, mówiąc, że nieważne, do którego Boga się modlimy, ważne, by szczerze. Przy stoliku obok para gejów siedziała romantycznie przytulona. Pod krzyżem. Obok krzyża wisiały rysunki syryjskiego artysty Giwana, część wystawy, którą panie z kościelnego kółka pozwoliły nam zorganizować. Tym ewangelickim kościołem zawiadują kobiety i to je trzeba pytać o zdanie.

Rysunki opowiadały nieopowiedziane historie. Ten nosi tytuł Zabawki.

Wojownicy Państwa Islamskiego jako bezwolne marionetki. Giwan mówi, że nikogo nie wolno potępiać, nawet terrorystów. „Oni dokonują okrutnych rzeczy, bo z samotności i beznadziei oddali swoje serca i umysły niewłaściwym ludziom”.

Gadaliśmy do pierwszej nad ranem. Także o sprawach codziennych. Somalijka, której imię wyleciało mi z głowy, narzekała na jakość europejskiej henny.

Sen. Rano też nie zajrzałam do Internetu, ciągle nie wiedziałam o Paryżu. Po śniadaniu pojechaliśmy z Marciem, mężem, do lasu na grzyby, a potem na wieś kupić jabłek od zaprzyjaźnionego sadownika i trochę połazić.

Jeśli nie wiesz, że masz się bać, jeśli nikt cię nie sterroryzuje do strachu, to życie toczy się normalnie.

Krowy muczą, grzyby w lesie znajdziesz, wiatr wieje i uszy od niego bolą, jeśli zapomnisz czapki. Wróciliśmy była siedemnasta. Telefon, który zostawiłam na stole, alarmował o szesnastu nieprzeczytanych wiadomościach. Jedenaście od znajomych Syryjczyków, Afgańczyków, Jemeńczykow. „Hania, jeśli znasz kogoś w Paryżu, proszę napisz, że cały meczet się za nich dzisiaj modlił”. „Hania, proszę, nie zacznij się nas bać. To nie są muzułmanie, ci, co zabijają. To są szaleńcy. Tak się boję, że ludzie nie będą rozumieć tej oczywistej różnicy. Pamiętasz, jak się śmiałaś, że choć jesteś z Polski, to nigdy nie ukradłaś samochodu ani nawet roweru i nigdy nie pracowałaś na czarno na budowie? Rozumiesz, jak to jest, gdy ludzie nie wiedzą o tobie nic, a patrzą na ciebie, jakby wszystko wiedzieli…”

Rozumiem. Zaczynamy walczyć z ekstremizmem na całego. Następnym razem nie tylko ugotujemy i zjemy wspólnie obiad, ale też potańczymy.

Berlin, 14.11.2015

 

**Dziennik Opinii nr 321/2015 (1105)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij