Śmierć Afrykanów korzystna dla planety? Jak Zachód mówi o kryzysie klimatycznym

W perspektywie Zachodu mieszkańcy Afryki są zbywalni, skazani na śmierć jako straty uboczne w dążeniu do wyższego dobra.
Nteranya Ginga, Tshimundu, Koko Ginga i J. Munroe
Uprawa kukurydzy w Demokratycznej Republice Konga. Fot. Axel Fassio/CIFOR-ICRAF

Krwawe konflikty w Demokratycznej Republice Konga utrudniają korporacjom wylesianie, są zatem „dobre” dla klimatu. Jakie właściwie jest miejsce narodów i ludów Afryki w zachodniej dyskusji o kryzysie klimatycznym?

Kiedy w grudniu 2023 roku Demokratyczna Republika Konga (DRK) szykowała się do wyborów, amerykański miesięcznik „The Atlantic” wypuścił artykuł Rossa Andersena, zatytułowany Ziemia chłodniejsza dzięki wojnie w Kongu. Wybuchła awantura w mediach społecznościowych; jeden serwis sparafrazował nagłówek następująco: „Śmierć Afrykanów korzystna dla planety”. Wkrótce potem „Atlantic” zmienił tytuł artykułu na Ponure ironie zmiany klimatu.

To na pewno jakaś poprawa, tyle że problem nie kończył się na nagłówku. Wymowa artykułu pozostała subtelnie, lecz istotnie problematyczna wobec tego, jak myślimy – i co ważniejsze, jak mówimy – o zmianie klimatu. Chodzi zwłaszcza o rolę Afryki – kontynentu, który raz występuje jako nieszczęsna ofiara kryzysu klimatycznego, a raz jako nieoczekiwany wybawiciel. W obu ujęciach, obecnych zresztą w tekście Andersena, mieszkańcy i mieszkanki Afryki zostają całkowicie pominięci.

Życie w Ugandzie po ustawie anty-LGBT: wskaż geja albo trafisz do więzienia

Osią tekstu w „The Atlantic” jest spostrzeżenie, że trwający już dziesiątki lat konflikt w DRK spowolnił tempo wylesiania. Redaktor zauważa, że „500 milionów akrów [ok. 200 milionów hektarów – przyp. tłum.] kongijskich lasów pozostało dotychczas w dużej mierze nietknięte”. Sugeruje on, że przedłużająca się niestabilność „spowolniła wypalanie lasów na wielką skalę przez międzynarodowe korporacje, w porównaniu na przykład do Brazylii”. Andersen komentuje: „Człowiek przyzwoity powinien mieć nadzieję, że w Kongu wkrótce zapanuje stabilny pokój – choć pokój prawdopodobnie przyniesie bardziej intensywne wylesianie”.

Zasadnicza teza autora – że konflikt zahamował masową wycinkę i wypalanie – jest być może trafna. Natomiast decyzja redakcji, by przedstawić ten fakt w takiej akurat ramie, ujawnia problematyczną i niepokojącą wizję świata: prawdziwy punkt widzenia globalnej Północy na Afrykę i zmianę klimatu.

Zaliczenie nietkniętego lasu w targanej wojną DRK do „ponurych ironii zmiany klimatu” zdradza obraźliwą, zachodniocentryczną perspektywę, umniejszającą wartość życia mieszkańców Afryki Środkowej. Zwrot „ponura ironia” wskazuje na to, że mowa o nierozerwalnym połączeniu zjawiska pozytywnego z negatywnym, ale też, że mają one względnie równy ciężar moralny. Tę równoważność być może łatwiej założyć, jeżeli postrzega się pozytyw powstrzymania deforestacji i negatyw nieopanowanej wojny jako zjawiska abstrakcyjne – jak czyni to autor artykułu.

Trudniej ją jednak obronić, jeżeli miało się kontakt z bólem, cierpieniem, stratą i zniszczeniem doznanymi przez dziesiątki milionów ludzi wskutek konfliktów w Kongu. Jeszcze trudniej dostrzec rzekomą ironię, jeśli człowiek zda sobie sprawę, że w drugiej wojnie domowej w Kongu – najkrwawszej od drugiej wojny światowej – zginęło 5,4 miliona ludzi. Albo jeśli spróbujemy sobie wyobrazić, jak żyje prawie 7 milionów uchodźców wewnętrznych, wysiedlonych z powodu przemocy i zbrodni wojennych, skrajnej biedy oraz nieuregulowanej ekspansji górnictwa.

Kolejnym przykładem beztroskiej dewaluacji życia Afrykanów i Afrykanek przez Andersena jest zawężenie tematu do wylesiania. Sprowadzona do tego jednego wątku teza autora być może się sprawdza – ale to dlatego, że wyprowadza poza nawias liczne inne szkody na środowisku, które konflikt z kolei nasila.

Autor nie wspomina na przykład, że poza hamowaniem karczowania „na korporacyjną skalę” konflikt uniemożliwił również skuteczne reakcje na zatrważającą degradację środowiska spowodowaną nieuregulowanym górnictwem. Kilka zbrojnych grup wykorzystuje niestabilność w kraju do eksploatacji kopalń, w których pracują dziesiątki tysięcy dzieci – i w ten sposób finansuje swoją działalność. Niebezpieczne praktyki doprowadziły do zanieczyszczenia wody, gleb i plonów metalami ciężkimi. Na wielu obszarach wzrosło występowanie wad wrodzonych. Całe społeczności zostały zmuszone do przesiedleń.

Trwający konflikt zbrojny przyczynił się również do sytuacji, w której narażonych lub zagrożonych (w tym krytycznie) jest 190 gatunków zwierząt zamieszkujących obszar DRK. Na przykład w ostatnich 20 latach populacja goryli wschodnich spadła o prawie 80 proc. i dziś jest bliska całkowitego wyginięcia.

Nasze auta i hulajnogi napędza krew kongijskich dzieci

Wiedza o złożoności relacji między konfliktem a środowiskiem naturalnym w DRK rodzi pytanie, dlaczego Andersen koncentruje się wyłącznie na deforestacji. Oczywista odpowiedź brzmi tak, że artykuł odzwierciedla priorytety globalnej Północy. Jeśli chodzi o międzynarodowe działania klimatyczne, kraje bogate interesuje przede wszystkim zmniejszenie globalnych emisji związków węgla – tak aby ograniczyć szkody spowodowane kryzysem klimatycznym w przyszłości (a nie na przykład adaptacja do zachodzących w klimacie zmian tu i teraz).

Z punktu widzenia Ameryki Północnej najważniejszym aspektem środowiska naturalnego DRK są więc bujne lasy, bo wychwytują związki węgla z atmosfery. Wszystkie inne problemy ekologiczne – w tym te niosące bezpośrednie, straszliwe konsekwencje dla życia, utrzymania, bezpieczeństwa i dobrostanu dziesiątków milionów mieszkanek i mieszkańców Afryki Środkowej – są sprawą co najwyżej drugorzędną.

Klimat: gorący kartofel, który mają zjeść dzieci?

Kryzys klimatyczny się wzmaga, a globalna Północ coraz chętniej upatruje wybawienia w ogromnych zasobach mineralnych i naturalnych pochłaniaczach związków węgla w Afryce. Musimy więc zachować szczególną czujność i pytać, jakie w tej narracji jest miejsce afrykańskich narodów i ludów. Czy milcząco traktuje się je jako zbywalne, skazane na śmierć, potencjalne straty uboczne w dążeniu do wyższego dobra? Czy ich dobrostan „niestety” przegrywa z koniecznością redukowania emisji związków węgla? Czy jednak uznaje się pełnię ich człowieczeństwa?

Artykuł uwzględniający człowieczeństwo Afrykanów i Afrykanek mógłby opisać tę samą relację między konfliktem a wylesianiem. Zamiast jednak zauważać „ponurą ironię”, mógłby od tej pierwszej przesłanki wyjść do spekulacji, jak należałoby zapewnić ochronę lasom w DRK, gdyby wreszcie powrócił tam pokój.

**
Nteranya Ginga jest konsultantem ds. globalnego rozwoju z doświadczeniem badawczym w zakresie resocjalizacji i reintegracji byłych dzieci-żołnierzy w społecznościach pokonfliktowych.

Tshimundu, znany pod imieniem Will, jest kongijskim pisarzem i artystą mieszkającym obecnie w Brukseli. Jego najnowsze prace dotyczą doświadczenia migranckiego na Zachodzie.

Koko Ginga jest Kongijką, studentką politologii i socjologii. Pracuje jako redaktorka w kanadyjskim czasopiśmie „Pitch”.

J. Munroe jest doktorantem Uniwersytetu Oksfordzkiego. Zajmuje się konsekwencjami gospodarczej polityki austerity dla usług publicznych i wymiaru sprawiedliwości na Jamajce i na Karaibach.

Artykuł opublikowany w magazynie African Arguments na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij