Do położonego w połowie drogi między Kijowem a Odessą Humania co roku na Rosz ha-Szana, żydowski Nowy Rok, przyjeżdżają dziesiątki tysięcy wiernych. Przez ostatnie półtora miesiąca miasto zmieniło się w transportowy hub i miejsce schronienia dla ludzi uciekających z obszarów najzacieklejszych walk.
W dniu, w którym Władimir Putin wydał rozkaz rozpoczęcia „specjalnej operacji” w celu „denazyfikacji” Ukrainy, rosyjskie rakiety spadły na centrum znanego wśród chasydów na całym świecie Humania. Od tego czasu miasto stało się domem dla osób, które w innych okolicznościach być może nigdy by się nie spotkały.
W wyniku ostrzału zginął rowerzysta, pięcioro cywilów trafiło do szpitala. W ogniu stanęły też magazyny z bronią położone niedaleko od miasta. Lekarze operowali rannych cały dzień.
– Mocno gruchnęło, wszyscy byli przestraszeni, sporo osób wyjechało – mówi Iwan, lokalny deweloper, który aktualnie, jak to ujmuje, „kieruje zasoby hotelowe na front humanitarny”. – Ale sytuacja już się uspokoiła, Humań jest w centrum kraju, Ruscy go nie wezmą – dodaje.
Do położonego w połowie drogi między Kijowem a Odessą miasta co roku na Rosz ha-Szana, żydowski Nowy Rok, przyjeżdżają dziesiątki tysięcy wiernych. Przez ostatnie półtora miesiąca Humań zmienił się w transportowy hub i miejsce schronienia dla ludzi uciekających z obszarów najzacieklejszych walk.
– Kilka dni po wybuchu wojny moi rabini zadzwonili do mnie z prośbą o organizację posiłków i noclegów dla ludzi uciekających z Krzywego Rogu – mówi Iwan. Wyjaśnia, że choć sam nie jest Żydem, ma wielu żydowskich przyjaciół, i pokazuje zdjęcie, na którym razem z młodymi mężczyznami w jarmułkach buduje zasieki na drodze wjazdowej do miasta.
Niektórzy mieszkańcy Humania są przekonani, że izraelscy politycy nie pozwolą na zbombardowanie świętego miejsca. Z kolei bracławscy chasydzi wierzą, że są bezpieczni dzięki aurze pochowanego w mieście cadyka Nachmana, żyjącego na przełomie XVIII i XIX wieku charyzmatycznego rabina, którego uznają za wcielenie Mesjasza.
czytaj także
Bez różnicy
Po krętych ulicach powstałej na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat żydowskiej dzielnicy spacerują rodziny z dziećmi. Większość samochodów zaparkowanych pomiędzy ogromnymi hotelami i synagogami ma tablice rejestracyjne z donieckimi, ługańskimi i chersońskimi numerami.
Jednym z hoteli zarządzają teraz Witalij i Michaił.
– O ile pierwsze dni wojny w Ukrainie przypominały sen, kolejne wydają się jedną niekończącą się dobą – mówi Witalij. Młody mężczyzna po wybuchu wojny pomagał w budowie umocnień w swoim rodzinnym mieście, później sterował dronem latającym nad rosyjskimi jednostkami na południu kraju, aż w końcu trafił do Humania, by pomagać przesiedleńcom.
Ze starszym o pokolenie Michaiłem poznali się kilka tygodni temu poprzez rabina Lerona Ederiego z Krzywego Rogu, którego obaj znają. Michaił albo Mosze – „bez różnicy”, jak podkreśla – przeżywa wojnę po raz drugi. Jak wspomina, w 2014 roku uciekł z Doniecka przed „ruskim mirem”, tak jak większość tamtejszych Żydów. Tym razem po najmroczniejszych dniach ostrzału Kijowa, w którym mieszka, ewakuował rodzinę w bezpieczne miejsce i przyjechał pomagać do Humania.
– Chcecie wiedzieć, co ukraińscy Żydzi sądzą o denazyfikacji? – pyta Michaił. – Babi Jar, to wszystko – rzuca, nawiązując do ostrzelania przez Rosjan w pierwszych dniach wojny miejsca kaźni ponad 100 tysięcy osób, w większości Żydów, podczas drugiej wojny światowej.
Na przekór tragicznym okolicznościom Witalij i Michaił zachowują pogodę ducha. Gdy razem z mieszkańcami hotelu jemy koszerny obiad, prześcigają się w żartach i politycznych analizach.
– Wszyscy muszą zrozumieć, że atak na najmniejsze ukraińskie miasto jest równie nieakceptowalny co atak na Warszawę, Berlin czy Jerozolimę. Ukraina zwycięży, bo zjednoczyła się jak nigdy – mówi Michaił. – Spójrz tylko, jaka chochlacko-jewrejska solidarność – dorzuca Witalij.
Tymczasem na obwieszonej hebrajskimi reklamami głównej ulicy Puszkina organizacja bracławskich chasydów wydaje potrzebującym gorące posiłki. W spokojny słoneczny dzień można by zapomnieć o wojnie, gdyby nie syreny i powiadomienia w telefonach, regularnie przypominające o zagrożeniu atakiem z powietrza.
– Zasnęliśmy w pokojowym kraju, obudziliśmy się na wojnie – wspomina Iryna Płetniowa, merka Humania. Do jej gabinetu promienie wiosennego słońca wpadają przez okna częściowo zakryte workami z piaskiem. – Na początku musiałam zająć się rzeczami, o których nie miałam pojęcia: budową okopów i posterunków na drogach. Potem głównym wyzwaniem stali się przesiedleńcy – opowiada.
W pierwszych tygodniach wojny przez 80-tysięczne miasto przejeżdżało oficjalnie kilka tysięcy osób dziennie. Pani mer wspomina, że urzędnicy zarywali noce, by nadążyć z ich rejestracją. – Aktualnie sytuacja nieco się ustabilizowała, ale jednocześnie pojawili się ludzie, którzy nie mają ani dokąd jechać, ani dokąd wracać. W tym momencie w mieście na stałe zatrzymało się ponad 10 tysięcy osób – mówi.
Nie wszystkie hotele tradycyjnie zajmowane przez pielgrzymów przyjmują gości bezpłatnie. Choć w pomoc zaangażowane jest całe miasto, inne lokale też wypełnione są po brzegi. W Ukrainie brakuje miejsc i środków dla milionów osób uciekających przed wojną, ceny hoteli i mieszkań w bezpiecznych regionach poszybowały w górę.
To nie może być kolejna wojna, do której świat się przyzwyczai
czytaj także
Zwycięstwo to wrócić do domu
„Russkij korabl idi na chuj!”
„Chwała Ukrainie! Kirił, 3 lata. Mikołajów”
„Orki, czeka was tu śmierć!”
„Dzieci – przyszłość Ukrainy. Milana, 5 lat. Konstantynówka”
Kola z uśmiechem patrzy na obklejoną dziecięcymi rysunkami ścianę w hotelowym korytarzu. Do wojny pracował na budowach i przy projektach deweloperskich Iwana. Teraz opiekuje się przesiedleńcami. – Dzieci przyjeżdżające spod ostrzałów boją się głośnych dźwięków i nie chcą się bawić – mówi. – Dlatego robimy te rysunki, dzięki nim wracają do siebie. Po kilku dniach stają się członkami wielkiej rodziny i z trudem mogę je oderwać od pianina, na którym próbują grać.
– Moja starsza córka nic nie robi, tylko rysuje i rysuje – potwierdza Wera, która razem z rodziną przyjechała do Humania z Mikołajowa, miasta leżącego między Odessą a okupowanym przez Rosjan Chersoniem. – Przez miesiąc byliśmy pod ostrzałem, postanowiliśmy wyjechać, gdy rakiety spadły niedaleko naszego domu. Młodsza córka wciąż ma ataki paniki, gdy widzi w nocy światło samochodowych reflektorów, przypominających błysk spadających pocisków.
Większość przesiedleńców mieszkających w Humaniu na wyjazd zdecydowała się w ostatniej chwili. Mieszkająca w tym samym hotelu Alina wspomina, jak jeszcze tydzień temu w donbaskiej Konstantynówce wychodziła na spacer z dzieckiem w wózku i liczyła rakiety wystrzeliwane przez rosyjskie grady. – Zdecydowaliśmy się wyjechać, dopiero gdy usłyszeliśmy o mordach, gwałtach i torturach w Buczy. Moja siostra ma 16 lat, na pewno by jej nie oszczędzili – mówi.
Gdy sama była w tym wieku, przeżyła wybuch wojny w 2014 roku. Później, chociaż jej miasto podupadało, żyła w nim dalej razem z mężem i całą rodziną. Nie spodziewali się kolejnej wojny. W przededniu inwazji tradycyjnie obchodzili Dzień Obrońców Ojczyzny, radzieckie święto zniesione w Ukrainie za kadencji Petra Poroszenki. Teraz mają nadzieję, że wszystko zakończy się w Dzień Zwycięstwa, 9 maja. – W końcu maniak Putin musi urządzić swoją paradę – mówi Alina i dodaje, że „to nie zwykli ludzie są winni”. – Jestem pewna, że rosyjskim żołnierzom dają narkotyki albo dosypują czegoś do jedzenia. Zwykli ludzie nie robią takich rzeczy…
czytaj także
Wiele osób trafia do Humania przypadkowo. Bogdana w ogóle nie słyszała wcześniej o mieście. Trzy dni temu razem z mężem, mamą, dzieckiem, psem i kotem wyjechali z położonego niedaleko Doniecka górniczego miasta Ukrajinśk. Z powodu 90-letniego dziadka, który po dekadach pracy w kopalni ma „płuca zacementowane węglem” i może przebywać tylko w pozycji leżącej, zdecydowali się na podróż nieużywanym od lat starym busem. Samochód zepsuł się na trasie koło Humania. – To szczęście w nieszczęściu, gdyby nie to miejsce nie wiem, gdzie byśmy żyli – mówi ze łzami w oczach.
Nowi mieszkańcy żydowskiej dzielnicy chóralnie dziękują wolontariuszom za okazaną pomoc i nie dowierzają, że znaleźli bezpieczne darmowe schronienie. – Gdy widzę, jak nasi goście odzyskują poczucie bezpieczeństwa i wiarę w przyszłość, jestem pewna, że zwyciężymy – mówi Lena, która wraz ze swoim chłopakiem Władem organizuje bazę noclegową w ogromnym, częściowo niedokończonym hotelu dla pielgrzymów, na którego parterze znajduje się synagoga.
Wiarę w zwycięstwo podzielają wszyscy nasi rozmówcy. – Ale co to by dla was oznaczało? – pytamy. – Zwycięstwo to wrócić do domu – odpowiadają bez chwili wahania.
Bilewicz: Ukraińcy dokonali wyboru i są gotowi oddać za to życie
czytaj także
Święto Wolności
Na 51. dzień „specjalnej operacji” Putina przypada początek Pesach, najważniejszego żydowskiego święta upamiętniającego wyzwolenie Izraelitów z niewoli egipskiej. W piątkowy wieczór, gdy w całym mieście gasną światła, a ulice pustoszeją z powodu godziny policyjnej, w jednej z hotelowych jadalni na sederową wieczerzę zbiera się kilkunastu Żydów z Izraela, Maroka, Uzbekistanu i Ukrainy.
Zgodnie z tradycją uczta zaczyna się od wypicia wina z kielicha trzymanego w prawej dłoni i pochylenia się w lewo, co – jak wyjaśnia jeden z biesiadników – wyraża afirmację wolności. Po obmyciu rąk zgromadzeni przy stole mężczyźni zanurzają kawałki pieczonego ziemniaka w wodzie „słonej jak łzy niewoli”. Nieco później na stół trafia przywieziona specjalnie z Dnipro maca z liśćmi sałaty, symbolizującymi gorycz życia na wygnaniu.
Rozmawiający po hebrajsku, angielsku, rosyjsku i ukraińsku goście nie mogą dojść do porozumienia w sprawie poprawnej sekwencji dań i ich dokładnego znaczenia. Przekrzykują się wzajemnie, jednocześnie modląc się, śpiewając i śmiejąc.
– Dzisiaj obchodzimy Święto Wolności – ogłasza rabin Haim Baruch, wychodząc na środek pokoju. Spokojny i pogodny mężczyzna przyjechał do Humania z Paryża po wybuchu wojny. Od kilku lat odwiedza miasto, żeby wesprzeć lokalną wspólnotę. – Ukraina przechodzi dzisiaj przez swój Egipt. Kiedy jakikolwiek naród idzie do wolności, zawsze znajdzie się siła, która zechce to stłamsić i zagłuszyć. Wszyscy modlimy się za jej zwycięstwo – dodaje, po czym zaczyna objaśniać po rosyjsku fragment Tory.
Po oficjalnej części wieczerzy dwóch świeckich Żydów siedzących przy rogu stołu – wspomniany wcześniej Michaił oraz David, oryginał z Charkowa, który porzucił zwyczajne życie na rzecz niekończących się podróży na rowerze – zaczynają polityczną dyskusję.
– Problem związku ukraińskiej i żydowskiej tożsamości jest bardzo prosty – zgadzają się. – Nie ma czegoś takiego jako żydowska tożsamość, są Żydzi z różnych krajów, którzy często nie są w stanie zrozumieć się nawzajem – mówi Michaił.
– Nie ma czegoś takiego jak ukraińska tożsamość – ripostuje David. – Są co najmniej dwie Ukrainy, które mają zupełnie inną historię i inną mentalność. Trzy tygodnie temu przyjechałem tutaj na rowerze, bo tak zwykłem podróżować. Między Charkowem a Humaniem jest co najmniej kilka różnych krajów – mówi.
Gdy David stwierdza, że zbudowany na trasie między Moskwą a Krymem Charków zmieni się teraz w miasto garnizonowe, Michaił zaleca mu „włączyć mózg” i „zejść z roweru na ziemię”. Dyskusja kończy się ostrym i emocjonalnym sporem na granicy obelg. Na koniec obaj stwierdzają jednak wspólnie, że Żydami czuli się naprawdę kilka razy w życiu. W tym podczas dzisiejszego sederu.
czytaj także
Czy można to wybaczyć?
Być może to właśnie poczucie jedności i próba jego rozbicia stanowią stawkę toczącej się wojny. W końcu marca rosyjskie Ministerstwo Obrony opublikowało zdjęcia przedstawiające mężczyzn w mundurach stojących przed główną synagogą Humania i ogłosiło, że „kijowski reżim nacjonalistyczny” wykorzystuje świątynię w celach militarnych.
– Niestety, w Humaniu są ludzie pracujący na rzecz Rosji, i nie są to pojedyncze przypadki – mówi Cewi Arieli, łotewski Żyd, który w pierwszych dniach wojny pomagał w organizacji obrony terytorialnej Humania. Pozbawiona jakichkolwiek podstaw informacja o żołnierzach w synagodze mogła być jego zdaniem uzasadnieniem dla kolejnego ataku.
On sam do Ukrainy przyjechał w 2014 i od tego czasu, wykorzystując swoje doświadczenie w izraelskiej armii, zajmuje się szkoleniem ukraińskich służb – policji, pograniczników i żołnierzy. Cewi ubrany jest w kurtkę w kolorze khaki, ma jarmułkę na głowie i energiczne, skupione spojrzenie. Wydaje się chodzącym potwierdzeniem niedawnego stwierdzenia Wołodymyra Zełenskiego o tym, że Ukraina będzie w przyszłości bardziej przypominać oblężony Izrael niż spokojny liberalny kraj, o którym marzyli jej obywatele.
Mówi, że choć nie jest odosobnionym przypadkiem, Izrael odnosi się do przypadków służby swoich obywateli w ukraińskim wojsku z niechęcią. – Rząd mógłby zająć bardziej aktywną pozycję – stwierdza. Według niego zwycięstwo Zełenskiego w wyborach prezydenckich miało ogromne psychologiczne znaczenie dla Żydów, którzy zrozumieli, że w Ukrainie nie ma powszechnego antysemityzmu, i po wybuchu wojny niemal jednoznacznie opowiedzieli się po jej stronie.
Nie znaczy to jednak, że stosunki między niewielką mniejszością bracławskich chasydów na stałe zamieszkujących Humań, tysiącami pielgrzymów z całego świata i pozostałymi mieszkańcami miasta układają się doskonale.
– Gdy dwa lata temu wybuchła pandemia koronawirusa, były mer próbował zbić kapitał polityczny na antysemityzmie, wykorzystując obawy o to, że religijni turyści przywiozą ze sobą zarazę – mówi Iryna, prawniczka fundacji pamięci Rabiego Nachmana, która koordynuje dzisiaj działania pomocowe bracławskich chasydów. – Przez ostatnie 30 lat miały miejsce też inne kontrowersyjne epizody, ale wszystko powoli idzie ku lepszemu, a obecne poczucie solidarności może przyśpieszyć ten proces – dodaje.
Wzajemne krzywdy mają bardzo głębokie korzenie. W 1768 roku w trakcie tzw. koliszczyzny – powstania Kozaków i ukraińskiego chłopstwa przeciw polskiej szlachcie oraz ludności żydowskiej – w Humaniu życie straciły tysiące Polaków i Żydów. Żydzi padli ofiarą pogromów również w trakcie wojny ukraińsko-radzieckiej. W trakcie drugiej wojny światowej Niemcy zamordowali dziesięć tysięcy mieszkających w Humaniu wyznawców judaizmu.
– Czy można o tym wszystkim zapomnieć? Czy można to wybaczyć? – pyta Baruch Bavli, mieszkający w Humaniu chasyd zajmujący się lokalną historią. – Ta ziemia jest przesiąknięta krwią Ukraińców, przez wieki walczących o wolność, i Żydów prześladowanych za swoją wiarę. Dlatego musimy o nią walczyć – mówi, stojąc niedaleko mogiły Nachmana.
Baruch nie był zaskoczony wybuchem wojny, jak mówi, „wisiała w powietrzu”. Dodaje, że wystarczy popatrzeć na Putina, żeby to zrozumieć. – W jego oczach jest złość, na jego twarzy jest agresja, to człowiek zlepiony z głębokich kompleksów i problemów. Putin to przeżytek – stwierdza.
Jak skończy się kolejna fala destrukcyjnej przemocy w Ukrainie? – Wszyscy wierzą, że wygramy. Nikt specjalnie nie panikuje. Wiemy, że ukraińska armia jest silna – mówi Baruch. – Najwięksi cadycy potrafili zjednać nawet to, co wydawało się w absolutnej opozycji, znaleźć pokój tam, gdzie wydawał się on niemożliwy. To oczywiste, że miasto chroni Rabi Nachman.
**
Aleksander Palikot – dziennikarz zajmujący się polityką, historią i kulturą w Europie Środkowo-Wschodniej, wcześniej pracował m.in. w BBC Monitoring Kyiv, forum.eu.
Maria Tymoshchuk – facylitatorka w organizacji społecznej Insha Osvita, była korespondentka Radia Swoboda i Hromadskie w Odessie.