Świat

Nakaz, zakaz czy wolny wybór? Kontrowersje wokół hidżabu

Hidżaby, nikaby i burki to dla lewicy problem. Trwają zażarte spory na temat zakazu chust we francuskich szkołach – czy stanowi on przejaw rasizmu i islamofobii? A może to raczej obrona religijnego ubioru wynika z protekcjonalnego podejścia do mniejszości muzułmańskich? Wiele pytań, ale o odpowiedź trudno.

Niewiele rzeczy w ostatnim czasie zjednoczyło zachodnią lewicę tak bardzo jak poparcie dla protestów w Iranie, które rozpoczęły się we wrześniu, po zamordowaniu Żiny Amini przez policję obyczajową za nieprawidłowo założoną chustę. Poruszone Iranki i Irańczycy masowo wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko dyktaturze religijnych fundamentalistów. Setki z nich przypłaciło to życiem, a kolejne kilkanaście tysięcy zostało aresztowanych.

Nie ma chyba żadnego progresywisty i ani jednej feministki, którzy nie staliby w tym konflikcie po stronie irańskich kobiet. Ale i tu uwidaczniają się wewnętrzne podziały. Jednym z głównych postulatów protestujących jest zniesienie nakazu noszenia hidżabów przez kobiety, zaś popularne wśród lewicy stanowisko głosi raczej, że problemem nie jest żadna część ubioru, a przymus: zakazywanie kobietom zasłaniania włosów (noszenia hidżabu) lub twarzy (noszenia nikabu lub burki) jest równie problematyczne co ich nakazywanie. W końcu w obydwu przypadkach ingeruje się w wolny wybór jednostki.

Płoną zrywane z głów chusty

czytaj także

Płoną zrywane z głów chusty

Karolina Cieślik-Jakubiak

Czy takie podejście jest „antypatriarchalną solidarnością [z kobietami] poza Europą i wspieraniem patriarchatu w jej granicach”, a więc hipokryzją, jak twierdzą niektórzy? Czy może to po prostu starcie dwóch modeli wolności, z których jeden stawia na indywidualne decyzje, a drugi zwraca uwagę na zasadę neutralności i laickości sfery publicznej?

Symbol tolerancji i różnorodności…

U podstaw sporu stoi interpretacja wspomnianych ubiorów. Liberalna lewica często przedstawia hidżaby (rzadziej burki) jako ekspresję muzułmańskiej tożsamości, w gruncie rzeczy pozytywny element wielokulturowego społeczeństwa. Skoro zachodnie kraje zamieszkują różne grupy i skoro dążymy do ich akceptacji, to czemu mielibyśmy oczekiwać, że wyprą się swoich tradycji? Niech sikhowie noszą turbany, a muzułmanki zakrywają włosy i/lub twarz.

Zasadniczym założeniem takiego podejścia jest uznanie wolności kobiety do noszenia, czego tylko zechce, w tym hidżabów i burek. Ich zakazywanie stanowiłoby ingerencję w wolność jednostki, a przecież społeczności dyskryminowane należy tym bardziej wspierać w ich decyzjach. Stąd inicjatywy w rodzaju „World Hijab Day”, który zachęca do nakładania hidżabów dla wyrażenia solidarności z muzułmankami i zyskuje na popularności zwłaszcza w USA.

Obsesja na punkcie hidżabu

czytaj także

Obsesja na punkcie hidżabu

Karolina Cieślik-Jakubiak

Zakładanie chust przez białe Amerykanki lub Europejki nie spotyka się jednak z entuzjazmem wszystkich muzułmanek. Niektóre zarzucają organizatorom Dnia Hidżabu, że do sponsorów i zwolenników tego wydarzenia należą producenci hidżabów i organizacje fundamentalistyczne, nieukrawające swojego celu: wypromowania na świecie „skromnego” stroju dla kobiet.

W tym kontekście rzekomi piewcy tolerancji wyświadczają muzułmankom niedźwiedzią przysługę. Z tego powodu jeszcze przed śmiercią Żiny Amini irańskie feministki (np. Masih Alinejad) rozpoczęły kampanię pod hasłem #LetUsTalk, „pozwólcie nam mówić” – w reakcji na ich uciszanie przez liberałów, dla których krytyka hidżabów stanowiła islamofobię, nawet jeśli wychodziła ze strony samych muzułmanek.

…czy symbol patriarchatu i kultury gwałtu?

Dlatego chciałbym oddać głos właśnie aktywistkom muzułmańskim lub muzułmańskiego pochodzenia, ponieważ one najlepiej mogą wyjaśnić problematyczność hidżabów, doświadczywszy na własnej skórze przymusu – jeśli nie prawnego, to płynącego z innych źródeł.

Urodzona w Kanadzie Yasmine Mohammed w młodości doświadczała przemocy ze strony religijnej rodziny, między innymi poprzez zmuszanie jej do noszenia hidżabu oraz nikabu. Jak twierdzi, jej sytuacja nie jest wyjątkowa i nawet na Zachodzie dziewczęta tracą życie za sprzeciwianie się fundamentalistycznym rodzicom. Części lewicy zarzuca, że pod hasłem walki z ksenofobią wspiera nie opresjonowane kobiety, ale sprawców ich opresji, nie zwracając uwagi na iluzoryczność „wolnego wyboru” w ich przypadkach.

Dla Mohammed i wielu innych feministek obraźliwe jest uznawanie hidżabu za część kultury. Według nich zakrywanie włosów lub twarzy kobiet to przede wszystkim mizoginia oraz segregacja płciowa. Jak pisze dziennikarka Yasmin Alibhai-Brown, „chusty reprezentują zarówno religijną arogancję, jak i podporządkowanie; jednocześnie deseksualizują i drastycznie seksualizują”. Należą do zakorzenionej w patriarchacie ideologii, według której kobiety stanowią przede wszystkim przedmiot pożądania i własność mężczyzn. Dlatego w interesie porządku publicznego należy odseparować kobiety od świata fizycznymi kurtynami.

Dodajmy, że nie należy identyfikować tej ideologii z islamem: większość z cytowanych w tym artykule kobiet pozostaje wierzącymi muzułmankami. Sprzeciwiają się one islamizmowi, nie uważając samej religii za opresyjną. Podkreślają, że Koran wcale nie nakazuje noszenia hidżabów ani tym bardziej nikabów i burek. To mężczyźni wykorzystują religię jako narzędzie dominacji, interpretując ją w pasujący ich interesom sposób.

„Dobrotliwy rasizm” naiwnych a saudyjska ofensywa ideologiczna

Również Elham Manea, naukowo badająca rolę kobiet w prawie muzułmańskim, podkreśla, że należy rozróżniać islam i kojarzone z nim ubiory. W kontekście burki stwierdza, że jest to symbol nie religijny, a polityczny, za którego rosnącą popularność odpowiada w dużej mierze Arabia Saudyjska. W ramach swojego projektu ideologicznego Saudowie finansują na całym świecie meczety oraz imamów, forsując pogląd o burce jako szóstym filarze islamu. Podobne starania podejmują inne fundamentalistyczne grupy, w zależności od odłamu promując nikaby, hidżaby lub inne nakrycia dla kobiet.

Pogląd, jakoby atakowanie burek godziło w uczucia i wiarę muzułmanów, Manea uważa za „nie tylko nieprawidłowy, ale niemalże rasistowski”. Progresywni liberałowie mogą mieć dobre intencje, jeśli jednak wrzucają wszystkich muzułmanów do jednego worka i uważają określone ubiory za integralną część ich tożsamości, to stawiają się niebezpiecznie blisko rasistów, którzy robią to samo w innych celach.

Islamofobia, czyli rasizm niekontrowersyjny

Uwagę na to zwracała również Fadela Amara, działaczka na rzecz praw mieszkańców imigranckich banlieues. Krytykowała ona relatywizm kulturowy swoich koleżanek z organizacji feministycznych, które definiowały wolność oraz równość w zależności od koloru skóry – w imię respektowania tradycji grupowych tolerowano mizoginistyczne praktyki, w skrajnych wypadkach tłumacząc nawet obrzezanie kobiet. Dla Amary sprawa była jasna – islamizm należy oddzielić od islamu, a ich mieszanie ze sobą zdradza myślenie neokolonialne.

Europejska działalność islamistów to jednak nic w porównaniu z ich ofensywą w świecie muzułmańskim w ostatnim półwieczu. W latach 50. ubiegłego wieku egipski prezydent Gamal Naser ku uciesze publiczności wyśmiewał propozycje Bractwa Muzułmańskiego, aby narzucać kobietom noszenie hidżabów. Kilkadziesiąt lat później częstym widokiem na ulicach Kairu są już nie tylko hidżaby, ale i zakrywające twarz nikaby, za Nasera praktycznie niespotykane. Nie udało się odgórnie, więc fundamentalistyczna kontrrewolucja przyszła oddolnie. Egipt nie stanowi pod tym względem wyjątku; w większości społeczeństw muzułmańskich wzrosła popularność bardziej represyjnych interpretacji Koranu. Jest to w dużej mierze „zasługa” reakcyjnych reżimów w rodzaju Arabii Saudyjskiej lub Iranu, hojnie finansujących meczety oraz imamów w innych krajach, ale swój wpływ wywarła też imperialistyczna polityka USA.

Laicka szkoła – hit czy kit?

Na Zachodzie najwięcej o hidżabach i burkach mówi się nad Sekwaną, a sztandarowym przykładem francuskiego podejścia do tego zagadnienia jest ustanowione w 2004 roku prawo o symbolach religijnych w szkołach. Zgodnie z zasadą laickości uznano, że w publicznej edukacji nie ma miejsca na widoczne krzyże, jarmułki oraz hidżaby. Zakaz nie jest więc wymierzony w konkretną religię, przynajmniej teoretycznie, ale od początku było wiadomo, że najbardziej wpłynie na muzułmańskie uczennice.

Z tego powodu przeciwnicy legislacji zarzucali jej rasistowskie podłoże oraz chęć wykluczenia młodych muzułmanek chcących nosić chusty. Tutaj pojawia się pytanie, na ile świadomą decyzję może podjąć dziewięcioletnie dziecko – czy założenie hidżabu nie będzie wynikało jedynie z woli rodziców? Tak odpowiadali obrońcy prawa, dodając również, że kolejnym celem jest zapobiegnięcie segregacji w szkołach i ułatwienie integracji między uczniami różnych religii. Wart podkreślenia jest również fakt, że o ile większość muzułmanów sprzeciwiała się zakazowi, o tyle muzułmanki go popierały. Wychodzi na to, że znowu to przede wszystkim mężczyźni chcieli ubierać kobiety w „religijne” nakrycia.

Kolejny kraj wprowadza zakaz zasłaniania twarzy

Przechodząc zaś od debaty o prawie do jego efektów, trzeba wspomnieć o pierwszych badaniach skuteczności zakazu. Według jednego z nich usunięcie hidżabów ze szkół wpłynęło pozytywnie na muzułmańskie uczennice, ich wyniki oraz integrację społeczną. Autorzy badania tłumaczą to tym, że prawdopodobnie uczennic zmuszanych do noszenia hidżabów przez konserwatywne rodziny było więcej niż tych, które chciały je nosić mimo zakazu. Nie doszło więc do wielkiego exodusu do nauczania domowego, którym straszono w 2004 roku. Zresztą w ostatnich latach znacząco ograniczono jego legalność, co czyni takie zagrożenie mniejszym.

Między przymusem a protekcjonalizmem

Nie chcę tym artykułem wywołać wrażenia, że hidżaby stanowią zło wcielone, są zawsze narzucane siłą (zwykle tak nie jest) i należy ich zakazać. Do tego ostatniego wzywa np. Marine Le Pen, ale to tylko element jej projektu tożsamościowego, w ramach którego muzułmanów wypycha się na margines społeczeństwa. Trzeba jednak oddzielić prawicową, ksenofobiczną ideologię od działań mających na celu wzmocnienie laickości sfery publicznej – szkoła, tak samo jak szpitale i urzędy, powinna być wolna od religii. Jej wyeliminowanie z tych przestrzeni pomaga w integracji społecznej oraz sprzyja progresywnym wartościom.

Temat hidżabów, nikabów i burek jest skomplikowany i łatwo się w nim pogubić. Z jednej strony prawica próbuje go wykorzystać w narracji antymuzułmańskiej, mylnie przedstawiając konserwatywny islam jako jego naturalną formę. Z drugiej – lewica często wpada w pułapkę polityki tożsamościowej, traktując muzułmanów jako jednolitą dyskryminowaną grupę i broniąc jej tożsamości (czymkolwiek miałaby ona być), nie wprowadziwszy rozróżnienia na elementy progresywne i reakcyjne wewnątrz tej grupy wyznaniowej.

Równia pochyła polityki tożsamości: od wielobarwnej klasy do klasistowskich oblężonych twierdz

Jeśli pragniemy stać po stronie grup opresjonowanych, nie wystarczy rzucić banalnym „róbta, co chceta”, bez spojrzenia na społeczne uwarunkowania indywidualnych wyborów. Potrzebne są rozwiązania instytucjonalne, a do takich należy wykopanie religii z przestrzeni publicznej – to bardziej pomoże muzułmankom niż wątpliwe inicjatywy w rodzaju „World Hijab Day”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Student UW, publicysta Krytyki Politycznej
Student historii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij