Świat

Ekstremalne non-violence

W 2000 roku bez użycia przemocy obalili reżim Slobodana Milosevića, teraz dają narzędzia pokojowej zmiany innym. Poznajcie OTPOR! Srđa Popović w rozmowie ze Zdravką Bajović i Joanną Warszą.

Tekst pochodzi z Krytyki Politycznej nr 30: Nie lękajcie się (2012). W tym roku mija 15 lat od wydania pierwszego numeru Krytyki Politycznej. Przypominamy, o czym przez te 15 lat pisaliśmy.

***

Zdravka Bajovic, Joanna Warsza: OTPOR oznacza po serbsku „opór”. Stworzyliście ruch obywatelski, który stosując metody wolne od przemocy, doprowadził w 2000 roku do obalenia rządów Slobodana Miloševicia. Czym konkretnie był OTPOR?

Srđa Popović: OTPOR był ruchem młodzieżowym stworzonym przez jedenastu studentów w Belgradzie w 1998 roku. Należeli oni do pokolenia urodzonego w latach 1969–1980 – które pamiętało czasy Tito i byłej Jugosławii, ale jego przedstawiciele byli jeszcze na tyle młodzi, że wielu trafiło do wojska i musiało walczyć w nacjonalistycznych wojnach Miloševicia. Mniej więcej jedna trzecia wyjechała na Zachód. Kolejna jedna trzecia albo brała udział w walkach, albo odczuła ich konsekwencje – cierpiąc z powodu izolacji lub uciekając w narkotyki. Reszta przyłączyła się do pierwszych protestów studenckich w 1992 roku, potem, w latach 1996–97, już w roli przywódców, zapoczątkowała kolejną ich falę. To oni właśnie stworzyli OTPOR, małą antyrządową grupę protestu, zajmująca się głównie graffiti. Na murach zaczął pojawiać się znak pięści – serbski symbol antyfaszystowski z lat 40. – swego rodzaju sygnatura OTPOR-u i quasi-artystyczna forma sprzeciwu wobec rządów Miloševicia. Nie budowaliśmy ruchu politycznego, nie zamierzaliśmy zakładać partii. Przekonywaliśmy: „Połączmy się wszyscy razem”, jak palce w pięści, wołaliśmy: „Niech żyje opór!” – to były nasze hasła. W OTPOR-ze każdy był przywódcą. Podczas jednego z wieców w 1999 roku można było usłyszeć: „Chciałbym zwrócić się do was w imieniu Ruchu Oporu OTPOR. Jestem jednym z 20 tysięcy jego przywódców”. W walce bez przemocy najistotniejsze są liczby idące w tysiące. Nasze działania miały początkowo charakter satyry politycznej, formę teatru ulicznego. Pierwszą naprawdę prowokacyjną akcją, szeroko relacjonowaną w mediach, było „zaćmienie słońca”. Zebraliśmy się przed Serbską Akademią Nauki i Kultury uzbrojeni w 4,5-metrowy teleskop. Patrząc przez niego, można było ujrzeć głowę Miloševicia jako spadającą gwiazdę. Albo szliśmy na ulicę Knez Mihajlova, główny deptak i popularne miejsce spotkań w centrum Belgradu, i ustawialiśmy beczkę ze zdjęciem Miloševicia i otworem na monety – nazwaliśmy tę akcję „Grosik na rzecz zmian”. Kto wrzucił monetę, miał prawo uderzyć Miloševicia kijem bejsbolowym w twarz. Nasz pomysł przerodził się w zabawę powtarzaną w całym kraju. Takimi działaniami stawialiśmy reżim przed dylematem – reagować czy nie. Wydawało się to zbyt niepoważne, by prowokować reakcję władz. W końcu belgradzka policja zarekwirowała jednak naszą beczkę.

„To moment historyczny”

czytaj także

„To moment historyczny”

Mateusz Trzeciak

Czy stosowaliście metody walki bez przemocy również podczas nalotów bombowych na Belgrad w marcu 1999 roku?

Na czas bombardowań zawiesiliśmy działania. Uznaliśmy, że w czasie, kiedy kraj jest atakowany przez siły z zewnątrz, nasze protesty byłyby czymś niemoralnym. Ale po zakończeniu nalotów wróciliśmy z jeszcze bardziej prowokacyjnymi akcjami. W dużym stopniu wzorowaliśmy się na wcześniejszych metodach walki bez przemocy, jakie stosowali Gandhi, Martin Luther King, Nelson Mandela, czy Lech Wałęsa. W latach 1996–97 protestowaliśmy codziennie, w trzydziestu różnych miastach równoczesnie. Rząd był wobec nas bezsilny. Te same metody stosują dzisiaj protestujący w Syrii czy w Madrycie. Dla sił bezpieczeństwa konfrontacja z pokojową demonstracją to koszmar. Jak policja ma sobie poradzić z trzydziestotysięcznym tłumem? Pierwsze serbskie zwycięstwo bez przemocy miało miejsce 4 lutego 1997 roku. Trzy miesiące wcześniej opozycja wygrała wybory w trzydziestu miastach, czego Milošević nie przyjmował do wiadomości. Trwały protesty, demonstracje, rosła presja, zarówno zewnętrzna, jak i wewnętrzna. Milošević musiał w końcu przyznać, że przegrał i oddać władzę w kilkudziesięciu samorządach lokalnych, między innymi w Belgradzie. Stało się to 4 lutego i było to pierwsze nasze zwycięstwo osiągnięte bez użycia przemocy. W ciągu kolejnych sześciu miesięcy opozycja się rozpadła. To nauczyło nas kolejnej rzeczy: zrozumieliśmy, że jeżeli chcemy wygrać, musimy traktować opozycję jako część problemu, tak jak Miloševicia.

W 2003 roku OTPOR stał się partią polityczną.

Przez dość długi czas po rewolucji, w latach 2000–2003, OTPOR pełnił rolę watchdoga. Zaczęliśmy od kampanii „Po prostu na was patrzymy”. We wrześniu 2000 roku pomogliśmy opozycji wygrać wybory prezydenckie, co symbolicznie zaznaczyło początek nowej ery. Milošević upadł, ale prawdziwa władza spoczywała w rękach parlamentu. Na szczęście w 2000 roku wygrała koalicja partii demokratycznych. Na początku 2001 najważniejszym zadaniem, jakie sobie postawiliśmy, było wspieranie nowo wybranego premiera, Zorana Ðinđicia. Potem staraliśmy się przygotować grunt pod aresztowanie Slobodana Miloševicia, prowadziliśmy kampanię pod hasłem „On jest winny”, dążyliśmy do tego, by stanął przed trybunałem w Hadze. Ostatecznie w 2003 roku OTPOR przeistoczył się w partię polityczną. Kiedy wszedłem do parlamentu, zostałem prywatnym doradcą premiera Zorana Ðinđicia. Po jego zamordowaniu odszedłem od polityki i razem ze współpracownikami utworzyłem Centrum Akcji Stosowanej i Strategii bez Przemocy – CANVAS (Centre for Applied Non-Violent Action and Strategies). Dzięki CANVAS stworzyliśmy międzynarodową sieć trenerów i konsultantów wspierających pokojowe ruchy demokratyczne, zapewniamy też otwarte źródło łatwo dostępnej wiedzy na temat strategii przydatnych w tego typu zmaganiach.

Belgrad na wodzie

czytaj także

Belgrad na wodzie

Marek Matyjanka

Polski artysta Paweł Althamer twierdzi, że jeśli artyści staliby na pierwszej linii frontu, daleko przed żołnierzami, konflikty przyjęłyby zupełnie inny charakter. Ma rację?

Absolutnie. OTPOR od samego początku w dużej mierze bazował na sztuce. Sztuka uruchamia wyobraźnię, pozwala myśleć o skutecznym sprawowaniu władzy bez użycia przemocy. OTPOR był kombinacją Neue Slowenische Kunst, Latającego Cyrku Monthy Pythona i zespołu rockowego. W 2000 roku, z okazji prawosławnego Nowego Roku, zrealizowaliśmy na poły konceptualny pomysł, który miał uświadomić ludziom, czym jest strach. Tradycyjnie w tym dniu – a była to także data masowo obchodzonego święta narodowego – opozycja organizowała w różnych miastach akcje przeciwko reżimowi Miloševicia. 13 stycznia 1997 roku w Belgradzie odbył się ogromny koncert rockowy, w którym udział wzięło ponad 300 tysięcy widzów. Tego samego dnia w 2000 roku OTPOR postanowił zrobić powtórkę tego wydarzenia, rozsiewając plotki, że wezmą w nim udział znane zespoły rockowe. Na placu Republiki udało nam się zgromadzić 30 tysięcy osób, zorganizowaliśmy widowisko, w którym wzięli udział wzięli prominentni dziennikarze opowiadający się przeciw reżimowi, uhonorowani podczas naszej gali statuetkami przypominającymi Oscary. Minutę po wybiciu północy wygasiliśmy światła na placu i wyświetliliśmy na wielkim ekranie listę nazwisk ludzi, którzy zginęli w wojnach Miloševicia. Było to jak zimny prysznic dla tych 30 tysięcy ludzi, którzy, w sporej części już pijani, przyszli tam świętować. Zazwyczaj podczas tego rodzaju imprez zanudza się publiczność na śmierć gadaniem. A my powiedzieliśmy po prostu zebranym, by poszli do domu, bo nie ma czego świętować, dopóki Milošević jest u władzy. Ludzie się rozeszli w absolutnym spokoju. Nawet jedna szyba nie została wybita. Niewiarygodne, jak potulnie ten wielki tłum zniknął z placu w ciągu pół godziny. Przekaz był jasny: zapomnijcie o zabawie i zacznijcie budować nowe państwo. Tamtego roku zmiana polityczna stała się w końcu faktem.

W jaki sposób prowadzi się walkę bez przemocy?

Jednym z głównych celów każdej walki jest albo zdobycie władzy politycznej, albo powstrzymanie kogoś innego przed jej zdobyciem. Chcąc prowadzić walkę bez przemocy, należy zrozumieć modele, naturę i źródła władzy politycznej, trzeba też wiedzieć, jakie instytucje i organizacje ją sprawują oraz gdzie szukać wsparcia społecznego. Władza polityczna opiera się na posłuszeństwie, zasada jest więc prosta: jeżeli ludzie nie są posłuszni – nie można nimi rządzić! Władza polityczna w społeczeństwie może być płynna, a pojedynczy ludzie mogą odgrywać w niej ważną rolę. Ci, którzy kontrolują źródła władzy, mają również kontrolę nad aparatem wykonawczym. Początek XX wieku nazywamy „czasem skrajności”: byliśmy wówczas świadkami wyniszczających wojen i narodzin ideologii, które uzasadniały zagładę całych zbiorowości etnicznych czy wyznaniowych. Równocześnie mogliśmy obserwować fantastyczny rozwój demokracji i dobrobytu, które odmieniły oblicze znacznej części świata. Obok wyniszczających konfliktów pojawiają się szanse dla opcji wolnych od przemocy.

Sutowski: Tylko demokratyczny protest zatrzyma Polskę w UE

Dlaczego należy powstrzymywać się od przemocy?

Źródłem władzy nie jest beczka prochu. Porównajmy skutki walk z użyciem przemocy i bez niej. Rewolucja Róż w Gruzji w 2003 roku dokonała się praktycznie bez użycia broni, prawa polityczne i swobody obywatelskie znacznie się zwiększyły i mało prawdopodobne, by doszło tam w przyszłości do siłowego przejęcia władzy. W Kosowie czy Afganistanie, gdzie władzę zdobywano przy użyciu broni, nadal toczą się krwawe walki, pomimo obecności tysięcy żołnierzy sił NATO. Opium i heroina nadal pozostają narodowym produktem Afganistanu. Gdyby ruchy opozycyjne nie stosowały przemocy, mogłoby narodzić się społeczeństwo o znacznie większym zakresie wolności. Jeśli jednak opozycja używa przemocy, szanse na trwałą demokrację znacznie się zmniejszają. Dlatego właśnie walka bez przemocy jest realną alternatywą. Doświadczenie pokazuje, że zmiany społeczne będące skutkiem pokojowych działań, przynoszą znacznie lepsze i trwalsze efekty. Oparte na pokojowych metodach przemiany, czy nawet rewolucje, nie wywołują poczucia winy, niepotrzebne jest więc później jakiekolwiek zadośćuczynienie – nie ma traumy. Ci, którzy walczą bez użycia przemocy, mogą stać na pierwszej linii bez obawy o swoje życie. Dzięki temu dalsza polityka może być również wolna od strachu.

Wygląda na to, że dysponujecie prostym acz skutecznym sposobem rozbrajania autorytarnych rządów i nękania dyktatur na całym świecie. Jak szerzycie tę wiedzę?

Nasz pierwszy podręcznik, opisujący strategie działania bez przemocy, opublikowany w 2006 roku, został przetłumaczony na sześć języków. Udało nam się stworzyć kompletny program wokół „miękkich kompetencji”, które potrzebne są tam, gdzie chcemy przywrócić demokrację i umożliwić jej funkcjonowanie. Nasze metody są obecnie wykładane na Wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu w Belgradzie, a także na wielu innych uczelniach na całym świecie. Zależało nam na pokazaniu, że nasze strategie to rzeczywiście wiedza, a nie jedynie zestaw umiejętności technicznych. Wiedza oparta na masowej komunikacji, otwarta na kompromis, użyteczna przy zawiązywaniu koalicji, podatna na zmiany, pozwalająca na wprowadzanie nowych taktyk. Posługując się przykładem – w latach 1996–97 stosowaliśmy głównie taktyki niskiego ryzyka; po dwóch miesiącach chodzenia w kółko razem z naszymi protestującymi, zrozumieliśmy, że jeśli mamy wstrząsnąć systemem, potrzebna jest akcja, która zaangażowałaby tysiące ludzi bez wystawiania ich na bezpośrednie ryzyko. Rzuciliśmy pomysł, by podczas wieczornych wiadomości mieszkańcy Belgradu bębnili w garnki, zagłuszając oficjalną propagandę. Codziennie o godzinie 20.00 całe miasto brało udział w masowym koncercie kuchennym. Sposób ten wymyślono w Chile podczas protestów przeciw Pinochetowi. I zapewne prędzej czy później ktoś wykorzysta go w Teheranie.

W jaki sposób pracujecie nad tworzeniem i rozwijaniem waszych metod?

Organizujemy warsztaty i omawiamy udane akcje. Pracowaliśmy z aktywistami z 46 krajów, niektórzy z nich odnieśli ogromne sukcesy – Gruzini, Ukraińcy, Libańczycy, Mołdawianie czy Egipcjanie. Inni nie mieli dotychczas czym się pochwalić, jeszcze inni całkowicie tracili nadzieję. Podczas warsztatów zdarza się, że zestawy umiejętności przenoszone są z grupy do grupy. Tkwi w tym jednak pewien haczyk: technik działania nie da się eksportować/importować ot tak, po prostu. Możemy je wzmacniać i rozwijać, ale muszą być zakorzenione w danej społeczności. Nie można dokonać rewolucji bez przemocy metodą „kopiuj–wklej”; potrzebne jest zaangażowanie setek tysięcy ludzi, a ludzie podejmą jedynie plan dbający o lokalną specyfikę. Oczywiście zasad można się nauczyć. Z drugiej strony ciężko pomyśleć, że istnieje zaledwie kilkadziesiąt dobrych książek dotyczących strategii bez przemocy na około 70 milionów stron poświęconych strategiom militarnym. Nie ulega kwestii, że strategie pokojowe są skuteczniejsze. Przyjrzyjmy się historii XX wieku i porównajmy skutki I wojny światowej z wysiłkami Gandhiego. Okaże się, że sukces Gandhiego jest znacznie trwalszy niż konsekwencje I wojny światowej. Spójrzmy na II wojnę światową czy zimną wojnę i ich skutki. Przyjrzyjmy się bombardowaniu Serbii w 1999 roku, wojnom w Afganistanie, Iraku i Libii. Przykłady te świadczą dobitnie, że nie da się zapewnić satysfakcjonujących zmian politycznych przy użyciu broni. Jest to zwyczajnie nieskuteczne, nawet wtedy, kiedy najsilniejsza armia świata ściera się z najsłabszym społeczeństwem kuli ziemskiej. Nie da się kształtować polityki za pomocą wojska. Jeśli potrzebne są demokratyczne zmiany polityczne i społeczne – najlepszą metodą są działania pokojowe. Kiedy znamy reguły rządzące działaniami bez przemocy, jesteśmy w stanie wzbudzić strach u wszystkich Mubaraków świata. Wystarczy jedynie zastosować się do podstawowych zasad. Jesteśmy zdania, że im bardziej mainstreamowi będziemy, tym większa szansa, że decydenci będą raczej podejmować próby pokojowych rozwiązań zamiast wojskowych interwencji.

W jaki sposób można rzucić wyzwanie dominacji „wojującego umysłu”? Jak wygląda abecadło obywatelskiego nieposłuszeństwa i walki bez przemocy?

Trzy podstawowe zasady wszelkich zmagań bez przemocy to: jedność, planowanie i pokojowa dyscyplina. Stanowią one jeden ścisły zestaw reguł. Jeśli nie ma jedności – można wygrać wybory, ale Mugabe nadal pozostanie przy władzy, tak jak to się stało w Zimbabwe. Wystarczy spojrzeć na Egipt: istnieje tam tyle różnych ugrupowań, ale dla uniknięcia konkurencji działają pod jedną flagą, stanowiącą symbol jedności. Koptowie i muzułmanie zjednoczyli siły, aby dowieść światu, że nie chodziło o rewolucję muzułmańską. Osiągnęli wyższy poziom jedności. Druga zasada mówi, że nie było jeszcze spontanicznej pokojowej rewolucji, która zakończyła się sukcesem. Ani jednej. Potrzeba planowania, spójnej strategii i sprytnego doboru taktyk służących osiągnięciu pomniejszych celów. Musi też istnieć określony plan komunikacji, bo sposób, w jaki się porozumiewamy, to sposób, w jaki kształtujemy umysły. I ostatnia zasada: jeżeli nie zachowamy dyscypliny unikania przemocy, prędzej czy później walka przerodzi się w krwawy konflikt, tak jak stało się to w Libii. Jedynym sposobem wygrania pokojowych zmagań jest bezwarunkowe powstrzymywanie się od przemocy. Wystarczy jeden akt gwałtu, by skompromitować cały ruch. Pozostaje jeszcze jedna kwestia: taktyka strachu i entuzjazmu. Istnieje dynamiczna relacja pomiędzy strachem i entuzjazmem: jeśli rośnie entuzjazm, a maleje strach, znacznie rosną szanse na zmianę społeczną. Społeczeństwo oparte na ucisku wspiera się na skorodowanych filarach: policji, wojsku, sądach. I właśnie sztuka jest dobrym narzędziem, jeśli chcemy przyspieszyć czy wręcz zapoczątkować korozję, osłabiając w ten sposób strach w społeczeństwie. Sztuka, muzyka, poezja, hasła, żarty mogą służyć wytworzeniu karnawałowej atmosfery, która sprawia, że ludzie zapominają o strachu. Techniki paraartystyczne są też dobrym sposobem rozpowszechniania informacji poprzez plakaty, obrazy, zdjęcia, występy uliczne czy piosenki.

Przepaści nie da się zasypać, ale można ją przeskoczyć

Czy macie plany, dla kogo i gdzie pracować?

Jesteśmy instytucją edukacyjną, a nie ideologiczną. Tak samointeresuje mnie to, jak ludzie w Syrii walczą z reżimem i jak Berlusconi przegrywa w referendum. Jedynym warunkiem uzyskania pomocy z CANVAS jest niestosowanie przemocy. Pracowaliśmy na przykład z grupami wspierającymi Enrica Peñalosę, burmistrza Bogoty, który działał na rzecz umacniania społeczeństwa obywatelskiego. Współpracowaliśmy również z grupami zielonych, które chciały uprzykrzyć życie wielkim korporacjom naftowym w Nigerii. Nasze treningi uczą, jak dawać ludziom władzę do rąk, a nie jak obalać rządy. Ściśle trzymamy się swoich zasad: kilkukrotnie zgłosiły się do nas grupy, które miały na swoim koncie stosowanie przemocy i które chciały przestawić się na działania pokojowe. Oczywiście odmówiliśmy.

Czy to, czym się zajmujecie, to biznes?

Nie. Gdyby to był biznes, moja praca nie polegałaby na działaniu dla pożytku publicznego, ale na doradztwie. To, co robimy, to edukacja. Wyjaśniamy w możliwie najbardziej przystępnej, zrozumiałej dla wszystkich formie, na czym polega wprowadzanie zmian bez użycia przemocy. Używamy mediów, by propagować nasze strategie. Najlepszą reklamą CANVAS były porady udzielone aktywistom w Suazi, walczącym z ostatnią afrykańską dyktaturą. Na konferencji agencji Thomson Reuters mogłem przemawiać do wydawców największych tytułów prasowych, takich jak „Financial Times” czy „Foreign Policy”, ale też do dziennikarzy gazet chińskich i rosyjskich.

Wydaje się, że macie narzędzia potrzebne do przygotowania gruntu pod możliwe do przeprowadzenia zmiany. Tymczasem często, również w Serbii, brak jest zrównoważonej kontynuacji. Przywołujesz przykład Polski z roku 1981, ale pierwszymi ofiarami zmian i pierwszymi bezrobotnymi byli ci sami pracownicy Stoczni, którzy stworzyli Solidarność.

OTPOR nie był ruchem obiecującym „pracę dla wszystkich” – był ruchem skierowanym przeciwko panującej w Serbii dyktaturze, przeciwko wojnie, izolacji od Unii Europejskiej, był ruchem na rzecz demokracji. CANVAS nie ingeruje w sprawy gospodarki, nie jest prawicowy ani lewicowy. Wizja jutra tworzona jest wspólnie, poprzez słuchanie ludzi – jest to niezbędny warunek wstępny skutecznej walki. Nigdy nie udzielam konkretnych porad. Protestujący Egipcjanie pytali nas wielokrotnie, co mają robić. Nie dawaliśmy im żadnych wskazówek – wyposażyliśmy ich tylko w narzędzia. Narzędzia to jedna rzecz, porady – druga. Istnieje pięćdziesiąt wielkich międzynarodowych organizacji specjalizujących się w przeprowadzaniu zmian; nie ma nas na tej liście. Mogę doradzić, jakich błędów powinno się unikać. Ale mogę to zrobić jedynie na podstawie mojego ograniczonego doświadczenia zdobytego w Serbii, Gruzji czy na Ukrainie. Wiem z obserwacji, co było skuteczne, a co nie.

Protestujący Egipcjanie pytali nas wielokrotnie, co mają robić. Nie dawaliśmy im żadnych wskazówek – wyposażyliśmy ich tylko w narzędzia.

Na czym polega wasza odpowiedzialność, jako ludzi, którzy dostarczyli narzędzi Egipcjanom? Czy czujecie się odpowiedzialni za procesy, które mogą przyczynić się do zmian?

Nie zmuszamy ludzi do przeprowadzania zmian; pracujemy wyłącznie na zlecenie i nigdy nie proponujemy swoich usług pierwsi. Nie poczuwam się do odpowiedzialności za ten proces, ponieważ to nie ja jestem osobą, która opowiada się za przemianami czy w jakikolwiek sposób wpływa na politykę. Ale czujemy się odpowiedzialni za bezpieczeństwo, ponieważ wielokrotnie aktywiści działacze z różnych ruchów byli aresztowani, przesłuchiwani czy skazywani tylko dlatego, że nawiązali z nami kontakt. Nie mówimy im, jaki powinien być efekt ich pracy. Oferujemy jedynie „know-how”. Dowiedzieliśmy się, że nasza książka Walka bez przemocy, przetłumaczona na język perski i udostępniana w formie elektronicznej, została w Iranie ściągnięta 17 000 tys. razy w samym tylko czerwcu 2009 roku, kiedy w kraju odbywały się protesty. Zapewne niektórzy z tych, którzy ją dystrybuowali rozpowszechniali , odpowiedzieli za to przed sądem. Moją prawdziwą odpowiedzialnością było stworzenie dobrej książki, zapewniającej ludziom wszelkie możliwe środki ochronne, wolnej od jakiejkolwiek ideologii – w ten sposób propagujemy ideę wprowadzania zmian bez użycia przemocy, dajemy światu darmowe narzędzie w przekładzie na wiele języków. Książkę można ściągnąć za darmo w formie pliku PDF wielkości rozmiaru 4 MB, który da się pobrać, nawet przy bardzo wolnych łączach, jak na przykład w Suazi, w ciągu 10 minut. Potem można ją wydrukować jednym kliknięciem myszki.

Walka bez przemocy, zyskująca coraz większą popularność, wykorzystująca możliwości Sieci, jest nową metodą zmagań. Czy można również mówić o nowym sposobie uprawiania polityki?

Prawdziwa zmiana nie bierze się z przestrzeni politycznej. Kiedy patrzymy na Gruzję, Ukrainę czy Egipt, okazuje się, że wszystko zaczęło się od nieformalnych grup młodych ludzi, którzy mieli dość aktualnej obecnej atmosfery politycznej i dlatego przystąpili do działania. To naturalny sposób dokonywania przemian – potrzeba płynąca ze strony „politycznie niewinnych”, nie zaś ludzi już uwikłanych w politykę. To jest właściwy sposób na wywoływania zmian społecznych z pominięciem zawodowych polityków. Żeby zainicjować ruch, nie można polegać wyłącznie na inteligencji i studentach, ponieważ stanowią oni jedynie ułamek społeczeństwa. By wygrać – potrzebne są idee, które połączą wszystkie środowiska. Nikt nie wie lepiej niż członkowie danej zbiorowości, jak się wzajemnie mobilizować. Trzeba pamiętać, że nie można eksportować walki, wysyłając setki Gruzinów czy Ukraińców, aby robili rewolucję w obcym kraju. To musi być inicjatywa oddolna, której korzenie wyrastają z danej społeczności – tylko takie działanie przełoży się na przyszłą metodę uprawiania polityki.

Czy w tym procesie jest miejsce dla kobiet, dla rodzin?

Jak najbardziej. Taka walka może angażować całe rodziny, przyjaciół, pary. Do walki bez przemocy można włączyć całą populację, a nie jedynie młodych, zdrowych, zdolnych do noszenia broni mężczyzn w wieku 18–35 lat. Przy takim podejściu liczba zwolenników znacznie wzrasta; można zyskać o 70% więcej poparcia, niż gdybyśmy formowali męską armię. Tutaj każdy jest mobilizowany. Podczas kiedy osoby w wieku średnim, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, stoją na pierwszej linii, starsi mogąprzeprowadzać akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa, okupując linie telefoniczne w urzędach lub masowo klikając „odśwież” na stronach ministerstwa. Mogą rozdawać ciastka policjantom. Matki protestujących są często w tym samym wieku, co matki policjantów, a to budzi wśród chłopców z pałkami pewien niepokój; gest obdarowywania, do którego jesteśmy przyzwyczajeni głównie ze strony naszych bliskich, przywołuje skojarzenia rodzinne. Protest angażuje wszystkie pokolenia, ważną rolę odgrywają więzy emocjonalne, w rezultacie mogą pojawić się nowe formuły polityczne: bardziej obywatelskie, ludzkie, uwzględniające problemy genderingu, wolne od elitaryzmu.

Żmijewski: Do polityki trafiają ludzie o osobowościach pornograficznych

W jaki sposób Facebook może pomóc w takich ponadklasowych akcjach?

Facebook wpływa na walkę bez przemocy na trzy sposoby: sprawia, że komunikacja jest szybsza i tańsza, przyczynia się do rozprzestrzeniania rozpowszechniania wiedzy w sposób najbardziej skuteczny efektywny sposób; pokazuje koszty oporu połączonego z przemocą i efekty działań wolnych od przemocy; zbliża do siebie ludzi z różnych grup społecznych. Ponadto funkcjonuje w najdalszych zakątkach świata, nawet takich, gdzie nikt nie spodziewałby się dostępu do komputerów, jak na przykład w Birmie w 2007 roku. Ludzie zamieszczali w sieci zdjęcia, nagrania wideo i informacje o tym, co dzieje się w kraju. Podobnie rzecz ma się obecnie w Syrii. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma telefon komórkowy, który jest w stanie rozsyłać obrazy po całym świecie. Przesadą byłoby jednak nazywać to, co wydarzyło się w krajach arabskich, facebookową czy twitterową rewolucją. W Egipcie po prostu wszyscy mają obsesję na punkcie Facebooka. W Afryce Południowej na początku lat 80. ludzie nie mieli nawet telefonów stacjonarnych, a udawało im się szerzyć swoje idee, ducha wolności i propagować swój ruch za sprawą piosenek, które przenosiły się z wioski do wioski. Na wiejskich terenach Południowej Afryki we wczesnych latach 80. rolę Facebooka pełniły piosenki.

Jak należałoby działać na Białorusi rządzonej przez reżim Łukaszenki?

W 2008 roku na Białorusi aresztowano ludzi, którzy jedli lody w miejscu publicznym. Niestety robili to w grupie, a zgodnie z zarządzeniem władz wszystkie zgromadzenia, w których bierze udział więcej niż pięć osób, są nielegalne. Spróbujmy teraz wyobrazić sobie akcję o niskim stopniu ryzyka odbywającą się w Mińsku: jako że zgromadzenia są nielegalne, aktywiści mogliby krążyć wokół głównego placu jeden za drugim, czytając głośno białoruską konstytucję. Jeśli zostaną aresztowani, to za czytanie na głos konstytucji w miejscu publicznym. Czy jest coś bardziej niedorzecznego? Jeszcze lepszym przykładem może być niedawny „klaszczący protest” zorganizowany przez odważnych młodych aktywistów po tym, jak reżim zabronił zgromadzeń w dniu białoruskiego święta narodowego. Aktywiści trafili do aresztu za bicie braw Łukaszence – jest to zarazem absurdalne i śmieszne! To dobry przykład czegoś, co nazywamy akcją-dylematem, stawia ona przeciwnika w sytuacji, w której nie może on wygrać. Jakąkolwiek drogę obierze, i tak się ośmieszy. Tam, gdzie istnieje społeczna potrzeba takich akcji, artyści z pewnością mogą pomóc. Wiele prac artystycznych opiera się na podobnym dylemacie – należałoby tylko znaleźć dla nich odpowiednią nazwę w języku polityki. Żart jest również dobrym narzędziem. Żart potrafi zaboleć, a tyrani z reguły są przewrażliwieni, traktują siebie zbyt poważnie. Kpiny chyba bolą ich bardziej niż mocne argumenty.

Czy jesteście zainteresowani uprawianiem twardej polityki przy użyciu waszych metod?

Przez trzynaście lat pracowałem po szesnaście godzin na dobę, by zmienić mój kraj. To był niemal niewolniczy kierat. Przez trzy kadencje byłem członkiem samorządu, przez dwie działałem w Radzie Miasta Belgradu, a kolejną zasiadałem w Parlamencie. Przez dwie kadencje pełniłem rolę specjalnego doradcy premiera Ðinđicia, przez kolejny rok byłem zastępcą wicepremiera. To znacznie więcej niż można sobie życzyć. Mam 38 lat, co oznacza, że uprawiam twardą politykę już ponad połowę życia. Byłem aresztowany, pobity, a mój przyjaciel, Zoran Ðinđić, został zamordowany w 2003 roku, kiedy sprawował urząd premiera. Spędziłem więcej czasu w polityce niż przeciętny 60-letni polityk i jestem przekonany, że prawdziwe zmiany nie biorą się z polityki. Kiedy patrzy się na Serbię, widać, że korzenie naszego sukcesu nie wywodzą się z partii politycznych. Zazwyczaj jest tak, że pojawia się jakaś nieformalna grupa ludzi, którzy mają dość obecnej atmosfery politycznej, i oni inicjują zmiany. Skupiałbym się raczej na nich. Nową politykę – taką, którą naprawdę można by nazywać „Polityką” – powinni robić zwykli ludzie.

 16 czerwca 2011, Belgrad

przełożyła Pat Kulka

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij