Świat musi się nauczyć żyć z Chinami takimi, jakie są, prawie tak jak dostosował się do globalnej roli Stanów Zjednoczonych.
Propozycja powołania G-2, a więc „szczególnej relacji” między USA a Chinami, zgłoszona jeszcze w 2005 roku oraz popierana przez m. in. Zbigniewa Brzezińskiego i Henry’ego Kissingera, w politycznym aspekcie została przez Pekin odrzucona. Mimo to Sino-Ameryka już funkcjonuje jako układ gospodarczy. Otwarte pozostaje pytanie, jakie są jego perspektywy.
Pence o Chinach
Ambasador w USA, Cui Tiankai w niedawno udzielonym wywiadzie wspomniał o pewnym wydarzeniu promującym kulturę Chin w muzeum w Indianapolis. Podczas ceremonii otwarcia spotkał ówczesnego gubernatora Indiany Mike’a Pence’a, który miał wówczas aktywnie wspierać rozwój kontaktów pomiędzy krajami. Tymczasem Pence, pełniąc już funkcję wiceprezydenta, 4 października tego roku dokonał całościowej krytyki polityki międzynarodowej oraz wewnętrznej Chin, wskazując je jako większe zagrożenie dla USA niż Rosja. Wiele uwagi poświecił problemowi handlu zagranicznego, jednak w przemówieniu wskazywał też na kwestie militarne i bezpieczeństwa cybernetycznego. Wprost oskarżał wywiad chiński i jego machinę propagandową o próby ingerencji w procesy polityczne w Stanach Zjednoczonych. Sięgnął po ostre, publicystyczne argumenty, jak np. „dyplomacja długu” – termin przypisywany hinduskiemu analitykowi Brahmie Chellaney’owi w kontekście dwuznacznej polityki kredytowej państwa chińskiego wobec krajów rozwijających się.
Dotąd w ramach wojny handlowej USA podniosły cła na towary chińskie na kwotę ok. 250 mld USD. W odpowiedzi Pekin objął wyższymi stawkami część towarów importowanych ze Stanów Zjednoczonych. Jeśli chodzi o potencjał odwetowy, Chiny mają mniejsze pole manewru, bo importują około 130 mld USD wobec chińskiego eksportu do USA w wysokości około 500 mld USD. Dodajmy, że stanowisko Pence’a ma inne znaczenie niż tweety prezydenta Donalda Trumpa: wypowiedź wiceprezydenta wyraźnie wskazuje na zaostrzenie i tak konfrontacyjnego stanowiska USA wobec ChRL. Kładł on nacisk na powiązania gospodarki i wojskowości, prowokując odbiorców do kreślenia złowrogich scenariuszy dalszego rozwoju wypadków.
W kolejnym tygodniu szefowie dyplomacji obydwu krajów, Mike Pompeo i Wang Yi publicznie oskarżali się wzajemnie o eskalację konfliktu podczas spotkania w Pekinie. W efekcie rozmowy zostały zerwane, nie odbyła się też wspólna konferencja prasowa, zaś Pompeo nie spotkał się z prezydentem Xi Jinpingiem. Wypowiedź ministra Wanga, że Chiny odgrywają kluczową rolę w relacjach z Koreą Północną również potwierdziła, że konflikt obu państw eskaluje poza sferę gospodarczą.
Stiglitz: Stany Zjednoczone mogą przegrać wojnę handlową z Chinami
czytaj także
Kość niezgody
Wydaje się zatem, że wojna o handel zagraniczny to raczej symptom narastających problemów w relacjach sino-amerykańskich, względnie ich katalizator. Obie strony podnoszą kwestię niesymetrycznych relacji – w tych aspektach, które są dla nich wygodne. USA wskazują na wysoki deficyt handlowy, jak też problem ochrony własności intelektualnej. Chińczycy chętnie podkreślają, że większość środków zainwestowanych w ich kraju wraca przecież do Stanów Zjednoczonych poprzez opłaty licencyjne. Wskazywali też, że nie do przyjęcia była amerykańska presja na jednostronne ustępstwa w sferze handlu. Strona chińska, chociażby w osobie ambasadora w Waszyngtonie, choć sama przywykła do elastyczności i płynności w negocjacjach, wskazywała również na niestabilność stanowiska strony amerykańskiej, w tym na brak czytelnych priorytetów.
czytaj także
Chińczycy próbowali jednak wpłynąć na złagodzenie stanowiska amerykańskiego m.in. poprzez propozycje redukcji deficytu handlowego oraz reform strukturalnych. Nie są to w większości decyzje do szybkiego wprowadzenia, aczkolwiek część deklaracji przeszła już w działania. Nastąpiła dalsza liberalizacja rynku chińskiego, choć nadal i tak utrzymuje on szereg barier wejścia. Strona amerykańska złagodziła za to stanowisko wobec chińskiego giganta telekomunikacyjnego i producenta smartfonów ZTE, dla którego odcięcie od rynku amerykańskiego i przede wszystkim dostaw z USA oznaczałoby bankructwo. Wobec tego Chińczycy ogłosili zamiar obniżenia ceł na samochody i ich części, co również było odpowiedzią na oczekiwania Amerykanów. Pozytywnie odnieśli się też do zwiększenia importu produktów rolnych.
Dzięki tym działaniom w maju tego roku mogło się wydawać, że konflikt zostanie załagodzony. Ze względu na sieci obustronnych współzależności tych gospodarek skutki konfrontacji w samej tylko sferze gospodarczej stają się trudne do przewidzenia. Bezpośrednie konsekwencje w postaci straty PKB szacowane są, jak podaje „Financial Times”, na 12 mld USD dla Chin i 19 mld USD po stronie amerykańskiej. Szacunki te nie uwzględniają jednak kosztów przerwanych łańcuchów dostaw, utraty zaufania, destabilizacji rynków finansowych. Należy też brać pod uwagę, że skumulowana wartość amerykańskich inwestycji wyniosła 250 mld USD w roku 2017.
Wiarygodność różnych danych na temat chińsko-amerykańskich współzależności jest ograniczona. Zanotowano pewien postęp w badaniach powiązań gospodarczych, w tym łańcuchów dostaw, co pozwala szacować stopień integracji dwóch największych gospodarek świata. Współzależność można również wiązać z rosnącą synchronizacją cykli koniunkturalnych gospodarek w różnych częściach świata. Jednak chińskie i amerykańskie think tanki dość oszczędnie dzielą się efektami swoich prac, stąd trudno nieraz zweryfikować podawane w dyskursie naukowym i medialnym szacunki dotyczące np. realnej wartości i roli poszczególnych ogniw w produkcji finalnej. Wartościowe analizy makroekonomiczne publikują organizacje jak Bank Światowy (w zakresie łańcuchów wartości dodanej) czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (raporty o tzw. efektach spillover, a więc np. efektach zewnętrznych inwestycji zagranicznych), ale kluczowa w tym zagadnieniu jest analiza sektorowa powiązań gospodarczych. Pobieżny ogląd wskazuje na zróżnicowanie tendencji, gdyż każda ze stron ma różne słabe punkty.
Kto, kogo i w jakiej sprawie
I tak, uzależnienie Chin od importu zaawansowanych technologii, czego przykładem przytaczanym przez „The Economist” są półprzewodniki, jest niebagatelne. Bez ich dostaw, z taką dumą prezentowane światu projekty robotyczne i inne plany rozwoju innowacji w ramach strategii Chiny 2025 czeka zastój. Gros ich produkcji dokonuje się w USA i to do niej właśnie dostosowane są wytwory chińskiej techniki. Przejście na import z Europy, o ile ta odpowie pozytywnie na chińskie zapotrzebowanie, wymagałoby dostosowań do innych parametrów.
Ważną rolę w chińsko-amerykańskich relacjach gospodarczych pełni handel produktami rolnymi. Obłożenie ich cłami uderzyć w elektorat Trumpa, ale jednocześnie niemożliwe byłoby zastąpienie USA chociażby jako źródła importu soi. Chiny zawsze jednak mogą wycofać ułatwienia w sprowadzaniu innych produktów z USA, a także mogą zastosować bariery pozataryfowe, w rodzaju przepisów fitosanitarnych. Firmy amerykańskie już zaczęły donosić o przypadkach przedłużających się kontroli, co jest zbieżne z zapowiedziami ministra handlu o gotowości użycia środków „jakościowych i ilościowych” w reakcji na politykę USA, co interpretowane bywa jako zapowiedź zaostrzenia norm lub praktyki administracyjnej w ich egzekwowaniu. Może również nastąpić dywersyfikacja importu oraz próba rekompensaty wzrostu cen pewnych grup towarów obniżką innych. W przyszłym miesiącu ma wejść w życie kolejna obniżka ceł, tym razem na ponad 1500 produktów importowanych do Chin z innych państw niż Stany Zjednoczone.
Big Brother spotyka Big Data. Oto najbardziej totalna technologia władzy w historii ludzkości
czytaj także
W przypadku sektora energetycznego nadwyżka w handlu również występuje na korzyść strony amerykańskiej i dlatego uderzenie w tym segmencie może być bolesne dla gospodarki USA. Rynek ropy naftowej jest dość płynny, ale amerykańskim producentom niełatwo będzie szybko zmienić odbiorców dla ponad 50 procent produkcji ropy naftowej. Około 15 proc. szybko rosnącego eksportu ciekłego gazu ziemnego (LNG) z USA również trafia do Chin. Stały się one drugim największym rynkiem tego surowca i stąd między innymi zainteresowanie inwestycją w rurociąg alaskański ze strony Banku Chin. Spadek konkurencyjności może jednak oznaczać oddanie pola producentom z Rosji, Bliskiego Wschodu i Afryki – a przecież dalsza ekspansja firm amerykańskich na rynku chińskim jest niezbędna do szybkiego obniżenia deficytu handlowego z Chinami.
Wcześniej już wprowadzone cła na stal doprowadziły do wzrostu cen na rynku amerykańskim między marcem a czerwcem 2018 o ok. 40 proc. Trudno, aby zmiany cen towarów importowanych nie zagroziły miejscom pracy w przemyśle, handlu i usługach oraz ogólnej aktywności gospodarczej firm. Stąd też pojawiają się mniej lub bardziej oficjalne próby lobbingu na władze amerykańskie ze strony różnych przedsiębiorstw, do czego przyznał się chociażby Boeing. Rolę tego czynnika również należy mieć na uwadze, gdyż wielki biznes gra istotną rolę w procesach politycznych w USA.
Z drugiej strony konsumenci amerykańscy zapewne dość szybko odczują wzrost cen, w tym elektroniki (35,7 rynku w 2016 roku to import z Chin), tekstyliów (36,3 procent) oraz samochodów (25,2 procent). Szczególnie w tych dwóch pierwszych przypadkach rentowność importerów raczej nie jest na tyle wysoka, aby nagły, 10-25-procentowy skok móc istotnie zneutralizować poprzez obniżkę marży. Na silny impuls inflacyjny zapewne nie pozostanie też obojętna Rezerwa Federalna, która już teraz komunikuje perspektywę wzrostu cen.
czytaj także
Nie tylko handel
Zapanował impas, jakby obie strony jakby chciały otrzymać dolary za orzechy – tzn. Chiny utrzymać brak wzajemności w relacji gospodarczych i korzystać z otwartości innych gospodarek, zaś USA – uzyskać bezwarunkowe ustępstw drugiej strony. Chiny, w przeciwieństwie do wielu krajów rozwijających się, mogły dotąd pozwolić sobie na dużą asertywność wobec prób zagranicznego wpływu na ich politykę przemysłową. W związku ze zmianą polityki amerykańskiej trudno będzie Pekinowi kontynuować dotychczasową strategię handlową.
Chiny, w przeciwieństwie do wielu krajów rozwijających się, mogły dotąd pozwolić sobie na dużą asertywność wobec prób zagranicznego wpływu na ich politykę przemysłową.
Chiny są w trakcie transformacji gospodarczej, której sukces może zależeć od stabilności otoczenia makroekonomicznego i politycznego. Wszelkie perturbacje w tych sferach wpływają na odpływ kapitału z rynków gospodarek rozwijających się. Dotąd w dyskusji odnośnie wojny handlowej rzadko pojawia się wątek chińskich rezerw walutowych, które przekraczają 3 bln (!) USD. Wartość amerykańskich obligacji skarbowych w chińskim posiadaniu przekracza 1 bln USD, z tym, że stanowią one niewielką część długu USA, utrzymywanego w większości przez podmioty krajowe.
Dotychczas Chiny przeciwdziałały nadmiernemu umocnieniu się juana, emitując go przy jednoczesnym skupie dolarów amerykańskich, co tworzyło potencjał inflacyjny (neutralizowany z różną skutecznością). Polityka Chin w tym zakresie może mieć wpływ na stabilność kursu amerykańskiej waluty, gdyż odejście od skupu dolarów, zwiększyłoby ich podaż. W tej sytuacji Chińczycy nie tylko bezpośrednio straciliby na tej wyprzedaży, ale też ich eksport straciłby na konkurencyjności przy wzroście cen rozliczanego w dolarach importu. Do czasu dokonania zmiany strukturalnej gospodarki chińskiej jest to zatem wariant mało realny.
Na horyzoncie widać również problemy drugiej strony Pacyfiku. W przypadku Stanów Zjednoczonych jest to m.in. sfera fiskalna: związany m.in. z reformami podatkowymi Trumpa i obniżką stawek dla najbogatszych rekordowy deficyt i rosnące koszty obsługi długu – poprzez zaciąganie nowych zobowiązań, także u Chińczyków. Dzieje się to przy rosnących stopach procentowych Rezerwy Federalnej, która tym działaniem naraziła się na krytykę prezydenta Trumpa. Zgodnie z prognozami MFW, dynamika wzrostu amerykańskiego PKB spadnie po 2019 roku poniżej 2 procent, a więc po stronie czynników makroekonomicznych sytuacja ulegnie pogorszeniu.
Reszta świata
Skutki działań dotyczących gospodarki Sino-Ameryki wpływają na inne sfery oraz regiony. Już teraz widoczne są odpływy exchange-traded funds – płynnych instrumentów finansowych powiązanych z indeksami giełdowymi, grupami towarów, akcjami itp. – powiązanych z rynkami europejskimi oraz krajami rozwijającymi się, które da się częściowo wytłumaczyć wojną handlową. Kraje takie jak Korea Północna czy Iran mogą w przyszłości stać się zakładnikami porozumienia obydwu mocarstw. Pozostałe państwa mogą przyjąć odmienne strategie. Niewykluczony jest także powrót krytyki nierównowagi wymiany handlowej z Chinami, problemu dostępu do rynku chińskiego oraz swobody działalności gospodarczej w debacie międzynarodowej. Coraz trudniej jest bowiem ignorować np. możliwości protestu obywateli Chin za granicą przy jednoczesnej konieczności autocenzury przez obcokrajowców w Chinach – o zorganizowaniu demonstracji nie wspominając. Ten brak wzajemności w relacjach ChRL ze światem (głównie zachodnim) może być ważnym elementem tworzenia się antychińskich koalicji lub przynajmniej utrzymywania neutralności w sino-amerykańskim konflikcie.
czytaj także
W tym kontekście inicjatywa „Pasa i Drogi” (yi dai yi lu) zaczyna być postrzegana jako ważne narzędzie ekspansji subsydiowanego chińskiego eksportu. Wraz z tym projektem Chiny odeszły bowiem od stosowanej przez „ojca reform” Deng Xiaopinga zasady ukrywania swoich prawdziwych możliwości (tao guang yang hui). Można więc powiedzieć, że Chiny za wcześnie zamanifestowały swoje imperialne ambicje – w końcu działania, które podejmują pod parasolem „Pasa i Drogi”, mogłyby w większości zostać przeprowadzone bez mocarstwowej otoczki. W efekcie zmiany postawy władz ChRL inicjatywa ta stała się katalizatorem również dla sił obawiających się zbliżenia z drugą gospodarką globu, zamiast być tylko projektem budowania relacji gospodarczych, którego celem jest zamieniać wrogów w przyjaciół (huan di wei you).
„Financial Times” przytoczył tezę, że „protekcjonizm nie spowodował Wielkiej Depresji, ale ją przedłużył”. Ekonomiści różnych szkół wieszczą nadejście kryzysu gospodarczego, adepci realizmu w stosunkach międzynarodowych twierdzą zaś, że wybuchnie wojna. Zapewne oba te wydarzenia, prędzej czy później, nastąpią. Jednak nie sztuką jest wskazać na procesy immanentne dla naszej rzeczywistości, jak załamania gospodarcze czy konflikty zbrojne. Prawdziwym wyzwaniem staje się poprawne zdiagnozowanie ich przyczyn, szczególnie ex ante, oraz określenie przybliżonego czasu ich wystąpienia.
czytaj także
Nadal istnieje zarówno przestrzeń do wzajemnych ustępstw i zachowania twarzy przez strony konfliktu, jak też tworzy się potencjał jego eskalacji. Jaką opcję wybiorą przywódcy Stanów Zjednoczonych w celu odwrócenia uwagi wyborców, na których potencjalnie odbije się pogarszająca się sytuacja ekonomiczna? Jeśli pierwsza gospodarka świata miałaby uniknąć katastrofalnych wstrząsów, korekta w relacjach z Chinami powinna nastąpić. Szczególnie, że zdaniem wielu komentatorów, jeśli nie handel, to coś innego zostanie postawione na wokandzie jako problem.
Z drugiej strony na tym etapie rozwoju współzależności nie da się tak po prostu „wyrzucić” Chin z globalnego porządku światowego. Można i należy prowadzić wobec nich świadomą politykę, jednak nie sposób ich izolować ani sprowadzić do statusu pokornego petenta. Świat musi się nauczyć żyć z Chinami takimi, jakie są, prawie tak jak dostosował się do globalnej roli Stanów Zjednoczonych. Innej, sensownej perspektywy w najbliższych latach nie widać.
**
Katarzyna Golik – ekonomistka i orientalistka, doktorantka w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Absolwentka finansów i bankowości Wyższej Szkoły Ekonomicznej oraz mongolistyki i tybetologii UW, w ramach stypendiów naukowych studiowała w Republice Mongolii oraz Chińskiej Republice Ludowej. Członkini Rady Fundacji Kaleckiego.