Skąd w prehistorycznych czasach wzięły się monumentalne budowle? Musieli je zbudować kosmici, a jeśli nie oni, to jacyś biali tytani z jeszcze dawniejszej cywilizacji. Bo przecież nie rdzenni mieszkańcy Afryki czy Ameryki, prawda?
Cieszący się ogromną popularnością nowy serial Netflixa pt. Prehistoryczna apokalipsa to zmasowany atak na archeologów. W swojej pracy archeologa nie szczędzę energii, by krzewić aktywne zainteresowanie opinii publicznej tą nauką, ponieważ jestem przekonany, że studiowanie naszych praprzodków ma ogromne znaczenie. Dlatego czuję się w obowiązku, by wspomniany atak zdecydowanie odeprzeć.
Pisarz Graham Hancock powraca z obroną swojej wyświechtanej teorii o istnieniu zaawansowanej globalnej cywilizacji epoki lodowcowej, którą w Prehistorycznej apokalipsie łączy z legendą o Atlantydzie. W serialu i kilku swoich książkach przekonuje, że owa zaawansowana cywilizacja uległa zagładzie wskutek powodzi apokaliptycznych rozmiarów.
Zdaniem Hancocka ci, którzy ocaleli, nauczyli proste społeczeństwo zbieracko-łowieckie rolnictwa, architektury, astronomii, sztuki, matematyki i podstaw „cywilizacji”. Hancock twierdzi jednak, że nie ma na to wielu dowodów, ponieważ zostały pogrzebane na dnie morza lub zniszczone w wyniku kataklizmu. „Być może to właśnie niezwykle defensywne, aroganckie i protekcjonalne podejście przedstawicieli głównego nurtu nauki powstrzymuje nas przed dopuszczeniem do siebie takiej możliwości” – zastanawia się w pierwszym odcinku.
W obronie pseudoryby
W dialogu otwierającym Prehistoryczną apokalipsę Hancock przekonuje, że nie chce uchodzić za archeologa czy naukowca. Mówi, że jest dziennikarzem, który „bada ludzką prehistorię”. Sprytny to wybór, etykieta „dziennikarza” pozwala mu bowiem odpierać oskarżenia o uprawianie „pseudoarcheologii” czy „pseudonauki” – bo, jak słyszymy z jego ust w czwartym odcinku, to tak, jakby nazwać delfina „pseudorybą”.
Z perspektywy archeologa w serialu zadziwia (choć właściwie może przeciwnie: zupełnie nie dziwi) brak dowodów na poparcie teorii Hancocka o istnieniu zaawansowanej globalnej cywilizacji epoki lodowcowej. Hancock udaje się tylko w jedno miejsce pamiętające koniec epoki lodowcowej – do Göbekli Tepe w dzisiejszej Turcji.
Odwiedza natomiast kilka kurhanów w Ameryce Północnej, piramidy w Meksyku czy inne miejsca od Malty po Indonezję, które jego zdaniem wydają się potwierdzać jego teorię. Są to miejsca szczegółowo udokumentowane przez archeologów, którzy dostarczyli mnóstwo świadectw wskazujących, że powstały one tysiące lat po epoce lodowcowej.
czytaj także
Hancock twierdzi, że widzowie „nie powinni polegać na tak zwanych ekspertach”, sugerując, że powinni raczej zaufać jego narracji. W nagminny i napastliwy sposób atakuje „mainstreamowych archeologów”, „tak zwanych ekspertów”, którzy „stosują cenzurę”. Bo przecież, jak stwierdza w szóstym odcinku, „archeologowie nieraz się mylili, więc mogą się mylić ponownie”.
Steph Halmhofer, doktorantka na University of Alberta badająca, jak pseudoarcheologia i wymazywanie dziedzictwa rdzennych mieszkańców są wykorzystywane przez skrajną prawicę, sugeruje, że wspomniane ataki na archeologów mają służyć wzmocnieniu autorytetu Hancocka u widzów. Jak wyjaśnia Halmhofer:
„Chodzi o pokazanie Hancocka jako ofiary spisku. Pogardliwe uwagi o archeologach i innych naukowcach, powtarzane w każdym odcinku Prehistorycznej apokalipsy, mają przypominać widzom o tym, że proponowana przez autora alternatywna wersja przeszłości jest prawdziwa, pomimo braku jednoznacznych dowodów na jej poparcie. Rzekoma zaawansowana cywilizacja jest przedstawiona ogólnikowo, co w połączeniu z wiarygodnością, jaką cieszą się seriale produkowane przez Netflix, sprawia, że w Prehistorycznej apokalipsie każdy znajdzie dla siebie coś, by nakarmić własne fantazje o mitycznej przeszłości”.
Niebezpieczna pseudoarcheologia
W ciągu ostatniej dekady byliśmy świadkami tego, jak teorie spiskowe i brak zaufania do ekspertów wpływają na otaczający nas świat. Badania pokazują, że pseudoarchaeologia, zwłaszcza ta zakamuflowana w antyintelektualnej retoryce, może zahaczać o znacznie bardziej niebezpieczne myślenie spiskowe.
Archeolodzy rzeczywiście często przyznają się do pomyłek. Dowolny wykładowca na zajęciach z serii „Wprowadzenie do archeologii” czy naukowiec występujący o grant na nowe badania mówi o tym, że nowe świadectwa aktualizują nasz obraz przeszłości. Chociaż każda dziedzina naukowa aktualizuje swój stan wiedzy wraz z pojawieniem się nowych dowodów, zdaniem Hancocka każde przepisywanie historii to znak, że na archeologach, czyli „tzw. ekspertach”, jak ich określa, nie można polegać.
czytaj także
Wbrew temu, co Hancock lubi powtarzać, żaden archeolog nie postrzega z dzisiejszej perspektywy łowców i zbieraczy ani wczesnych rolników epoki kamienia łupanego jako „prostych” czy „prymitywnych”. Postrzegamy ich jako ludzi złożonych. Hancock podrywa jednak zaufanie widowni do archeologów, co pozwala mu zmieniać wiek odwiedzanych miejsc z zastosowaniem logiki błędnego koła.
Mętne źródła teorii Hancocka
W książce Magowie bogów Hancock twierdzi, że ponieważ „historycy ani archeologowie jak na razie nie wzięli pod uwagę implikacji wynikających z [jego] teorii, powinniśmy dopuścić do siebie myśl, że być może nic z tego, czego uczono nas o początkach cywilizacji, nie jest prawdą”. Tymczasem archeologowie wielokrotnie odnosili się do jego teorii w publikacjach akademickich, w telewizji i mainstreamowych mediach.
Najbardziej rażące dla pracowników naukowych badających historię pseudoarcheologii Hancocka jest to, że w swoich tyradach o tym, jak to „obala paradygmat historii”, nawet nie zająknie się, że jego główna teoria to tak naprawdę nic nowego.
Syndrom oblężonej rasy, czyli o co chodzi z wielkim zastąpieniem
czytaj także
Naukowcy i dziennikarze zwracają uwagę, że koncepcje Hancocka to tak naprawdę odgrzewane, dawno zdyskredytowane wnioski amerykańskiego kongresmena Ignatiusa Donnelly’ego, które zawarł w książce Atlantis: The Antediluvian World, opublikowanej w 1882 roku.
Donnely również wierzył w istnienie zaawansowanej cywilizacji, Atlantydy, którą 10 tys. lat temu zmyła z powierzchni ziemi powódź. Twierdził, że ci, którzy ją przeżyli, przekazali rdzennym mieszkańcom tajniki rolnictwa i monumentalnej architektury.
Jak w przypadku wielu form pseudoarchaeologii, również tezy Donnelly’ego miały wzmocnić idee supremacji białych, pozbawiając rdzennych mieszkańców ich dziedzictwa i przypisując w zamian zasługi obcym lub białym.
Hancock cytuje nawet Donnelly’ego bezpośrednio w książce Ślady palców bogów z 1995 roku, gdzie pisze: „System dróg i wyrafinowana architektura »w czasach Inków były pradawne«, jednak i jedno, i drugie było dziełem »białych mężczyzn o kasztanowych włosach«”. Co prawda w Prehistorycznej apokalipsie nie pojawia się temat koloru skóry, jednak powracająca historia „brodatego” Quetzalcoatla (pradawnego meksykańskiego bóstwa) to powtórka z Donnelly’ego i z samego Hancocka, twierdzącego, że to biały, brodaty Quetzalcoatl przekazał autochtonom wiedzę owej „zaginionej cywilizacji”.
To, że w tezach Hancocka pobrzmiewają elementy koncentrującej się wokół rasy „nauki” Donnelly’ego, widać szczególnie wyraźnie w eseju Mysterious Strangers: New Findings About the First Americans. Hancock podobnie jak Donnelly odnajduje obrazy „europeidów” i „negroidów” w sztuce i (często źle przetłumaczonej) mitologii rdzennych Amerykanów, czasem nawet zwracając uwagę na te same co Donnelly rzeźby.
Tego typu „rasowa nauka” jest przestarzała i została dawno obalona, zwłaszcza w świetle zaproponowanych przez kilku nazistowskich „archeologów” wyraźnych powiązań między Atlantydą i Aryjczykami.
czytaj także
I dlatego właśnie archeolodzy nie mogą zostawiać twierdzeń Hancocka bez reakcji. Nie dlatego, że „go nienawidzimy”, jak mówi, ale dlatego, że jesteśmy głęboko przekonani o tym, że nie ma racji. Jego sposób myślenia jest obarczony poważnymi błędami i sugeruje, że rdzenne ludy nie miały żadnego wkładu we własne dziedzictwo kulturowe.
Według Netflixa Prehistoryczna apokalipsa to serial dokumentalny, według IMDB – dokument. Nic bardziej mylnego. To teoria spiskowa w ośmiu odcinkach, która chwytając się dramatycznej retoryki, toczy walkę ze światem nauki.
**
Flint Dibble – pracownik naukowy, stypendysta w programie Marii Skłodowskiej-Curie na wydziale historii, archeologii i religii Cardiff University.
Artykuł opublikowany w magazynie The Conversation na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.