Mamy kolejne szczepionki, ale wciąż nie mamy leku, który by w pełni działał na tego wirusa. Zwykle testy kliniczne na lekach trwają po kilkanaście lat. A naukowcy, którzy szukają leku na COVID-19, mieli dopiero rok. Coś tam się udało znaleźć, ale to jeszcze potrwa – mówi wirusolożka Emilia Skirmuntt.
Kaja Puto: Świat szczepi się na COVID-19 już od ok. dwóch miesięcy. Wygląda jednak na to, że biedniejsze kraje szybko nie doczekają się swojej kolejki. Jak oceniasz te postępy – i czy mamy szansę na uzyskanie globalnej odporności?
Emilia Skirmuntt: To zależy gdzie – w jednych krajach będzie to łatwiejsze, w innych mniej. W Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkam, idzie to bardzo szybko – w tej chwili wyszczepiono już 15 milionów osób, czyli wszystko zgodnie z planem. Nie wszystkim idzie tak dobrze: biedniejszych krajów nie stać na szczepionki, a poza tym niektóre osoby nie chcą się szczepić. Pierwsze dopuszczone do użytku szczepionki były droższe, ale teraz dysponujemy też tańszą szczepionką AstraZeneca, do tego dojdzie jednodawkowa szczepionka Johnson&Johnson, która też ułatwi sprawę.
W końcu osiągniemy tę odporność populacyjną, czyli na poziomie 75 proc. Ale trudno wyrokować, kiedy to się stanie, bo zależy to od zbyt wielu czynników. Musimy pamiętać, że wirus nie rozprzestrzenia się tak samo we wszystkich populacjach – to zależy m.in. od gęstości zaludnienia.
Jak nauka może pomóc w walce z pandemią poza szczepionkami? Czy przez ten rok nauczyliśmy się czegoś nowego np. w zakresie śledzenia zachorowań?
Już wcześniej śledziliśmy grypę podczas corocznych jej epidemii i to, czego się nauczyliśmy, mogliśmy dostosować do pandemii SARS-CoV-2. Umiemy też śledzić zmiany wariantów tego wirusa, to, jak on się zmienia i czy jakiś wariant powinniśmy obserwować dokładniej, kontrolując, czy wciąż działają na niego opracowane szczepionki. Oczywiście nie powinniśmy zapominać o najprostszych sposobach radzenia sobie z wirusem – takich jak maseczki. Natomiast wciąż nie mamy leku, który by w pełni działał na tego wirusa.
Libura o walce z pandemią: Miał być „młot i taniec”, ale na razie zapowiada się „młot i walec”
czytaj także
Dlaczego tak trudno wynaleźć leki antywirusowe – podczas gdy od wynalezienia antybiotyku nieźle radzimy sobie z bakteriami?
Wirusy są o wiele prostszymi organizmami niż bakterie. Dlatego mogłoby się wydawać, że przez to łatwiej je zniszczyć. Jest jednak wręcz odwrotnie – łatwiej nam znaleźć substancję chemiczną, która będzie działała na daną bakterię. Właśnie dlatego, że wirusy są prostsze – są tak proste, że nie potrafią funkcjonować samodzielnie, wykorzystują do tego komórkę gospodarza. Trudno nam znaleźć coś, co zaszkodzi wirusom, ale nie naszym komórkom.
Jakieś tam leki antywirusowe już mamy, np. na wirusa opryszczki, grypy czy HIV. Jak one działają?
Leki antywirusowe w większości działają na wirusa podczas jego namnażania się. Czyli na przykład zmieniają jego kod genetyczny, tak by wirus nie mógł dalej funkcjonować, choć wciąż może się namnażać. Ale jego kod jest tak zmieniony, że nie jest już w stanie zakazić następnych komórek czy następnego gospodarza. Takie leki działają zazwyczaj na wczesnym etapie infekcji. Nie potrafimy zatrzymać tej infekcji, ale potrafimy sprawić, że wirus się nie rozprzestrzenia w naszym organizmie. Przez co organizm może go zwalczyć lub nauczyć się z nim żyć.
Jakąś skuteczność w walce z COVID-19 ma lek Remdesivir, wynaleziony przy okazji eboli.
Problem z tym lekiem polega na tym, że trzeba go podawać w wielu dawkach, a do tego w zastrzykach. Dopiero wtedy może mieć jakąś skuteczność – i to dotyczy głównie osób, które dopiero się zakaziły SARS-CoV-2 i nie przechodzą choroby ciężko. A jak ktoś trafia do szpitala – gdzie są warunki do jego podawania – to już zazwyczaj jest ciężko chory. Poza tym Remdesivir ma ograniczoną skuteczność – sprawia, że infekcja mija nieco szybciej, nic poza tym. Więc te wyniki nie są jakoś zachwycające, ale to obecnie jedyne, czym dysponujemy.
A jest szansa, że wynajdziemy coś lepszego?
Tak, teraz prowadzi się w tym kierunku mnóstwo testów klinicznych. Ale to bardzo trudne, bo widzimy, że przy tym wirusie wyniki skuteczności danych leków są różne w zależności od przebiegu choroby, wieku osoby, grup ryzyka itd. Jest wiele zmiennych, które sprawiają, że te testy zajmą dużo czasu. Możemy mieć poczucie, że pandemia COVID-19 trwa już długo, ale tak naprawdę to bardzo krótki okres, zważywszy na tempo postępu naukowego w zakresie farmakologii i leczenia chorób wirusowych. Zwykle testy kliniczne na lekach trwają po kilkanaście lat. A naukowcy, którzy szukają leku na COVID-19, mieli dopiero rok. Coś tam się udało znaleźć, ale to jeszcze potrwa. Kortykosteroidy na przykład wykazały skuteczność w zapobieganiu śmierci przy ciężkim przebiegu COVID-19, podawanie ich pomaga też uniknąć konieczności mechanicznej wentylacji i skraca okres hospitalizacji.
Szukamy leku podobnego do innych leków antywirusowych – które ograniczają możliwości namnażania wirusów – czy zupełnie innej technologii, która pozwoli unicestwiać wirusy bez szkodzenia komórkom organizmu?
Nie można wykluczyć, że taka technologia się pojawi. Ja takiej nie znam.
Koniec pandemii? Szczepionkowy nacjonalizm może to uniemożliwić
czytaj także
Od początku pandemii jesteśmy bombardowani – przynajmniej w Polsce, nie wiem, jak w Wielkiej Brytanii – reklamami suplementów diety zwiększających odporność. Czy stosowanie takich środków może faktycznie pomóc nam uchronić się przed koronawirusem?
(śmiech) Jeżeli człowiek jest zdrowy i odżywia się zdrowo, to suplementy diety nam w niczym nie pomogą. Wyjątkiem jest witamina D – w okresie jesienno-zimowym faktycznie nam jej brakuje, bo nasz organizm wytwarza ją w odpowiedzi na ekspozycję na słońce, a w Polsce, jak i innych północnych krajach tego słońca teraz brakuje. Przeprowadzono również badania, na podstawie których starano się stwierdzić, czy osoby suplementujące witaminę D łagodniej przechodzą COVID-19. Wyniki nie były jednoznaczne, ale z pewnością witamina D nam nie szkodzi. Nawet jeśli nie pomaga przy tej konkretnej infekcji wirusowej, to i tak sprawia, że nasz organizm jest w lepszej formie, bo większość ludzi ma zimą niedobory tej witaminy. Inne suplementy nam nie pomogą. Więc obiecywanie odporności w czasach pandemii to chwyt reklamowy producentów.
A jak działa PrEP – lek, który nie dopuszcza do zakażenia wirusem HIV? Czy coś podobnego można byłoby opracować dla profilaktyki SARS-CoV-2?
PrEP to mieszanka leków podawana w profilaktyce zakażenia wirusem HIV. Te leki blokują enzym wirusa, co sprawia, że wirus nie może namnażać się w organizmie. Ale HIV nie jest koronawirusem i wykorzystuje inne enzymy. Jeszcze nie znaleźliśmy nic podobnego dla SARS-CoV-2. Obecnie trwają badania nad sprejem do nosa, który również miałby zniszczyć wirusa, zanim ten dostanie się do naszych komórek, jednak w tym wypadku sprej musielibyśmy stosować często, żeby być pewnym, że powstrzymamy wirusa przed zainfekowaniem komórek. PrEP przyjmuje się w postaci tabletek, więc jest to jednak łatwiejsze. No i nie możemy zapominać, że PrEP nie jest obojętny dla naszego zdrowia, długotrwałe przyjmowanie też wiąże się ze skutkami ubocznymi.
Kraje rozwinięte wyszczepią się szybciej, ale bez globalnej odporności wirus będzie wciąż miał szansę się rozprzestrzeniać – a więc i mutować. Czy to znaczy, że opracowane szczepionki mogą okazać się bezsilne w walce z jakimś przyszłym szczepem – i że będziemy musieli się szczepić w nieskończoność?
Jeśli szczepienia zostaną przeprowadzone sprawnie i szybko – niekoniecznie na całym świecie, ale przynajmniej w większości krajów – jest szansa, że uda nam się tę pandemię zakończyć i wrócić do względnej normalności, nawet jeśli ten wirus będzie wciąż się pojawiał w niektórych miejscach globu. Natomiast jeśli będziemy ze szczepieniami zwlekać, a wirus zmutuje tak, by unikać naszej odpowiedzi immunologicznej, będzie trzeba te szczepionki zmieniać – tak jak zmienia się szczepionki na grypę. Co prawda raczej nie będziemy musieli się szczepić co roku, tak jak na grypę – grypa mutuje dużo szybciej niż koronawirusy – ale możliwe, że będziemy przez jakiś czas musieli te szczepionki zmieniać. Na szczęście to nie jest aż takie trudne, zmiana formuły szczepionki potrwa może kilka tygodni.
Jędrysik: Wygląda na to, że postanowiliśmy wprowadzić u siebie biedamodel szwedzki
czytaj także
Nie zapominajmy jednak, że każda pandemia ma początek, środek i koniec. Każda pandemia się kiedyś kończy – tak było również, zanim wynaleźliśmy leki i szczepionki. Ta również się kiedyś skończy, bo kiedyś osiągniemy odporność stadną – pytanie tylko, czy wcześniej, czy później. Szczepionki pozwolą ten proces przyspieszyć, ale też przecież po roku pandemii mamy już jakąś odporność, bo wiele osób tę chorobę przeszło. I nawet kraje, które nie wyszczepią dużych części populacji, przejdą przez pandemię – tylko że z dużo tragiczniejszym skutkiem.
**
Emilia Skirmuntt – wirusolożka ewolucyjna, biomedyczka i specjalistka z zakresu medycyny sądowej. Na Uniwersytecie w Oksfordzie przygotowuje doktorat na temat wirusów przenoszonych przez nietoperze. Absolwentka SGGW, londyńskiej Queen Mary’s School of Medicine and Dentistry oraz Uniwersytetu Westminster.