Trzecie pokolenie Palestyńczyków kolonizowanych przez Izrael od 1948 roku ma dość bycia obywatelami gorszej kategorii w swoim własnym państwie. Zamiast ginąć w nierównej walce, budują społeczność, tworząc kolejne palestyńskie kluby i kolektywy muzyczne. Pisze Kasia Jaroch.
W ostatniej dekadzie o tysiąc procent wzrosła liczba arabskich i palestyńskich muzyków działających w mieście Ramallah na terenie kontrolowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu. Akty oporu z bronią w ręku przystopowały, a coraz więcej osób zaangażowało się w odbudowę palestyńskiej tożsamości przez kulturę. 20- czy 30-letni Arabowie i Palestyńczycy mieszkający na terenie okupowanej Palestyny chcą po prostu iść do klubu i wyrzucić z siebie gniew. Ponieważ do izraelskich miejsc nie są wpuszczani, zaczęli organizować własne imprezy, tworząc kolektywy oraz rezydencje muzyczne. Jednocześnie sieciują się z innymi palestyńskimi kolektywami z Hajfy czy palestyńskimi uchodźcami, budując porozumienie ponad granicami.
czytaj także
Środowisko muzyczne zwróciło szczególną uwagę na sytuację Palestyny we wrześniu 2018 roku, gdy wielu światowej sławy DJ-ów oraz producentów włączyło się do akcji #DjsForPalestine bojkotującej izraelski reżim. Akcja była sprzeciwem wobec izraelskiej ustawy określającej Izrael jako „państwo narodowe narodu żydowskiego”, a także izraelskiej masakry na Palestyńczykach w strefie Gazy. #DjsForPalestine była poprzedzona akcją #ArtistForPalestine, do której dołączyli Wolf Alice, Portishead czy Brian Eno. Została ona zainicjowana przez PACBI (Palestyńską Kampanię na rzecz Akademickiego i Kulturalnego Bojkotu Izraela), która od 2004 roku działa na rzecz zwrócenia uwagi na kwestię palestyńską wśród akademików i osób związanych z kulturą.
Zaproszenie do kulturalnego bojkotu Izraela PACBI uzasadnia faktem, że „odegrał on kluczową rolę w południowoafrykańskim ruchu antyapartheidowym, w którym progresywni artyści sprzeciwili się wybielaniu opresji względem czarnoskórej większości”. W ramach ostatniego protestu na rzecz Palestyńczyków muzycy i muzyczki tacy jak Laurel Halo, Ben UFO czy Room4Resistance publikowali w swoich mediach społecznościowych różowe zdjęcia z tekstem: „tak długo, jak rząd izraelski będzie kontynuował brutalny i trwały ucisk narodu palestyńskiego, szanujemy wezwanie do bojkotu Izraela jako środek pokojowego protestu przeciwko okupacji”.
Okupant utrudnia życie muzykom
Jeszcze piętnaście lat temu palestyńscy muzycy mieszkający na terenach okupowanych przez Izrael mogli co najwyżej grać występy na weselach, bo przede wszystkim w tej branży dostrzegano potrzebę grania muzyki na żywo.
Pionierzy palestyńskiego hip-hopu, muzyki elektronicznej i techno zaczęli grać około 2010 roku. Są to muzycy z duetu Jazar Crew: Ayed Fadel i Rojeh Khleif, technoproducentka SAMA, hip-hopowiec Muqata’a czy pierwszy lokalny DJ – ODDZ.
Muzycy ci działają w Ramallah i Hajfie, największym mieście północnego Izraela. Aby wydostać się z okupowanej strefy, w której znajduje się Ramallah, artyści muszą uzyskać przepustkę, co graniczy z cudem. Muqata’a przez ponad pięć lat, od momentu pierwszej propozycji występu poza Ramallah – czyli od 2015 – nie może jej uzyskać. Ludzie z przepustkami, pracujący lub studiujący poza granicami Zachodniego Brzegu, aby wydostać się z pilnie strzeżonej, otoczonej 8-metrowym murem strefy, codziennie stoją w wielogodzinnych kolejkach.
Izrael rzadko zgadza się na wyjazd artystów z Zachodniego Brzegu, blokując popularyzację tamtejszej działalności kulturalnej. Okupantowi zależy, aby społeczność międzynarodowa widziała w Palestyńczykach terrorystów, a nie artystów. Brak przepustki uniemożliwia legalne opuszczenie strefy okupowanej, a skoki przez mur często kończą się złamaną kończyną lub pobytem w więzieniu. Artyści mieszkający poza terenem Zachodniego Brzegu są w innej sytuacji. Jako posiadacze izraelskiego paszportu mogą podróżować bez ograniczeń po terytorium palestyńskim i nie tylko. To dlatego w Ramallah urządzane są najgłośniejsze palestyńskie imprezy.
Ministerstwo Dub-Key
Dabke to jeden z tradycyjnych gatunków muzycznych znanych w wielu krajach arabskich. Jego uwspółcześniona forma przeżywa drugą młodość w Ramallah. Dzieje się tak za sprawą grupy Ministerstwo Dub-Key, którą założyli producent Bruno Cruze, nauczyciel Walaa Sbeit i muzyk Maysa Daw. Artyści łączą wolnościowy taniec dabke z basami oraz bitami hip-hopu, dance hallu i jamajskiego dembow.
Dub-Key wziął się z potrzeby odrodzenia palestyńskiej tożsamości w czasach rozpasanego apartheidu. Łączy ludzi poprzez wspólny taniec, który jest nieodłączną częścią tradycyjnego dabke, jak również wokal w dialekcie palestyńskim języka arabskiego i użycie tradycyjnych palestyńskich instrumentów. Dabke od zawsze wiązał się z poczuciem wolności i szczęścia oraz spotkaniem z innymi.
Nazwa Dub-Key odnosi się do historii wywłaszczenia Palestyńczyków i deportacji do Strefy Gazy, Zachodniego Brzegu i poza granice kraju w 1948 roku po wojnie palestyńsko-izraelskiej. Ojcowie deportowanych rodzin zabierali ze sobą klucze do domów, które opuszczali w nadziei, że za parę lat będą mogli do nich powrócić. Przekazują go dalej, a motyw klucza urósł dziś do rangi symbolu wyzwolenia Palestyny. Jest trzonem dzisiejszej palestyńskiej tożsamości.
Ostatnia dekada to rozkwit palestyńskiej sceny muzycznej
Do tradycji dabke odnoszą się także elektroniczni muzycy mieszkający w zamkniętym mieście Ramallah – DJ ODDZ, światowej sławy technoproducentka SAMA czy hip-hopowe grupy Saleb Wahad i Bltnm. Przez wiele lat czuli się całkowicie odseparowani od reszty świata, lecz teraz odkryli, że jednym ze sposobów organizowania się i budowania społeczności Palestyńczyków niezależnie od miejsca zamieszkania może być robienie muzyki i organizowanie imprez.
Od 2009 roku tworzą społecznościowe miejsca i inicjatywy. Pierwsze imprezy w Ramallah odbywały się dzięki Fidzie Kiwaan, która zainicjowała spotkanie dwóch muzycznych światów – tego z Hajfy i z Zachodniego Brzegu.
Wtedy po raz pierwszy Jazar Crew z Hajfy przyjechał zagrać imprezę z Samą i rozpalili Ramallah do czerwoności. I nie tylko Ramallah. Członkowie kolektywu Jazar Crew posiadają izraelskie paszporty, które uprawniają ich do podróżowania, a SAMA od niedawna mieszka w Paryżu i jest tam rozchwytywaną DJ-ką. Jako Palestyńczycy podróżujący po świecie w ramach tras koncertowych mają duże zasługi w krytycznym naświetlaniu położenia Palestyny; są również żywym kontrprzykładem na propagandę Izraela, zgodnie z którą Zachodni Brzeg i Strefę Gazy zamieszkują wyłącznie terroryści.
Jazar Crew ponadto dba o to, by ich wydarzenia miały charakter wolnościowy i równościowy. Polityka kolektywu opiera się na zasadzie wejścia z listy gości, na którą wcześniej trzeba się zapisać. Ten sposób zwiększa prawdopodobieństwo, że ludzie będą się czuli na tyle swobodnie, by kręcić jointy, pić czy wyrażać swoją seksualność. Jednocześnie organizatorzy nie sprawdzają dowodów, więc Izraelczycy też mogą brać udział w imprezach. Każdy jest mile widziany, nie ma miejsca na zwalczanie rasizmu rasizmem.
czytaj także
Osobą, która szczególnie obficie podlewa ogródek niezależnej sceny palestyńskiej, jest Laith Al Bandak, założyciel Radia Nard, a później baru Radio, w którym m.in. odbył się pierwszy palestyński Boiler Room w 2018 roku. A jeszcze kilka lat wcześniej, gdy Al Bandak organizował imprezy w barze Radio, przyjezdni muzycy z Hajfy organizowali transport znajomym, by sprowadzić trochę własnej publiczności i ośmielić miejscowych do wyjścia na imprezę. Działające od 2014 roku online’owe Radio Nard to pierwsza palestyńska rozgłośnia muzyczna i sposób na globalną promocję kultury palestyńskiej. Kolejną taką oddolną inicjatywą jest Radio Alhara, które w czerwcu tego roku zorganizowało akcję przeciwstawiającą się okupacji Zachodniego Brzegu. W 80-godzinnej transmisji radiowej poświęconej temu tematowi wzięli udział m.in. Nicolas Jaar, Mykki Blanco i Ben UFO.
Artyści z Ramallah bardzo się starają, by ich sprawa zaistniała w mediach: organizują wydarzenia z zagranicznymi artystami, którym przedstawiają sytuację Zachodniego Brzegu i których namawiają do zignorowania przerażających izraelskich nagłówków prasowych. Działają profesjonalnie mimo obiektywnych trudności: rozpoczynają imprezy po południu, żeby ominąć ograniczenia związane z rozpoczynającą się o północy godziną policyjną, i przywożą najlepszej jakości soundsystem z Jordanii.
Coraz większa rozpoznawalność na świecie pozwala palestyńskim artystom odważnie mówić o apartheidzie w okupowanej Palestynie. Jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne kreatywne inicjatywy, łączące muzykę z kwestiami tożsamościowymi. We wspólnym projekcie najsłynniejsi palestyńscy twórcy nagrali album Electrosteen, który wrzuca tradycyjną muzykę palestyńską w elektroniczne ramy. Jak mówią o nim autorzy, to „współczesne świętowanie dziedzictwa Palestyny”.
**
Kasia Jaroch – krytyczka muzyczna i dziennikarka specjalizująca się w muzyce Europy Środkowo-Wschodniej