Efekt prac dwóch reporterek „New York Timesa” zmienił oblicze tej ziemi, ale żeby świat poznał efekt ich prac, dziennikarki musiały wykonać masę telefonów, odbyć wiele spotkań, analizować informacje, potwierdzać. Niech was więc nie zdziwi, że bohaterki filmu dużo rozmawiają przez telefon.
Śledztwa dziennikarskie bywają nudne. Ktoś wpada na trop sprawy, która jest niejasna. Szuka człowieka, który może cokolwiek o tej sprawie wiedzieć, wertuje informacje dostępne w mediach, sądach, firmach – gdzie tylko da radę. Ten nie chce gadać, tamta też nie chce. W końcu ktoś coś powie, ale szukanie jakichkolwiek strzępów informacji trwa. Jest pierwszy soczysty dowód, no to teraz trzeba go potwierdzić w drugim źródle. Znów dzwonienie, pisanie mejli, rozmowy. I tak miesiącami.
To jest film o dziennikarkach
Tak to wygląda w największych amerykańskich mediach. Dobrze znamy pracę dziennikarzy rozpracowujących wielkie sprawy z takich filmów jak Wszyscy ludzie prezydenta, Czwarta władza czy Spotlight. Jednym głosem to film o dwóch dziennikarkach, Megan Twohey (Carey Mulligan) i Jodie Kantor (Zoe Kazan) z „New York Timesa”, które prowadzą takie śledztwo w sprawie Harveya Weinsteina.
czytaj także
Napisałam, że śledztwa dziennikarskie bywają nudne, żeby uprzedzić, że to prowadzone w Jednym głosem w reżyserii Marii Schrader właśnie takie jest. Efekt pracy dwóch reporterek „New York Timesa” zmienił oblicze tej ziemi, ale żeby świat go poznał, dziennikarki musiały wykonać masę telefonów, odbyć wiele spotkań, analizować informacje, potwierdzać. Niech was więc nie zdziwi, że bohaterki filmu dużo rozmawiają przez telefon. Ciągle próbują kogoś namierzyć, namówić na spotkanie, na opowiedzenie im, co osoba ta wie. W międzyczasie równie dużo czasu poświęcają na rozmowy z przełożonymi, którzy nie tylko są ciekawi postępów w ich pracy, ale też muszą sprawdzić każdą informację, upewnić się, że można ją puścić w tekście.
Brzmi nudno? No cóż. Twórczynie filmu nie próbują koloryzować. Sama nie wiem, czy słusznie. Mam obawy, że ten film nie przyciągnie tłumów, a powinien. A smutna prawda o mediach – a kino to też medium – jest taka, że czasem się coś podkręca, żeby zainteresować masy.
To jest film o kobietach
Scenariusz filmu Jednym głosem napisała Rebecca Lenkiewicz na podstawie książki Twohey i Kantor Powiedziała. Śledztwo, które zdemaskowało Harveya Weinsteina i zapoczątkowało ruch #metoo. Nikogo nie powinno zdziwić, że o filmie Jednym głosem będzie się mówić, że to herstoria – bo to historia o kobietach opowiedziana przez kobiety.
To właśnie one: aktorki, asystentki, pracownice firmy, której szefował Weinstein – padały jego ofiarami. Dziennikarki telefon po telefonie, spotkanie po spotkaniu odkrywają schemat. Weinstein umawia się na spotkanie w hotelu z młodą kobietą, która myśli, że pójdzie pogadać w czasie lunchu w restauracji o pracy, ale szybko dowiaduje się, że ma iść na górę, do pokoju producenta.
Pokój to nie to, co sobie wyobrażacie – Weinstein ma w hotelu wypasione mieszkanie, a gościnie przyjmuje często w szlafroku, zaprasza do sypialni, bo chce coś pokazać na telewizorze, namawia, żeby zrobić mu masaż, albo nagle oznajmia, że idzie się kąpać. Jest nachalny, szantażuje ofiary, mówiąc, że inne kobiety się zgadzały, że tej i tamtej załatwił karierę. Jak się nie zgodzisz, to cię zniszczy. Zapomnij nawet nie o karierze, ale w ogóle o tym, że znajdziesz pracę w przemyśle filmowym. Molestuje, obmacuje, gwałci, zakłada szlafrok i nara. A jak któraś z kobiet zgłosi nadużycie, wtedy pojawiają się prawnicy, którzy przekonują kobiety, że w sądzie nie mają szans i że mają dla nich ofertę nie do odrzucenia – dostaną dużo pieniędzy, ale nigdy nie mogą mówić o tym, co się działo w pokoju Weinsteina.
Dziś zapewne wiele z was zna ten schemat, ale kilka lat temu znała go garstka. W skali świata, bo w branży filmowej plotkowano. Osobiście uwielbiam wypowiedź Courtney Love, zapytaną o rady dla młodych aktorek. Love powiedziała: „Jeśli Harvey Weinstein zaprosi was na imprezę do swojego pokoju hotelowego, nie idźcie”. Ale plotki to jednak nie to samo, co tekst w mediach.
To jest film o odwadze
Aktorka Rose McGowan w swojej autobiografii opisała kilku przemocowców z branży filmowej. Nazwisko Weinsteina nie pada. Pada jednak określenie „potwór” i łatwo tę ksywę rozszyfrować. Książka McGowan nosi tytuł Odważna (Brave). Odwaga to kluczowa sprawa w takich wielkich dziennikarskich śledztwach, jakie pokazano w Jednym głosem.
Megan Twohey i Jodie Kantor zdają sobie sprawę, że kobiety z którymi rozmawiają, zaczną mówić pod nazwiskiem dopiero wtedy, kiedy zrobią to w grupie. Ale najpierw musi się odważyć jedna. Musi zaryzykować pracę, karierę, może zdrowie, może pozew, hejt w mediach. Strach kobiet skrzywdzonych przez Weinsteina nie był wyimaginowany i przesadny, nie chodziło o to, że ktoś o nich brzydko napisze na fejsie, ale o to, że Harvey zadzwoni do kumpli z poważnych mediów, a te media zniszczą im życie.
W książce Powiedziała dziennikarki wspominają: „Zelda Perkins, londyńska producentka, która oskarżyła Weinsteina dwie dekady temu, uciszona umową, którą podpisała, zdecydowała się na rozmowę z nami, zdając sobie sprawę z możliwości problemów prawnych i kary finansowej”. Scena rozmowy Perkins (w tej roli Samantha Morton) z Jodie Kantor pokazuje rozczarowanie skrzywdzonych kobiet tym, że przez tyle lat nikt tej sprawy nie opisał; że tu nie chodzi o jednego faceta, ale o cały system, który takich facetów chroni. Samantha Morton pojawia się w kilkuminutowej scenie, ale trudno będzie wam wyrzucić ją głowy. Bo zobaczycie determinację i odwagę, pokazane bez potrzeby silenia się na wielkie triki filmowe.
czytaj także
W Powiedziała czytamy też: „Kiedy Laura Madden, była asystentka Weinsteina i mieszkająca w Walii niepracująca mama, zdecydowała się mówić, próbowała właśnie dojść do siebie po rozwodzie, za sobą miała leczenie raka i czekała na operację piersi”. Na ekranie oglądamy wahania Madden (w tej roli Jennifer Ehle). Od momentu, kiedy pracowała z Weinsteinem, minęło wiele czasu. Dziś zmaga się z chorobą. Ehle to kolejna aktorka, której rola w Jednym głosem zostaje z widzkami na długo.
Trzecia wielka bohaterka drugiego planu to Patricia Clarkson, która gra redaktorkę Rebekę Corbett. To ona opiekowała się śledztwem od początku. Wspiera dziennikarki, towarzyszy im w pracy i dba o to, żeby reporterki miały komfort prowadzenia śledztwa. A kiedy przyszło do pisania tekstu, autorki książki Powiedziała wspominają to tak: „Tylko jedna osoba w danym momencie mogła być zalogowana do pliku z artykułem, więc najpierw Jodi pracowała nad tekstem, potem Megan, następnie Rebecca, a po niej Rory Tolan – drugi redaktor, który zajmował się przede wszystkim warstwą językową”.
To jest film o pracujących matkach
Jeśli wydaje wam się, że widzieliście już sporo filmów o dziennikarzach śledczych, i zapytacie, po co oglądać kolejny, to powiem wam, że dlatego, że w tych starszych filmach prawie nikt z reporterów nie miał dzieci. Jakie to ma niby znaczenie? Ano takie, że Carl Bernstein i Bob Woodward nie musieli po pracy lecieć do domu, by ogarnąć codzienne sprawy.
Wolę ciche wieczory niż dziecięcy śmiech. I czuję się z tym doskonale
czytaj także
Bardzo lubię film Wszyscy ludzie prezydenta (1976, reż. Alan J. Pakula). Uwielbiam scenę, w której Dustin Hoffman przychodzi do Roberta Redforda i opowiada mu, czego się dowiedział, wyciągając przy tym kawałki kartek z notatkami z kieszeni. Facet, zdobywając informacje do tekstu, wypił pierdylion kaw, jest podkręcony kofeiną, ale i podniecony tym, że zdobył ważną według niego informację.
W Jednym głosem takich scen nie ma. Dziennikarki z redakcji czy ze spotkań z informatorkami wracają do domu, dzieci, partnerów. Jodie Kantor zaczęła pracować nad sprawą nadużyć Weinsteina, kiedy redaktorka Rebecca Corbett poleciła jej, żeby pogadała z Megan Twohey. Twohey opisała wcześniej seksualne nadużycia Donalda Trumpa. Kiedy Kantor się do niej odezwała, Twohey była tuż po porodzie, opiekowała się noworodkiem w domu. Kantor miała dwójkę trochę starszych dzieci.
Twohey się wahała. Zastanawiała, czy warto męczyć się nad śledztwem w sprawie takiego faceta jak Weinstein, skoro dopiero co opisała obrzydliwego seksistę Trumpa w dziennikarskim śledztwie dla „NYT”, a ten seksista zaraz później został prezydentem USA. A poza tym to może są osoby, które potrzebują bardziej łamów gazety niż znane aktorki grające w filmach produkowanych przez Weinsteina.
Mimo to Kantor i Twohey zaczynają pracować wspólnie. Wspierają się. Są profesjonalistkami w każdym calu. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dlatego, że bardzo pomagali im partnerzy. A ktoś inny, że ci po prostu opiekowali się dziećmi i domem, kiedy dziennikarki pracowały – ale przecież są ojcami i po prostu ogarniali sprawy domowe tak samo jak matki. I tyle.
Tylko że wszystkie wiemy, że to nie jest „tyle”; żeby reporterki mogły prowadzić śledztwa dziennikarskie, potrzeba też głębokiej zmiany społecznej.
Andrew Tate: Nie jesteś samcem alfa? To na pewno wina feministek
czytaj także
To jest film o wpływach facetów
Nie mylcie filmu o wpływach facetów z filmem o wpływowych facetach. Jednym głosem to nie jest opowieść, która się skupia na bogatym producencie, prawnikach i innych mężczyznach pomagających w kryciu nadużyć seksualnych. Na ekranie Harvey Weinstein jako bohater pojawia się tylko na minutę, widzimy go od tyłu. Słyszymy go jeszcze z raz. Starczy. Fakt, że Weinstein dostaje głos w filmie, wynika ze standardów dziennikarskich i z zasady, która każe dać bohaterowi tekstu szansę odpowiedzi na zarzuty i ustosunkowania się do nich. Znany producent swojej szansy nie wykorzystuje.
Teksty „New Jork Timesa” o Weinsteinie wstrząsają branżą. Chwilę później ukazuje się powstający w tym samym czasie artykuł Ronana Farrowa w „New Yorkerze”. Farrow napisał książkę Złap i ukręć łeb. Szpiedzy, kłamstwa i zmowa milczenia wokół gwałcicieli, która podobnie jak Powiedziała jest szczegółową opowieścią o śledztwie dziennikarskim, z tym że autor jedną z jej kluczowych postaci czyni siebie samego. I nie dlatego, że praca nad sprawą Weinsteina mogła mu zniszczyć karierę i utrudniła wiele miesięcy życia – czasem po prostu po to, że napisać, że przegląda się w szybie i widzi, że trochę przytył. Kompletnie niepotrzebny narcyzm narratora. A wspominam o nim, bo zarówno Powiedziała, jak i Jednym głosem to historie o pracy zespołowej. Zespół potrafi nieźle przytemperować samozakochanie dla dobra sprawy.
Dla sprawiedliwości dodam jednak, że Farrow opisuje dużo potężniejszy mechanizm wpływów bogatych i ważnych facetów. Ronan Farrow zaczął pracę nad śledztwem w telewizji NBC. W jej szefostwie było zbyt wielu takich, do których Harvey Weinstein miał numer telefonu. Dlatego Farrow musiał znaleźć innego wydawcę dla całej opowieści i dlatego mam nadzieję, że jego książkę też ktoś sfilmuje i pokaże, że „historie nadużyć ze strony najpotężniejszych ludzi z bolesną powtarzalnością okazują się historiami o niepowodzeniu kultury zarządzania”. Bo jak już jakaś sprawa wyjdzie na jaw, to się szuka kozła ofiarnego, zwalnia go, czasem daje na pożegnanie dużą odprawę i koncern uznaje, że problem rozwiązano. Niestety nie rozwiązano, bo w toksycznym systemie zaraz jakiś inny przemocowiec zwęszy szansę na krzywdzenie ludzi.
Szybcy, wściekli i samotni. Czy mężczyźni są w Polsce emocjonalnie dyskryminowani?
czytaj także
To nie jest film o odwadze mediów
To nie jest jednak film, w którym ktoś pyta: czemu wcześniej media milczały? To pytanie było mocnym momentem Spotlight, gdzie reporterzy musieli sami skonfrontować się z oskarżeniem, że przez lata nie tknęli sprawy pedofilii w Kościele mimo informacji płynących od sygnalistów. Hollywood ładnie opowiada o dzielnych dziennikarkach, o odważnych kobietach, które oskarżyły w końcu Weinsteina, ale samo przed sobą nie stawia lustra, żeby zapytać: czy jak pozbędziemy się jednego typa, to znaczy, że jesteśmy już czyści?
Kiedy piszę ten tekst, strajkują dziennikarze i pracownicy „New York Timesa”. Nie doszli z szefostwem do porozumienia m.in. w sprawie podwyżek. W filmie Jednym głosem logo widniejące nad wejściem do budynku gazety pojawia się z pięć razy. Ten film to elegancka reklama firmy.
Ale czy ta i podobne firmy mogą szczerze powiedzieć, że dbają o wszystkich pracowników? Czy może muszą zapytać same siebie: czy to fair, że troszczymy się tak bardzo o nasze gwiazdy, bo nam przynoszą te wszystkie Pulitzery, ale na ich komfort pracuje cała rzesza mediaworkerów na śmieciówkach? Czy nie jest tak, że żeby ktoś miał czas miesiącami prowadzić nudno niekiedy wyglądające z zewnątrz śledztwa dziennikarskie, ktoś inny musi trzaskać klikbajty o pierdołach? O tym już w filmie Jednym głosem nie ma nic.