Świat

Andrew Tate: Nie jesteś samcem alfa? To na pewno wina feministek

Jak zarobić na męskiej frustracji? Wskaż chłopca, a właściwie dziewczynę do bicia, a potem patrz, jak hajs robi się sam. Nie wierzysz? Andrew Tate, superbogaty idol inceli, odpowiedziałby ci na to: „potrzymaj mi piwo”. No dobra, ściemniam. To byłaby szklanka ultradrogiej whisky.

Takiego eksperta od relacji damsko-męskich ze świecą szukać. Odpowie na wszelkie bolączki i wątpliwości każdego współczesnego faceta i nie wyśle go po tym na terapię, bo przecież „depresja nie istnieje”, a  rozmowy o emocjach i myśli samobójcze „są dla słabych”.

Andrew Tate, były kickbokser i gwiazdor TV, a teraz celebryta i guru mizoginów, wyszukiwany w Google’u (przynajmniej w czasie tegorocznych wakacji) częściej niż Donald Trump i Kim Kardashian i „klikany” na Tik-Toku (choć nawet nie ma tam konta) już niemal 12 mld razy, nie wierzy w wymysły psychologów i feministek – jeśli nie wieszczących upadek toksycznej męskości, to na pewno dostrzegających potężny kryzys męskości w ogóle.

Szybcy, wściekli i samotni. Czy mężczyźni są w Polsce emocjonalnie dyskryminowani?

Zamiast tego proponuje proste recepty na przywrócenie jej świetności, bo najwyraźniej nie dość wystarczająco stworzona przez kapitalizm i patriarchat toksyczna męskość rozczarowała i zepchnęła na margines rzesze ludzi, w tym samych mężczyzn. Tate’owi nie w głowie jednak rozmontowywanie okrutnego systemu, bo sam na nim zarabia, jest ucieleśnieniem jego patologii i przekonuje chłopaków, którym w życiu nie wyszło, że mogą powtórzyć jego sukces. Idzie mu naprawdę nieźle i przekonująco.

Wypowiedzi celebryty bywają co prawda ekstremalnie kontrowersyjne, ale przecież „to tylko satyra”. Tak przynajmniej twierdzą podziwiający Andrewa Tate’a internauci i nawołują oburzonych jego zachowaniami strażniczek (bo to ich zdaniem głównie kobiety, te straszne feministki) politycznej poprawności do nabrania „trochę więcej dystansiku, LOL”. W ubiegłym tygodniu Tate został zbanowany przez Facebooka i Instagrama, w niedzielę dołączyła do nich też platforma, która zapewniła mu największy rozgłos, czyli Tik-Tok. Tylko czy to na pewno koniec błyskawicznej kariery mizogina?

Związki na chłopski rozum

Tate mówi prosto, dobitnie i ma zdanie na każdy temat – jak przystało na profesora mojego ulubionego Uniwersytetu im. Chłopskiego Rozumu. Oto jego związkowo-życiowe rekomendacje. Oczywiście dla par hetero, bo Tate to twardy homofob.

Zdradziła cię dziewczyna? Pobij ją. Oskarża cię o przemoc? Nazwij ją „głupią suką”. Stawia ci wymagania w związku? Umawiaj się z młodszą, najlepiej niezbyt doświadczoną i potulną 19-latką. Zresztą „kobieta to własność mężczyzny”, więc jeśli ktoś tu ma dyktować warunki, to oczywiście ty, samcu alfa. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej – „normalne męskie zachowania” to molestowanie czy gwałt. Kobiety bowiem „od dawna zamieniają seks na korzyści” i jeśli padają ofiarą napastowania, to „same są sobie winne”. #MeToo – jak podkreśla nasz ultramęski mężczyzna – nie jest tu wyjątkiem. Czas na wasze oklaski, panowie.

Ale to nie koniec przedstawienia, bo za kurtyną czai się znacznie więcej wrażeń. Wszystko to za jedyne 49 dolarów miesięcznie – tyle kosztuje wstęp do powadzonej przez Tate’a Hustler’s Academy, w której bezskompromisowy profesor od męskości i mówienia jak jest naucza zarabiania pieniędzy.

To naprawdę super, że Julia Wieniawa jest feministką

„Bez ściemy i owijania w bawełnę” – czytam na stronie z ofertą kształcenia przyszłych spekulantów giełdowych, flipperów, menadżerów biznesu (cokolwiek to znaczy) i kryptowaluciarzy.  Słowem – chodzi o specjalizacje w śliskich, niezbyt etycznych branżach w przypominającej swoim działaniem piramidę finansową (zapisujesz się, a potem wciągasz kolejne osoby) szkole, której ukończenie ma zapewnić adeptom sztuki bogacenia się przepustkę do zyskania wysokiego statusu społecznego i – rzecz jasna – powodzenia u kobiet, w wyborze których można być wybrednym i/lub usatysfakcjowanym dopiero z wypełnionym po brzegi portfelem. Albo kontem w raju podatkowym.

Kliszowy playboy

Ale tego Tate’owi nikt na razie nie udowodnił. Słynny, niepokazujący się na zdjęciach bez stosu banknotów, drogich zegarków, szybkich aut, broni, cygar lub wszystkiego naraz playboy (swoją drogą to niesamowite, że tak kliszowy obraz samca alfa wciąż świetnie się sprzedaje i stanowi szczyt męskich ambicji) niespecjalnie chwali się także tym, że jego majątek może pochodzić z jeszcze mniej legalnych źródeł.

Przeciwko niemu toczyły się lub toczą śledztwa m.in. w sprawie handlu ludźmi. Ale Tate był też oskarżany o pobicia, przemoc, najście w domu dziennikarza, który go krytykował w sieci, czy gwałty. Ponoć z powodu słabego ścigania tych ostatnich Tate przeniósł się do Rumunii. „Nie jestem gwałcicielem” […], ale podoba mi się pomysł, że mogę po prostu robić to, co chcę. Lubię być wolny” – stwierdził. Bardziej prawdopodobne jest to, że po prostu uciekł do Europy Wschodniej z Wielkiej Brytanii, gdzie organy ścigania chciały mu dobrać się do skóry.

Podejrzewam jednak, że dla szerujących na potęgę filmiki z jego wypowiedziami chłopaków, rys gansterski dodaje tylko powabu stworzonej przez Tate’a personie zaradnego i potrafiącego wykorzystać luki w systemie macho. Gdy jednak przyjrzeć się temu bliżej – szukanie dziur w prawie częściej kończy się jego łamaniem.

Kto zagraża poprawności politycznej: Lis, Linda czy internetowa lewica?

Przestańmy więc mydlić sobie oczy ironią i śmieszkami z samczości na sterydach. Tate to niebezpieczny i szkodliwy przestępca, a skrajny szowinizm, z którym tak ochoczo się obnosi – jest jednym z jego najmniejszych, choć mogących wywołać lawinę negatywnych skutków społecznych przewinień. Mimo to Tik-Tok, który wyniósł go na szczyty popularności i z którego w teorii korzystają osoby od 13. roku życia, a w praktyce także młodsze, długo nie widział powodów, by blokować materiały z udziałem króla toksycznej męskości.

Andrew Tate – nieprzypadkowy celebryta

Z jednej strony można się zżymać, że szkodliwe treści nie znikną z internetu, a dzieciaki czy sfrustrowani incele będący głównym targetem celebrytów podobnych Tate’owi bez trudu dotrą do nich nawet, gdy zostaną zablokowane mainstreamowymi kanałami. Ale z drugiej – agresywny algorytm tej aplikacji (podobnie jak w przypadku wielu innych mediów społecznościowych) jest łatwy do zmanipulowania i sprawia, że filmiki, na których Tate obraża swoje byłe dziewczyny, miesza feministki z błotem, a ludzi, którzy potrzebują terapii, nazywa „bezużytecznymi”, są powszechne i prowadzą do wyświetlania kolejnych, równie mizoginistycznych, przemocowych, ale też antynaukowych czy rasistowskich wideo, stają się viralami. I na to nie powinno być naszej zgody ani miejsca w wirtualnej, wciąż zbyt mało regulowanej prawem i dozorem organów stojących na straży bezpieczeństwa przestrzeni.

Dziennikarze „Guardiana” piszą zaś, że nagły wzrost sławy Tate’a nie był przypadkowy, tylko odgórnie sterowany, i twierdzą, że są w posiadaniu dowodów pokazujących, jak zwolennikom eks-kickboksera „kazano zalewać media społecznościowe filmami z nim, wybierając najbardziej kontrowersyjne klipy w celu osiągnięcia maksymalnej liczby wyświetleń i zaangażowania użytkowników”. W artykule czytamy dalej, że osoby, które brały udział w „rażącej próbie manipulowania algorytmem” i „sztucznego zwiększania treści” to w większości członkowie prywatnej akademii internetowej Tate’s Hustler’s University.

Działania te co najmniej na dwa sposoby naruszają zasady obowiązujące na Tik-Toku. Platforma zabrania publikacji treści obraźliwych czy dyskryminujących jakiekolwiek grupy, jak i kont naśladowczych. Dlaczego mimo to nikt z tym nic nie robił? Nie chcę siać paniki moralnej, ale historia internetu zna już co najmniej kilka przykładów, w których przemocowy szowinizm z sieci przeniósł się do rzeczywistości.

O jednym z nich opowiada tegoroczny dokument Netfliksa, Najbardziej znienawidzony człowiek na świecie. To historia Huntera Moore’a, który spopularyzował tzw. revenge porn i w 2010 r. założył stronę Is Anyone Up?, z udostępnianymi bez niczyjej zgody nagimi zdjęciami kobiet i mężczyzn oraz ich danymi i linkami do mediów społecznościowych. Zanim Moore trafił do więzienia, zawędrował na szczyt władzy i bogactwa, niszcząc mnóstwo ludzkich żyć i psychik. Czy z Tate’em mamy czekać na to samo?

Czas zjeść bogaczki? Na pewno przestać je podziwiać. Nawet ciebie, Taylor

Przypomnę tylko, że słynne incelskie fora z 4chan, którym przeszkadzało, że kobiety wchodzą do świata gier i czyszczą go z patologii, za oceanem wychowały sprawców strzelanin. Queerowy aktywista Matt Bernstein na swoim Instagramie słusznie więc pyta, czy potrzebujemy kolejnej tragedii, by zacząć reagować. Odpowiem: nie, doskonale wiemy, że trzeba to robić teraz. A na pewno taki obowiązek mają cyfrowi giganci. Na razie jednak lewy biznes Tate’a i jemu podobnych mizoginów zasilają kolejni sfrustrowani chłopcy, którym ich idole wmawiają, że winą za brak relacji z kobietami i dobrej sytuacji finansowej należy obarczyć feministki, a w dalszej kolejności także gejów czy imigrantów, którzy nie tylko niszczą gry komputerowe, ale zabierają pracę i sprawczość.

Trucizna dla inceli

Nie myślcie więc sobie, że czepiam się takiego Tate’a za przytyki do feminizmu. Martwi mnie raczej popularność człowieka, który nawołuje wprost do stosowania przemocy. Nawet, gdy potem tłumaczy w podcaście jakiegoś innego mizogina, że żartował o „duszeniu czy biciu po twarzy” niewiernej partnerki. Jakoś mu nie wierzę, gdy czytam o jego wybrykach.

Tate został na przykład wyrzucony z Big Brothera za wyciek nagrania, na którym widać, jak bije kobietę pasem, a potem każe jej liczyć powstałe ślady uderzeń. Bohaterka wideo stwierdziła, że wszystko działo się za jej zgodą, ale to nie oznacza, że jej konsensualny oprawca gardzi przemocą, bo policja z jego rezydencji uwolniła na przykład przetrzymywaną wbrew swojej woli kobietę. Przede wszystkim jednak Tate stosuje przemoc ekonomiczną na swoich fanach, zwyczajnie ich oszukując i okradając, czego przykładem jest choćby prowadzony w przeszłości przez niego i jego brata portal z modelkami, które udają skrzywdzone i szukają kontaktu z „prawdziwymi” mężczyznami kobiety, a w praktyce kroją internautów na grubą kasę.

Ale przekaz Tate’a to również trucizna dla chłopięcych czy męskich umysłów. W łopatologicznej, pozbawionej taktu czy odniesień do faktów narracji Tate’a problemem wcale nie są kapitalizm i patriarchat, dające puste obietnice i narzucające nierealistyczne wymagania, ale fakt, że kobiety czy osoby queerowe dążą do równości i rzekomo kradną prawa i przywileje facetom. Takie skrótowe myślenie jest wygodne i pozwala jasno wskazać nie wyobrażonego, ale namacalnego wroga. Pozwala mu dowalić, bo jest stereotypowo słabszy. Tyle tylko, że to pozwala odczuć chwilową ulgę. Nie rozwiązuje problemów, lecz je pogłębia na podobnej zasadzie, jak robią to stosowane w celu regulowania emocji używki.

Dlaczego Meksyk nienawidzi kobiet? Brutalne żniwo maczyzmu

Nie dziwi mnie w ogóle, że pogubiony mężczyzna wypadający z kapitalistycznego wyścigu cierpi i czuje ogromny zawód. Wmówiono mu, że może być królem świata, a jest nieumięśnionym, biednym piwniczakiem. Z uwagi na słabe kompetencje poznawcze, wynikające na przykład z faktu, że wywodzi się z niezamożnej czy nieposiadającej kapitału społeczno-kulturowego rodziny, omija szerokim łukiem treści wymagające pracy intelektualnej lub po prostu ich nie rozumie. I wtedy cały na biało wchodzi Tate. Ale nie tylko.

Poczucie krzywdy i osamotnienia czy trudną sytuację finansową wykorzystują do nakręcania swojej popularności, dziwnych biznesów i wpływów populiści, siewcy hejtu, antyszczepionkowcy, rasiści, wreszcie mizogini. Wszystkie te fobie i szkodliwe -izmy zawsze chodzą parami, co potwierdza się również w przypadku Tate’a, kolegującego się i fotografującego – jak wylicza „Guardian” – z prowadzącym podcast o teoriach spiskowych Alexem Jonesem, skrajnie prawicowym youtuberem Paulem Watsonem, arcybrexiterem Nigelem Faragem, Donaldem Trumpem czy antyislamskim działaczem Stephenem Yaxleyem-Lennonem.

Sfrustrowani mężczyźni napychający kabzy Tate’om tego świata ufają ludziom, którzy są sprawcami ich nieszczęścia, i grzęzną w błędnym kole. Wyrzucają pieniądze, których nie mają, w błoto. Rujnują swoje zdrowie, stosując szkodliwe diety i specyfiki polecane przez internetowe autorytety. Wreszcie, zachęcani do stosowania przemocy, mogą po jej popełnieniu odpowiedzieć karnie. Tu nie ma happy endu dla nikogo. Viralowe, kontrowersyjne i ciekawe dla oka skrótowce jeszcze nikomu nie przyniosły niczego dobrego na dłuższą metę.

Co chcę przez to wszystko powiedzieć? Że feminizm, dążenie do równości czy antykapitalizm dostrzegają facetów, ale jako ruchy zajęte naprawianiem świata – nie mają wystarczających mocy, by zaproponować im atrakcyjną narrację, która przeciwstawi się toksycznemu, jaskiniowemu maczyzmowi. Podczas, gdy dziewczynki i kobiety próbują się emancypować i coraz częściej słyszą, że mogą wszystko (czy faktycznie mogą, to już inna kwestia), sporo mężczyn ma wrażenie, że wpada w zapomnianą i nieinteresującą nikogo przepaść.

Przyszłość paradoksalnie widzą w tradycyjnie pojmowanej męskości, która ich zawiodła, i to ona ma by źródłem ich tożsamości, sukcesu, szczęścia. Do tego dochodzi frustracja emocjonalna i seksualna. Z uwagi na patriatrchalne wychowanie i obyczaje, które bardzo szybko pozbawiają chłopców dotyku, realizacja tej podstawowej potrzeby staje się możliwa tylko i wyłącznie w trakcie masturbacji i seksu. Dlatego brak tego drugiego jest tak dojmujący i często doprowadza do desperackich czynów.

Oczywiście nie możemy zapominać o kulturze gwałtu, ktora przekonuje mężczyzn, że seks po prostu im się należy i że nie muszą panować nad swoją chucią. Ale faktem jest, że bazuje ona również na męskich lękach i zjawiskach, których złożoność okazuje się zbyt trudna do przyswojenia. Czy to jednak oznacza, że progresywne ruchy mają się poddać? Absolutnie nie, ale zmiany nie nadejdą, jeśli walec social mediów dalej będzie jechał po wykluczonych i zmierzał w odmęty nienawistnych ideologii.

Telewizyjni obrońcy demokracji upadają zbyt wolno

Tu robotę w postaci wywierania presji do wykonania mamy wszyscy. Na razie jednak niestety również na polskim poletku internetowi idole wolą cisnąć bekę i nabijać sobie kliki, tworząc na przykład polskie parodie persony wykreowanej przez Tate’a, niż jednoznacznie je potępić. I nie, nie mam tu na myśli wyłącznie idoli dzieciaków, ale dorosłych typów oglądanych przez dorosłą publiczność. Może to więc czas na przemyślenie tego, co każdy i każda z nas klika, a może na to, by strącić podobne gwiazdy sieci z piedestału. Gorąco do tego namawiam.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij