Film, Weekend

Jean-Luc Godard. Wprost przeciwnie, czyli dwie lub trzy sceny z życia

Najlepsze role Seberg? Bardot? Kariny? Belmondziaka? Polityczny radykalizm, posunięty momentami do granic absurdu? Przegadane filmowe eseje balansujące na granicy zrozumiałości? Efektowne bon moty, w tym oznajmienie końca kina w finale chaotycznego i skandalizującego (zaczyna się od cytatu z „Historii oka” Bataille’a, a całość wieńczy akt kanibalizmu) „Week-endu”? Co faktycznie sprawia, że Godard wielkim reżyserem był?

13 września 2022 roku w wieku 91 lat wspomagane samobójstwo popełnił Jean-Luc Godard. W tekstach napisanych z tej okazji mogliśmy przeczytać, że był twórcą wyjątkowym i najważniejszym. Mało kto z piszących zadawał sobie jednak kluczowe w tym kontekście pytanie: dlaczego faktycznie była to postać tak ważna dla historii kina? A już praktycznie nikt nie udzielił na nie przekonującej odpowiedzi.

Gdynia 2022: Kup wibrator, włącz muzykę

Nie osiągnął przecież takiego sukcesu wśród publiczności jak choćby uwielbiany przez niego Hitchcock (zdaniem Godarda jeden z niewielu artystów, który żeby wywołać u ludzi dreszcz trwogi, nie musi krzyczeć „Zaraz was wymorduję!” – wystarczy, że pokaże coś tak trywialnego jak rząd butelek bordeaux w Osławionej, bo myśli obrazem, zanim jeszcze go nakręci). Jedyny jego film wysokobudżetowy poniósł komercyjną porażkę, jego filmy polityczne budziły momentami konsternację. Po Maju ’68 i eksperymentach z tworzeniem filmów na zasadach zupełnie innych niż te przyjęte w branży na długo całkowicie zrezygnował z kina, poświęcając się eksploracji czegoś, co dziś można by nazwać video-artem. Wiele z jego dzieł trudno określić inaczej niż jako spektakularną pomyłkę.

1.

Jak większość twórców swojego pokolenia i sfery społecznej Godard za młodu chciał wydać powieść u Gallimarda. Związany od początku lat 50. z pismem „Cahiers du cinéma” filmowy erudyta o osobliwym guście (wystarczy zerknąć do proponowanego przez niego zestawienia najlepszych filmów w danym roku – obok Mankiewicza, Bergmana, Rosseliniego czy Hitchcocka pojawiają się tu głupawe, choć momentami naprawdę śmieszne komedie Franka Tashlina – tak, tego od Looney Tunes!) wszedł jednak do historii kina z drzwiami i futryną, realizując w 1960 roku Do utraty tchu, z mało jeszcze wówczas znanym Jeanem-Paulem Belmondo i uznaną już hollywoodzką gwiazdą Jean Seberg.

Nakręcony szybko i tanio, inspirowany kinem noir film na podstawie pomysłu zaczerpniętego z gazetowej kroniki policyjnej i podarowanego Godardowi przez kolegę z kinowego klubu Dzielnicy Łacińskiej (CCQL), François Truffaut, pokazywał, że kino można zrobić w zasadzie ze wszystkiego. Jak to żartobliwie skomentował w trailerze sam Godard: wystarczy piękna dziewczyna, bad boy i pistolet. Kino nie musi zastanawiać się – niczym przywoływany przez niego powieściowy Portos albo stonoga – jak po jednej nodze postawić drugą (co jest też problemem literatury – napisać pierwsze zdanie to jeszcze nic, ale jak napisać drugie?). Po prostu po scenie następuje kolejna. I już.

Choć film wydaje się triumfem filmowej anarchii, z pretekstową fabułą, zdjęciami z ręki i dość niechlujnym montażem, za jego sukcesem stał nie tylko precyzyjny wbrew pozorom scenopis, ale też bezprecedensowa kampania promocyjna. Godard miał w tym doskonałe wyczucie i doświadczenie jako były attaché prasowy wytwórni 20th Century Fox (posadę tę dostał dzięki protekcji innego kolegi z CCQL i uznanego potem reżysera Nowej Fali – Claude’a Chabrola).

Doświadczenie zdobyte na tym stanowisku procentowało także w późniejszej karierze reżysera, który potrafił tak przygotować press-packi swoich filmów, że notowały one świetne weekendy otwarcia. Dzięki temu miał szansę spełnić swoje marzenie i nakręcić film z dużym budżetem. Tak powstała Pogarda, a wraz z nią prawdopodobnie najlepszy trailer w historii kina.

2.

Pogarda według powieści Alberto Moravii z Brigitte Bardot, Michelem Piccolim i Jackiem Palance’em w obsadzie (plus Fritz Lang!) była spełnieniem marzenia JLG, żeby choć raz w życiu zrobić film wysokobudżetowy. Choć w sumie to żadna wielka produkcja – ekipa mała, dekoracje naturalne (w tym słynna willa Malaparte na Capri). Większość budżetu poszła na gaże aktorów, prawa do książki i wynagrodzenie samego Godarda. 200 tys. franków musiało osłodzić mu szereg kompromisów.

Oglądający zmontowany film producenci, Carlo Ponti i Joe Levine, kompletnie nie rozumieją, o co chodzi, i oznajmiają zdumionemu Godardowi, że musi dokręcić trzy sceny seksu. Jedną na początku, jedną w środku (obydwie Bardot z Piccolim) i jeszcze jedną na koniec, między Palance’em a Bardot. Levine mówi wprost, że nie po to płacił tak ogromną gażę Bardot, żeby na ekranie nie było jej dupy i cycków. Godard po licznych przepychankach z producentami wybrnął z sytuacji z gracją, dokręcając scenę, w której za sprawą użytych kolorowych filtrów cycki i dupa są, a jakby ich nie było.

Bergamo: Z dala od schyłku

Nawiasem mówiąc, szkoda, że tej gracji zabrakło Godardowi, gdy w 1985 roku kręcił Detektywa, stworzonego dla pieniędzy potrzebnych mu do realizacji innych projektów. Mamy tam ewidentne „szczucie cycem”. Emmanuelle Seigner wspominała o pracy na planie, że pierwszego dnia Godard kazał zdjąć jej stanik, drugiego majtki, a gdy zaprotestowała, łaskawie odrzekł, że majtki może zostawić. Dodajmy, że miała wówczas 17 lat.

Pogarda poniosła porażkę nie tylko komercyjną (dla Bardot był to film z najmniejszą frekwencją w dotychczasowej karierze), ale – choć trudno w to dziś uwierzyć – również wśród krytyków. Jeszcze trudniej uwierzyć, że swój szczyt formy Godard miał dopiero przed sobą. W ciągu kilku następnych lat nakręcił nie tylko film uznawany za jego największe dokonanie, czyli Szalonego Piotrusia z Belmondem i Kariną, ale też szereg dzieł, w których badał francuskie społeczeństwo na progu wydarzeń Maja ’68 roku – Alphaville, Męski, żeński, 2 lub 3 rzeczy, które o niej wiem, a przede wszystkim – Chinkę.

Ten wnikliwy portret grupy kilku mieszczańskich dzieciaków, rozprawiających w pięknym paryskim mieszkaniu o zaletach rewolucji i wielbiących towarzysza Mao, przez prasę prawicową został uznany za kpinę z lewicującej młodzieży, przez samych maoistów za „faszystowską prowokację”, a przez widzów za lewacki wybryk. Najciekawsza była jednak reakcja chińskiej ambasady, która wyraziła tylko zdziwienie sceną, w której odtwórca głównej roli, Jean-Pierre Léaud, odwija się z bandaży, choć przecież wcale nie był ranny. Oglądany dziś film Godarda świetnie oddaje słomiany zapał młodych majowych rewolucjonistów z mieszczańskich kamienic. A potem nic już nie było takie samo.

3.

W wywiadzie, którego Godard udzielił na okoliczność śmierci Alfreda Hitchcocka, pojawia się spostrzeżenie, że kino to sztuka ze swej istoty dziecinna: tym, co czyni je tak popularnym, jest wykorzystanie innych dojrzałych sztuk, jak malarstwo czy muzyka, i sprowadzanie ich do poziomu dziecka. Może użyć siły Mozarta czy Picassa i pokazać je nie tylko bywalcom filharmonii czy muzeów, ale w zasadzie każdemu.

Oficjalny profil „Cahiers du cinéma” w pożegnaniu Godarda przypomniał, że chciał on mieć na grobie wypisane epitafium „Wprost przeciwnie”. To właśnie ten duch dziecięcej przekory sprawia, że Godard był tak ważny. Gdy oczekiwano od niego kolejnego filmu noir, kręcił polityczny film o wojnie w Algierii (Żołnierzyk). Gdy wszyscy czekali na kolejny, bawił się konwencją hollywoodzkiego musicalu (Kobieta jest kobietą). Po filmie z panoramicznymi i ultrakolorowymi zdjęciami Coutarda kręci w czerni i bieli, a potem zajmuje się dokumentami dla telewizji czy intymnymi filmami wideo. Kiedy wszyscy czekają na jego powrót do fabuły, oddaje monumentalne Historie kina – esej-montaż, w którym bierze się za bary z całą historią XX wieku i jej uwikłaniem w filmowy przemysł, a medytację nad losem obrazów i języka na początku XXI wieku otwiera sceną ze śmieciowej Piranii 3D.

W debiutanckiej fabule Godarda Do utraty tchu epizodyczna postać pisarza Parvulesco, odgrywana przez innego francuskiego reżysera Jeana-Pierre’a Melville’a, zostaje zapytana o swoje największe marzenie. „Zostać nieśmiertelnym, a potem umrzeć” – odpowiada Parvulesco. To właśnie ta scena była pierwszą, która przyszła mi do głowy, kiedy usłyszałem o śmierci JLG.

**
Julian Kutyła – redaktor naczelny Wydawnictwa Krytyki Politycznej, doktor filozofii, publicysta, tłumacz z języka angielskiego i francuskiego (m.in. Žižek, Hardt, Badiou, Erlbruch). Obecnie pracuje nad scenariuszem dokumentu o Akademii Pana Kleksa. Jego ulubionym filmem Godarda jest Comment ça va.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij