Czytaj dalej

Normalni milenialsi okiem „Jane Austen prekariatu”

Normalni ludzie Sally Rooney recenzja

Nie zwykli, zwyczajni czy przeciętni – „normalni”. Można by debatować nad tym, czy tacy rzeczywiście są bohaterowie „Normalnych ludzi” Sally Rooney, czy za takich chcieliby uchodzić. Pewne jest, że przymiotnik ten należy odczytywać ze sporą dozą ironii.

normalni ludzie rooney recenzjaNormalni ludzie Sally Rooney to druga (i jak na razie pierwsza dostępna w języku polskim) powieść popularnej na Wyspach Brytyjskich i za oceanem irlandzkiej autorki, nazywanej „Salingerem epoki Instagrama”. Krytycy literaccy zgodnie chwalą pisarkę – o czym świadczą nominacje do prestiżowych brytyjskich nagród literackich, od Costa Award po długą listę Bookera – ale opinia publiczna jest podzielona: Rooney nazywana bywa a to głosem pokolenia i artystycznym geniuszem, a to autorką gatunku chick lit, czyli kobiecych czytadeł.

Zapytani o to, kto kupuje książki Rooney, nowojorscy księgarze (tam również Rooney odniosła spektakularny sukces) odpowiedzieli, że to „zwykli” mieszkańcy Manhattanu, a więc wyższa klasa średnia, hipsterzy i w przeważającej większości młode, białe kobiety. Dla wielu już to wystarczy, by raz na zawsze wyrobić sobie opinię na temat twórczości Rooney. Skoro jednak powieść szturmem wdarła się na listy bestsellerów, zgarniając tytuł książki roku Waterstones (największej sieci księgarni na Wyspach), a „Guardian” okrzyknął ją fenomenem dekady – musi kryć się za nią coś więcej.

Nie zwykli, zwyczajni czy przeciętni – „normalni”. Można by debatować nad tym, czy tacy rzeczywiście są bohaterowie Rooney, czy za takich chcieliby uchodzić. Pewne jest, że przymiotnik ten należy odczytywać ze sporą dozą ironii. Bo co oznacza normalność dla pokolenia milenialsów, które wchodziło w dorosłość na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku, dorastało w czasach późnej globalizacji i triumfu technologii, a po ukończeniu prestiżowych szkół i uczelni przekonało się, że świat nie staje się coraz bardziej sprawiedliwy?

Młodzi Irlandczycy opisywani przez Rooney zmuszeni są uczestniczyć w zbiorowej schizofrenii, w której podział na biednych i bogatych, lewicowców i konserwatystów, protestantów i katolików, robotników i elity nadal ma się świetnie, mimo że dla nich samych jest raczej zbędnym balastem niż elementem tożsamości. Ich pokoleniu, które pod wieloma względami ma szansę być najbardziej świadomym politycznie pokoleniem w historii (by wspomnieć tylko wyraźnie widoczne na Zachodzie zjawisko woke culture), towarzyszy bolesna świadomość, że w czasach, w których przyszło im żyć, podziały te nie powinny już mieć aż takiego znaczenia. A jednak mają i bezwzględnie kształtują ich rzeczywistość.

Eribon: Jesteśmy pariasami, dziedziczymy wykluczenie

Connella i Marianne, parę głównych bohaterów, poznajemy w chwili, gdy chłopak przychodzi do posiadłości należącej do rodziny Marianne, by odebrać swoją matkę z pracy. Matka chłopaka sprząta dom Sheridanów, co jest o tyle niezręczne, że chodzą oni do tej samej klasy, więc Connell nalega na utrzymywanie ich relacji w tajemnicy, zwłaszcza że jako najpopularniejszy chłopak w szkole nie może sobie pozwolić na bycie kojarzonym z Marianne, której przypadła rola szkolnej dziwaczki. A będzie jeszcze niezręczniej, bo choć przychodzi mu to z trudem, Connell będzie musiał przyznać przed samym sobą, że coś go jednak z Marianne łączy.

Temat porządku społecznego, którego naruszenie może jedynie przysporzyć jednostce cierpień, będzie się przewijać przez całą powieść, choć z czasem się okaże, że role społeczne nie są przypisane na zawsze. To, że popularność w liceum nie gwarantuje udanego wejścia w dorosłość, wiemy już z nieprzebranej rzeszy amerykańskich filmów, jednak precyzyjna narracja Rooney pozwala jej zachować balans między wciągającą opowieścią o trudnym związku dwójki młodych ludzi a celnym komentarzem na temat społeczeństwa, które ten związek determinuje.

Proste równoległe się nie spotykają [fragment książki Didiera Eribona]

Tym, co łączy Connella i Marianne – i co wydaje się Rooney symptomatyczne dla całego pokolenia – jest neurotyzm i skłonności depresyjne, objawy pokoleniowego buntu, który pozbawiony jest wyraźnego obiektu. Bo przeciwko czemu tu się buntować? W kapitalizmie trudno wskazać jednego wroga.

W debiutanckiej powieści Rooney, Conversations with Friends, jeden z bohaterów komentuje postrecesyjną sytuację na rynku pracy, zauważając, że bogaci gówniarze godzą się na bezpłatne praktyki, dzięki którym mogą potem liczyć na posadę; w ten sposób utrwala się uprzywilejowanie grup społecznych. Z tym że on sam „pracuje” za darmo w agencji literackiej, bo mieszka z rodzicami i zwyczajnie może sobie na to pozwolić. Czy wobec tego jego stwierdzenie można traktować poważnie?

Nie bez powodu Connell, bohater Normalnych ludzi, w geście męsplikacji (mansplainingu) poleca Marianne przeczytać Marksa, rozpoznając w niej wrażliwość na kwestie społeczne. Rooney to zdeklarowana marksistka, która w wywiadach śmiało mówi o postrzeganiu literatury jako towaru, którego zakup ma nam umożliwić wejście do świata kultury, czyli klasowy awans. Sprzyja temu wynoszenie pisarzy na piedestał wieczorków literackich i festiwali, co wyobcowuje ich ze środowiska, z którego pochodzą.

Mężczyźni objaśniają mi świat

czytaj także

Nie wydaje się, by groziło to Rooney, która uparcie trzyma się zasady „pisz o tym, co znasz”, umiejscawiając wszystkie dotychczasowe utwory w studenckim środowisku Dublina na tle postrecesyjnego krajobrazu Irlandii. Choćby z tego względu jej twórczość prezentuje problemy, z którymi musi się mierzyć zachodnie pokolenie milenialsów. Choć ideologicznie sporo ich łączy, to poczucie wspólnoty rozbija się właśnie o klasowość, którą zastają w świecie zorganizowanym przez pokolenie swoich rodziców i dziadków.

Być może dlatego krytykę Rooney tak łatwo złożyć na karb pokoleniowych różnic. Niektórzy, jak Will Self, 57-letni brytyjski pisarz, ubolewają nad upadkiem literackich wartości: jak powieści Rooney mogą trafić na listę bestsellerów „New York Timesa”, na której w przeszłości królowała Lolita Nabokova?! (Co ciekawe, z dyskusją o podobnym charakterze mieliśmy niedawno do czynienia w Krakowie).

Tymczasem w Krakowie schujowacenie mózgowia

Tyle że to jak porównywać pieśni Szymanowskiego do muzyki Natalii Przybysz: może i można, ale po co? Self enigmatycznie powołuje się na uniwersalne wartości literackie, ignorując fakt, że nie tylko nie ma co do nich powszechnej zgody, to jeszcze ekskluzywnie biały, w przeważającej większości męski kanon literatury już od dłuższego czasu jest podważany w zachodniej debacie publicznej.

Za to zjawiskiem jak najbardziej naturalnym jest to, że pokolenie dzisiejszych 20- i 30-latków w literaturze mówi swoim własnym głosem i nic chyba nie jest w stanie zachęcić do czytania Rooney – „Jane Austen prekariatu” – tak, jak trzęsące się z oburzenia pokolenie boomersów.

To, że do Rooney przylgnęło określenie „głosu pokolenia”, należy uznać za performatywny sukces jej książek. Do powieści Rooney podchodzi się niemal jak do dokumentu, traktuje się go jako polityczny głos w dyskusji na temat kondycji społeczeństwa, zapominając, że nie jest on manifestem, tylko literacką fikcją. A może literackim manifestem? Stąd już prosta droga do ważnego skądinąd pytania, jak zakwalifikować twórczość Rooney. Mówi się o niej przede wszystkim w kontekście millenial novel, czyli powieści epoki milenialsów, dywagując przy tym, czy takie zjawisko w literaturze w ogóle istnieje i co je charakteryzuje.

Olivia Sudjic, która zastanawia się nad nim łamach „Guardiana”, stwierdza, że literatura to kolejna dziedzina, w której deprecjonuje się to pokolenie. Celnie punktuje, że sami milenialsi nieufnie podchodzą do marketingowych frazesów typu „głos pokolenia”, którego, oprócz Sally Rooney, używa się m.in. w odniesieniu do Phoebe Waller-Bridge, autorki brytyjskiego serialu Fleabag, największego hitu telewizyjnego zeszłego roku. Wydaje się więc, że jeśli pokolenie milenialsów ma rzeczywiście szansę wpłynąć na kształt literatury, odbędzie się to raczej poprzez polifonię różnorodnych perspektyw, a nie jedną powieść.

Nowa dziewczyna Bonda będzie feministką? Zadba o to Phoebe Waller-Bridge

czytaj także

Bo, trzeba to powiedzieć, książki Rooney zawdzięczają swój sukces pewnej nieocenionej z punktu widzenia brandingu cesze: chodzi o relatability, czyli łatwość, z jaką czytelnik utożsamia się z bohaterami i rozpoznaje w ich losach własne doświadczenia życiowe. Punkt widzenia Rooney, która jest białą, cis- i heteroseksualną kobietą wywodzącą się z klasy średniej, to dla jej czytelników perspektywa większościowa.

Sama Rooney komentuje to w charakterystyczny dla siebie sposób: „Moim zamiarem nie było nigdy wyrażanie się w imieniu kogokolwiek poza mną. Już samo to przychodzi mi z trudnością. Być może moje książki nie odniosą sukcesu jako artystyczne przedsięwzięcie, nie chcę jednak, aby zostały skazane na porażkę przez to, że nie udało im się wyrazić głosu pokolenia, którym nigdy nie miały być”.

Kapitalizm jest obrzydliwy i doprowadza mnie do płaczu

A wracając do relatability: możliwe, że działa tu zasada wyrażona przez bohaterkę krótkiego opowiadania Mr. Salary, wydanego już po sukcesie Normalnych ludzi: w pewnym sensie wszyscy jesteśmy do siebie podobni. My, członkowie społecznej większości, potrafimy rozpoznać własne doświadczenie młodzieńczego zagubienia w którymś z aspektów życiowej szarpaniny Connella i Marianne.

Z drugiej strony, jeśli już znajdzie się coś, co odróżnia nas od innych, staramy się to ukryć – jak Connell, który nade wszystko chce być jak inni, „normalni” ludzie. Jednak czy bycie normalnym jest czymś obiektywnie mierzalnym? Echa tych rozważań pobrzmiewają w Mr. Salary: „Przy przewlekłej białaczce komórki mogą się rozwijać do pewnego momentu, jednak nie osiągają pełnej dojrzałości. Komórki te wyglądają całkiem normalnie, ale takie nie są” [tłum. aut.].

*
Sally Rooney, Normalni ludzie, przeł. Jerzy Kozłowski, W.A.B. 2020

**
Anna Opara – absolwentka przekładu literackiego na Uniwersytecie Wschodniej Anglii oraz niderlandystyki i historii sztuki na Uniwersytecie Londyńskim (UCL). Tłumaczka z języków angielskiego i niderlandzkiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij