Kinga Dunin czyta

Fantastyka praktyczna

W pewnym momencie przestałam czytać polską fantastykę, bo przeważnie nie zadowalała mnie pod względem literackim. No i stała się reakcyjna – zbyt dużo było w niej snów o mocarstwowej potędze Polski albo opowieści o terrorze politycznej poprawności czy feminizmu.

Tomasz Pindel, Historie fandomowe, Czarne 2019

Dawno, dawno temu, w odległej niczym galaktyka epoce, skupiona na trudnościach i bolączkach życia codziennego populacja kraju znanego pod skrótową nazwą PRL żyła pogrążona w kulturowej szarzyźnie. Cała? Nie!

Nie będę się spierała o to, czy cała oferta kulturalna PRL oraz ówczesne życie kulturalne były aż tak szare, to bardziej skomplikowane. Natomiast trudno się nie zgodzić, że fantastyka i jej miłośnicy ożywiali ten obraz. Tomasz Pindel opisuje ruch jej miłośników, który od drugiej połowy lat 70. zaczął tworzyć całą sieć organizacji. I nazywa się to fandom. Miał on swoje pierwowzory w Stanach Zjednoczonych, ale też w Związku Radzieckim.

Fandom to nie wszyscy, którym zdarzy się przeczytać fantastykę naukową lub fantasy. Fandom to czytelnicy naprawdę zaangażowani, którzy szukają innych podobnych, chcą o książkach rozmawiać i znają je na wylot, gotowi są poświęcić własny czas, organizując coś, spotykając się na konwentach, tłumacząc za darmo na polski, jeśli coś ich zainteresowało, tworząc ziny. Często sami próbują coś pisać – fanfiki, czyli fan fiction, opowiadania według własnych pomysłów albo rozwijające uniwersa stworzone przez innych.

Fandom to również pisarze, słuchający swoich czytelników, spotykający się z nimi. To także oficjalne pisma i ich redakcje. Miesięcznik „Fantastyka” powstał w roku 1982 i rzeczywiście – był to kolorowy ptak stanu wojennego i reszty dekady. Wtedy nawet ją czytałam. Po 1990 jest to już „Fantastyka Nowa”, istniejąca do dziś, z dużo niższym nakładem i niedyktująca trendów. W tym roku zmarł Maciej Parowski, pisarz i szef działu prozy polskiej w tym magazynie – od początku istnienia tego pisma do 2013 roku. Czasem dobrze wybierał, choćby Sapkowskiego, ale ma też na sumieniu na przykład seksistowski atak na Annę Brzezińska, kiedy dostała nagrodę im. Zajdla, najważniejszą nagrodę fandomu, przyznawaną w kategoriach powieść i opowiadanie.

Lista laureatów tej nagrody jest niezłym przewodnikiem po najważniejszych postaciach polskiej fantastyki, są na niej oczywiście Sapkowski, Dukaj, Huberath, Ziemkiewicz, ale także Wit Szostak czy Łukasz Orbitowski, których już z fantastyką nie kojarzymy, oraz wielu panów, których nie znam. Patrona tej nagrody kojarzymy zapewne dzięki powieściom aluzyjnie krytykującym komunę. Dziś przypomina mi się przede wszystkim Limes Inferior.

Fandom rzecz jasna się zmieniał, tak jak czasy.

Dawne czasy, jeszcze przedfandomowe, to oczywiście Lem, który od takich imprez trzymał się z daleka, ale w latach 70. przysłużył się serią polecanych przez niego książek, były to m.in. Ubik Dicka i Piknik na skraju drogi Strugackich – czyli wyższa półka. Ale wcześniej czytałam też tomy zbiorów opowiadań: Rakietowe szlaki, Kroki w nieznane, Trepkę i Borunia. Miłośnicy literatury, i to nie tylko fantastyki, na pewno zapamiętali zaś w latach 80. pojawienie się Ursuli Le Guin Czarnoksiężnika z Archipelagu w przekładzie Barańczaka, który czekał lata całe na wydanie, bo tłumacz miał zakaz publikacji. A później jeszcze moja ulubiona Lewa ręka ciemności. Ukazała się też Diuna Herberta – Franka, nie Zbigniewa.

Patriarchat hard i soft

Mimo to czasy przed ustrojowym przełomem były okresem niedoborów. Fani musieli kombinować. I trylogię Tolkiena w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej czytałam w postaci pożyczonego od znajomych grubaśnego ksero, a Hobbita po angielsku. Początek lat 90. to wielki boom wydawniczy, jeśli chodzi o wszelki pop, rynek zapełnił się wszystkim, co dało się szybko przetłumaczyć, bez względu na jakość oryginału i tłumaczenia. Wkrótce pojawił się też internet. Fantasy, zdaniem niektórych gatunek niższy niż SF – takie tam bajeczki – zyskiwała na popularności. Pojawiały się nowe zjawiska: gry planszowe i komputerowe, RPG, coraz popularniejsze były komiksy, filmy, seriale…

Czasy przed ustrojowym przełomem były okresem niedoborów. Fani musieli kombinować. I trylogię Tolkiena w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej czytałam w postaci pożyczonego od znajomych grubaśnego ksero, a Hobbita po angielsku.

Dziś, zdaniem autora, nie ma już jednego fandomu, jest ich wiele, chociaż wciąż odbywa się Polcon, najstarszy polski konwent, co roku w innym miejscu i organizowany przez inny klub. Obecnie największą taką imprezą, która już nie przypomina dawnych konwentów, jest poznański Pyrkon. Spotykają się tam nie tylko i nie przede wszystkim fani literatury, ale też miłośnicy mangi i anime, gracze (turlacze kulek, RPG-owcy w realu i komputerach), amatorzy filmów, komiksów, horrorów, no i wizytówka tego eventu – cosplayerzy (od ang. costume playing) przebrani za postacie z filmów i komiksów. I jest to też okazja komercyjna, można sobie kupić rozmaite gadżety.

Ale dawniej podobno było fajniej – spotykali się różni panowie i pili dużo piwa, a potem sobie opowiadali, co kto napsocił. Bo dawny fandom, chociaż już się trochę zmienił, był męski, seksistowski i w głównej mierze prawicowy. Tak, kiedyś była antologia opowiadań Czarna msza, dość antyklerykalna, ale to było prawie 30 lat temu! W pewnym momencie przestałam czytać polską fantastykę, bo przeważnie nie zadowalała mnie pod względem literackim (nawet Sapkowski szybko mi się znudził, chociaż zgadzam się, że to dobra firma). No i stała się reakcyjna – zbyt dużo było w niej snów o mocarstwowej potędze Polski albo opowieści o terrorze politycznej poprawności czy feminizmu.

Czy porządek na Ziemi mogą zrobić tylko kosmici?

Oczywiście jest Dukaj, który miał zawsze do fandomu dystans i przeniósł się do mainstreamu. Mam wciąż słabość do autora (konserwatywnego, ale nie reakcyjnego), który pisał rzadko, a od lat milczy – Marka S. Huberatha. Druga podobizna w alabastrze, Gniazdo światów, Vatran Auraio też były okej, niestety ostania jego książka mnie nie zachwyciła. Ale skoro nie czytam, mogę się mylić. Dajcie mi tutejszego Martina albo Cixin Liu (wspominam nowsze wydarzenia literackie, fantasy i hard SF), a na pewno przeczytam.

Dziecięce koszmary i koszmarnie wielki kosmos

Autor Historii fandomowych zbiera rozmaite relacje osób związanych z fandomem i badaczy tego zjawiska, z których wyłania się obraz zróżnicowanego – jednak – ruchu społecznego, w którym nie brakowało konfliktów. Kobiety narzekają na mężczyzn, starzy na młodych, są też spory ideowe, rozmaite frakcje walczą o wpływy, nagroda Zajdla często budzi sprzeciwy i kontrowersje. Czyli było życie, a teraz jest trochę inne, ale też całkiem dziarskie.

I za to fandom mimo wszystko trochę lubię – za tworzenie ruchu społecznego, emocjonalne przeżywanie literatury i aktywne uczestnictwo w kulturze, niech będzie, głównie popularnej, ale przecież wiadomo, że i te gatunki literackie i filmowe mają swoje arcydzieła, które wpisały się do klasycznego kanonu. Fantastyka to nie tylko książki z wartką akcją, napisane niezbyt wyrafinowanym językiem i mające kiczowate okładki. Między tym gettem, czy, jak kto woli, enklawą, i literaturą głównego nurtu jest dużo rozmaitych kładek, po których warto spacerować. A po stronie literatury, której nikt nie umieściłby w księgarni na półce z fantastyką, także zdarza się sporo książek, które obficie korzystają z innych konwencji niż prosty realizm. Kiedy jeszcze bardziej śledziłam polską fantastykę i jej komentatorów, zawsze dziwiło mnie, czemu jest to tak słabo dostrzegane.

Lektura reportażu Pindla, poza tym, że dowiedziałam się czegoś o nowych trendach i fandomach, to głównie był „dawnych wspomnień czar”. Nie do końca rozumiem ten fenomen, ale są to książki, które potrafią nie tylko się podobać, ale wywoływać stan zakochania, nawet jeśli ta miłość czasem bywa ślepa. Dlatego po wyprawie do tej jednak bardzo męskiej krainy postanowiłam sięgnąć do dawno nieczytanych książek Ursuli Le Guin. O tym jednak napiszę w kolejnym odcinku mego bloga.

Fantastyka feudalna, kosmiczna i genetyczna

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij