Dunin: Lecz ludzi dobrej woli jest mniej (i nie mają władzy)

Kinga Dunin czyta książki poświęcone konfliktowi Izraela i Palestyny oraz psychosocjologii emocji i afektów w postpopulistycznym Izraelu.
Donald Trump i Benjamin Netanjahu. Fot. U.S. Embassy Tel Aviv/Wikimedia Commons

Lewica, której zepchnięcie w niebyt opłakują i Mario Vargas Llosa, i Eva Illouz, jest uniwersalistyczna i liberalna. Jakie emocje mogłaby ona przeciwstawić tym, którymi karmią się populizm i tendencje faszystowskie?

Mario Vargas Llosa, Izrael-Palestyna. Pokój czy święta wojna, przeł. Barbara Jaroszuk, Krzysztof Iszkowski, Znak 2025


Gdyby konflikt palestyńsko-izraelski nie istniał albo gdyby został ostatecznie rozwiązany, historię Izraela postrzegano by jako jeden z największych sukcesów historii najnowszej: oto kraj, który w niewiele ponad pół wieku – państwo Izrael powstało w 1948 roku – przechodzi z Trzeciego Świata do Pierwszego, bogaci się, unowocześnia, scala w jeden naród imigrantów rożnych ras i kultur – choć przynajmniej na pozór jednego wyznania – czyni oficjalnym martwy język hebrajski, wskrzeszając go i modernizując, osiąga niezwykle wysoki poziom rozwoju technologicznego i naukowego, a także uzyskuje dostęp do broni jądrowej i organizuje najnowocześniejszą infrastrukturę militarną (…)

Zamienia kamienistą pustynię w kwitnące ogrody i ma wspaniałą demokrację. Llosa nie szczędzi Izraelowi słów podziwu, a nawet miłości, co nie ustrzegło go przed atakami i zarzutami o antysemityzm. Bo jest jeszcze to „gdyby”.

Izrael-Palestyna to zbiór reportaży, które Llosa napisał po piętnastodniowym pobycie w Izraelu w 2005 roku oraz kilka tekstów, które powstały później. Wszystkie publikowane w madryckim „El Pais” i w prasie latynoamerykańskiej, a jeden nawet w Polsce (w „Europie”, dodatku do „Dziennika” – ech, kiedyś to były dodatki…). Literacko – takie sobie.

Co zrobić z izraelskim kolonizatorstwem?

Jego rozmówcami byli i Żydzi, i Palestyńczycy, z różnych obozów politycznych, politycy, intelektualiści, zwykli ludzie – ofiary zamachów, rodziny zamachowców. Jednak ze szczególną uwagą wysłuchiwał pacyfistów i zwolenników pokoju z obu stron barykady.

2005 rok to moment o tyle ciekawy, że przez chwilę pojawił się przebłysk optymizmu: Ariel Szaron podjął decyzję o likwidacji osiedli izraelskich w Gazie (Llosa chyba jednak staje po stronie sceptyków, nie wierzących w dobre intencje premiera Izraela). Dziś to już historia, ale z oczywistych powodów zaczęliśmy się bardziej nią interesować, no i nie jest tak bardzo odmienna od teraźniejszości, tyle że teraz przybrała ekstremalną formę.

Podstawowy zarzut Llosy da się streścić prosto – owszem, Izrael ma demokrację, ale tylko dla Żydów. Arabscy obywatele są dyskryminowani, utrudnia im się dostęp do szkolnictwa, opieki zdrowotnej, znalezienie pracy, nabywanie dóbr i przemieszczanie się. Natomiast na terenach okupowanych po wojnie sześciodniowej Izrael pełni rolę kolonizatora, trudną do zaakceptowania z punktu widzenia moralnego i obywatelskiego. Z drugiej strony przecież ma prawo istnieć i bronić się przed wrogami i fanatykami. I co z tym zrobić?

Faszyzm w jabłku populizmu

Eva Illouz, Emocjonalne życie populizmu. Jak strach, odraza, resentyment i miłość osłabiają demokrację, przeł. Paweł Świerczek, Wyd. Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza 2025

Badania do tej książki były prowadzone i została ona napisana na długo przed głębokim politycznym i konstytucyjnym kryzysem, przed którym stanął Izrael w marcu 2023 r. Tragiczne, zawarte w niej analizy okazały się być bardziej niż w pełni potwierdzone przez bieżące wydarzenia: to, co możemy wyłącznie nazwać nową formą żydowskiego faszyzmu, jest u władzy, grożąc przemianą Izraela w pełnoprawną religijną dyktaturę.

To solidna socjologiczna praca naukowa, oparta na wywiadach i danych z rozmaitych źródeł – jako taka oczywiście podlega krytyce merytorycznej i metodologicznej. Ale chyba nie taki był powód, dla którego w tym roku minister edukacji Izraela zablokował przyznanie jej nagrody Israel Prize w dziedzinie socjologii.

Podobnie jak w innych swoich pracach, Illouz zajmuje się tym, co można nazwać socjologią lub psychosocjologią emocji i afektów w ich wymiarze prywatnym i politycznym. Tym razem na warsztat bierze populizm i kryjące się w nim jak robak w jabłku tendencje faszystowskie. W jej intencji rozważania te mają mieć wymiar ogólny – odnoszący się do światowych tendencji, reprezentowanych przez takie postacie jak Trump, Putin, Modi, a także Orban czy Kaczyński, jednak trzon i najciekawszą część jej książki stanowi case study Izraela i kariery Netanjahu.

Populizmy, jak pisze autorka, mają cechy wspólne, ale też lokalne odmiany, zależne od warunków historycznych i specyfiki społeczeństw. I właśnie tę izraelską drobiazgowo analizuje. Strach, odraza, resentyment i miłość (do ojczyzny) – to splot emocji, które mają swoje źródła w realnych doświadczeniach i przeżyciach, jednak zostają użyte w ideologicznych narracjach, zinstrumentalizowane przez prawicowych polityków, odrywają się od swoich realnych źródeł, stają się toksyczne i mogą prowadzić do tragicznych konsekwencji.

Dunin: Pamięć zawsze jest stronnicza

Pierwszą z emocji omawianych przez Illouz jest strach i jest on zrozumiały – w końcu współczesna historia Izraela zaczęła się od wojny z krajami arabskimi o własne państwo. Arabowie nie zaakceptowali rezolucji ONZ z 1947 roku i planu podziału terytorium objętego przedtem protektoratem Wielkiej Brytanii, a jeszcze wcześniej będącego częścią Imperium Osmańskiego. Albo zaczęła się jeszcze wcześniej – od syjonizmu i osadnictwa żydowskiego na początku XX wieku.

Mimo użytej przez Llosę frazy, że państwo to powstało na kamienistej pustyni, ktoś tam jednak mieszkał. I już w 1923 roku Zev Zabotynski pisał: „Tubylcze populacje, cywilizowane lub niecywilizowane, zawsze uparcie przeciwstawiały się kolonizatorom, niezależnie od tego, czy byli cywilizowani, czy dzicy”. I tego właśnie się spodziewał, tworząc swój bardzo radykalny plan – masowej emigracji, utworzenia państwa żydowskiego na całym obszarze mandatu Palestyny, budowania żydowskich sił zbrojnych i stworzenia „nowego Żyda”. Był przedstawicielem syjonizmu rewizjonistycznego, sprzeciwiającego się uległości wobec władz mandatowych, popierającym takie organizacje jak Irgun czy Haganę – czy dziś nazwalibyśmy je terrorystycznymi? – które atakowały zarówno Brytyjczyków, jak i Arabów, to samo robili zresztą Arabowie, atakując Żydów i Brytyjczyków.

(Te początki, przed ogłoszeniem powstania państwa izraelskiego, opisuje w swojej powieści Zeruya Shalev, czyniąc z bojowników kogoś w rodzaju „żołnierzy wyklętych”).

Od rodziny można się wyzwolić. Życie smakuje wtedy lepiej

Potem mamy cały cykl kolejnych wydarzeń, które mogą budzić strach – ataki z zewnątrz i terroryzm wewnętrzny, a z drugiej strony – usprawiedliwiane strachem działania Izraela. Dzisiaj skończyło się to ludobójstwem w Gazie. Izraelski historyk Omer Bartow porównuje tę sytuację do niemieckiego ludobójstwa ludu Hererów, którzy dokonali masakry niemieckich osadników w Namibii. W odpowiedzi zostali albo zabici, albo wygnani na pustynię i zagłodzeni.

Amalgamat wrogości

Tu dotykamy trudnej kwestii, jaką są ujęcia historii Izraela w ramy dyskursów o kolonializmie, w tym wypadku kolonializmu osadniczego. Llosa używa tego określenia do opisu sytuacji na terenach okupowanych. Illouz go omija, choć jednocześnie jest gotowa uznać sprzeciw wobec osadnictwa i syjonizmu za przewidywalną i zrozumiałą reakcję. Tylko że strach, o którym pisze, jest dużo głębszy, większy, egzystencjalny i fundamentalny niż ten, który mógł wyrastać z realnych zagrożeń. Zagrażająca Izraelowi arabska wrogość została w nim stopiona w jeden silny afekt z innymi lękami, zrównana z chrześcijańskim zjadliwym antysemityzmem, pogromami, Holocaustem.

Dygresja: Llosa, Illouz, ja i pewno wy, i ogromna część świata za oczywiste uznaje, że Izrael ma prawo istnieć, ale może nie powinno nas dziwić, że świat arabski może mieć inne zdanie? Ostatecznie jednak chodzi tu o logikę faktów dokonanych – nikt teraz nie domaga się, ani nie wyobraża sobie zlikwidowania państw obu Ameryk czy Australii, chociaż oczekujemy od nich jakiejś refleksji nad swoimi początkami. Na literaturę jednak zawsze można liczyć. Np. Philip Roth w powieści Operacja Shylock (ciekawa analiza tożsamości żydowskiej) tworzy postać swego sobowtóra, który jeździ po Izraelu i promuje ideę powrotu do krajów, z których się przybyło i ma się z nimi może nawet prawdziwsze więzy niż z innymi Żydami. Jedzie też do Wałęsy (jest rok 1988), żeby go zachęcić do tego pomysłu, i Wałęsie się on podoba.

Konsekwencją tego strachu oraz innych sklejonych z nim emocji – odrazy, nacjonalistycznej miłości do kraju – staje się zgoda na działania niezgodne z prawem międzynarodowym, ataki poza obszarem własnego kraju, łamanie praw człowieka, budowanie murów, dyskryminacja i w ogóle wszystko, czego naszym zdaniem nie powinna robić przyzwoita liberalna demokracja.

No właśnie, demokracja… Zdaniem Illouz jednym z jej wrogów jest wymieniana wśród kluczowych emocji miłość do ojczyzny – nacjonalistyczna, mieszająca się z uzasadnieniami religijnymi i wykluczająca. Przyznaję, że to jednak mnie zdziwiło, bo myślałam, że demokracja izraelska mimo wszystko dba o fasadę. Jak jednak nazwać kraj, który mając dwudziestoprocentową mniejszość nieżydowską, uznaje się za „państwo narodowe narodu żydowskiego”? Zostało to uchwalone przez Kneset w 2018 roku. I nie można – był taki precedens rozpatrywany przez sąd – zarejestrować się jako osoba narodowości izraelskiej. Trudno sobie wyobrazić stworzenie demokratycznego państwa wielonarodowego, jeśli z góry zapisane jest, że jest ono własnością jednego narodu. Zresztą marzenia, podzielane m.in. przez Amosa Oza, o takim właśnie jednopaństwowym rozwiązaniu konfliktu palestyńsko-izraelskiego, dawno już umarły.

Na przeszkodzie stałaby też jeszcze jedna emocja z tego splotu: odraza, która wynika z separacji tych grup narodowych oraz z religijnych konceptów brudu i nieczystości.

Lewica w Izraelu napędzanym resentymentem

Najciekawszy jednak wydał mi się rozdział o resentymencie, w którym prawie nie padają takie słowa jak Palestyńczyk czy Arab, opowiada on o czymś innym – o wewnętrznych podziałach w społeczeństwie izraelskim.

Resentyment jest silną emocją negatywną, związaną z poczuciem krzywdy, gniewem, żądaniem rekompensaty, „która domaga się równości bez działania na jej rzecz”. „Przybiera formę nieustannej ruminacji wokół braku lub utraty przywileju i zawiera jawne lub niejawne pragnienie, by szczegółowo zemścić się na tym, co uznajemy za przyczynę naszego podrzędnego statusu”.

Illouz drobiazgowo opisuje, jak napięcia i nierówności między Mizrachijczykami (Żydami, którzy przyemigrowali z Afryki i Azji w latach 50.) a Aszkenazyjczykami (wschodnio- i zachodnioeuropejskimi Żydami) zostały użyte przez prawicę do zdobycia i utrwalenia swojej populistycznej władzy. Ci pierwsi od początku byli dyskryminowani, a socjalistyczny establishment był złożony niemal wyłącznie z Aszkenazyjczyków. Ten realny konflikt został przepisany na konflikt tożsamościowy, dzieląc społeczeństwo na dwa plemiona. Pierwsze to lud, a właściwie prawdziwy naród, który zawsze jest ofiarą, celebruje własne krzywdy, często z przeszłości, niekoniecznie te związane z nierównościami, a ważną domieszką tych poglądów staje się religia. Drugie to elity, które nawet jeśli nie rządzą, to rządzą, bo opanowały media, kulturę, tworzą deep state (jednak nie chodzi tu o najbogatszych, kosmopolitycznych zwolenników neoliberalizmu), niby Żydzi, ale zdrajcy narodu. Oraz lewica.

Łachecki: Izrael 2.0, czyli co kryje się za pisowską obsesją reparacji

Czemu lewica? Llosa najpierw zarzeka się, że już dawno przestał być lewicowcem, żeby potem napisać, że jednak jest nim w jednym jedynym kraju na świecie – Izraelu, w którym lewica została w dużej mierze zmarginalizowana. Jego zdaniem lewica jako jedyna odwołuje się do kryteriów moralnych. Moja „krytyka polityki, jaką prowadzi rząd izraelski, wynika z umiłowania wolności i sprawiedliwości” – pisze, broniąc się przed zarzutami o antysemityzm.

Oczywiście umiłowanie własnej ojczyzny, lojalność wobec swojego narodu i gotowość bronienia ich przed wszelkimi wrogami, nawet z narażeniem życia, to też przekonania czy emocje o charakterze moralnym. W populistycznych emocjach zawsze chodzi o moralność, tylko inną. Lewica, której zepchnięcie prawie w niebyt opłakują i Llosa, i Illouz, jest uniwersalistyczna i liberalna. Jakie emocje mogłaby ona przeciwstawić tym, którymi karmią się populizm i tendencje faszystowskie?

Illouz proponuje tu „braterstwo”, poczucie, że wszyscy jesteśmy ludźmi, fundamentalnie się od siebie nie różnimy, jesteśmy zdolni sobie zaufać. Nazywa to „emocjami przyzwoitego społeczeństwa”, tworzącego instytucje, które zawsze są gotowe bronić równości. I – chyba naiwnie – uważa, że mogłyby one odrodzić się w Izraelu dzięki sojuszowi liberałów (zawsze bliskich Żydom w diasporach) i odłamom judaizmu wrażliwym na jego uniwersalistyczne przesłanie.

Llosa z kolei wierzył w demokrację – w końcu rządy w Izraelu się zmienią. Oboje w swoich książkach pokazują przykłady ludzi, którzy rozumieją innych, pragną pokoju, rozwiązania konfliktu – są tacy po obu jego stronach. Tylko że jest ich mniej, a przede wszystkim, jak tłumaczy Illouz, sama społeczna emocja to za mało, potrzebna jest mocniejsza narracja i polityczna siła. A od siebie dodam, że tymi narracjami niestety nie rządzi literatura.

Prawo do pamięci, prawo do smutku

Również recepty „realistyczne” – Izrael zmieni swoją politykę pod naciskiem wspólnoty międzynarodowej, przede wszystkim Stanów Zjednoczonych – też wydają się dzisiaj utopijne. Trump zbuduje w Gazie resorty, a Europejczycy trochę pokręcą nosem, a potem pojadą tam na wakacje. Obym się myliła.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij