Jeśli znacie Wiesławca Deluxe, to zapewne dzięki tworzonym przez niego dość wyrafinowanym memom – o kapitalizmie i popkulturze oraz filozofii. Jak się okazuje, Wiesławiec umie się także śmiać sam z siebie (dość rzadka umiejętność) oraz ze swoich straconych złudzeń dotyczących sensu pracy.
Noemi Vola, Mniedźwiedź, przeł. Dorota Duszyńska, Dwie Siostry 2022
Kiedy przychodzi niedźwiedź, nie ma na to rady…
Książka dla dzieci, ale rodzice też będą mieli przyjemność. Ja miałam.
Niedźwiedź to kłopoty, które nas gnębią. Nie lubimy niedźwiedzia, ale wciąż nas odwiedza. Znajdzie nas na końcu świata, przez niego nie da się spać, czasem gdzieś znika, ale na pewno znów się pojawi, kiedy się go najmniej spodziewamy.
Czarno-białe, bardzo zabawne rysunki, dowcipny tekst i życiowa prawda: kłopotów nie da się uniknąć, nie da się ich też polubić (jak Nusia wilki), ale można do nich podejść z dystansem – jak Wiesławiec Delux?
*
Wiesławiec Delux, Każda praca hańbi. Pozdrowienia z późnego kapitalizmu, Znak 2022
Wszystko zaczęło się w 2006 roku. Miałem dwadzieścia jeden lat i wakacje pomiędzy trzecim i czwartym rokiem stosunków międzynarodowych oraz pierwszym rokiem socjologii. Moja dziewczyna, którą nazywać będziemy O., oraz nasza dobra kumpela z roku, którą nazywać będziemy D., wymyśliły, że fajnie będzie „pojechać do Irlandii i zarobić trochę hajsu”.
Jeśli znacie Wiesławca Deluxe, to zapewne dzięki tworzonym przez niego dość wyrafinowanym memom – o kapitalizmie i popkulturze oraz filozofii.
Jak się okazuje, Wiesławiec umie się także śmiać sam z siebie (dość rzadka umiejętność), a nie tylko z absurdów kapitalizmu oraz ze swoich straconych złudzeń. Złudzenia te dotyczyły sensu pracy, że niby jest to celowa i rozumna działalność człowieka, która prowadzi do zaspokojenia jego potrzeb.
Rzeczywiście, zwykle pracując, chcemy wierzyć, że to, co robimy, po pierwsze ma jakiś sens, po drugie jakąś, chociażby minimalną, użyteczność społeczną. I że zostaniemy za swoją pracę adekwatnie wynagrodzeni. Że ogólnie gospodarowanie, którym zajmuje się nauka zwana ekonomią, służy zaspokajaniu potrzeb społecznych.
Czasem zapewne tak bywa, ale takie szczęście nie spotkało Wiesławca. Opisuje on swoje kolejne zajęcia i miejsca pracy, które złudzenia te rozwiewają, za to widzi w nich „władzę, taśmową powtarzalność zadań, bezsens wąskiej specjalizacji, represje, eksploatację i przede wszystkim różne formy rozkwitającego kretynizmu pełniącego funkcję ideologicznej paczki, mającej dostarczyć z zewnątrz znaczenie dla pozbawionych znaczenia czynności”. I za każdym razem wzdycha, że musiał być niespełna rozumu, żeby wierzyć, że tym razem będzie inaczej. Rzecz jasna dystans dystansem, ale w końcu potrzebny jest psychiatra i leki.
Co robił i gdzie pracował? Zaczął od wyjazdu wakacyjnego do Irlandii, a tam przez tydzień na standzie sprzedawał w galerii handlowej okulary przeciwsłoneczne. Osiem godzin stania, z krótką przerwą, klimatyzacja i zapętlona muzyka – nie dał rady. Później też zdarzało mu się podejmować podobne doraźne prace. Zatowarowanie sklepu – ciął kartony na niebezpiecznej maszynie, wytrzymał jeden dzień. Statystowanie w filmie, nawet fajne, ale słaby zarobek i trudno potem wydębić wynagrodzenie. Też jeden dzień, a właściwie noc.
Czyli dorywcze zajęcia poniżej kwalifikacji, wymagające, przynajmniej w pierwszych dwóch przypadkach, wytrzymałości fizycznej. Praca wykonywana w gorszych warunkach, niż to jest konieczne. Nisko płatna.
I tu można już zacząć snuć rozważania o klasowych nierównościach i sprawiedliwości. Dla Wiesławca to były króciutkie epizody, które śmiesznie opisał, dla milionów ludzi to codzienność, akceptowana, a nawet zadowalająca. Pani od dwóch lat sprzedająca w ten sposób okulary na pracę nie narzekała, za to cieszyła się, że już niedługo dostanie jakieś bonusy. Czyli problemy rozpieszczonego kolesia? Raczej przypomnienie, że miliony ludzi poganianych przez nadzór pracuje za grosze.
„Najlepiej by było, abyśmy przychodzili do pracy wysrani i wysikani”
czytaj także
Od sprzedawania swojej prostej pracy na rynku można uciec tam, gdzie większą rolę odgrywa państwo, na przykład na uczelnię. Tylko że w wypadku Wiesławca była to uczelnia katolicka, co oczywiście musi być zabawne – ksiądz dziekan, którego półki w gabinecie wypełnia „Krytyka Polityczna”, krzyże, gazetki ścienne, specyficzni studenci.
Wiesławiec pisze, że miał do wyboru albo rynek, albo prawicę. Może jednak wybór wciąż jest nieco większy? To, co opowiada o nauczaniu wstępu do socjologii, i to nie na kierunkowych studiach, wydaje się (wiem, sama to robiłam) skażone grzechem bardziej powszechnym niż uczelniany katolicyzm – grzechem topornego strukturalizmo-funkcjonalizmu. Można naprawdę zwątpić i zastanawiać się, czy socjologia nie jest jakąś pseudonauką i jedną wielką ściemą.
czytaj także
Dalsza droga prowadzi Wiesławca już w bardziej prestiżowe rejony – pracuje w niemieckim banku i w kolejnych, coraz większych korporacjach. I coraz więcej zarabia – w ostatniej pracy 15 tysięcy plus benefity. Awansował, rozwijał się? Niekoniecznie, po prostu bez związku z wysiłkiem i umiejętnościami tym więcej zarabiasz, w im większej firmie pracujesz. Co tam robił? Odgrywał teatr pracowania, uczestniczył w milionie spotkań, odbierał miliony maili, robił rzeczy, które tak naprawdę do niczego nie były potrzebne, ale musiał wyrabiać rozmaite, często wzięte z sufitu normy.
Poza brakiem związku między pracą a wynagrodzeniem wykrył także inne prawidłowości. Na przykład, że za nadmiar zadań i niskie place często odpowiada outsourcing. Korporacje szukają pracowników w krajach takich jak Polska i narzucają im więcej zadań niż miejscowym, żeby wykazać się oszczędnościami. Czasem pracownicy robią coś, co mógłby zrobić software, ale są tańsi – w krótkim terminie. Firmy właśnie tak są rozliczane, a informatyzacja najpierw byłaby kosztowna, a dopiero po latach, po okresie rozliczeniowym, zamortyzowała się.
Bardziej opłaca się wynająć Polaka niż kupić robota [rozmowa]
czytaj także
Prace, które przez lata świadczył w różnych miejscach, dzieli na dwa typy: prace gówniane (shit jobs) i prace ściemy (bullshit jobs). W tych pierwszych jednak robi się coś potrzebnego, ciekawsze może są te drugie, w polskim przekładzie książki Davida Graebera, który ukuł to pojęcie, określane jako prace bez sensu – równie dobrze mogłoby ich nie być. Jak to wyjaśnić w kapitalizmie obsesyjnym na punkcie efektywności i zysku? Może chodzić o ukrycie strukturalnego bezrobocia wśród ludzi wykształconych, znających języki obce i niebojących się komputera. Dzięki temu, wierząc, że pracują i robią kariery, nie będą się buntowali.
Dawno, dawno temu – klimaty sprzed niemal pół wieku – zapomniany już bard Jan Krzysztof Kelus w piosence Pytania, których nie zadam jednak zadawał dawnemu znajomemu pytanie: „co robi naprawdę filozof w cenzurze?”. Pamiętam, bo od lat chodziło mi po głowie pytanie: co robi naprawdę filozof (polonista, historyk, socjolog itede) w banku albo w korporacji? Dzięki Wiesławcowi wiem już dużo więcej. Współczesna literatura dostarcza na ten temat sporo odpowiedzi, zazwyczaj jednak sprowadzają się one do dość powierzchownych opisów męczenia się z rozmaitymi absurdami i wyśmiewania ich. Ale tak konkretnie, co się tam robi? Z tej książki się tego dowiemy.
Z literatury Wiesławiec na koniec przywołuje jedno z opowiadań oraz powieść Davida Fostera Wallace’a Blady król (jakieś tysiąc stron o pracy w latach 80. w amerykańskiej Izbie Rozliczeń Skarbowych. Powieść niedokończona, bo autor popełnił samobójstwo). Gdybym miała krótko posumować te utwory, zresztą inne tego autora też, powiedziałbym: perwersyjnie nudne i rozwlekłe, diabelnie zabawne i mogące wywołać stany depresyjno-lękowe. Pasuje? (Dlaczego nie napisałam o Bladym królu? Bo go nie skończyłam. W czasie potrzebnym na przeczytanie i przemyślenie tej książki mogłam przeczytać kilkanaście niezłych powieści i to zmonetyzować. Nikt przecież nie płaci za recenzje w zależności od objętości i poziomu trudności dzieła. Jak widać, pewne prawidłowości działają nie tylko w korporacjach).
czytaj także
Wracając jednak do pytania Kelusa, czyli czemu, kolego, sprzedałeś się złemu reżimowi? Wiesławiec, pracując w tej bardziej luksusowej strefie kapitalizmu, nie tylko pracuje bez sensu, czasem zresztą z sensem – w działach handlowych wytwórców zakrętek czy opakowań – ale też czynnie uczestniczy się niesprawiedliwym systemie, mimo wszystko po stronie jego beneficjentów.
Poza tym banki i korporacje robią gorsze rzeczy niż przeciwdziałanie strukturalnemu bezrobociu wykształciuchów – jak dewastowanie środowiska, zgubny wpływ na politykę, wyzyskiwanie pracowników, korzystanie na wojnach, nadmuchiwanie baniek spekulacyjnych, które potem niszczą życie wielu ludziom… Sami wiecie, co jeszcze wpisać na tę listę. Jednak pytanie, co robi socjolog w korporacji, nie brzmi tak dramatycznie, jak „co robi naprawdę filozof w cenzurze”? Bo czasy takich pięknych dramatów już minęły, teraz pozostaje nam tylko banalne zło kapitalizmu. I wiele jednak zaspokojonych potrzeb, także tych zupełnie niepotrzebnych.
czytaj także
Bonus na koniec.
Wpis z fanpage’a Wiesławca Deluxe, dobrze ilustrujący to, o czym nam opowiadał. W książce nie znalazłam aż tak pięknego cytatu.
„Fragment opisu przedsiębiorstwa-pracodawcy na Pracuj.pl: »Na skutek ewolucji i przejęć staliśmy się dziś globalnym dostawcą usług outsourcingu procesów biznesowych (BPO) zatrudniającym 50 000 pracowników. Nadal specjalizujemy się w zapewnianiu wrażeń klienta, nasze możliwości obejmują jednak kanały głosowy, społeczny i cyfrowy. Poszerzyliśmy także nasze usługi zlecane na zewnątrz o usługi sprzedażowe, marketingowe i zarządzania płatnościami. Kształtujemy wrażenia klienta w imieniu jednych z najbardziej progresywnych marek na świecie, a dzięki naszej ofercie outsourcingu transformacyjnego możemy poprawiać wydajność, dokonywać rzeczywistej i trwałej transformacji modeli operacyjnych klientów oraz zapewnić istotną przewagę finansową«”.