Czytaj dalej

„Dziwka” umiera pierwsza. Final virgin uratuje siebie, zabije potwora i zbawi świat

Wciąż dopatruje się w dorastających dziewczynkach czynnika demoralizującego kolegów. Według dorosłych to one rozpraszają chłopaków, powodują zamieszanie w klasie. Zawarte w regulaminach uwagi i zakazy kierowane są do dziewczynek, a praktycznie nie pojawiają się takie dotyczące chłopców. Joanna Jędrusik rozmawia z Pauliną Klepacz i Aleksandrą Nowak, współautorkami książki „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu”.

Joanna Jędrusik: Co to jest slut-shaming?

Aleksandra Nowak: Slut-shaming to zawstydzanie, przede wszystkim kobiet, w odniesieniu do ich seksualności. Czasem może to być nieprzyjemny lub wulgarny komentarz, czasem słowa, których użyłyśmy w tytule naszej książki…

…„dziwki, zdziry, szmaty”.

A.N.: Bywa, że slut-shaming jest subtelniejszy, podany w formie dobrej rady, żartu czy komentarza dotyczącego liczby naszych partnerów czy partnerek seksualnych, naszego wyglądu, ciała, ekspresji seksualnej i dojrzewania płciowego. Wszystko to ma ustawiać kobietę w gorszym świetle i utrwalić schematy patriarchalnego myślenia.

Paulina Klepacz: Slut-shaming jest bagatelizowany. Słyszymy, że to tylko słowa, ale te słowa bardzo mocno wpływają na naszą samoocenę. Slut-shaming ma wzbudzić w kobietach poczucie winy, jeśli spotkała je przemoc, i ma przekonać, że same są odpowiedzialne za to, żeby jej unikać. To poczucie winy to nic innego jak fundament victim blamingu.

Czyli?

P.K.: Zrzucania na ofiarę przemocy, zwłaszcza seksualnej, winy za to, że spotkała ją przemoc. Na przykład dowodzenie, że jeśli została zgwałcona, to doszło do tego np. dlatego, że miała na sobie wyzywającą bieliznę. Slut-shaming jest więc jedną z cegiełek, z których zbudowana jest kultura gwałtu.

Czym jeszcze?

P.K.: Formą kontrolowania kobiet, temperowania ich. A kontrolowanie kobiet to z kolei podstawa patriarchalnego porządku. Bohaterki naszej książki Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu czasem miały problem z nazwaniem przemocy, która je dotykała, slut-shamingiem, ale wszystkie, z którymi rozmawiałyśmy, się z nią zetknęły.

Święte czy dziwki – zawsze na cenzurowanym

czytaj także

Wasi rozmówcy i rozmówczynie – a byłam jedną z nich i nie stanowię tu wyjątku – mówią najczęściej o slut-shamingu, jaki spotkał ich w dzieciństwie. Kobiety wspominają, że doświadczały seksistowskiego zawstydzania częściej ze strony koleżanek niż kolegów. Dlaczego tak się dzieje?

P.K.: Stosunki między dorastającymi dziewczynkami to skomplikowana sprawa. Czasy szkolne to etap, na którym zaczynamy dojrzewać, nasza seksualność się budzi, a my wkraczamy w dorosły świat i tym samym w patriarchalną narrację, która narzuca nam konkurowanie między sobą, choćby o chłopaków. Dziewczynki zaczynają słyszeć uwagi dotyczące ich zmieniających się ciał. Jednej urosną piersi, jej koleżance jeszcze nie, a że dziewczynki ciągle się porównują, to ta druga może się starać zawstydzić koleżankę.

To etap, na którym nie jesteśmy ze sobą poukładane, tworzy się między nami dystans, jeszcze nie doszłyśmy do etapu dziewczyństwa i siostrzeństwa, zamiast tego jesteśmy krytyczne względem innych, ale też siebie. Same zadajemy sobie pytania: „A może ja wyglądam jak zdzira?” albo „Czy ja jestem puszczalska?”. Uwewnętrzniamy ten slut-shaming.

Z lektury waszej książki wynika, że częściej zawstydzane były dziewczynki, które pochodziły z biedniejszych rodzin.

A.N.: Myślę, że w ogóle warto spojrzeć na slut-shaming intersekcjonalnie, a więc dostrzec, że osoby czy grupy, które z jakichś powodów doświadczają już wykluczenia i dyskryminacji, mogą być na nie bardziej narażone. Aby paść ofiarą slut-shamingu, wystarczy być kobietą, ale jego ostrze może być w nas wymierzone częściej, jeśli jesteśmy np. pracownicą seksualną, osobą po 60. roku życia, która chce dalej swoją seksualność eksplorować i cieszyć się nią, kobietą o kolorze skóry innym niż biały czy znajdującą się w złej sytuacji materialnej.

Wracając do twojego pytania – tak, w kilku rozmowach, które odbyłyśmy przy okazji pracy nad książką, powracały niestety wspomnienia z czasów szkolnych, w których slut-shamingu najczęściej doświadczały dziewczyny, które pochodziły z biedniejszych rodzin niż reszta klasy.

Socjolożki Elizabeth Armstrong i Laura Hamilton przeprowadziły badania na jednej z amerykańskich uczelni i pokazały, że studentki używały określenia „slut” przede wszystkim, by napiętnować dziewczyny pochodzące z grup o innym statusie społecznym. Slut-shaming w takim przypadku nie miał tak naprawdę nic wspólnego z realnymi zachowaniami seksualnymi, a po prostu z klasizmem.

W przypadku dziewczynek i nastolatek slut-shaming zazwyczaj nie ma nic wspólnego z zachowaniami seksualnymi. Jest formą poniżania i wydaje się, że jest bardziej dotkliwy dla dziewczynek niż dla kobiet dorosłych. Trudno znaleźć serial lub film o nastolatkach bez wątku slut-shamingu. Dorosła kobieta, którą ktoś nazwie „dziwką”, potrafi jednak lepiej się bronić niż otoczona przez rówieśników zawstydzana nastolatka.

A.N.: Trudno oszacować, jak często slut-shaming spotyka nas w dorosłym życiu, natomiast rzeczywiście, w naszych rozmowach praktycznie zawsze pojawiało się wspomnienie doświadczania slut-shamingu w okresie szkolnym. Szkoły bywają wylęgarnią najróżniejszych form przemocy, która jest często ignorowana nie tylko przez rówieśników, ale również nauczycieli i rodziców.

Na pewno coś w tym jest, że dorośli infantylizują dzieci, odbierają im podmiotowość i nie traktują ich problemów poważnie. Slut-shaming najczęściej wrzucają do worka z napisem „końskie zaloty” i nie wspierają uczennic, które go doświadczają.

P.K.: Co chwila słyszymy o tym, że w szkołach wywiesza się regulaminy czy ogłoszenia, w których nakazuje się dziewczynkom ubierać przyzwoicie, zakrywać się, nie pokazywać ramiączek od stanika, nie nosić szortów, nie odsłaniać brzucha. Wciąż dopatruje się w dorastających dziewczynkach czynnika demoralizującego kolegów. Według dorosłych to one rozpraszają chłopaków, powodują zamieszanie w klasie. Zawarte w regulaminach uwagi i zakazy kierowane są do dziewczynek, a praktycznie nie pojawiają się takie dotyczące chłopców.

Osoby dorosłe takimi komunikatami kreują rzeczywistość, w której bezustannie zwraca się uwagę na strój kobiet, komentuje i kontroluje ich wygląd. Rzeczywistość, w której budząca się dziewczęca seksualność to coś złego. Sztandarowym przykładem jest Lolita z książki Nabokova, który wykreował figurę nimfetki obserwowanej perwersyjnie przez dojrzałego mężczyznę. Ale to Lolicie, dziewczynce, przypisuje się demoniczne i lubieżne spojrzenia, które uwodzą dorosłego faceta.

W waszej książce przeczytałam, że filmy najbardziej przesycone wręcz prymitywnym slut-shamingiem to horrory.

A.N.: Tak. Co prawda nowsze produkcje coraz częściej odchodzą od utartych schematów, ale jak najbardziej dotyczy to klasyki horrorów. Jedna z naszych rozmówczyń, Ewa Szabłowska, opowiadała, że w filmoznawstwie istnieje nawet termin „final girl” lub „final virgin” na opisanie tego powtarzającego się motywu, w którym pod koniec filmowej masakry przy życiu zostaje ta czysta, nieskalana dziewczyna. Taka, która w przeciwieństwie do „rozwiązłych” koleżanek, nie uprawia seksu. Final virgin uratuje siebie, przeżyje do końca filmu, może nawet zabije potwora i zbawi świat. „Dziwka” umiera pierwsza. To spadek po głęboko zakorzenionym religijnym myśleniu.

W rozmowie z jedną z bohaterek cytujecie słowa, które często wypowiadają dorośli, zwracając się do dobrze bawiących się albo zadowolonych dzieci. Zupełnie bez seksualnego kontekstu pytają: „Nie za dobrze ci?”. Przyjemność jest traktowana jak coś moralnie złego, za co w dużej mierze ponosi winę katolickie wychowanie. Co jest z nami nie tak? Nie umiemy odczuwać przyjemności i w dodatku żałujemy jej innym?

P.K.: Kościół i patriarchat nawzajem się wspierają. W całej doktrynie chrześcijańskiej przyjemność to grzech, grzechem jest seks bez prokreacji. Tego uczą na WDŻ, tego uczą na religii. Cnotą jest za to poświęcenie. Jesteśmy wychowywane do poświęcania się: dla rodziców, dla rodzeństwa, dla męża, dla dzieci. Przyjemność kobiety jest, tak jak ona, na szarym końcu. Łatwo ją po prostu wykreślić.

Często rozmawiam z seksuolożkami, które mówią, że u polskich kobiet dużym problemem jest, żeby pozwoliły sobie na odczuwanie przyjemności – nie tylko seksualnej. Nie umieją tego robić, bo mają poczucie winy.

W wychowaniu dziewczynek w Polsce w ogóle nie pojawia się taki element jak uczenie, że dziewczynka może poświęcić czas na własną przyjemność. Nie uczy się też eksplorowania swojego ciała, odkrywania tego, co sprawia im przyjemność. Ręce na kołdrze, i tyle.

Kto nam zepsuł seks? Nie tylko Kościół i kapitalizm

A.N.: To poczucie winy dotyczące przyjemności nie dotyczy tylko przyjemności seksualnej. Zarówno kiedyś, jak i dzisiaj, powszechną praktyką, zwłaszcza u kobiet, jest podkreślanie swojego zapracowania, tego, że nie ma się chwili, żeby usiąść, że nie ma się chwili dla siebie. Wychowywano nas w etosie zarobienia, stawiania swojej przyjemności na ostatnim miejscu. To zasługa nie tylko patriarchalnych, ale i kapitalistycznych wzorców oraz przerzucania na kobiety obowiązków związanych z nieodpłatną pracą opiekuńczą.

A czy slut-shaming może być ukryty za pochwałą? Pisało do mnie wiele czytelniczek moich książek, które identyfikowały się z bohaterką, ale zawsze dodawały, że „one by się nie odważyły” albo „nie poszłyby tak daleko”. Niby wyrazy podziwu, ale zawsze z podkreśleniem, że one to są porządne, grzeczne, trzymają się normy.

A.N.: W tych komentarzach jest trochę pochwały i trochę chęci podkreślenia, że chciałabym zrobić coś odważnego, że jeszcze nie mam śmiałości. Na razie kogoś podziwiam i może znajdę odwagę za rok albo później. Granica między takimi uwagami wypływającymi autentycznie z podziwu a slut-shamingiem bywa bardzo cienka.

P.K.: Pokazuje też, jak często się kontrolujemy i cenzurujemy. Chciałybyśmy czegoś, ale boimy się, co ludzie powiedzą. Może dzięki twoim książkom część czytelniczek w końcu nabierze odwagi. To zresztą nie powinno być czymś w kategorii odwagi!

Wydaje mi się, że istnieje dyskurs slut-shamingu pozornie wynikający z troski. Ta troska ma niby wynikać z tego, że adresatka slut-shamingu jest zaburzona, ma problemy psychiczne, potrzebuje pomocy. Używa się wtedy dyskursu terapeutycznego, który ma uprawomocnić zawstydzanie i poniżanie kobiet.

P.K.: Najgorsze, że czasem można się z czymś takim spotkać również w gabinecie profesjonalisty, terapeutki, psychiatry – taki przykład jest w książce. Terapeuta nie powinien absolutnie oceniać czyjegoś życia seksualnego. Jeśli w trakcie terapii slut-shamuje nas ktoś, kto mówi z pozycji autorytetu, to nie mamy jak się obronić.

A.N.: Dyskurs terapeutyczny, dotyczący dobrostanu psychicznego, jest coraz powszechniejszy. I dobrze, ludzie bardziej świadomie myślą o relacjach i emocjach. Ale z drugiej strony niestety często powtarza się w nim, że jeśli umiesz stworzyć zdrową relację, jesteś okej. Jeśli nie jesteś w związku, to coś jest z tobą nie tak, musisz nad sobą pracować.

Taki przekaz trafia do ciebie z wielu stron i nawet jeśli początkowo z tobą nie rezonuje, bo czujesz się dobrze sama, to w końcu bierzesz to do siebie i zaczynasz się zastanawiać, co z tobą nie tak. Bardzo chciałabym, byśmy uznali, że bardzo różne modele życia i różne modele relacyjne są dobre, o ile są dobre dla nas. I zaprzestali wiecznego oceniania wszystkich dookoła. W Polsce wciąż nacisk na jednostkę, by realizowała tradycyjnie uznane wzorce, jest jednak bardzo duży.

P.K.: Czy jesteśmy normalne, normalni? Ludzie ciągle pytają o to Google’a. Jesteś singielką, podjęłaś taką decyzję świadomie, ale mimo wszystko prędzej czy później pod wpływem bombardującego cię z każdej strony przekazu poczujesz się źle ze swoim singielstwem, zaczniesz się kwestionować. Przecież normalni ludzie są w związkach.

A.N.: Kiedy ktoś dotyka tematu twojego zdrowia psychicznego, narzuca narrację o twoim życiu, nie mając o nim pojęcia, na początku nie jesteś w stanie zaznaczyć granic, bo nie wiesz, jak zareagować. Bardzo ciężko się przed takim czymś obronić.

A czy zdarza się slut-shaming w dobrej wierze? Czy seksistowskie zawstydzanie może wypływać z dobrych intencji? Może rodzice czy nauczyciele zwracający uwagę na krótką spódnicę czy makijaż u nastolatki tak naprawdę robią to, bo się o nią martwią?

A.N.: Te rady i uwagi, które wypowiadają matki, faktycznie wynikają z próby ochrony, są wyrażane w dobrej wierze. Tylko znowu, takie uwagi to uczenie dziewczynek, co mają robić, żeby nie spotkać się z przemocą, żeby nie spotkać się z krytyką, nie mieć problemów. Zamiast tego rodzice i nauczyciele mogliby skierować do chłopców komunikat: nie możesz zaczepiać dziewczynek, nie możesz ich wyzywać.

Jak więc uchronić dzieci przed slut-shamingiem? Czego nie mówić? Jak i czy w ogóle egzekwować normy? Co rodzice mogą zrobić, żeby uchronić dziecko?

P.K.: Potrzebny jest wyważony przekaz o tym, że żyjemy w świecie, który jest pełen norm. Można tłumaczyć dziecku, że na ekspresję może sobie pozwolić po lekcjach albo w domu, a szkoła to instytucja, która wymaga podporządkowania się pewnym zasadom. Można też dziecku powiedzieć, że może iść ubrane do szkoły tak, jak chce, ale że powinno się liczyć z konsekwencjami. Im bardziej otwarcie się z dzieckiem rozmawia, tym lepiej, chociaż oczywiście każdy przekaz musi być dostosowany do wieku. Na pewno nie należy po prostu mówić „nie” bez wyjaśniania, co się za tym „nie” kryje.

A jak rozmawiać z dziewczynkami o tym, że grozi im realne niebezpieczeństwo? Niedawno przy okazji zamordowania młodej Brytyjki przez media przetoczyła się dyskusja o tym, czego uczy się dziewczynki i kobiety. Nie wracać do domu w słuchawkach, nie chodzić po nocach, zbliżając się do klatki, mieć przygotowane klucze, i tak dalej. Z jednej strony trudno mi wyobrazić sobie, żeby rodzice pomijali takie komunikaty, żyjemy w kulturze gwałtu i faktycznie może nas spotkać coś złego. Z drugiej strony wspomniane komunikaty podtrzymują taki porządek.

P.K.: Oczywiście, że rodzice powinni objaśniać dziewczynkom, że dopóki świat się nie zmieni, to są narażone na niebezpieczeństwo. Przede wszystkim powinni zadbać o to, żeby nie kierować poczucia winy na dziecko, za to wyjaśniać mu, na czym polega zagrożenie. Trzeba tłumaczyć dziecku, co jest ze światem nie tak, trochę starsze dziewczynki informować, że warto wspierać feministyczne postulaty dotyczące bezpieczeństwa kobiet i walki z kulturą gwałtu. I oczywiście nie zapominajmy o edukacji synów! Mówmy im o równości, konsensualności!

Najseksowniejsza w łóżku jest zgoda

A.N.: Ale z drugiej strony ważne, żeby komunikat był dobrany do wieku dziewczynki. Lepiej nie kierować do dziecka przekazów, które je przerażą, będą zbyt obrazowe. Straszenie gwałtem, morderstwem, zbyt mocnymi i sugestywnymi obrazami przemocy na pewno nie pomoże. Nie idźmy też w przekaz, że cały świat jest zły i na każdym rogu czeka na nas niebezpieczeństwo, bo w ten sposób możemy zaszczepić w młodej osobie ogromnie dużo lęku, z którym będzie szła przez życie. Ale uświadamiajmy, że pewne rzeczy mogą się potencjalnie zdarzyć i przemoc nigdy nie jest winą ofiary.

P.K.: Nasi rodzice nie wiedzieli do końca, jak tłumaczyć nam takie rzeczy, nie mówili wprost o gwałcie, mówili po prostu, żeby nie wracać po nocach. Ale mimo wszystko taka jest rzeczywistość, że faktycznie i realnie mieli na myśli gwałt. W pewnym momencie rodzice muszą w końcu użyć tych słów, otwarcie mówić o seksualności i przemocy z nią związanej. Jeśli pokażemy dzieciom, że nie traktujemy seksu jako tabu, to będą też bardziej odporne na slut-shaming, bo nie da się ich wtedy tak łatwo zawstydzić seksem.

***
Paulina Klepacz – feministka i dziennikarka. Redaktorka prowadząca Glamour.pl, współzałożycielka feministyczno-erotycznego magazynu „G’rls ROOM”. Tworzy podcast „SamoMIŁOŚĆ” o masturbacji oraz pozytywnym podejściu do cielesności i seksualności. Jest współautorką książek, m.in. Sexy zaczyna się w głowie czy Cipkonotes, jak i autorką powieści Daj mi więcej.

Aleksandra Nowak – feministka, dziennikarka, redaktorka. Współtwórczyni feministyczno-erotycznego magazynu „G’rls ROOM”. Współpracuje z różnorodnymi mediami i instytucjami kultury, podejmując przede wszystkim tematy związane z seksualnością oraz twórczością kobiet.

Książka Pauliny Klepacz, Aleksandry Nowak i Kamili Raczyńskiej-Chomyn Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu ukazała się w kwietniu 2021 r. nakładem wydawnictwa Czarna Owca.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joanna Jędrusik
Joanna Jędrusik
Kulturoznawczyni, napisała „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”
Kulturoznawczyni, przez lata na etacie w korpo. Prowadzi fanpejdż Swipe me to the end of love. Lubi Balzaca i gry komputerowe. Autorka książek „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij