Adam Michnik jest jedną z postaci, które najsilniej odcisnęły piętno na ostatnich kilkudziesięciu latach polskiej historii. W Stanach, Wielkiej Brytanii czy Francji postać tego formatu doczekałaby się kilku biografii. W Polsce do tej pory dostępna była jedna, i to autorstwa Francuza – Cyrila Bouyeure’a. Teraz na rynku ukazuje się druga, napisana przez Romana Graczyka, byłego dziennikarza „Gazety Wyborczej”, dziś piszącego dla prawicowych mediów, zatytułowana „Demiurg”. I niestety trzeba powiedzieć, że książka jest raczej rozczarowaniem.
Dlaczego? Dlatego że Graczyk, pisząc o Michniku, dokonuje strategicznie złych wyborów. Zadaje tej niezwykłej biografii pytania, które są dziś kompletnie nieinteresujące, te interesujące zadaje w nieodpowiedni sposób, najważniejszych zaś nie zadaje wcale. Dość powiedzieć, że w książce praktycznie w ogóle nie pojawia się temat transformacji społeczno-ekonomicznej lat 90., a podobnych ślepych plam jest więcej.
Wokół czarnej legendy
Tytuł książki, Demiurg, nawiązuje do ciągle żywej na prawicy czarnej legendy Michnika jako wszechmocnego gracza polskiej polityki po roku 1989, który za pomocą swojej gazety – „Ministerstwa Prawdy III RP” – kreuje i niszczy autorytety, wynosi do władzy i obala rządy, we wszystkich swoich politycznych manewrach chroniąc postkomunistów i grając na marginalizację patriotycznej prawicy. Michnik bowiem prawdziwej – patriotycznej, narodowej, katolickiej – Polski nie zna, nie rozumie, boi się jej, a najpewniej i nienawidzi – w tym ostatnim argumencie pobrzmiewa stary, endecki antysemicki stereotyp, o Żydzie, który nawet jeśli przyjmuje polską kulturę, to po to, by ją wykorzenić i zniszczyć.
W czarnej legendzie Michnik prowadzi przy tym tę grę – w odróżnieniu na przykład od Jarosława Kaczyńskiego – w sposób brudny i nieuczciwy. Kłamie, manipuluje, zakłamuje rzeczywistość, cynicznie rozgrywa moralne oburzenie, politycznie uwodzi i wykorzystuje kolejne osoby. Czarna legenda ma jednak happy end: Michnik przegrał, czego najlepszym symbolem jest prawicowo-populistyczny zwrot ostatnich prawie już sześciu lat.
Graczyk nie pisze swojej biografii w kluczu tej czarnej legendy, ale nieustannie się do niej odnosi. Raz broni przed nią bohatera swojej książki – choć ta czarna legenda nie jest czymś, co na poważną polemikę by zasługiwało – innym razem przerywa narrację, by umieścić w niej wyjęte z czarnej legendy wrzutki. Trudno powiedzieć, do czego są mu one potrzebne, książce z pewnością nie służą, choć być może pomagają się jej uwiarygodnić przed twardą, prawicową publicznością, do której Graczyk zwraca się w ostatnich latach.
Przykłady? Demiurg bardzo oszczędnie gospodaruje informacjami o życiu prywatnym bohatera. Graczyk raczej sygnalizuje, że było ono barwne i burzliwe, niż dostarcza szczegółów. Od czasu do czasu wrzuca jednak szczegół, który ma przedstawić Michnika negatywnie w oczach czytelników. Na przykład relację rozżalonego działacza opozycji o tym, jak Michnik go instrumentalnie potraktował, a potem o nim zapomniał. Albo skargę, że nie odkłonił się starej znajomej, czy opowieść córki znanych opozycjonistów o tym, jak Michnik nachalnie podrywał ją jako nastolatkę na domówce kilka dekad temu. Na końcu książki nagle pojawia się – oparta na dwóch anonimowych źródłach – plotka o tym, że Michnik został niedawno ojcem dziecka spoza formalnego związku.
Gdy Graczyk przechodzi do podsumowań drogi Michnika, dopuszcza do głosu bez komentarza postaci posługujące się najbardziej bezrefleksyjną wersją czarnej legendy. Danuta Skóra mówi na stronach Demiurga: „Michnik chciałby taką Polskę, która istnieje może w marzeniach jakiejś garstki jego zwolenników, ale nie w sercach większości Polaków. Tej Polski nie ma w rzeczywistości i wydaje mi się, że nie może jej być, bo to jest Polska odcięta od naszych korzeni, szczególnie katolicyzmu. […] Polska jest wielka, mocna i niezależna i nawet Adamowi Michnikowi nie udało się jej przerobić na swoją modłę. Ciągle spotykam młodych ludzi, którzy już nie czytali «Wyborczej» i dla nich nie jest to już żaden punkt odniesienia”.
W podobne tony uderza Bronisław Wildstein: „Gdy myślę o nim, widzę osamotnienie starego człowieka. On wszystko przegrał. […] nawet «Gazeta» w rzeczywistości nie jest już jego, lecz została skolonizowana przez «Krytykę Polityczną»”. Przekonanie, że „Krytyka Polityczna” skolonizowała „Gazetę”, że Czerska rządzona jest faktycznie z Jasnej, Wildstein powtarza w Demiurgu aż dwukrotnie, co każdemu, kto regularnie czyta nas i „Wyborczą”, musi wydać się opinią dość zabawną.
Biografia ślepa na transformację
Narracja Demiurga nie spełnia przy tym obietnicy zawartej w tytule. Nie widzimy wszechmocnego demiurga, lepiącego polską politykę jak rzeźbiarz glinę. Widzimy bardzo utalentowanego polityka, pisarza politycznego i redaktora, który jednak często się w swoich politycznych kalkulacjach myli, popełnia błędy, nie jest w stanie pokierować rzeczywistością w pożądanym przez siebie kierunku.
Gdy Graczyk nie trzyma się czarnej legendy Michnika, zdarza mu się pisać ciekawie – o co nietrudno w wypadku tak interesującej postaci. O ile przedstawiona w Demiurgu historia Michnika do końca lat 70. raczej nie przynosi żadnych nowych faktów i ich interpretacji – czytelniczka orientująca się w historii opozycji przedsierpniowej nie dowie się niczego odkrywczego – to ciekawiej robi się, gdy Graczyk opisuje lata 80. Udaje mu się sprawnie zarysować mapę sojuszy i konfliktów w obozie demokratycznej opozycji, często zaskakującą z punktu widzenia tego, jak relacje między poszczególnymi aktorami i środowiskami ułożyły się po roku 1989.
Michnik: Będę wydawał „Wyborczą” w podziemiu [rozmowa Sierakowskiego]
czytaj także
Często jednak autor widzi drzewa, ale nie widzi lasu. Dokumentuje kolejne szczegóły z życia swojego bohatera, analizuje jego polityczne decyzje i najważniejsze teksty, a jednocześnie w zasadzie nie dostrzega tego, co w historii Michnika i jego środowiska najciekawsze: ewolucji od rewizjonistycznego marksizmu i humanistycznego socjalizmu na pozycje, które po roku 1989 nie tylko pozwalają mu zaakceptować neoliberalną transformację, ale także uodparniają na lewicowe krytyki globalnego porządku, jaki wyłania się na świecie po upadku ZSRR, wraz z globalizacją, deregulacją i finansjalizacją kolejnych gospodarek. Droga w to miejsce wiedzie przez zbliżenie się do środowisk Kościoła otwartego w latach 70. i stworzenie nowego, już zupełnie niemarksistowskiego języka opisu rzeczywistości społecznej. Skupionego na artykulacji moralnego sprzeciwu, niematerialistycznej analizie społeczeństwa w kategoriach układów sił i interesów. Formułującego własną, oryginalną teorię samoorganizacji społecznej.
O tej ideowej drodze Michnika i jego środowiska pisali autorzy wychodzący z tak różnych pozycji jak Dariusz Gawin (Wielki zwrot) i Michał Siermiński (Dekada przełomu). Graczyka – poza Kościołem, lewicą, dialogiem – ta droga interesuje w bardzo niewielkim stopniu. Oczywiście, biografia to nie historia idei. W Demiurgu pogłębionego ideowego i politycznego tła często wyraźnie brakuje.
Michnik ma swoje miejsce w historii Polski jako dysydent, który przyczynił się do demontażu komunizmu, co przyniosło nie tylko demokrację i społeczeństwo obywatelskie, ale także rynkowe przekształcenia, tworzenie się nowych hierarchii i klas społecznych, bogacenie się społeczeństwa jako całości, a jednocześnie pauperyzację całych grup społecznych. Wszystkie te procesy – w ich najbardziej gwałtownej, często brutalnej formie – składają się na obraz dekady, gdy wpływ Michnika na polską sferę publiczną jest największy w historii.
Dobra biografia powinna podjąć ten temat, spróbować zadać pytania o linię „Gazety” wobec transformacji i jej kosztów. Ciekawie byłoby też bliżej poznać społeczny skład publiczności, do której w latach 90. Michnik skutecznie przemawiał. Na przykład to, w jakiej mierze tworzy ją liberalna inteligencja, sama wcale nie zawsze korzystająca z sukcesów transformacji, a w jakiej nowa, kształtująca się dzięki rynkowi i inwestycjom zagranicznym wyższa klasa średnia.
Dla Graczyka tymczasem polska transformacja w ogóle nie wydaje się problemem, o który warto by się było z Michnikiem spierać. O Balcerowiczu autor Demiurga pisze z uznaniem: „Cokolwiek by powiedzieć o społecznych kosztach jego planu, pozwolił on Polsce już po czterech latach wejść na ścieżkę szybkiego wzrostu […]. Jeżeli Mazowiecki, budując swój rząd, uparcie powtarzał, że poszukuje na swoje stanowisko ministra finansów «polskiego Erharda», to w osobie Balcerowicza go znalazł”.
Jedyne, co Graczykowi wydaje się przeszkadzać w Balcerowiczu, to fakt, że nie jest on dość kościelny: „Byli też tacy, którzy opowiadali o Balcerowiczu następującą anegdotę: na pytanie «co to jest Kościół?» […] odpowiadał «miejsce, w którym modlą się ludzie». Nie był bowiem Leszek Balcerowicz ani myślicielem katolickim, ani nawet specjalnym amatorem historii narodowej – tak przecież splecionej z dziejami Kościoła”.
Balcerowicz musiał zostać, bo tak chcieli Amerykanie. Antoni Dudek o polskim skoku w kapitalizm
czytaj także
Na polu skończonej bitwy
Narracją Demiurga rządzą dwie wielkie pretensje do bohatera i jego środowiska. O co? Po pierwsze o stosunek Michnika i „Gazety” do rozliczeń z PRL i lustracji. Tych pretensji Graczyk nigdy nie potrafi przekonująco uzasadnić. Nie przemawia do mnie zupełnie, gdy pisze rzeczy typu: „«Gazeta Wyborcza» przez lata systematycznie relatywizowała oceny komunizmu, zaś ze sprzeciwu wobec jakiejkolwiek formy lustracji uczyniła nieledwie dogmat wiary. Gdyby ktoś powiedział 8 maja 1989 roku, w dniu ukazania się jej pierwszego numeru, że to pismo […] przejdzie w tych sprawach na pozycje tak ekscentryczne, zostałby okrzyknięty fantastą i śledziennikiem. A jednak tak się stało. Przy wszystkich zasługach gazety Adama Michnika dla budowy demokratycznego porządku nie sposób zaprzeczyć, że […] budowała ona ten porządek na grząskim gruncie. […] Adam Michnik walnie przyczynił się do tego, że aksjologiczne fundamenty wolnej Polski są rozmyte”.
Jeśli coś tu jest jednak z mojej perspektywy „ekscentryczne”, to nie stanowisko „Gazety”, ale autora Demiurga. Przed Polską po 1989 roku stało wiele wyzwań: wyjście z długu i kryzysu, budowa nowych instytucji politycznych, zakorzenienie w zachodnim porządku geopolitycznym. Ostatnie, czego kraj potrzebował, to zimna wojna domowa wokół historycznych rozliczeń – a do tego sprowadzałoby się budowanie twardych „aksjologicznych fundamentów” wolnej Polski na kryminalizacji PRL i ludzi zaangażowanych w tamten system. Do powodzenia projektu III RP konieczne było to, by kilka lub kilkanaście milionów Polaków na różne sposoby utożsamiających się z PRL nie czuło się w nowym państwie obywatelami drugiej kategorii, by znajdowało w nim przestrzeń do ekspresji własnych interesów i tożsamości, by nie kwestionowało głównych kierunków transformacji, zwłaszcza w wymiarze polityki bezpieczeństwa i integracji europejskiej.
czytaj także
Panika moralna, jaką wokół postkomunistów i postkomunistycznych układów roztaczała w III RP postsolidarnościowa prawica, okazywała się niemal zawsze komicznie wręcz przesadzona. Rządy postkomunistyczne nie były mniej kompetentne czy bardziej skorumpowane niż te postsolidarnościowe. Nigdy nie zakwestionowały czołowych punktów polskiej racji stanu po 1989 roku. Do NATO wprowadził Polskę solidarnościowy premier Buzek i postkomunistyczny prezydent Kwaśniewski. Do Unii Europejskiej Kwaśniewski z premierem Millerem. Na SLD z czasów świetności głosowała Polska dziś głosująca na PiS. Sojusz potrafił włączyć w modernizacyjną, prounijną, atlantycką koalicję siły społeczne, które inaczej mogłyby zagospodarować kolejne klony Tymińskiego. W kwestii rozliczeń z komunizmem Michnik miał po prostu rację – Graczyk nie potrafi przekonująco pokazać, by mogło być inaczej.
Podobnie autorowi nie udaje się uzasadnić wybrzmiewającego w wielu miejscach książki przekonania o lustracji jako potrzebnym Polsce wielkim oczyszczeniu moralnym, które Michnik niesłusznie i niezrozumiale blokował. Uznaję konieczność sensownego otwarcia archiwów służb PRL, przykład oficerów SB zaangażowanych w podejrzane interesy na styku Kościoła katolickiego i komisji majątkowej sugeruje, że pozbawione kontroli opinii publicznej akta służb mogą zrobić sporo złego. Z drugiej strony, żadna z wielkich spraw lustracyjnych nie przyniosła „moralnego oczyszczenia”. Wiele z nich – mimo prawomocnych wyroków sądów lustracyjnych i nie tylko – ciągle toczy się przed trybunałem opinii publicznej. Większość głośnych przypadków ujawnionych „agentów” to historie ludzi zaszczutych przez komunistyczny system, złamanych przez służby stosujące metody, jakich państwo wobec swoich obywateli stosować nie powinno.
Lustracja zmuszała ofiary komunizmu do tłumaczenia się ze swoich często dramatycznych wyborów przed obywatelami demokracji liberalnej, którzy nie muszą – i, miejmy nadzieję, nigdy nie będą musieli – mierzyć się z podobną przemocą państwa, jaka była normą w PRL. Rozumiem, że to może być mniejsze zło niż zamknięcie akt, ale żadnego moralnego oczyszczenia nie potrafię w tym dostrzec. Raz jeszcze wychodzi, że to raczej Michnik miał rację.
Przy tym zarówno lustracja, jak i dekomunizacja to kwestie tak naprawdę politycznie martwe. PiS posługuje się dyskursem walki z postkomunistycznym układem, ale układ ten nie ma w niej już nic wspólnego z jakkolwiek sensownie zdefiniowanym postkomunizmem: „późny postkomunizm”, tak często przywoływany w dokumentach programowych PiS, to tak naprawdę liberalna demokracja, którą rządzący chcieliby zastąpić narodową.
Fakt, że Graczyk poświęca kwestiom lustracyjno-dekomunizacyjnym tak wiele czasu i energii, nadaje Demiurgowi aurę pamiątki przeszłości, książki radykalnie spóźnionej, która wyjść powinna gdzieś w 2002 roku. Graczyk, ciągle prowadząc pełne wyraźnej pasji polemiki, przypomina rycerza, który tnie powietrze mieczem na polu zakończonej lata temu bitwy, która być może od początku nie miała sensu.
Kto tu nie rozumie Polski?
O wiele ciekawsza jest kwestia stosunku Michnika do Kościoła. W jakimś sensie ciągle żyjemy w cieniu Kościoła, lewicy, dialogu i wyborów, jakie Adam Michnik i jego środowisko dokonali pod wpływem tej książki. Jak ważny, intelektualnie zapładniający to temat, pokazała choćby dyskusja po wywiadzie Michnika z Dominiką Wielowieyską. Spór o Kościół, o to, czy można sobie wyobrazić Polskę świecką, postreligijną, podobną bardziej do współczesnych społeczeństw Zachodu niż do marzeń prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II, dzieli dziś w Polsce lewicową i liberalną inteligencję.
Często podział ten układa się wzdłuż pokoleniowych linii – pokolenie obecnych czterdziestolatków i młodsze nie zawsze rozumie, po co lewicy laickiej w ogóle był sojusz z Kościołem otwartym. Ci, którzy doceniają jego historyczny sens, są przy tym przekonani, że dziś rzeczywistość i społeczeństwo zmieniły się na tyle głęboko, że Polska potrzebuje zupełnie nowej umowy społecznej z Kościołem.
Nie da się zjeść wafla i mieć wafla, czyli jak dokonałam apostazji i dlaczego was też namawiam
czytaj także
Czy osoby zainteresowane tą dyskusją, lepszym zrekonstruowaniem stanowiska tak ważnej dla niej postaci jak Michnik znajdą w Demiurgu wartościowe inspiracje? Nie powiedziałbym. Narrację wokół relacji Michnika i „Gazety” z Kościołem organizuje bowiem szybko męczący ton pretensji. Nie do samego Michnika – Graczyk przyznaje, że naczelny „Wyborczej” docenia rolę Kościoła i nie formułuje radykalnych żądań – ale prowadzonego przez niego dziennika, który przesunął się w optyce autora Demiurga na pozycje wrogie Kościołowi. Kiedyś „Gazeta” potrafiła dodać do wydania świątecznego torebkę z siankiem na Wigilię, obecnie „podobny gest jest w ogóle nie do pomyślenia. Dziś «Gazeta» mniej interesuje się polską tradycją, a w każdym razie nie traktuje jej jako konstytutywnej dla naszej teraźniejszości, jeśli zajmuje się katolicyzmem Polaków, to głównie jako swojego rodzaju atawizmem, obręczą, która więzi wolność i uniemożliwia twórczość”.
Podobnych żalów pada w książce więcej. Stoi za nimi chyba autentyczne zdziwienie Graczyka, że ktoś swoją polskość może przeżywać w oderwaniu, a nawet kontrze do Kościoła katolickiego, że możliwa jest polska kultura w formie niekonfesyjnej, a przynajmniej nieuczepionej katolickiej tradycji. Otóż może i dla coraz większej grupy współczesnych Polek i Polaków stosowany przez Graczyka dyskurs – zarzucający niekatolikom czy katolikom domagającym się rewizji umowy społecznej państwo–Kościół wykorzenienie z polskości – wydaje się zwyczajnie obraźliwy i wykluczający.
Szanujcie nasze uczucia, bracia i siostry. Wasze intymne chwile z Bogiem dużo nas kosztują
czytaj także
Wszystkie te stwierdzenia o zroście Polski, polskiej historii i tożsamości z katolicyzmem, jakich pełna jest książka, sprawiają wrażenie zaklinania rzeczywistości przez konserwatywnego inteligenta, który nie rozumie polskiego społeczeństwa tworzącego się właśnie na jego oczach. Książka wychodzi chwilę po wielkich jesiennych strajkach kobiet, gdzie po raz pierwszy po 1989 roku społeczeństwo – zwłaszcza jego młodsza i kobieca część – tak wyraźnie powiedziało na ulicy, że dotychczasowa umowa społeczeństwo–Kościół katolicki wymaga wielkiej renegocjacji.
Cała kościelna narracja książki, pretensje, jakie Graczyk kieruje w niej do „Gazety”, pokazują, że konserwatywne środowisko – tak chętnie sięgające po zarzut wykorzenienia i niezrozumienia Polski wobec liberałów i lewicy – samo kompletnie nie rozumie tego, co zaszło w Polsce w ostatnich latach.
Daleko od Wygnańca
Jeśli jesteśmy przy protestach kobiet, to warto odnotować, że w ogóle kwestia kobiet w życiu i środowiskach Michnika – demokratycznej opozycji lat 70., podziemiu solidarnościowym, „Gazecie” – pozostaje praktycznie nieruszona i niepodjęta. I to zarówno na poziomie mikro – osobistych relacji w środowisku – jak i makro. Na tym ostatnim trudno uczciwie pisać o spotkaniu lewicy laickiej z Kościołem, nie wspominając o tym, jaką cenę kobiety za to ostatecznie zapłaciły w postaci restrykcyjnej ustawy aborcyjnej z 1993 roku, cofającej względnie progresywne ustawodawstwo z czasów Polski Ludowej. Ten problem w ogóle w Demiurgu nie istnieje.
czytaj także
Ogólnie rzecz biorąc, wielkie konflikty i przemiany z lat 90., w których centrum znajdował się Michnik i „Gazeta”, giną w narracji Graczyka przesłonięte przez jałowe rozważania o lustracji i skargi na skręt dziennika w lewo w kwestiach obyczajowo-światopoglądowych.
Z części po roku 1989 najbardziej bronią się fragmenty, w których autor opisuje spory z Michnikiem i kierownictwem „Gazety” takich dziennikarzy, jak Roman Kurkiewicz, Artur Domosławski, Grzegorz Sroczyński czy Rafał Kalukin. Tu wreszcie pojawia się jakaś krytyka Michnika, która zasługuje na poważną polemikę, wchodzimy w szalenie ciekawy temat pokoleniowych i politycznych podziałów wśród współczesnej liberalnej i lewicowej inteligencji. Obok analiz polityki podziemia lat 80. to najbardziej wartościowa część Demiurga.
Biografia Michnika wychodzi w tym samym momencie co Wygnaniec, biografia Baumana autorstwa Artura Domosławskiego. Czytałem te książki jedną po drugiej i na tle znakomitej biografii Baumana bardzo wyraźnie widać słabości Demiurga. Domosławskiemu udało się pokazać swojego bohatera na tle jego środowiska, przez biografię powiedzieć coś nowego i istotnego o polskiej historii: relacjach polsko-żydowskich, zaangażowaniu inteligencji w komunizm, transformacji, nowym antykomunizmie, jaki zaczął się tworzyć gdzieś w połowie pierwszej dekady XXI wieku. Graczykowi w Demiurgu nie udaje się podobna sztuka. Otrzymujemy książkę, która jest przede wszystkim połączeniem kompilacji dostępnej wcześniej wiedzy ze środowiskowymi obsesjami, często mocno już zwietrzałymi.
czytaj także
Oczywiście, domyślam się, że biografia Michnika, którą ja bym chciał przeczytać, na łamach pism, gdzie publikuje dziś Graczyk, uznana zostałaby za środowiskową, obsesyjnie skupioną na nieistotnych kwestiach, wreszcie pomijającą najważniejsze pytania, jakie postaci i biografii Michnika należałoby zadać. Być może Michnik ciągle jest tak polaryzującą postacią, że na biografię, którą dałoby się odczytać poza obecną polaryzacją, przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.
*
Roman Graczyk, Demiurg. Biografia Adama Michnika, Zona Zero 2021