„Jedynie związek mężczyzny i kobiety, w którym płodna miłość oparta jest na komplementarności płci, stanowi właściwe środowisko do zrodzenia i wychowania dzieci, a przez to fundament zdrowego społeczeństwa” – zaraz, już ktoś tak kiedyś mówił. Prof. Jacek Leociak o książce Joanny Ostrowskiej „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej”.
W niemieckim kodeksie karnym z 1871 roku paragraf 175 definiował homoseksualizm jako „nierząd przeciwny naturze, popełniony przez osoby płci męskiej pomiędzy sobą albo przez ludzi ze zwierzętami”. Groziło za to więzienie, a także utrata praw obywatelskich. Nazistowskie władze w 1935 roku rozszerzyły treść paragrafu 175, teraz karalne było już każde zachowanie o podtekście seksualnym, nie tylko stosunki seksualne. Wzajemna masturbacja była karana jako czyn lubieżny, ciężkie więzienie groziło za homoseksualne relacje z osobą przed 21. rokiem życia. Wzmacniało to fałszywe przekonanie o tożsamości homoseksualizmu z pedofilią i kreowało diaboliczny wizerunek dojrzałych uwodzicieli deprawujących dzieci i młodzież. Teraz można było ścigać mężczyzn podejrzanych nawet o całkowicie niewinny kontakt cielesny.
Dla zdrowia narodu
W paragrafie 175 skupia się jak w soczewce utkany z fantazmatów obraz homoseksualizmu i homoseksualisty, mocno zakorzeniony w chrześcijańskiej Europie. To przede wszystkim dewiacja, wynaturzenie, patologia zagrażająca podstawom ładu społecznego, moralności publicznej i rodzinie. O tym zagrożeniu mówi się językiem Kodeksu karnego (przestępstwo), medycyny (zboczenie), moralności (zgorszenie), religii (grzech). Z tym zagrożeniem należy walczyć: piętnować je, penalizować, izolować, wykluczać. Innymi słowy: nadzorować i karać.
czytaj także
Homoseksualiści w III Rzeszy znaleźli się w polu rażenia dwóch zbrodniczych dyskursów: rasistowskiego i medyczno-epidemiologicznego. Lech M. Nijakowski w książce Rozkosz zemsty wskazuje na dwa typy nazistowskiego dyskursu rasowego. Jeden jest skierowany do wewnątrz i nastawiony na eliminację elementów heterogenicznych, pozbycie się różnego rodzaju „obcych ciał” w imię zachowania czystości rasy. Chodzi tu o „obcość” zboczeńców, dewiantów i chorych psychicznie; o upośledzonych i obciążonych chorobami genetycznymi; o niepełnosprawnych, aspołecznych, Świadków Jehowy, wreszcie — o homoseksualistów.
Drugi rodzaj skierowany jest na zewnątrz i realizuje projekt socjobiologicznej odnowy Niemiec: bezwzględna walka ze śmiertelnym zagrożeniem ze strony Żydów. Dyskurs medyczno-epidemiologiczny definiuje ofiary jako zagrożenie biologiczne, łącząc w narracji wytypowane grupy społeczne z chorobami i pasożytami. Zagrożeniem dla zdrowej tkanki narodu okazali się także homoseksualiści, o których mówi się, że są niezdolni do prokreacji, więc osłabiający wspólnotę narodową; deprawujący małoletnich, czyli przyszłość narodu; stanowiący permanentne zagrożenie dla „czystej niemieckości”; tworzący zdegenerowane spiskowe subkultury; wydzielający z siebie zabójcze toksyny, które rozprzestrzeniają się niczym zaraza.
Niepokojąca aktualność
Książka Joanny Ostrowskiej Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej, podobnie jak poprzednia »Mój Führerze«. Ofiary przymusowej sterylizacji na Dolnym Śląsku w latach 1934–44 (napisana wspólnie z Kamilą Uzarczyk) nabiera dramatycznej aktualności w dzisiejszej, brunatniejącej Polsce. Ta aktualność powinna być głęboko zawstydzająca dla promotorów kampanii przeciwko środowisku LGBTQ+, czyli dla homofonicznego państwa PiS oraz Kościoła, pokrywającego swą homofobię faryzejskimi deklaracjami o „miłości bliźniego”. Powinna, ale czy jest?
Posłuchajmy: „Jedynie związek mężczyzny i kobiety, w którym płodna miłość oparta jest na komplementarności płci, stanowi właściwe środowisko do zrodzenia i wychowania dzieci, a przez to fundament zdrowego społeczeństwa”. Dalej: „Konieczne jest tworzenie poradni (również z pomocą Kościoła, czy też przy jego strukturach) służących pomocą osobom pragnącym odzyskać zdrowie seksualne i naturalną orientację płciową”. I jeszcze dalej: „Same w sobie [homoseksualne] skłonności nie powodują zaciągnięcia winy moralnej. Natomiast jednoznacznie negatywnie jest oceniana ich wewnętrzna akceptacja, ich rozbudzanie w sobie, ich rozpowszechnianie oraz zachowania stanowiące uległość wobec tych skłonności, czyli akty homoseksualne i tak zwana zmiana płci”.
czytaj także
To nie są cytaty z książki Joanny Ostrowskiej, lecz fragmenty tzw. Stanowiska Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+, przyjętego 29 sierpnia 2020 roku na Jasnej Górze. Homoseksualizm jest według Kościoła grzechem, czymś moralnie złym. Homoseksualista nie zostanie zbawiony. Jest przed nimi tylko jedna szansa: uznanie swojej grzeszności – spowiedź – pokuta i gorąca modlitwa. Homoseksualizm jest również zboczeniem, czymś, co jest przeciwne „naturze”, „normalności”, „zdrowiu”. Homoseksualistów trzeba leczyć w specjalnych kościelnych poradniach.
Z licznych wystąpień prominentnych hierarchów, tych ziemskich administratorów Mistycznego Ciała Chrystusa, dowiadujemy się, że homoseksualizm jest także rozprzestrzeniającą się po całym świecie i po ojczyźnie św. Jana Pawła II śmiertelnie groźną „tęczową zarazą”, która zagraża tysiącletnim chrześcijańskim fundamentom naszej kultury, podstawom bytu narodu i rodzinie. „Tęczowa zaraza” jest jednym z najstraszniejszych przejawów „cywilizacji śmierci”, obok „mordowania dzieci nienarodzonych”. Przed tą zarazą bronią nas nie tylko epidemiolodzy z Episkopatu, lecz także uzbrojeni w różańce i krzyże Żołnierze Chrystusa − ci, których różańce wykonane są ze stalowych kulek i spadochronowej linki, noszą koszulki z napisem Armia Boga, nazywają się też Siłami Specjalnymi św. Michała Archanioła.
Kto wie, czy w jakimś następnym „stanowisku” Kościół nie będzie postulował wprowadzenia do polskiego Kodeksu karnego odpowiednika paragrafu 175. Kodeks karny nie został jeszcze zmieniony, co innego jednak z religią w szkole. Chodzi mi o program nauczania religii w szkołach ponadgimnazjalnych pod wdzięcznym tytułem „Żyć, aby wierzyć i kochać” z 2017 roku. Kochać uczy ten program tylko wybrane, karne i podporządkowane pasterzom owieczki. Owieczki czarne, z homoseksualistami na czele − pójdą w ogień piekielny, tam gdzie płacz i zgrzytanie zębów.
W bloku tematycznym nr 32 pojawia się intrygujące pytanie: „Czy homoseksualista może być zbawiony?”. Uczeń musi znać „teksty biblijne dotyczące aktów homoseksualnych”, wymienić „zagrożenia dla zdrowia związane ze współżyciem homoseksualnym”. Uczeń nie może mieć problemów z określeniem „współżycia homoseksualnego jako przeciwnego naturze”, będzie też umiał uzasadnić, „dlaczego akt homoseksualny jest grzechem”. I oczywiście powinien wyrażać „sprzeciw wobec propagowania homoseksualnych wzorców zachowań”.
Katecheta zgodnie z podręcznikiem ma wbijać w głowę nastolatkom, że „zagrożeniami dla współczesnej rodziny” są „związki homoseksualne” i „adopcja dzieci przez pary homoseksualne”.
Bp Zawitkowski Józef (pseudonim artystyczny ks. Tymoteusz) jest autorem słynnej pieśni eucharystycznej „Panie dobry jak chleb”. Wierni śpiewają: „Bo Tyś do końca nas umiłował, do końca nas umiłował”. Może rzeczywiście „do końca”, ale na pewno nie w równym stopniu wszystkich. Na pewno nie lesbijki, gejów i tych wszystkich bezwstydnych, wynaturzonych, zboczonych z LGBT.
Ten sam Zawitkowski grzmiał 30 kwietnia 2019 roku na łamach katolicko-narodowego „Naszego Dziennika”: „Chryste królujący krzyżem nad Warszawą z Zygmuntowej kolumny. Królu z mieczem, co broni Warszawy i dobro od zła oddziela, komuś Ty dał władzę nad Warszawą? Roztrzaskaj glinianych idoli LGBT, co po ludzku grzeszyć nie potrafią. Nie wstydzisz się, Warszawko? Nie! To Ty już wstydu nie masz! […] Matko Wincento Jaroszewska, coś powiedziała prostytutkom: Nie wstanę z kolan, póki nie stanie się tu spokój! Powiedz to lesbijkom i gejom: Na kolana! I do spowiedzi! […] Jak mi Cię żal, Warszawo! Ty moja dumna Pani, dziś zachowujesz się jak głupia panna, której brakło oleju. Wiosenne LGBT! Wy nawet grzeszyć normalnie nie potraficie, pachniecie tylko bezwstydem!”.
To ważne słowa. Świadczą one o mentalnej ciągłości między latami, o których traktuje książka Joanny Ostrowskiej, a Polską rządzoną przez PiS i Kościół.
Przywrócić ludziom imiona
W latach 1933–1945 w obozach koncentracyjnych więziono od 10 do 15 tysięcy mężczyzn skazanych na mocy paragrafu 175. O wiele więcej doświadczało prześladowań, przechodziło gehennę śledztw, upokarzających przesłuchań, społecznego ostracyzmu i pogardy. Joanna Ostrowska podaje, że „według najnowszych badań w kompleksie obozowym Auschwitz-Birkenau-Monowitz przetrzymywano stu trzydziestu dziewięciu więźniów różnych narodowości skazanych na mocy paragrafu 175. Ta liczba zmienia się z roku na roku. Nazwisk przybywa. Także polskich. Spośród tych osób na pewno przeżyły tylko trzydzieści trzy. O dwudziestu czterech nie wiemy nic. Ponad połowa zginęła w trakcie odbywania kary w różnych obozach”.
czytaj także
Czy to za mało, by warto było te ofiary upamiętniać? Pracownicy Muzeum Auschwitz-Birkenau tłumaczą się brakiem źródeł oraz specyfiką tematu. Już przed 30 laty planowano włączyć sprawę ofiar homoseksualnych do ekspozycji głównej. Do dziś jednak jedynym elementem ekspozycji stałej wskazującym na to, że w obozie przebywali więźniowie nieheteronormatywni, jest tabela oznaczeń więźniarskich i figurujący tam różowy trójkąt.
Joanna Ostrowska zajmuje się w swojej książce tymi, którymi tak trudno zająć się historykom Zagłady i muzealnikom, o których tak trudno mówić. Ocaleni też nie mówili o swoich doświadczeniach, ukrywali je, bojąc się tego samego ostracyzmu i pogardy, z którymi spotykali się w czasach III Rzeszy. Jedną z najbardziej ponurych konkluzji tej książki jest bowiem to, że w istocie tak mało zmieniło się od czasów nazistowskich. Pozostałości paragrafu 175 zostały całkowicie zniesione dopiero w 1990 roku, w zjednoczonych już Niemczech.
W Polsce po 1945 roku nie było paragrafu penalizującego relacje homoseksualne, ale homoseksualiści stanowili grupę napiętnowaną, zmuszoną do życia w ukryciu, będącą przedmiotem gry służb bezpieczeństwa, rozpracowania i szantażu. Poza tym kanoniczna wersja opowieści o wojnie nie dopuszczała do grona ofiar homoseksualistów. Skazanymi z paragrafu 175 byli w tej narracji wyłącznie Niemcy, ponieważ grzech homoseksualizmu nie mógł ex definitione skalać czystej, polskiej, katolickiej duszy (i ciała). Przemoc grupy dominującej była więc podwójna: homoseksualizm jako godny potępienia grzech oraz jako antynarodowe i antypolskie wynaturzenie, zdrada.
Czymś niezwykle cennym w książce Joanny Ostrowskiej, wręcz ujmującym, jest dążenie, aby tym niewidocznym, niechcianym, niewygodnym, kłopotliwym, skrywanym i zapomnianym ofiarom, zepchniętym gdzieś w mroki tabu religijnego i kulturowego – przywrócić imię i twarz. Trzon jej książki stanowią historie konkretnych ludzi wskazanych z imienia: Józef, Jan, Erlich, Stefan, Helmut, Kurt, Egbert, Josef, Karl, Stanisław. Tak mało o nich wiemy. Historia ich życia jest właściwie nie do odtworzenia. Autorka ma do dyspozycji prawie wyłącznie zeznania składane przez nich w czasie śledztwa, protokoły przesłuchań, akta sądowe. Przekopuje się przez tę dokumentację sporządzoną ręką prześladowców, by wyłowić z niej profile ofiar, dotrzeć do nich, dotknąć ich doświadczenia. To jest podstawowe wyzwanie, które podejmuje w swej książce Joanna Ostrowska: przywrócić ofiarom imię, odsłonić ich twarz.
**
prof. dr hab. Jacek Leociak – historyk literatury, kierownik Zakładu Badań nad Literaturą Zagłady w Instytucie Badań Literackich PAN, członek założyciel Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, redaktor rocznika „Zagłada Żydów. Studia i Materiały”. Opublikował m.in.: Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście (wspólnie z Barbarą Engelking), Doświadczenia graniczne. Studia o dwudziestowiecznych formach reprezentacji, Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów, Spojrzenia na warszawskie getto, Biografie ulic, Młyny boże. Zapiski o Kościele i Zagładzie. Razem z Barbarą Engelking przygotował koncepcję galerii Zagłada w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.