Czytaj dalej

Wiązanka z Auszwicu

W książce Joanny Ostrowskiej dostaje się i zawodowym kustoszom pamięci zbiorowej (jak badacze i muzealnicy specjalizujący się w historii obozów koncentracyjnych), i świadkom (w tym i ofiarom), i wreszcie nam wszystkim, społeczeństwu, które przez kilkadziesiąt lat wypierało „onych” z grona upamiętnianych ofiar – Jacek Dehnel pisze o książce Joanny Ostrowskiej „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

My, pisarze, którzy tworzymy fikcję, mamy więcej swobody w wyłożeniu naszej myśli – możemy pokierować bohaterem czy bohaterką tak, że idealnie spełnią pokładane w nich nadzieje albo kompletnie je zawiodą; dysponujemy pionkami, którymi możemy wesprzeć dowolną właściwie tezę. Pisarze non fiction mają znacznie mniej luksusowe warunki: ogranicza ich to, co przyniosła (i zapisała!) rzeczywistość; nawet domysły są tu podejrzane, a co dopiero, gdyby poważyli się na napisanie czegoś, na co nie mają podkładki z listu, dokumentu, zeznania. Tym bardziej imponuje mi praca autorów i autorek takich jak Joanna Ostrowska, która z ocalonych strzępków historii ułożyła tak konsekwentny, przekonujący i zdyscyplinowany wykład.

W Onych – książce o oskarżonych i skazanych – wszystko, począwszy od tytułu, składa się w niezwykle przemyślany akt oskarżenia, i to dwojaki. Pierwszy jego poziom to kompletnie niezaskakujący akt oskarżenia bezwzględnej machiny nazistowskiego systemu „sprawiedliwości”: pokazuje brutalność, homofobię, wdzieranie się totalitarnego państwa w najintymniejsze sprawy obywateli, niszczenie ludzi aż po fizyczną zagładę.

Drugi, znacznie ciekawszy i nowy, wymierzony jest nie w obcych zbrodniarzy, ale rodzimych strażników wiedzy. Dostaje się tu i zawodowym kustoszom pamięci zbiorowej (jak badacze i muzealnicy specjalizujący się w historii obozów koncentracyjnych), i świadkom (w tym i ofiarom), i wreszcie nam wszystkim, społeczeństwu, które przez kilkadziesiąt lat wypierało „onych” z grona upamiętnianych ofiar.

Kwiaty na śmietniku

Przez kolejne powojenne dekady powstała w Polsce cała biblioteka książek na temat hitlerowskiego systemu obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Na ich tle książka Joanny Ostrowskiej jest właściwie pionierska, co najlepiej dowodzi tego, jak głęboki był proces wymazywania.

Jego wymownym symbolem jest opisana w Onych scena z lata 1989 roku. Do Miejsca Pamięci Auschwitz przyjeżdża były więzień obozu, Karl, skazany z paragrafu 175. To tu, za drutami, poznał niegdyś dwóch Polaków: Zbigniewa i Tadeusza. Wojna ich rozdzieliła. Z muzealnych dokumentów Karl dowiaduje się, że zarówno Zbigniew − człowiek, którego uważa za miłość swojego życia, jak i Tadeusz zmarli w obozowych szpitalach już po wyzwoleniu. Po ponad czterdziestu latach wiadomość stanowi dla niego taki cios, że przerywa podróż i wraca do Niemiec. Pozostali członkowie grupy, z którą przyjechał, „złożyli kilka wiązanek pod ścianą straceń bloku 11. W imieniu Karla kwiaty podpisano: «Dla moich towarzyszy Zbigniewa i Tadeusza». Drugi bukiet udekorowano dedykacją w trzech językach: «Dla naszych homoseksualnych braci, którzy tu zginęli». […] Kilka godzin przed odjazdem grupy niektórzy wrócili pod ścianę, żeby raz jeszcze pomodlić się, i zauważyli, że kwiaty zostały usunięte. Znaleźli je na najbliższym śmietniku”.

W rzeczywistości i Zbigniew, i Tadeusz przeżyli, w dokumentach był błąd. Gdyby ten wycinek historii badano na równi z innymi, zamiast zamiatać go pod dywan, Karl i Zbigniew mogliby się spotkać: „mieli na to aż czternaście lat” – jak dodaje gorzko autorka.

Kwiaty na śmietniku to zatem symbol, ale za symbolem idzie również konkret. Wyparcie z pamięci przekłada się na zupełnie niesymboliczne sprawy, na realne ludzkie dramaty.

Wymazywanie

Zestaw informacji o Onych stale się powtarza: byli to homoseksualiści, skazywani z paragrafu 175, nie było wśród nich Polaków, w obozach było ich niewielu, nosili różowe trójkąty, nie zachowały się o nich prawie żadne informacje. To narracja muzealników i historyków od lat kilkudziesięciu.

Ostrowska, dzięki niezwykle drobiazgowej pracy, analizie resztek zachowanych dokumentów obozowych, akt hitlerowskiego systemu „sprawiedliwości”, korespondencji, wspomnień, punkt po punkcie pokazuje, że literalnie nic z tego nie jest prawdą.

Po pierwsze, uparci badacze, w tym autorka, docierają do kolejnych list, nazwisk, postaci, twarzy; grupa zidentyfikowanych skazańców cały czas rośnie. Po drugie, z paragrafu 175 („nierząd”) skazywano nie tylko za homoseksualizm, ale również za zoofilię czy seks z młodocianymi. Po trzecie, wprawdzie paragraf dotyczył mężczyzn, ale prześladowanie osób nieheteronormatywnych obejmowało również lesbijki, które karano z innych paragrafów. Po czwarte, skazywano nie tylko Niemców, ale i etnicznych Polaków czy ludzi innych narodowości; po piąte, w obozach niekoniecznie oznaczano ich różowym trójkątem (co potem części ofiar, którym udało się przeżyć wojnę, pomagało w ukrywaniu prawdziwych powodów skazania).

Wreszcie: bardzo często ci, którzy przewijają się w obozowych wspomnieniach jako skazani za homoseksualizm, wcale do tej grupy nie przynależeli (i zapewne w ogóle nie byli homoseksualni) – w zamkniętych społecznościach więziennych rozwinął się bowiem, co typowe, cały system przemocy seksualnej, głównie pomiędzy kapo (nadzorcami) a piplami (młodymi chłopcami, których wybierali na swoich służących). Ale, podobnie jak w analogicznych przypadkach subkultur więziennych, było to związane z władzą, dominacją, a także rozładowywaniem popędu seksualnego, i w ogóle nie musiało mieć związku z rzeczywistą orientacją seksualną sprawców (a tym bardziej ich ofiar). Ani z przyczyną, dla której trafili za druty.

Różowe trójkąty

czytaj także

Różowe trójkąty

Joanna Ostrowska

W tym sensie tytuł Oni jest dwojako znakomity: po pierwsze pokazuje zasadniczą inność, wykluczenie „onych” ze wspólnej pamięci o „nas”, po drugie – uwidocznia trudność z dookreśleniem tej grupy. Wszelkie bardziej jednoznaczne tytuły, np.: „Homoseksualiści w obozach koncentracyjnych”, „Skazani z paragrafu 175”, czy nawet rzeczywisty tytuł również autorstwa Joanny Ostrowskiej Mężczyźni z różowym trójkątem − dokonywałyby z konieczności różnorakich przesunięć i zafałszowań.

Wszyscy

Ostrowska pisze zatem bardzo rozległą i niejednoznaczną historię nieheteronormatywności pod jarzmem aparatu przemocy Trzeciej Rzeszy – i nie jest to w żadnym razie hagiografia. Bo owszem, bohaterowie są niewątpliwie ofiarami, ale niekoniecznie są to co do jednej postaci z kryształu. Wśród skazanych mamy mnóstwo kompletnie niewinnych ludzi, którzy po prostu urodzili się z cechą, która w oczach hitlerowców czyniła z nich wrogów państwa. Ale oprócz nich trafia się i gorliwy nazista, i wyższy urzędnik miejski z Opola, który ewidentnie wykorzystywał swoją pozycję do molestowania młodych podwładnych; i fotograf, który obmacywał nieletnich chłopców; i dwóch więźniów kryminalnych, których sądzono za długotrwałe znęcanie się nad kolegą z celi (w tym m.in. gwałty).

Pokazuje też, jak złożone są zależności pomiędzy różnymi bohaterami książki i jak niepewni często jesteśmy ich historii, mając do dyspozycji tylko składane pod przymusem zeznania: gdzie jest pełna dobrowolność, gdzie interesowność? Kto uprawiał seks dla przyjemności, kto z głębszego uczucia, kto, żeby przeżyć? Odpowiedzi na to nie są łatwe ani oczywiste, a autorka niezwykle wnikliwie, ale i powściągliwie nie tyle je rozstrzyga, ile prowadzi nas przez swoje wątpliwości.

Przede wszystkim jest to jednak rzecz o banalności. Banalności zła, z jego biurokratyczną małostkowością, ale i o banalności zwyczajnych żyć, rozjeżdżanych przez walec totalitaryzmu. Wbrew stereotypowi, zgodnie z którym z paragrafu 175 skazywano artystów, ludzi bohemy, rozpasanych arystokratów, przed naszymi oczami przewija się długi szereg zwykłych ludzi. Malarz pokojowy i czeladnik krawiecki. Uczeń zegarmistrza. Pielęgniarz Pawłowski i robotnik fabryczny Ratajczak. Zecer po siedmiu klasach podstawówki. Młodzi i starzy, kawalerowie i żonaci. Pikiety w szaletach miejskich i romanse w szpitalach, upijanie likierem, słuchanie radia, czułe zdjęcia, które są potem dowodami w sprawie. Rodziny, które apelują do sądów o łagodne wymiary kary, ciotki i siostry strofujące w listach. Oddane żony, które do końca próbują uratować mężów, wystawiając im świadectwa moralności.

Polemika z pamięcią

Owszem, Oni są arcyciekawi jako synteza, jako próba nakreślenia mapy niesłychanie złożonego zagadnienia, jakim było prześladowanie przez reżim nazistowski osób nieheteronormatywnych (głównie mężczyzn) – ale również jako kopalnia zebranych szczegółów. Widzę tę książkę nie tylko jako efekt pracy archiwistycznej, historycznej, ale przede wszystkim jako działanie na gruncie etyki. Możliwie szczegółowe opisywanie bohaterów, wyszukiwanie ich zdjęć, detali życia – zarówno tych chwalebnych, jak i niechwalebnych, z pełną badawczą uczciwością – jawi mi się jako wyraz głębokiej niezgody na wymazanie ich prawdziwych historii z naszej wspólnej pamięci o obozach koncentracyjnych.

„Niewdzięczne wobec narodu” LGBT

czytaj także

Książka Ostrowskiej jest bowiem tyleż raportem z badań i poszukiwań, co polemiką z tą zbiorową pamięcią. Autorka konsekwentnie pokazuje, jak ją modyfikowano, przycinano, fałszowano. Jak presja homofobicznego społeczeństwa z jednej strony na wiele lat kompletnie sparaliżowała nieheteronormatywne ofiary nazizmu, a z drugiej – skrzywiła widzenie badaczy i muzealników, odpowiedzialnych przecież za to, by nasza pamięć była jak najpełniejsza i oddawała sprawiedliwość wszystkim ofiarom.

„Oni” (i „one”) zwalczani byli właściwie na wszystkich frontach: we wspomnieniach obozowych, w opracowaniach, w badaniach seksuologicznych, w polityce wystawienniczej. Więźniowie polityczni, Żydzi czy Romowie wychodzili z obozów zrehabilitowani – nawet jeśli antysemityzm wciąż istniał, to jednak polityczna i rasowa doktryna nazizmu była w powszechnym odbiorze kompletnie skompromitowana. Homoseksualiści mogli wyjść na wolność, ale ich piętno piętnem nadal pozostawało niekiedy również w sensie prawnym – w RFN paragraf 175 trwał w jego uprzedniej, przednazistowskiej formie aż do roku 1969.

Ich wspomnienia nie nadawały się na państwowotwórczą pomoc dydaktyczną, nie zapraszano ich na pogadanki dla młodzieży do PRL-owskich szkół. Jedni emigrowali, inni przybierali maskę − np. aresztowanych przez gestapo za działalność partyzancką, jeszcze inni wybierali zupełne milczenie.

Zainteresowanie badaczy – przez długi czas wyłącznie niepolskich – przyszło po latach, kiedy wielu z nich, zniszczonych przez obozy, eksperymenty medyczne, przymusowe kastracje, po prostu już nie żyło. Ci zaś, którzy przetrwali, często nie chcieli dzielić się swoimi przeżyciami. Jeśli mamy w naszej XX-wiecznej historii prawdziwych „wyklętych”, to są nimi właśnie ci ludzie.

Oni Joanny Ostrowskiej to książka poruszająca, bolesna, momentami wstrząsająca, choć autorka z dużą klasą unika epatowania czy sensacyjności i – jestem o tym przekonany – o zupełnie fundamentalnym znaczeniu. Również przez swoją aktualność. Nazistowskie tezy o homoseksualności jako „zarazie”, o osobach nieheteronormatywnych jako „nierównych normalnym ludziom”, a zatem nieposiadających praw człowieka, znajdują dziś wiernych głosicieli w kręgach najwyższych władz państwowych i kościelnych.

Historia (nie)pamięci o „onych” jest częścią znacznie głębszego problemu. Wyrzucona na śmietnik wiązanka spod muru Auschwitz czy fakt, że w Polsce brak choćby jednego pomnika więźniów z różowym trójkątem, to tylko symptomy. Skaza jest znacznie głębsza i książka Joanny Ostrowskiej, jakkolwiek dotyczy wydarzeń sprzed lat, bardzo wnikliwie diagnozuje to, na co nadal jako społeczeństwo chorujemy.

**
Jacek Dehnel (ur. 1980 w Gdańsku) – poeta, pisarz, tłumacz, malarz. Mieszka w Berlinie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij