Ale zaraz, zaraz, powie ktoś, czy jest sens oddawać głos radykalnej prawicy lub zorganizowanym grupom przestępczym?
„Myślałem, że o kibicach wiem dużo. Aż przeczytałem książkę Jamesa Montague’a. Myślałem, że to polscy kibole mają złą opinię. A potem poznałem historie, które przeżył i opowiedział Montague. Lektura obowiązkowa dla każdego fana piłki nożnej” – pisze o książce 1312. Incognito wśród najbardziej fanatycznych kibiców na świecie Szymon Jadczak, autor książki Wisła w ogniu.
Trudno się z nim nie zgodzić.
czytaj także
Odważny
James Montague, brytyjski dziennikarz polskiego pochodzenia, piszący dla takich mediów jak „New York Times”, „Bleacher Report”, „Delayed Gratification” czy „The Blizzard”, zaimponował mi swoim warsztatem reporterskim już przy okazji jego poprzedniej książki Klub miliarderów. Jak bogacze ukradli nam piłkę nożną.
Piłkę nożną, niegdyś cudowną dyscyplinę sportu, w której na końcu wygrywał najlepszy, opisał jako piaskownicę, w której bawią się obrzydliwie bogaci oligarchowie ze Wschodu, arabscy szejkowie, naftowi potentaci, członkowie rodzin królewskich, multimiliarderzy. Przejmują najsłynniejsze kluby piłkarskie. Decydują o gigantycznych transferach największych gwiazd futbolu.
czytaj także
Już wówczas Montague pokazał, że jego ciekawość sięga w miejsca, gdzie wielu nie dociera. Odważył się zajrzeć głębiej niż ktokolwiek przed nim, by odkryć mroczne sekrety właścicieli najsłynniejszych klubów piłkarskich. Odwiedził obozy pracy w Katarze, gdzie w urągających warunkach tysiące gastarbajterów wznosi stadiony na mistrzostwa świata w 2022 roku. Ujawniał kulisy przygotowań do mistrzostw świata w Rosji.
Nie lada wyzwanie
Kolejna książka Jamesa Montague’a, która ukazała się na polskim rynku, czyli właśnie 1312. Incognito wśród najbardziej fanatycznych kibiców na świecie, znowu uchyla nam rąbka tajemnic świata tak dla nas niedostępnego, znowu zabiera nas w kontrowersyjne zakątki futbolu. Ale tym razem znajdujemy się po drugiej stronie lustra, zaglądamy za kulisy potężnej subkultury, antyestablishmentowej siły, która rządzi się swoimi zasadami i normami.
I znowu prowadzeni za rękę przez brytyjskiego dziennikarza wychodzimy zdecydowanie poza świat sportu. Nie jest odkryciem, że sama opowieść o sporcie jest dodatkową wartością w śledzeniu rywalizacji. Mnie to, co się rozgrywa poza boiskiem czy parkietem, interesuje na równi z tym, co dzieje się podczas rywalizacji sportowej. I wiem, że nie tylko ja tak mam.
Walka klasowa na piłkarskich trybunach. Chuligani, czyli mała klasa panująca
czytaj także
Piłkarscy fanatycy są niezwykle widoczną częścią futbolowego widowiska. Komunikują się z nami poprzez meczowe oprawy, wielkie transparenty. Ich wpływy wychodzą daleko poza sport, oddziałują na całe społeczeństwa i politykę. Choć wydawałoby się, że o skomercjalizowanym futbolu, prześwietlonym na wszelkie sposoby, wiemy wszystko, ultrasi ciągle są nieznani. James Montague zszedł do ich podziemia napędzany ciekawością i próbą odpowiedzi na pytanie, co kieruje tymi ludźmi i jak piłkarscy kibice mogą być kimś więcej, niż ludziom się wydaje. Dotarcie do nich to nie lada wyczyn, bo każdy, kto chce o nich pisać, traktowany jest z ogromną podejrzliwością.
W specjalnie nagranym na potrzeby promocji filmiku Brytyjczyk mówi tak: „Podróżując po świecie, odkryłem, że jest to wielka globalna kultura młodzieżowa, która ma niezmiernie polityczne korzenie, jest niesamowicie tajemnicza, bardzo antyautorytatywna i w wielu przypadkach może być powiązana ze zorganizowaną przestępczością, ze skrajną lewicą i prawicą. To zróżnicowana i ogromna kultura. W książce chciałem udać się w każdy zakątek globu, by to odkryć, doświadczyć tego i opowiedzieć moim czytelnikom, jak to jest być na trybunie, gdy wznoszona jest oprawa lub zapalają się flary”.
Ale zaraz, zaraz, powie ktoś, czy jest sens oddawać głos radykalnej prawicy czy zorganizowanym grupom przestępczym? Na tę wątpliwość brytyjski dziennikarz odpowiada już na samym początku.
„[…] żeby pojąć świat, musimy wiedzieć, jaki naprawdę jest, a nie widzieć go takim, jakim byśmy chcieli, żeby był – niezależnie od tego, jak wielki dyskomfort sprawi to innym. Wierzę, że tylko w ten sposób naprawdę zrozumiemy, jak powstała rozległa subkultura i dlaczego działa tak, a nie inaczej” – wyjaśnia James Montague.
I ja się z nim zgodzę.
Od Bałkanów po Indonezję
1312. Incognito wśród najbardziej fanatycznych kibiców na świecie to opowieść rozpięta między Buenos Aires a Dżakartą. Opowieść o początkach ruchów kibicowskich w Ameryce Południowej, o tym, jak radykalizowali się kibice na Półwyspie Bałkańskim, o nienawiści do policji, o starciach z nią, o tym, jak buduje się społeczność wokół amerykańskiej piłki nożnej, jak w Niemczech walczy się z komercjalizacją futbolu, jak kibice – nawet ci najbardziej wrogo do siebie nastawieni, są w stanie zjednoczyć się przeciwko decyzjom rządów w swoim kraju, jak miało to miejsce w Ukrainie i Turcji.
Wciąga.
Choćby rozdział o Serbii, która nawet dla przeciętnego kibica czy kibicki opowiedziana jest na wszelkie sposoby. Montague kreśli historię Jugosławii i jej rozpadu, a z tym nierozerwalnie związane są tamtejsze ruchy kibicowskie. To właśnie po śmierci Josipa Broza-Tito zaczęły rozkwitać zorganizowane grupy kibicowskie, które miały zdecydowanie inne poglądy niż te forsowane w Jugosławii. Co znalazło również odzwierciedlenie np. w historii grupy ultrasów Delije z klubu FK Crvena zvezda, mającej przerażającą reputację ze względu na swoją wojenną mitologię. To właśnie z trybuny północnej, gdzie zasiadali ultrasi, członków swojej grupy rekrutował Željko Ražnatović, znany jako Arkan, zbrodniarz wojenny z czasów wojny w Bośni i Hercegowinie, twórca i równocześnie dowódca ochotniczej jednostki paramilitarnej Tygrysy Arkana.
Niesamowicie fascynuje też historia Ismaila Moriny, jego walki o wolność i ogromnego zamieszania, które wywołała. To człowiek, o którym na Bałkanach słyszeli wszyscy, nawet jeśli nie znali jego nazwiska, wiedzieli, co zrobił. Albańczyk postanowił w czasie meczu w Belgradzie w październiku 2014 roku uruchomić drona z mapą „wielkiej Albanii”. Działo się to podczas meczu Serbia–Albania. Obie drużyny nie grały ze sobą od ponad pół wieku. Nie przez przypadek. FIFA takie spotkania uznaje za mecze największego ryzyka, co oznacza, że na trybunach nie mogą zasiąść kibice gości. W 42. minucie na płycie boiska znalazł się dron, pod którym zawieszono czerwono-czarną flagę z napisem „Autochthonous”, pochodzącym ze starożytnej greki słowem oznaczającym rdzennych mieszkańców, oraz wizerunkami dwóch albańskich bohaterów narodowych.
Flagę złapał serbski piłkarz Stefan Mitrović, ściągnął ją z drona na ziemię, ale żeby udaremnić jej zbezczeszczenie, ruszyli na niego gracze z Albanii. Rozpoczęła się burda.
Dla Albańczyków Mornia stał się bohaterem, ale serbscy politycy kipieli z wściekłości. Za Albańczykiem wysłano nawet list gończy.
Trudno też bez przyśpieszonego oddechu nie czytać opowieści o spotkaniu brytyjskiego dziennikarza z Diabolikiem, czyli Fabrizio Piscitellim, faszystą i przestępczą z grupy Irriducibili związanej z Lazio Rzym, postacią, która budziła postrach. Człowiekiem, którego członkowie jego grupy pozdrawiali rzymskim salutem. Człowiekiem, który przemieszczał się z ochroniarzami. Człowiekiem, który autorowi książki bez skrępowania opowiadał o swojej przestępczej działalności i rasizmie, a to wszystko pod portretem Benita Mussoliniego. Człowiekiem, do którego niewielu miało dostęp, nie wspominając o dziennikarzach.
Ciarki przechodzą, gdy Montague opisuje zdarzenia z autostrady nr 152 pod Bandung w Indonezji, gdzie na grupę ultrasów, z którymi podróżuje, czeka inna grupa. A tamtejsza scena kibicowska jest jedną z najbrutalniejszych na świecie. Nie przez przypadek koszulki jej sympatyków często zdobi napis: „Aż do śmierci”.
Przed czytelnikami i czytelnikami z Polski, niekoniecznie zainteresowanymi piłką nożną, Montague odkrywa jeszcze coś – pokazuje, że ultrasi mogą być lewicowi, jak ci, którzy kibicują Atalancie Bergamo i którzy sami o sobie mówią, że ich matki mogą być z nich dumne, nawet jeśli podejmują oni złe decyzje. A kibice nie zawłaszczali klubu i nie angażowali się w działalność przestępczą, jak ma to miejsce przy okazji innych klubów z północy Włoch. Mimo to zdobyli szacunek w swoim kraju – dzięki niezwykłym oprawom i pirotechnice. Nie stronią też od bójek. W pewnym momencie Bergamo odwiedzało wiele grup kibiców z całego Półwyspu Apenińskiego, które szukały potyczki z miejscowymi.
czytaj także
Albo opowieść o kibicach Werderu Brema, którzy z narażeniem zdrowia wypędzili z trybun neofaszystów. Przez lata w mieście prym wiedli skrajnie prawicowi kibice. Ich poczynania i brutalność w końcu zdenerwowały grupkę kibiców Werderu. Zaczęli działać, a na swoich transparentach prezentować antyrasistowskie transparenty i przyśpiewki. Aż w końcu na jedną z ich imprez wpadli skrajnie prawicowi ultrasi, żądając, żeby przerwali prezentowania tego typu poglądów na stadionie. Ale antyfaszyści nie przestraszyli się. Wręcz rośli w siłę, w końcu zaczęli śpiewać „naziolki, wypad!”. Faszyści stali się mniejszością.
Przeciwko innym
I choć Brytyjczyk odwiedził tak wiele zakątków globu – jak sam przyznaje – nawet nie zbliżył się do zdefiniowana zjawiska, jakim są ruchy ultras. Odwiedzenie 25 krajów i odbycie setek rozmów sprawiło, że świat wręcz bardziej mu się skomplikował. Każde z jego rozmówców i rozmówczyń zjawisko ultrasów tłumaczy inaczej.
Jedno jest jednak pewne, jak zauważa autor 1312, łączy ich to, przeciwko komu występują. Przeciwko władzy, komercjalizacji. Przeciwko tym, którzy nie są nimi.