Kraj

Boomersi ośmieszają się w dyskusji o ograniczeniu sprzedaży alkoholu

Czytając felietony rozmaitych Maziarskich, Szubartowiczów czy przede wszystkim komentarze dyskutantów, można naocznie się przekonać, jak bardzo ta grupa mentalnie utkwiła w latach 90. – i nijak nie potrafi się z tego mentalnego getta wydostać.

Być może przy okazji dyskusji o tzw. nocnej prohibicji jesteśmy świadkami czegoś, co ostatecznie pokazuje, jak bardzo polscy liberalni boomersi puścili się poręczy i nie ogarniają już świata.

Owszem, widać to było już wcześniej: gdy nie rozumieli ekonomicznych efektów 500+ („Polska drugą Wenezuelą”), gdy nie rozumieli politycznych zwycięstw Kaczyńskiego („ta afera już na pewno pogrąży PiS!”), czy też symbolicznych zmian aspiracji godnościowych Polaków („CPK to gigantomachia w stylu PRL”). Jednak dopiero teraz, czytając felietony rozmaitych Maziarskich, Szubartowiczów czy przede wszystkim komentarze dyskutantów, można naocznie się przekonać, jak bardzo ta grupa mentalnie utkwiła w latach 90. – i nijak nie potrafi się z tego mentalnego getta wydostać.

Boomerskie dogmaty

Prohibicja nie działa, zakazy nic nie dają – to pierwszy dogmat liberalnego boomerstwa. Nie powinniśmy więc zakazywać sprzedaży alkoholu, bo w USA to nie zadziałało i w Rosji też nie. A w ogóle wymyślił to Ku Klux Klan – powiedział radny Szostakowski z Platformy Obywatelskiej. Problem w tym, że jest dokładnie odwrotnie.

Nie dla nocnej prohibicji w Warszawie. Platforma pijana albo niespełna rozumu

Otóż prohibicja, rozumiana jako zakaz sprzedaży danego produktu, po prostu działa. Pomińmy już przykład USA sprzed stu lat, gdzie – nota bene – prohibicja oczywiście doprowadziła do spadku spożycia alkoholu (w filmach o gangsterach zapomnieli o tym wspomnieć?). Weźmy przykłady z Polski. Mamy na przykład prohibicję sprzedaży karabinów. I co, zakaz nie działa? Ludzie biegają w Polsce z karabinami?

Liberalne boomerstwo zwykle rozumie działanie zakazu zero-jedynkowo: jeśli choć jedna osoba obejdzie przepisy, to przepis nie działa. Tymczasem nie trzeba być przesadnie bystrym, by rozumieć, że rolą zakazu jest obniżenie ryzyka łamania danej normy, bo rzadko która norma jest przestrzegana absolutnie, czyli przez wszystkich i zawsze. Dlatego może i w Polsce ktoś tam nielegalnie karabin kupił (na przykład gangus), ale prohibicja radykalnie ogranicza ryzyko, że jak wyjdzie z domu, to ludzie będą strzelać na osiedlu.

Trzeźwiejsza Polska to wspólne marzenie większości społeczeństwa

Zresztą argument o tym, że nie można wprowadzać zakazów, bo to nie działa, prowadzi do niechybnego wniosków, że trzeba owe zakazy znosić. A więc powinniśmy pożegnać już nie tylko zakaz sprzedaży karabinów, ale także fentanylu albo dziecięcej pornografii?

Prohibicja to meliny, jak za PRL-u

No dobra, może i niektóre zakazy działają, ale przy alkoholu to nie zadziała, bo… będą meliny. Przerabialiśmy to za PRL-u – brzmi kolejny koronny argument. Owszem, przerabialiście, i tu tkwi kolejny wasz boomerski problem.

Otóż już nie żyjemy w PRL – w kraju, gdzie alkohol był w sklepach relatywnie drogi, trudno dostępny, a czasami wręcz wydawany na kartki. W PRL-u popyt na alkohol był ogromny, ale nie nadążała za nim podaż oraz cena. Wódka sklepowa była na kieszeń pijącej młodzieży za droga, a w latach 90. taka Finlandia czy Absolut na rodzinnym stole to był pokaz bogactwa.

Nie ma pomocy, więc konieczne są zakazy. O ograniczeniach sprzedaży alkoholu

Przy obecnym poziomie zamożności społeczeństwa, rozmaitych rodzajach i pojemnościach alkoholu jego cena przestała być jakimkolwiek problemem czy wyznacznikiem statusu. Imponuje się Thermomixem, wakacjami, a nie Żołądkową Czystą. Dlatego, uwaga – obecnie poza marginalnymi wyjątkami nie ma w Polsce melin. Ich tworzenie jest bowiem uzależnione od popytu i podaży, a legalna podaż alkoholu jest w Polsce ogromna. To znaczy, że meliny mają oficjalnie zbyt silną konkurencję.

Gra popytu i podaży

Ale przecież „nocna prohibicja” będzie zakazywała sprzedaży alkoholu, więc owe meliny powstaną! I znowu pudło. Nie powstaną, bo nocna prohibicja nie jest absolutnym zakazem sprzedaży alkoholu zawsze, tylko ograniczeniem. A to przy grze podaży i popytu ma wręcz rozstrzygające znaczenie. Chcący się napić alkoholu po 23 może kupić go wcześniej, może kupić na zapas, wreszcie – co najważniejsze – może iść do baru i tam kupić alkohol o 2 w nocy. A to oznacza, że mimo zakazów podaż alkoholu w nocy nadal będzie istniała.

Do tego zakaz dotyczy sprzedaży od 23 do 6 rano, kiedy popyt jest nie aż tak duży. Każdy, kto chce alkohol kupić, zrobi to spokojnie przed 23, a w od 23 do 6 zostaje zwykle garstka niedopitych i spóźnialskich, którzy jednak swoim zachowaniem po pijanemu zużywają zasoby publiczne nieproporcjonalnie bardziej do swojej liczebności. Dlatego właśnie absolutnie nie słychać, aby w tych 180 gminach, gdzie ograniczenie sprzedaży alkoholu w porach nocnych zostało już wprowadzone, powstawały meliny. Po prostu pomysł, żeby w nocy czekać na niedopitych i sprzedać im po kilka piw z przebitką 5 złotych nie jest wart świeczki.

Boomersi tego nie rozumieją, bo żyją w przeświadczeniu, że sprzedaż tych kilku flaszek – tak jak w PRL – wyrówna, a nawet przebije koszty w postaci poświęconej nocy i miejsca na meliniarski proceder. No więc nie, nie wyrówna.

Ja, ja i tylko ja

Część liberalnych boomersów, owszem, rozumie argumenty o tym, że nie będzie melin i że prohibicja zadziała. I właśnie tego działania się boją. Ograniczenie sprzedaży alkoholu wprowadza bowiem nie tyle zakaz, co pewien dyskomfort. A tego nienawidzą. Cały bowiem boomerski świat po roku 1989 został zbudowany na tym, aby boomerskiej, liberalnej klasie żyło się wygodnie. To indywidualizm czy egoizm, który nie zważa na prawa wspólnoty. Ważne, żebym to ja mógł kupić wszystko i wszędzie, i się w pełni zaspokoić.

I nieważne, że dzieje się to kosztem klasy ludowej harującej w niedzielę w markecie, w całodobowym monopolowym albo gdziekolwiek indziej; że liberałowie zyskują tę wolność kosztem wikłania straży miejskiej i policji w pijackie awantury, kolejek na SOR i przemocy domowej. Ja, ja i tylko ja. Boomersi zostali wykastrowani z myślenia w ramach jakiejkolwiek wspólnoty i gdy nagle w tę pustkę weszła wspólnota nacjonalistyczna, wszystko, co potrafią, to kłaść się Rejtanem w bitwie o kupno małpki o 3 nad ranem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij