Kobieta przyjeżdża do stolicy najpierw sama, za rok z koleżankami, mamą czy córką, a za jakiś czas organizuje kongres w swoim mieście.
W piątek, 9 maja, rozpoczyna się Kongres Kobiet – szósty ogólnopolski w Warszawie, ale nie szósty w ogóle. Od samego początku, czyli od roku 2009, Kongres „ruszył w Polskę”. Szybko się okazało, że jedno spotkanie w roku to za mało i że idea rozmowy kobiet o kwestiach społecznych i politycznych zaczyna pączkować. I tak w 2010 roku wystartowały lokalne kongresy, w wielu miastach poprzedzone konferencjami i innymi spotkaniami.
W październiku 2012 kongres odbył się w Szczecinie. Bogna Czałczyńska, jego współorganizatorka, a dziś lokalna koordynatorka KK, wspomina, że kiedy o idei spotkania kobiet w Szczecinie powiedziały organizatorkom warszawskiego kongresu, były zdziwione ich żywą reakcją. Na kongres i przedkongresowe wydarzenia do Szczecina przyjechały Magdalena Środa, prof. Małgorzata Fuszara, Agnieszka Graff, Małgorzata Tkacz-Janik, Małgorzata Niezabitowska i Henryka Krzywonos.
Miałam okazję uczestniczyć w tamtym kongresie i poznać jego twórczynie. – Początkowo byłyśmy mocno zwrócone w stronę liderek z Warszawy – opowiada Czałczyńska. – Dziś, dzięki letniej akademii KK, szkoleniom, radom programowym, odwiedzaniu się wzajemnie na kongresach, wspieramy się w sieci. Jej siłę poczułam przy okazji akcji One Bilion Rising. Joanna Piotrowska powiedziała na radzie w Warszawie, że jest taka akcja tańca przeciw przemocy.
Przyjechałam do Szczecina i przekazałam informację dziewczynom. Rada była w grudniu, a już w lutym tańczyłyśmy. 35 miast. Bez pieniędzy. To jest siła grupy.
Dziś współtwórczynie szczecińskiego KK przygotowują jego trzecią edycję, ale wspierają też działania w regionie. Współorganizowały kongresy w Goleniowie, Regionalny Kongres Kobiet z Obszarów Wiejskich w Pyrzycach, wspierają kongres w Świnoujściu. Robią też pływający kongres, czyli NawiGracje. Panie żeglują od miasteczka do miasteczka, dobijają do brzegu i organizują debaty, warsztaty, spotkania literackie, nieformalne dyskusje. Innym ważnym działaniem są wizyty w świetlicach wiejskich. Poznanie tych świetlic ma pomóc w poszerzaniu kongresowej idei „świetlików”, czyli lokalnych centrów aktywności społecznej.
Dotychczas regionalne kongresy odbyły się też w Zielonej Górze, Poznaniu, Białymstoku, Pile, Koninie, Koszalinie, Tomaszowie Mazowieckim, Łodzi, Gdańsku, Elblągu, Olsztynie, Mrągowie, Płocku, Wrocławiu, Cieszynie i Krakowie.
Rzeczniczka KK Dorota Warakomska opowiada, że scenariusz jest zawsze podobny. Kobieta przyjeżdża do Warszawy najpierw sama, za rok z koleżankami, siostrami, mamą czy córką, a za jakiś czas organizuje kongres w swoim mieście. Danuta Kaszyńska z Białegostoku jest jedną z takich kobiet. – Byłam na drugim Kongresie Kobiet w Warszawie – wspomina. – Na trzeci przyjechałam z koleżankami i wtedy poczułyśmy, że jest potrzeba organizacji podobnego spotkania na Podlasiu. Przyjechałam do Warszawy, spotkałam się z dziewczynami z Kongresu Kobiet i one mi od razu powiedziały, że trzeba znaleźć partnerów, że sama nic nie zrobię. Zrozumiałam wtedy, o co chodzi w Kongresie: o wspieranie się, o wspólne działanie. Pierwszy Podlaski Kongres Kobiet odbył się w czerwcu 2012 roku i nosił tytuł „Bądźmy razem”. Przyszło na niego około pięciuset pań. Chodziło nam wtedy o wspieranie się kobiet zarówno tych w polityce, jak tych w mundurach i na uczelniach.
Są też grupy, które od początku były zorganizowane – na przykład panie z Elbląga. Zawsze można je poznać po czerwonych podkoszulkach. Na I KK w Warszawie przyjechały jednym autokarem, potem dwoma. W tym roku też przyjadą razem. Jadwiga Król z Elbląga była na wszystkich kongresach w stolicy. Potem uczestniczyła w regionalnych kongresach w Elblągu, Olsztynie i Mrągowie. Połowa kobiet, z którymi autokarami Jadwiga Król przyjeżdża do Warszawy, mieszka na wsi, dlatego dziś Król przygotowuje Regionalny KK w Węzinie, w wiejskiej szkole podstawowej. Tematy? Aktywność zawodowa kobiet wiejskich, sytuacja osób niepełnosprawnych i starszych na wsi i przeciwdziałanie przemocy. O sytuacji niepełnosprawnych zawsze mówi się też na kongresie w Warszawie, m.in. dzięki inicjatywie Jadwigi Król, która dba, by nie zapominano o tym temacie. – Co by był wart Kongres Kobiet, jakby nie wspierał słabszych ludzi? – mówi.
Tę wspólnotowość i wzajemne wsparcie mocno podkreśla Danuta Kaszyńska. Jeszcze zanim zaczął się drugi podlaski kongres, we wrześniu 2013 roku, z patronowaniu mu wycofał się prezydent Białegostoku. Chyba nie spodobał mu się plan zorganizowania okrągłego stołu pt. „Dlaczego warto wprowadzać gender do strategii rozwoju?”. W spotkaniu mieli wziąć udział przedstawiciele administracji, lokalnych władz, eksperci, naukowcy i przedsiębiorcy. I wzięli. Słowo „gender” stało się wtedy wyklęte, ale kobiety organizujące kongres nie przestraszyły się. Dyskusja okrągłostołowa, której miałam okazję wysłuchać, podejmowała szczegółowe zagadnienia z lokalnej strategii rozwoju i analizowała je pod kątem gender. Przed okrągłym stołem minister Barbara Kudrycka tłumaczyła dziennikarzom, czym jest gender. Widać było, że odrobiła lekcję.
Kongres Kobiet nie jest idealny. Konserwatywne panie denerwują się, słuchając feministek, i odwrotnie: krytyczki kapitalizmu dostają palpitacji na widok stoisk reklamowych banków, korporacji, drogich kosmetyków napędzających kult młodości i szkieletowatości.
Na panelach wybuchają kłótnie, są oklaski dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, która raczej nie zajmuje się „wspieraniem słabszych ludzi”, ale są też oklaski dla Agnieszki Graff i Kazimiery Szczuki, które zawsze wygłaszają mocne feministyczne opinie. Tegoroczny KK będzie zapewne podobny. Kongres skupi się na Unii Europejskiej i zbliżających się wyborach. Oczywiście będzie mowa o gender, ale też edukacji, samorządzie, zdrowiu, kulturze. Przez dwa dni w Sali Kongresowej będzie można spotkać wiele mądrych i fajnych kobiet. I pewnie trochę niefajnych. To, co w Kongresie ciekawe, dzieje się jednak nie tylko w Warszawie. I o tym też warto pamiętać.