Wawrzyk pokazał, że w polskich mundurach po lasach chodzą kompletni frajerzy

Ile kosztuje honor polskiego munduru? I czy w ogóle jeszcze taki istnieje?
Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Fot. Jakub Szafrański

Minister Wawrzyk działał odważnie w każdym sensie – ryzykował swoje stanowisko, być może wolność osobistą – i pokazał wiarę w ludzką szlachetność, bo przecież niespecjalnie sprawdzał osoby, które zapraszał do Polski. Formularz wizowy podpisany in blanco mógł sobie wziąć ze straganu każdy.

O działaniach Ministerstwa Spraw Zagranicznych od dawna było dość cicho. Po słynnym performansie ministra Witolda Waszczykowskiego, który w czasie spotkania Rady Bezpieczeństwa ONZ zabiegał o poparcie dla Polski u nieistniejącego San Escobar, rzeczywiste zadania polityki zagranicznej przejęły na siebie kancelarie premiera (unijną) i prezydenta (relacje z USA).

W MSZ pracował cichutko Jacek Czaputowicz, w zasadzie nie wiadomo nad czym, aż do momentu spektakularnego odejścia w 2020 roku, w szczycie masowych demonstracji w Białorusi. Zastąpił go Zbigniew Rau, obecnie jedynka na liście PiS w Łodzi. Wiceministrem w jego ministerstwie był Piotr Wawrzyk, dzięki któremu wszyscy przypomnieli sobie o MSZ.

Anioł czy kanalia?

Wawrzyk, doktor habilitowany nauk humanistycznych, zajmujący się prawem wspólnotowym, polityką wewnętrzną oraz azylową i migracyjną Unii Europejskiej, był również kandydatem PiS na funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich po tym, jak Adam Bodnar zakończył kadencję w 2021 roku. Jego kandydatura została odrzucona, ale on sam najwyraźniej postanowił prowadzić działalność humanitarną w MSZ, gdzie został wiceministrem. Że zamiary miał szczere i nie chodziło mu tylko o własną posadę i że kierował się głęboko rozumianym poszanowaniem praw człowieka? Co do tego nikt już nie powinien mieć wątpliwości.

Film, którego Polacy nie obejrzeli, ale już go nienawidzą

Być może nie mogąc nic zrobić dla ludzi przedzierających się przez bagna na granicy polsko-białoruskiej i zapewne cierpiąc moralnie z tego powodu, Wawrzyk postanowił skorzystać z możliwości, jakie daje MSZ, i otworzyć inny kanał migracyjny, który pozwoli przedsiębiorczym, zaradnym, nieźle sytuowanym osobom z krajów Azji i Afryki znaleźć w Polsce pracę i miejsce do życia. Wystarczyło kilka tysięcy dolarów i bez narażania życia można było dostać polską wizę.

Minister Wawrzyk działał niezwykle odważnie, odważnie w każdym sensie – ryzykował przecież swoje stanowisko, być może wolność osobistą – i pokazał wiarę w ludzką szlachetność, bo przecież niespecjalnie sprawdzał osoby, które zapraszał do Polski. Formularz wizowy podpisany in blanco mógł sobie wziąć ze straganu każdy. On jednak postanowił nie zabierać szansy nikomu, tylko dlatego, że od czasu do czasu może się trafić jakaś kanalia.

O bycie kanalią, „nabojem Łukaszenki”, „hordami nielegalnych migrantów”, potencjalnymi gwałcicielami i terrorystami, a nawet zoofilami oskarżone zostały przecież nawet małe dzieci, kobiety w ciąży, starcy i nastolatki, które na podstawie tych domniemań były wywalane na mróz, deszcz, możliwe tortury, chorobę i śmierć za granicą. Za sprawą tych oskarżeń na granicy stanął płot za ciężkie miliony, zjechały ciężarówki wojaków, wprowadzono stan wyjątkowy i zdewastowano Puszczę Białowieską. To przez te oskarżenia aktywistom i mieszkańcom Podlasia za niesienie pomocy humanitarnej grożą przeszukania, zatrzymania i zarzuty.

Wawrzyk nie chciał oskarżać – postanowił działać. W MSZ zrozumiano, jak wiele zależy od nich – mogą wziąć sprawę we własne ręce, panuje teraz taki posybilizm, że nawet Urząd ds. Cudzoziemców nie będzie im przeszkadzał. Już miało powstać w Łodzi, mieście ministra Raua, Centrum Decyzji Wizowych, już znaleziono miejsce, już resort wysupłał pieniądze na wynajem powierzchni – około 35 tysięcy zł miesięcznie, a tu kocyk się zsunął, w sprawie zaczęli grzebać dziennikarze i wokół sprawy zrobiło się zbyt głośno. A wiadomo: тише едешь – дальше будешь.

Mundurowi mogą odejść

Piotr Wawrzyk przy okazji swojej działalności humanitarnej dowiódł, że wprowadzenie na granicy stanu wyjątkowego było całkowitym absurdem. Łukaszenka handluje wizami, Wawrzyk handluje wizami. Może mają nawet tych samych pośredników? Przecież między Warszawą a Mińskiem jest raptem 500 km. Łukaszenka sprzedaje taniej, ale po drodze można spotkać polskich dzielnych wojaków, tymczasem za trochę więcej można bez zbędnych problemów znaleźć się po odpowiedniej stronie granicy. Może zamiast wydawać krocie na obsługę wojska i wszelkich innych służb na granicy, trzeba było po prostu na granicy otworzyć kasy, żeby podróżni opłacali tę różnicę?

Tu jednak natrafiamy na pewien problem, który zapewne będzie wyjaśniany, bo ostatecznie kasa chyba się jednak nie zgadza. Co prawda to trochę kosztuje, żeby wykształcony, obeznany z procedurami wizowymi wiceminister kraju Schengen zapomniał o wszystkim, czego się nauczył. Ale przecież z czegoś trzeba żyć i spłacać kredyty. Zauważył to Łukasz Pawłowski, przeglądając oświadczenia majątkowe Wawrzyka.

Skoro wiceminister może, to może mogliby i pogranicznicy? W końcu właśnie wychodzą na frajerów, łażąc po błotach za tak śmieszne pieniądze, zapijając sumienia, cierpiąc z powodu koszmarów, w których słyszą rozpaczliwe krzyki wyrzucanych za płot dzieci. Ile kosztuje honor polskiego munduru? I czy w ogóle jeszcze taki istnieje?

PiS idzie w zaparte

Jeszcze przed chwilą wydawało się, że za cały ten skandal, za wizy na straganach, za trupę „bollywoodzkich aktorów”, którzy na polskiej wizie za 25–40 tys. dolarów zawędrowali przez Meksyk aż do USA, poleci nie tylko głowa ministra Raua, ale i ministra rolnictwa oraz ministrów Kamińskiego i Wąsika, którzy też uczestniczyli w przedsięwzięciu; może nawet premiera. Ale nie.

MSZ poinformował właśnie, że zwalnia dyrektora Biura Prawnego Zarządzania Zgodnością MSZ Jakuba Osajdę. MSZ przeprowadzi też nadzwyczajną kontrolę i audyt w Departamencie Konsularnym i wszystkich placówkach konsularnych RP, a także wypowie umowy firmom outsourcingowym, które działały od 2011 roku. Resort przypomina przy okazji nazwisko ówczesnego ministra Radosława Sikorskiego.

PiS przekonuje, że sprawa dotyczy nie setek tysięcy wydanych wiz, ale kilkudziesięciu, może kilkuset, i zaostrza działania na granicy polsko-białoruskiej. Znów pojawiły się oddziały żołnierzy, patrolujące ulice podlaskich miasteczek. Maciej Wąsik oskarża dwoje posłów o pomoc kobiecie, która jakoby miała trudnić się przemytem i pobierać śmiesznie małe pieniądze (5000 euro) za przewiezienie migranta do Niemiec. Czyżby psuli rynek?

PiS wypuszcza też kolejny spot najobrzydliwszej propagandy, strasząc migrantami, pokazując dramat ludzi jak wojnę na granicach Europy. Wygląda na to, że przeciw migrantom, którzy lądują na Lampedusie, premier wysyła wojska na granicę z Białorusią. Wiadomo już, że za przekręty na poziomie ministerstwa, narażenie polskiego bezpieczeństwa i gigantyczny skandal korupcyjny, który stawia państwo polskie w tragicznej sytuacji dyplomatycznej, po raz kolejny zapłacą najsłabsi – migranci, którzy tkwią w lasach, i aktywiści, niosący im pomoc humanitarną.

Jaki głos taktyczny oddać – na KO, Hołownię, a może PiS?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij