Kraj

Tezy o neomarksizmie

Strachliwe dekonstrukcje nie mają sensu, skoro prawica już odwaliła za nas ekshumacyjną robotę. Cieszmy się z wykopalisk – niech zasilą nam populację.

Część czytelników reaguje na moje teksty odruchowo: „Marksista? A, to już wszystko wiadomo”. Powtarzalność tego odruchu zainspirowała mnie do napisania manifestu, który sugeruje, że bycie marksistą w dzisiejszej Polsce wcale nie jest czymś oczywistym i łatwym do przyszpilenia. A o co w ogóle chodzi? Przeczytajcie poniższy pastisz Marksowskich Tez o Feuerbachu.

  1. Klasyczny marksizm jest martwy. Oryginały i tłumaczenia gniją w bibliotekach, incydentalnie odkurzane przez przypadkowego doktoranta. Publika ich nie czyta, nie rozumie, nie pamięta. A jednak kurz cyrkuluje jak prąd strumieniowy – niczym prochy Engelsa, które wrzucono do morza.
  2. Dzisiaj prawica odsysa ten popiół ze ścieków i lepi zeń demoniczne ścierwo. To kozioł ofiarny, tatuowany od stóp do głów obelgą odmienianą przez wszystkie przypadki. Obelga straszy i bełkotliwie deklinuje: Neomarksizm… neomarksizmu… neomarksizmem.
  3. Lewica boi się obelgi, odżegnuje od pokrewieństwa ze ścierwem. Czerwonawi doktoranci w pocie czoła dekonstruują prawicowe fejki, zapewniając publikę: Nie jesteśmy neomarksistami, bo neomarksizm nie istnieje.
  4. To błąd. Strachliwe dekonstrukcje nie mają sensu, skoro prawica już odwaliła za nas ekshumacyjną robotę. Cieszmy się z wykopalisk – niech zasilą nam populację. Witajmy rozmnożone ścierwa! Nie wolno ich zabobonnie odganiać, trzeba je adoptować i wcielić do armii czerwonej. Przeprogramować do własnych celów. Są martwe, więc nie zaboli ich żadna rekonstrukcja, żadna redefinicja – nawet najbardziej monstrualna. Niewykluczone, że pomaszerują z wdzięcznością, ożywione ochotniczą rozkoszą. Nasze frankensteiny!
  5. Karmienie frankensteinów. Racje żywnościowe to dwuznaczności klasycznego marksizmu. Marks odkrywał je z radością u własnej córki. W liście do Engelsa z 1857 roku czytamy: „Najmłodsza – bejbik – to zdumiewająco dowcipna istotka. Utrzymuje, że ma dwa mózgi”.
  6. Dwuznaczność wyjściowa: pojęcie ideologii. Marksizm z jednej strony demaskuje wrogie ideologie, a z drugiej przytomnie uświadamia sobie własną ideologiczność. Co więcej, nie lęka się jej – kocha ją afirmować. Jak twierdził Lukács, nie wystarczy żywić jakieś przekonanie, żeby awansować na ideologa. Nie każdy zbiór mniemań i system wierzeń będzie ideologiczny. Stanie się takim dopiero wtedy, gdy przekształcimy go w narzędzie do walki. Ideologia to środek do rozgrywania konfliktów społeczno-politycznych. Neomarksistka przytakuje, bo żywi się konfliktem. Dlatego mówi z bezwstydnym uśmiechem, obnażając siekacze: Jestem ideologinią.
  7. Tu wchodzi następna dwuznaczność. Ci, którzy idą ramię w ramię ze ścierwami, śmieją się z naiwnego humanizmu. Ideolodzy nie mogą być wyłącznie „ludźmi” – to byłaby dyskryminacja. A neomarksistowski komunizm chce równouprawnienia frankensteinów. Bycie człowiekiem i podmiotem ma sens, ale tylko częściowy. W podziale walki i pracy chcemy być także przedmiotami i narzędziami – nie zawsze i wszędzie, czasem na pół etatu lub tylko podczas operacji specjalnej. Tak używamy wolnej woli: do ochotniczej instrumentalizacji siebie i innych. Warto? Są takie dni, gdy ochotnik neomarksista deklaruje z rozkoszą: Jestem psychosomatyczną śrubką w ideologicznej maszynie.
  8. Bojowe kroczenie do przodu bywa równoznaczne z przemocą. W przebiegu tego ruchu chodzi o prze-moc. O presję ze strony rewolucyjnej mocy, która konsekwentnie napiera, wypierając wrogów z ich gniazd kapitałowych oraz instytucjonalnych. Bez pardonu.
  9. Stąd kolejna ambiwalencja. W dialektyce dwóch mózgów jeden jest demokratyczny, a drugi dyktatorski. Marks chwalił Komunę Paryską za to, że nawet jej przeciwnicy byli reprezentowani w demokratycznym zgromadzeniu paryżan. Jednocześnie Engels podkreślał: Komuna była dyktaturą. Co to znaczyło? Pewien marksolog obliczył, że w pismach Marksa i Engelsa, które liczą kilka milionów słów, związek frazeologiczny „dyktatura proletariatu” pojawia się jedynie szesnaście razy. Mózg dyktatorski włącza się zatem incydentalnie, w sytuacjach wyjątkowych. Takie jest właśnie pojęcie „dyktatury”, przejęte przez czerwonych klasyków z tradycji rzymskiej. W Rzymie demokratyczna republika wyznaczała czasami – w chwili kryzysu – tymczasowego „dyktatora”. Rządził on przy pomocy dekretów, ale pod kontrolą Senatu.

Klasycy rozumieli „dyktaturę” podobnie. Nie była ona bolszewicka, ponieważ wykluczała tyranię jakiegoś partyjnego komitetu centralnego lub innej odgórnej instancji. Rządzić miał demos – na przykład proletariat – wykorzystując niekiedy narzędzia państwowego przymusu. Klasyczny marksizm nie propagował jednak terroru i odwetu klasowego. Przymus prawodawczy czy policyjny w istocie nie różnił się od typowo republikańskich mechanizmów nacisku i retorsji.

Bauman o Marksie: Drogi do utopii – od Marksa do św. Pawła

Rządy neomarksistów wyglądałyby podobnie. Wolnościowa demokracja dla wszystkich, z jednym wyjątkiem. W republice nie ma miejsca dla skrajnej prawicy, na przykład pisowsko-oenerowsko-korwinowskiej. Jej struktury organizacyjne powinny ulec delegalizacji, a majątki – konfiskacie.

  1. Walka i praca muszą być również zabawą – kolejna wieloznaczność? Razem z tą kwestią wraca pytanie o status śrubki. Odpowiedź: neomarksistowska maszyna nie może być sztywna i schematyczna. Śrubka jest jednocześnie wolnym elektronem. Neomarksiści są zarazem przedmiotami i podmiotami – a w tym drugim wymiarze często grywają partie solowe. Nieprzypadkowo więc Gerald A. Cohen, klasyk marksizmu późnonowoczesnego, porównał pożądaną samoorganizację do jazz bandu. W jej ramach komuniści mogą być także indywidualistami, grającymi na siebie. Mają prawo do ekscentrycznych odchyłów od „normy” i od „linii partyjnej”.

Berman: Marks nie grał w lidze cyników

Odchyły atomów nie mogą być karane, powinny być źródłem twórczej radości – tak jak u Epikura, któremu Marks poświęcił dysertację doktorską. Pojawia się w niej sugestia dotycząca piekła. Ono nie powinno istnieć! Atomy kontestujące „linie proste” nie mogą ginąć w otchłani potępienia; mają za to współtworzyć wielość alternatywnych ścieżek życiowych, artystycznych oraz ideologicznych. Jazzujący neomarksiści to epikurejczycy.

  1. Wreszcie dwuznaczność finalna. Neomarksizm jest ortodoksyjny, czyli radykalnie heretycki. Co jest grane, do diabła? Z perspektywy marksistka ortodoksyjna to taka świadomość ideologiczna, która pozwala zanegować każdą konkretną tezę i receptę samego Marksa. Powinna jednak pozostawać zasadniczo wierna wobec ruchu komunistycznego „jako całości”.

Moim zdaniem ortodoksja jest wiernością wobec dwóch wolnościowych idei, spajających każdy historyczny wariant marksizmu z transhistoryczną całością.

Neo/marksista to ktoś, kto projektuje „zrzeszenie, w którym swobodny rozwój każdej jednostki jest warunkiem swobodnego rozwoju wszystkich” (Manifest komunistyczny).

Gdy gwarantowany dochód zakończy erę pracy, nadejdzie czas surferów

A ustrój zaawansowanego komunizmu działa według słynnej maksymy sformułowanej w Krytyce Programu Gotajskiego. „W wyższej fazie społeczeństwa komunistycznego, kiedy zniknie ujarzmiające człowieka podporządkowanie podziałowi pracy, a przez to samo zniknie też przeciwieństwo pomiędzy pracą fizyczną a umysłową; kiedy praca stanie się nie tylko źródłem utrzymania, ale najważniejszą potrzebą życiową; kiedy wraz ze wszechstronnym rozwojem jednostek wzrosną również ich siły wytwórcze, a wszystkie źródła zbiorowego bogactwa popłyną obficiej – wówczas dopiero będzie można całkowicie wykroczyć poza ciasny horyzont prawa burżuazyjnego i społeczeństwo będzie mogło wypisać na swym sztandarze: Każdy według swych zdolności, każdemu według jego potrzeb!”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Kozak
Tomasz Kozak
Marksista
Łączy sztuki wizualne z filozofią, literaturoznawstwem i naukami politycznymi. Autor książek: Wytępić te wszystkie bestie? (2010), Akteon. Pornografia późnej polskości (2012), Poroseidy. Fenomenologia kultury trawersującej (2017). Aktualnie pracuje nad książką inspirowaną zaproponowanym przez Marka Fishera pojęciem libertariańskiego komunizmu.
Zamknij