Kraj

Zdelegalizować PiS? Jak powinny wyglądać powyborcze rozliczenia

Rydzyk, Morawiecki

Rola lewicy w całym dramacie rozliczenia PiS nie powinna być skeczem symetrystki-separatystki. Ani kazaniem dyżurnej moralizatorki. Beka z rozliczeniowej szajby libków lub święty oburz na brutalizację ich retoryki to odruchy spychające nas na polityczny margines.

Widmo rozliczeń z reżimem krąży nad obozem opozycji. Mściwość zaczyna szczerzyć kły.

Onet i CrowdMedia donoszą, że Donald Tusk planuje po wyborach uderzenie w pisowską ośmiornicę finansową. Celem byłoby odzyskanie państwowych pieniędzy, które zasiliły biznesy sojuszników i sługusów reżimu. Począwszy od „setek milionów” przelanych Rydzykowi, poprzez dziesiątki utopione w fundacji Dworczyka, skończywszy na mniejszych sumach wpompowanych w hejterów na rządowym wikcie – np. w fundację Mariusza Chłopika, organizatora kampanii nienawiści wobec osób LGBT i niezawisłych sędziów.

Czerwona polityka nie może być „kojąca”. Gniewne przypisy do najnowszego raportu Sadury i Sierakowskiego

Drakonizacja liberalizmu

Pomysł Tuska jest drapieżny i przewrotny. Polega bowiem na przejęciu oprzyrządowania made in Ministerstwo Sprawiedliwości Ziobry. Chodzi o mechanizm konfiskaty rozszerzonej. To sankcja z Kodeksu karnego, która pozwala państwu rekwirować majątki ludzi uwikłanych w przestępstwa.

W tym przypadku konfiskata okazuje się możliwa nie tylko po prawomocnym wyroku. Prokuratura może przejąć kontrolę nad majątkiem już w trakcie procesu. W odpowiedzi na wniosek o zabezpieczenie mienia, któremu grozi skonfiskowanie, sąd ma prawo ustanowić państwowy zarząd przymusowy. Wystarczy uzasadnione podejrzenie uczestnictwa w przestępstwie – przy czym ciężar dowodu, że uczestnictwo nie miało miejsca, spoczywa na oskarżonym.

Można lamentować, że smok takiej sprawiedliwości, zaangażowany do walki politycznej, to wielkie zagrożenie dla państwa prawa i liberalnej demokracji. Albo odpowiedzieć, że tylko drakońskie sankcje uratują demokratyczne państwo przed pisowską recydywą.

Tuskowi sekunduje tu Radosław Markowski. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” popiera metodyczne zaostrzanie retoryki rozliczeniowej. „Jestem zwolennikiem takiego twardego, brutalnego nawet języka” – deklaruje. I dodaje własny pomysł na drakonizację: „uważam za rzecz absolutnie stosowną, by porządny Trybunał, powołując się na odpowiedni paragraf konstytucji, zajął się problemem, czy partia PiS za swoje ośmiolecie nie powinna zostać zdelegalizowana”.

Gdula: Wyczerpuje się kontrakt państwa z obywatelami w wersji PiS i III RP. Jest miejsce na nowy

Wataha cieni – wkurwionych do czerwoności

A lewica? Jej rola w całym dramacie nie powinna być skeczem symetrystki-separatystki. Ani kazaniem dyżurnej moralizatorki. Beka z rozliczeniowej szajby libków lub święty oburz na brutalizację ich retoryki to odruchy spychające nas na polityczny margines.

Wynika to z oczywistej tendencji: elektorat opozycji chce krwi. Premię wyborczą dostaną więc te formacje, które zareklamują najbardziej wiarygodny i spektakularny scenariusz odwetowy. Dlatego warto zawalczyć o rolę główną w tym thrillerze. Podpisać cyrograf z diabłem drakonizacji i planować rozliczenia w taktycznym sojuszu z liberałami. Przelicytować ich w bezwzględności, a przynajmniej w żonglowaniu nowatorskimi pomysłami na widowiskowe ukaranie najbardziej znienawidzonych siepaczy Kaczyńskiego.

Oczywiście międzypartyjna współpraca będzie obciążona ryzykiem. Tusk znowu może naściemniać, „zapomnieć” o własnych pomysłach i obietnicach – zostawić antypisowską lewicę na lodzie. Nie zmienia to faktu, że w aktualnych realiach widmo zjednoczonej opozycji wraca i szczerzy zęby, częściowo kusząco.

Rozumie to chyba ekipa Czarzastego. Według „Wyborczej” Nowa Lewica staje się „wielkim orędownikiem zjednoczenia opozycji”. „Wyszło nam z badań, że nasz elektorat bardzo chce jednej listy. Żąda też, byśmy od PiS trzymali się z daleka” – miał wyznać „w kuluarach” jeden z liderów.

W tej sytuacji lewica, zamiast grzęznąć w nieopłacalnym symetryzmie, mogłaby planować ucieczkę do przodu. Pożądane posunięcia? Już nie tylko ciche wycofanie się z polityki wyciągania ręki do rzekomo rozsądnych wyborców i aparatczyków „drugiej strony” – lecz programowa eskalacja agresywnego radykalizmu. Wspólna lista? Tak, ale zintegrowana postulatem bezlitosnych rozliczeń po wygranych wyborach.

Gdybyśmy żyli w normalnym państwie, należałoby dyskutować o gabinetach cieni. W dzisiejszej sytuacji potrzebny jest wariant wojenny. Planujmy nie gabinet, ale armię cieni. Byłaby ona listą mobilizacyjną całej opozycji, w ramach której każdy z kandydatów miałby własne zadanie w obszarze wspólnego podziału pracy.

Kandydaci PO mogliby rozliczać tych pisowców, którzy odpowiadają za niszczenie finansów publicznych i praworządności. Nowa Lewica – namierzać kapitalistów w endeckich kontuszach, pedofilów w sutannach, bandytów w policyjnych mundurach. Wszystkich reżimowców łamiących prawa pracownicze i znęcających się nad ludźmi w komisariatach oraz na przejściach granicznych. Polska 2050 – tych, co dewastowali ochronę zdrowia, lasy państwowe i środowisko. PSL i AGROunia – tych, co trzepali kasę na niszczeniu rolnictwa.

W tym układzie kluczowe byłyby trzy czerwone watahy. Ich zadania? Przejęcie CBA i Ministerstwa Sprawiedliwości. Przygotowanie list pupili pisowskich, wytypowanych do prześwietlenia, procesowego przeczołgania i publicznego napiętnowania.

Ważną rolę odgrywałaby w tej sytuacji wataha trzecia – telewizyjna. Lewica powinna w związku z tym serwować następujące komunikaty. Do liberałów: nie ma mowy o prywatyzacji TVP. Do szlachetniaków we własnych szeregach: zapomnijcie o neutralnej politycznie BBC. Do masowej publiczności: przejmiemy telewizję i pokażemy wam na żywo, jak można dojechać pieszczochów starego reżimu. Zatańczcie z nami na gruzach, w które zmienimy ich „wille plus”!

Sadura i Sierakowski: Polityk, którego teraz potrzebują Polki i Polacy, to nie iluzjonista, ale terapeuta

Na koniec szkic operacji najważniejszej. Kryptonim: Konstytucja. Radosław Markowski radzi opozycji, żeby myślała ambitnie – o wygranej w wyborach „przewagą trzech piątych albo dwóch trzecich”. O większości pozwalającej odrzucać weta Dudy, a nawet uchwalić nową konstytucję.

Lewica powinna radykalizować takie myślenie życzeniowe. Pożądaną większość dałoby się uzyskać również środkami prokuratorsko-policyjnymi. Po ewentualnym zwycięstwie opozycji i sformowaniu nowego rządu możliwe byłoby pozbawienie immunitetów oraz aresztowanie kilkunastu lub kilkudziesięciu pisowskich posłów – bo przestępców wśród nich nie brakuje. W rezultacie odpowiednio zmniejszyłaby się liczba parlamentarzystów uczestniczących w posiedzeniach Sejmu. A obóz demokratyczny zyskałby dwie trzecie głosów potrzebnych do zmiany konstytucji.

Marks i Engels nie byli pacyfistami

Cele strategiczne

Po co w ogóle bawić się w takie eksperymenty myślowe? Po to, żeby kompresować atmosferę społeczno-polityczną, niezbędną do przezwyciężenia opozycyjnej niemocy i wdrożenia progresywnych reform.

Zakładam bowiem, że w atmosferze antypisowskiego, a następnie ogólnoustrojowego przyspieszenia będzie nam łatwiej forsować czerwone prawo. Daleko idące poszerzenie prerogatyw Państwowej Inspekcji Pracy? Dotkliwe kary dla kleru za wspieranie faszystowskiego reżimu? Prawo do aborcji i równouprawnienie osób LGBT+? W klimacie rozliczeniowej euforii projekty te nikogo nie będą już szokować – niewykluczone, że staną się oczywiste.

A o to przecież chodzi. Trzeba zniszczyć PiS, zaorać jego bazę ekonomiczną i nadbudowę światopoglądową – żeby wreszcie zbudować świecką, lewicową, a zarazem liberalną demokrację. Diabelska pomysłowość będzie w tym procesie niezbędna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Kozak
Tomasz Kozak
Marksista
Łączy sztuki wizualne z filozofią, literaturoznawstwem i naukami politycznymi. Autor książek: Wytępić te wszystkie bestie? (2010), Akteon. Pornografia późnej polskości (2012), Poroseidy. Fenomenologia kultury trawersującej (2017). Aktualnie pracuje nad książką inspirowaną zaproponowanym przez Marka Fishera pojęciem libertariańskiego komunizmu.
Zamknij