Najczęstszy profil osoby odbierającej sobie życie to żonaty mężczyzna w wieku 55-64 lata, dokonujący aktu samobójstwa w domu poprzez powieszenie się. Polska jest jednym z krajów o najwyższych współczynnikach samobójstw na świecie i jednym z nielicznych w Europie, który wciąż nie przyjął strategii prewencyjnej – pisze Przemysław Waszak.
Nie zawsze mamy dość czasu, gdy trzeba szybko reagować. Nie ma tego czasu zwłaszcza, kiedy przybiegamy do zrozpaczonej, samookaleczającej się dziewczyny lub pełnego gniewu mężczyzny, grożącego poderżnięciem sobie gardła. Wtedy trzeba przede wszystkim ratować zagrożone zdrowie i życie.
Podczas dyżurów w szpitalu psychiatrycznym codziennie przyjmujemy osoby po próbach samobójczych. Są nastolatki i są seniorzy, są ludzie z bardzo różnych środowisk, część pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Dowozi ich do nas policja i/lub pogotowie: z domu, z centrum miasta, z lasu, często z oddziałów toksykologicznych, gdzie byli intensywnie leczeni po celowym zatruciu. Niektórzy podjęli próbę odebrania sobie życia podczas pobytu w szpitalu (nie tylko psychiatrycznym). Ich leczenie trwa czasami bardzo długo, ale wszyscy mają jeszcze szansę powrotu do codzienności.
czytaj także
Ale co z tymi, których nie udało się znaleźć i uratować w porę? Co można zrobić, żeby Polacy rzadziej odbierali sobie życie?
Każdy z nas powinien lepiej poznać czynniki ryzyka i sytuacje zagrożenia samobójstwem. Przede wszystkim potrzebujemy systemowych ram do zapobiegania temu zjawisku. W Łodzi odbył się niedawno pierwszy Kongres Suicydologiczny, dedykowany perspektywom zapobiegania samobójstwom i depresji w Polsce. Jego przesłanie brzmiało: „Twoje działania mogą uratować życie”.
Jest to (kolejna już) próba wypracowania systemowych strategii dla przeciwdziałania temu zjawisku w naszym kraju. Polska jest bowiem jednym z krajów o najwyższych współczynnikach samobójstw na świecie i jednym z nielicznych w Europie, który nie przyjął dotąd narodowej strategii prewencyjnej w tym zakresie.
czytaj także
Szara strefa śmierci
Schody zaczynają się już na etapie statystyk. Dane na ten temat samobójstw są w naszym kraju zbierane przez dwie instytucje: Główny Urząd Statystyczny (GUS) oraz Komendę Główną Policji. To rodzi niemały problem w kwestii szacowania skali problemu. Dane obu instytucji nie są bowiem zgodne. Według policji samobójstwa ciągle rosną, a według GUS utrzymują się na stabilnym, choć podwyższonym od 2000 roku poziomie.
Według danych policji z 2017 roku najczęstszy profil osoby odbierającej sobie życie to żonaty mężczyzna w wieku 55-64 lata, dokonujący aktu samobójstwa w domu poprzez powieszenie się. Często już z uprzednio rozpoznanym zaburzeniem psychicznym. Policja zbiera również w swoim kwestionariuszu inne dane dotyczące statusu socjalnego osoby, jednak rzadko udaje się je jednoznacznie ustalić.
Oficjalnie w Polsce w 2017 roku było 5276 zamachów samobójczych zakończonych zgonem. Jednak nawet podczas wspomnianego kongresu w Łodzi eksperci podnosili kwestię, że ich ta liczba może być znacząco zaniżona poprzez częściowo błędnie zakwalifikowane do innej kategorii, np. zgon w intencjonalnie sprowokowanym wypadku komunikacyjnym lub w sytuacji odroczonej śmierci z powodu powikłań po intencjonalnym zatruciu. Jednoznacznie suicydalne zachowanie, jakim jest powieszenie się, które dominuje w statystykach przyczyn samobójstwa w Polsce, raczej wskazuje na to, że mamy problemy z uchwyceniem zniuansowanych sytuacji. To m.in. z powyższych powodów WHO akcentuje naszą, wyjątkową wśród krajów OECD słabość raportowania.
Protestuję w tej sprawie już od 12 lat. Na ulicach, w Sejmie, gdzie się da
czytaj także
Jeszcze większa szara strefa dotyczy prób samobójczych. Policja dopiero od 2017 wprowadziła rozszerzony sposób raportowania zarówno zamachów zakończonych zgonem, jak i zachowań (prób) samobójczych, co potencjalnie może przyczynić się do wypracowania rzetelniejszych statystyk. Niestety największa wada – brak powiązania tych statystyk z danymi GUS-u – pozostaje z nami nadal.
Najbardziej subiektywnym elementem tego zjawiska pozostają myśli samobójcze – to o nie od lat pytają badacze z Diagnozy Społecznej. Według aktualnych raportów dotyczą one coraz mniejszego odsetka Polek i Polaków. Jeśli rzeczywiście jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Po pierwsze nie szkodzić
Samobójstwo jest złożoną materią, niejednorodnym zjawiskiem, które w przeciwieństwie do zawału serca czy zapalenia płuc wymyka się prostej medycznej klasyfikacji. Od wieków uwikłane w konotacje religijne i moralne, dziś samobójstwo doczekało się wielu rzetelnych opracowań psychologicznych oraz socjologicznego opisu mechanizmów, które prowadzą jednostkę do tak desperackiego kroku.
Z medycznego punktu widzenia samobójstwo nie jest chorobą, a zachowania suicydalne mogą stanowić symptom rozmaitych zaburzeń psychicznych. Ze wszystkich tych powodów zapobieganie samobójstwom nie może być zatem traktowane jako zadanie dla tylko jednej grupy, lecz wymaga współpracy wielu służb i sektorów państwa. Jednak przyjęcie medycznej optyki sprawia, że – tak jak w przypadku chorób – także samobójstwom możemy zapobiegać.
Przegląd doświadczeń z różnych strategii zapobiegania samobójstwom doczekał się licznych opracowań naukowych. Systematyczny przegląd badań przeprowadzonych w latach 2005-2014 pozwolił wskazać szereg efektywnych interwencji. Obok szczególnie istotnych dla lekarzy i psychologów danych o najskuteczniejszych formach leczenia osób zagrożonych samobójstwem (zarówno farmakologicznym, jak i psychoterapeutycznym), zidentyfikowano również skuteczne prewencyjne działania w obszarze regulacji prawnych. Niektóre z nich są bardzo proste, wręcz bezkosztowe.
Na przykład w obszarze strategii ograniczenia dostępu do metod, wiodącą rolę w redukowaniu liczby samobójstw pełni oczywiście zmniejszenie dostępu do broni palnej, ale co ważne również dostępności do pestycydów, węgla drzewnego oraz barbituranów (bardzo uzależniających leków nasennych starej generacji). Ogólne zmniejszenie liczby tabletek w opakowaniach leków zmniejsza liczbę intencjonalnych zatruć. Inne działania prewencyjne dotyczą np. wzniesienia barierek przy mostach lub dokonanie detoksykacji gazu domowego, wprowadzenie programów edukacyjnych na temat depresji dla personelu szpitali, więzień czy szkół, a także odpowiednio stosowane interwencje i przekazy medialne o samobójstwach.
Ta ostatnia kwestia jest szczególnie złożona. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wypuściła kilka lat temu osobny podręcznik na ten temat (w nieco starszej wersji dostępny również w języku polskim dla rodzimych dziennikarzy). W wielkim skrócie – zabrania się upraszczania/gloryfikowania/obwiniania samobójców oraz robienia sensacji z ich czynu (wielkie nagłówki, zdjęcia itp.). Nade wszystko zaś artykuł opatrzony powinien być stosownym komentarzem o wczesnym identyfikowaniu sygnałów ostrzegawczych dotyczących samobójstwa oraz dostępnych formach pomocy.
Coś, co powinno być zrozumiałe i oczywiste, nie zawsze jednak takie jest – spójrzmy chociaż na lokalne tytuły prasowe w Polsce. Spróbujcie wpisać hasło „samobójstwo” w wyszukiwarce Google News i przejrzeć regionalne tytuły. Nie zajmie wam dużo czasu, a natkniecie się na artykuły zawierające zdjęcia z miejsca zdarzenia czy nawet fotografię zwłok(!). Jak coś takiego może pomóc osobie, która czyta ten artykuł i sama cierpi z powodu myśli suicydalnych?
Wiemy, co robić. Trzeba tylko zacząć robić
Oczywiście zjawisko samobójstwa ma znacznie szerszy kontekst społeczny. Prawdą jest, że częściej dotyczy grup dyskryminowanych: mniejszości etnicznych, uchodźców, więźniów, grupy LGBTQIA itp. Ryzyko samobójcze istotnie wzrasta u osób narażonych na nadużycia i przemoc, zwłaszcza we wczesnych etapach życia. Dlatego poważne traktowanie prewencji powinno również dotyczyć głębszego wsparcia narażonych grup, budowania trwałych więzi społecznych. Ale nawet w atmosferze dalekiej od społeczeństwa otwartego konkretne, prewencyjne działania są w stanie przynieść wymierny efekt.
Nie zgadzamy się na bylejakość, czyli o co chodzi młodym lekarzom
czytaj także
Wszystkie powyższe spostrzeżenia zostawiają nas z nieodpartym wrażeniem, że w kwestii prewencji samobójstw w naszym kraju nie trzeba wcale wyważać już otwartych drzwi. Zagraniczne przykłady, a także gotowa (lecz nie wdrożona) polska ramowa strategia zapobiegania samobójstwom, sprawiają, że na pytanie „co robić?” w zasadzie mamy już pełną odpowiedź. Na pytania „kto to zrobi?” nadal zaś odpowiada echo.
Niezrozumiały i zupełnie zaskakujący jest brak woli politycznej dla wdrażania powyższych strategii, gdy zgony z powodu samobójstw nadal zajmują wysoką pozycję w ogólnej strukturze zgonów w Polsce. Czy czekamy zatem na kryzys zdrowia publicznego, taki jak np. w Indiach, Argentynie, Rosji czy Japonii, gdzie samobójstwo jest wiodąca przyczyną zgonów w populacji osób w wieku 15-24 lat? Nie dopuśćmy do tego, póki jest jeszcze czas!
**
Przemysław Waszak jest rezydentem psychiatrii w Gdańsu i doktorantem Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.